Przerwy pracujące
Nie tylko uczniowie chcą odpocząć od nauczycieli. Także nauczyciele po przeprowadzonej lekcji choć przez chwilę pragną nie widzieć swoich podopiecznych. Niestety, o wolną przerwę coraz trudniej.
Dyrekcja każe nauczycielom dyżurować między lekcjami, czyli dbać o bezpieczeństwo dzieci na korytarzach. Połowę przerw diabli biorą. Z władzą jednak się nie dyskutuje.
Pozostałe przerwy próbują zająć ci uczniowie, którzy nie mogą wytrzymać bez nauczycieli. Stoją przed pokojem i proszą o wywołanie pechowca. Dzieci to nie dyrekcja, więc można się przeciwstawić. Nauczyciele krzyczą, że teraz jest przerwa, czyli czas wolności od uczniów. Ponieważ młodzież nie rozumie, wychowawcy mają wytłumaczyć klasom, że przerwa to czas odpoczynku od siebie.
Niestety, niektórzy uczniowie nadal nie rozumieją, że między lekcjami się nie pracuje, nie kontaktuje ze sobą, tylko pije kawę, chodzi do toalety albo po prostu próżnuje. Przerwa – przywilej socjalny. Zresztą dyrekcja też tego nie rozumie, ale to zbyt ryzykowny temat, więc nie będę go rozwijał.
Komentarze
Przerwa a przerwa …w umysłowym bezrobociu…
–
O przywilejach socjalnych których to belfer, a nie dyrekcja nie rozumie, warto pisać uczciwie, tak jak pracować (trudne słowo).
Edukacyjnie, to dyskryminującemu obowiązkowi pracy, za którą bierze się pieniądze, słuzy coś niepojętego belfrom i suwerenom, a mianowicie …prawo.
„…Dyżury nauczycieli są sprawowane w ramach czasu pracy nauczyciela, o którym mowa w art. 42 ust. 2 pkt 2. Do obowiązków nauczyciela należy realizacja zadań związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa uczniom w czasie zajęć organizowanych przez szkołę, o czym stanowi art. 6 pkt 1 Karty Nauczyciela. Należą do nich dyżury nauczyciela na przerwie…”
Kwestia przerw w lekcjach jest więc czym innym niż przerw w pracy nauczyciela (który pracuje > 6h/dobę).
I jak tu się uczyć, jak nie ma w szkole od nieuctwa przerwy?
Pan Dariusz Chętkowski chciałby więcej pieniędzy za mniej pracy. Ja też bym to chciał, ale ja od dawna pracuję w sektorze prywatnym, gdzie nie ma żadnych Kart Nauczyciela czy też innych socjalistycznych wynalazków i gdzie pracuje się często 24 godziny na dobę (oczywiście umysłowo a nie fizycznie). W moim zawodzie pracuje się bowiem nawet we śnie (np. we śnie znajduje się nowe rozwiązania, których nie udało się wymyśleć na jawie).
Myślę, na kanwie tego i wielu innych wpisów, że Pan Dariusz Chętkowski chciałby korzystać ze swoich przeczuwanych praw, tylko że (obecnie chyba) nie umie.
Tego szkoła nie uczy – umiejętności, ona je odbiera.
A za tym idzie wyparcie wiedzy, nawet posiadanej, oraz niechęć do choćby dostępnej.
W zamian, czyni za to odpowiedzialnym opresyjny świat kwaśnych winogron.
Tyle, że nikt na blogu nie ma kompetencji ani kapitału, by w przerwach od pracy robić tu za terapeutę.
Co nie umniejsza współczucia za konsekwencję trwania w pogłebianiu.
–
PS Przepraszam że piszę jak zwykle niezrozumiale, ale to część mojej terapii. 😉
O ile się nie mylę to oświatowe regulacje stanu Illinois (a pewnie i innych stanów), ustalajac regulaminowy wymiar czasu pracy nauczycieli rozróżniają tzw. „instructional time” od „non-instructional time”.
Z pewnością pilnowanie uczniów aby w czasie przerwy się nie pozabijali na szkolnym korytarzu ani z definicji nie należy do „instructional time”, ani nie jest wystarczająco ważne, aby dyrekcje chciały za niego „zapłacić” z nauczycielskiego budżetu „non-instructional time”.
Dyrekcje szkół i tak dobrze musza się nagimnastykować aby regulowane przepisami limity godzin „non-instructional time” mogły pokryć zajęcia takie jak czas wywiadówek z rodzicami, wszelkie nauczycielskie dokształty, rady pedgagogiczne, przerwy na lunch, czas zwykłych przerw, pilnowanie uczniów po lekcjach, próby różnych akademii oraz czas tychże akademii, działalność administracyjną nauczyciela, itd.
Od pilnowania na przerwach są różni pomocnicy nauczyciela albo wolontariusze, czyli pełniący (za darmo) dyżury na szkolnym korytarzu rodzice uczniów. Szczególnie w szkołach podstawowych i w gimnazjach.
W gorszych dzielnicach bedą to szkolni policjanci a w najgorszych – policjanci miejscy. Przed takimi szkołami w godzinach porannego rozpoczynania i popołudniowego kończenia nauki widzimy zawsze jeden, dwa zaparkowane radiowozy i 2- 4 miłych panów policjantów „majacych oko” na wchodzący lub wychodzący tłumek (zwykle od ponad 1000 do około 3000) uczniów.
