W ramach strajku chorujemy

Nauczyciele rozsyłają sobie pocztą internetową list zachęcający do pójścia na chorobowe w ostatnim tygodniu przed świętami. Niech to będzie ostrzeżenie przed podobnymi akcjami po Nowym Roku. Jeśli nie otrzymamy 1000 zł podwyżki, będziemy strajkować do skutku.

Warunkiem powodzenia akcji jest jej masowość. Nic to nie da, jeśli na zwolnieniu lekarskim przebywać będą pojedyncze osoby. Jeśli co najmniej połowa załogi, wtedy dyrekcja będzie miała poważny problem. Budżet szkoły przewiduje absencję pracowników na poziomie nie wyższym niż 10 proc. Gdy choruje więcej nauczycieli, wtedy uczniowie nie mają zastępstw, tylko idą do domu albo siedzą w świetlicy. Podstawa programowa – główny cel obecnej edukacji – nie jest realizowana.

Anonimowy autor wspomnianego e-maila zarzuca związkom zawodowym, że nie zrobią nic, aby zawalczyć o podwyżki dla nauczycieli. Dlatego nie mamy wyjścia, musimy zaprotestować sami – bez kierowniczej roli związków. Ludzie traktują poważnie tę zachętę. Jedni drugim tłumaczą, jak można dostać zwolnienie, nie będąc ewidentnie chorym. Z czasów studenckich pamiętam metodę na wino tanie i proste (im tańsze, tym skuteczniejsze). Pijemy wieczorem butelkę tej trucizny, śpiewamy głośno kilka razy „Szła dzieweczka do laseczka”, a rano mamy gardło w kolorze piekielnej czerwieni i ledwo mówimy. Każdy lekarz z czystym sumieniem wystawi nam tydzień zwolnienia.