Szkoła się nie bawi

Miałem nadzieję, że odżyje stara tradycja i znowu będzie można organizować sylwestra w szkole. Ceny w lokalach poszły w górę, pensje belferskie stoją, a na prywatkę nie każdy ma wystarczający metraż. Ja kiedyś zaszalałem i zaprosiłem ponad 50 osób, więc kto się nie zmieścił, stał na balkonie.

Najstarsza osoba w mojej rodzinie, emerytowana nauczycielka, przypomniała, że za jej czasów sylwestra organizował dyrektor. Całej szkoły nie zapraszał, ale pracownicy z osobami towarzyszącymi mogli się bawić. Przypomniała też, że podczas jednego z takich balów nauczyciele nieźle sobie popili, a gdy mieli sporo w czubie, wzięli z magazynu transparenty 1-majowe i wyszli na ulicę witać Nowy Rok. Milicja zastosowała tylko pouczenie. Był koniec lat 50.

Sam też pamiętam sylwestra w szkole, nawet kilka, ale jak przez mgłę. Ostatni był dawno temu, jednak nie tak dawno, gdyż dyrektor już się z nami nie bawił. Zresztą nawet nie wiedział, co tu się szykuje. A jak się dowiedział, to spanikował i gadał o jakichś kodeksach, które zabraniają i nie pozwalają.

Czego zabraniają i na co nie pozwalają, już nie pamiętam. Zresztą cóż mogłoby się zdarzyć na szkolnym balu sylwestrowym, że dyrektor tak się wystraszył? Jeśli w latach 50. stróże prawa mieli poczucie humoru, to chyba w wolnej Polsce też zachowaliby się na poziomie i rozrabiających nauczycieli najwyżej by pouczyli. Do siego roku!