_______________________________
Nie róbmy sobie przerwy w czasie wyborów!
Odwiedźmy urny i oddajmy głos.
_________________________________
Gekko 19 października o godz. 23:42 257026
Nie ma w moim okręgu (Bielany w Warszawie) nikogo wśród kandydatów, który byłby wart oddania na niego głosu, może poza Ikonowiczem, ale on raczej nie ma szans na zostanie prezydentem Warszawy, jako że nie stoją za nim duże pieniądze, niezbędne dziś do uzyskania takiego stanowiska. Nie jest to więc naruszenie ciszy przedwyborczej czy też wyborczej, jako że nie agituję tu za żadnym z kandydatów.
Test…
Gekko,
A co z Siłaczką? Chce Pan, by z rynku dóbr materialnych wycofać model „nauczyciel z funkcją Siłaczki”?
A najdłuższe przerwy w pracy to ma pilot. W gruncie rzeczy pilot jest już tylko na wypadek zatrucia autopilota nieświeżą sałatką. Tymczasem kasę bierze taki nie mniejszą niż w czasach, gdy Wolanda musiał trzymać dwiema rękama.
Agitowanie za samych udziałem w wyborach chyba wciąż dozwolone?
https://pbs.twimg.com/media/Dp7zuhLXgAAt–J.jpg:large
Przywilej dostępny nielicznym
Aj, oj! Niepotrzebnie pan autor bloga zrobił szum w prawie ustawionego alarmu przeciwpożarowego w swojej szkole.
Przecież szlachetni i uczciwi politycy z majestatycznej partii PO – nieskazitelna europoseł Bieńkowska i cnotliwy, prawy minister Arłukowicz poseł – ustawili kontrolę NIK-u, aby ukryć prawdę i co? Nico. Są jeszcze bardziej godni zaufania i nawet autor bloga popiera ich nieskazitelność.
„Ale ja wiem jak jest. To nie musiałam kontroli robić. Kontrolę robiliśmy po to, żeby wyszło, że jest dobrze – tłumaczy Bieńkowska. Arłukowicz odpowiada: – Jest źle i to tak na poważnie. Setki milionów złotych.”
O, autor bloga – żarliwy czciciel wolności słowa – wprowadził cenzurę?
Płynna Rzeczywistość
20 października o godz. 12:50
–
Siłaczka – czemu nie, byle nie, jak tu, ze sobą i za pieniądze, przy dzieciach.
😉
Kto pracą nie utrzyma se Wolanda, niech orze inne Oreo.
Pozdr. 😉
@Płynna Rzeczywistość
Myślę, że pilotów przebijają dziennikarze: muszą tylko odgadnąć co mają napisać 🙂
@ zza kałuzy
A co robią owi „szkolni policjanci” w czasie gdy trwają lekcje ?
Przecież oni w tym czasie „nie pracują” !
Czy strażakom płacić tylko za czas spędzony przy gaszeniu pożarów, policjantom za ilość złapanych „przestępców” i wartość skasowanych mandatów, żołnierzom od ilości zabitych wrogów czy czasu trwania wojny a właściwie czasu spędzonego w boju?
Tak jak słusznie zauważyłeś praca nauczyciela nie ogranicza się tylko do przeprowadzenia lekcji.
Tak wiec niech wreszcie przestanie się wymawiać nauczycielom te „niskie pensum godzin” bo ich praca nie tylko do tego ogranicza.
Ich pracy nie da się zalgorytmizować i znormować gdyż na nauczenie czegoś jednego dziecka wystarczy mu 15 minut a z innym na to samo musi poświecić 2 godziny.
Kaesjot
Ciekawy artykuł: Dlaczego nie ma dobrych pracowników? Bo pracodawcy zarżnęli etos pracy
Tam, gdzie problemy kadrowe i podwyżki są dziś największe, przez lata panował brak szacunku dla pracowników. Można zakazać zrzeszania się, można ukręcić łeb związkom zawodowym, można zastąpić umowy o pracę elastycznymi kontraktami, można pompować nam do głów konieczność wielokrotnego przebranżawiania się, ale wtedy zapomnijcie o etosie pracy i lojalności pracowników. Owoce już zbieracie.
Lizbona, pastelería – czyli ciastkarnia – w centrum, nieopodal placu Rossio. Kute złote kolumny, szklane półki, blaty z lastryko. Tuż pod sufitem w kącie telewizor kineskopowy. I obsługa: czterech mniej więcej 60-letnich mężczyzn. Spędzili tu całe zawodowe życie. Serwują pastéis de nata. Nie spieszą się: akurat gra Benfica. Eleganccy i fachowi podczas każdej podbramkowej sytuacji przestają zwracać uwagę na gości.
- Ale jak to?! – zapytałby polski klient z oburzeniem. – Przecież przychodzę tu wydać pieniądze! Nie chcą?
- Ale jak to?! – wykrzyknąłby polski pracodawca. I policzył, ile czasu pracownicy spędzili, bezproduktywnie gapiąc się w telewizor.
Niemal żadna lizbońska pastelería nie miałaby prawa przetrwać w Polsce.
http://wyborcza.pl/7,155290,23970543,dlaczego-nie-ma-dobrych-pracownikow-bo-pracodawcy-zarzneli.html#a=100097&c=145&s=BoxBizLink