Chory tydzień przed świętami

W ostatnim tygodniu przed świętami mogą być w szkole pustki. W piątek prawie każdy nauczyciel źle się czuł. Koleżanki i koledzy podkreślali, kaszląc i nosy wycierając, że rozwija się u nich jakieś paskudztwo. W weekend spróbują się podleczyć, ale jak to nic nie da, trzeba będzie wziąć zwolnienie.

Trudno było odróżnić człowieka naprawdę chorego od tego, który idzie na zwolnienie z powodu strajku. Nauczyciele nie ufają nauczycielom, więc nikt się nie przyznawał, jakie ma plany. Na wszelki wypadek ja też chrząkałem i pokasływałem. Niestety, nawet flegma mi się w gardle nie zbierała. W piątek nie miałem żadnych oznak choroby, jedynie zły byłem na siebie.

Cały tydzień próbowałem się przeziębić. W tym celu brałem gorący prysznic, natychmiast wychodziłem w bokserkach i T-shircie na balkon na papierosa – i nic. Podejrzewam nawet, że mimo woli się zahartowałem i teraz długo nie zachoruję. Gdybym miał tłumaczyć lekarzowi, co mi dolega, to w miarę przekonująca jest depresja. Po 25 latach pracy w szkole mam minę, jakby mnie z krzyża zdjęli, więc śmiało mogę twierdzić, iż żyć mi się nie chce, nic mnie nie cieszy, boję się, że sobie lub komuś zrobię krzywdę. Za samą twarz należy mi się pół roku chorobowego.