Cała oświata w nerwach

Przyzwyczaiłem się, że nauczyciele są zdenerwowani. Taka praca. Im bliżej tablicy, tym większe nerwy. Spokojniejsi byli pracownicy w urzędach oświatowych – kuratorium, wydziale edukacji czy OKE. Niestety, ostatnio i oni zrobili się krzykliwi.

Parę dni temu byłem na wykładzie eksperta OKE (pisałem o tym w kontekście wprowadzania polityki na maturę). Na sali było kilkaset osób, mówca gadał przez mikrofon. Nagle parę osób wstało i skierowało się w stronę wyjścia. Ekspert zaatakował tę grupkę pytaniem, czy ma rozumieć, że oni już zdali maturę? Dlaczego wychodzą? W ogóle w całym wystąpieniu czuć było nerwy, szorstkość, wręcz niechęć do słuchaczy. Drwina też była.

Taki styl mam na co dzień w szkole. Taki sposób mówienia do ludzi to dla mnie normalka. Sam też, jak do kogoś mówię, to opieprzam albo szukam okazji do opieprzenia. Czasem też wyśmiewam. Zgrzytam zębami dla zasady – to zapewnia posłuch wśród uczniów oraz dystans wśród kolegów. Każdy się dwa razy zastanowi, czy do mnie zagadać, bo na dzień dobry mieszam z błotem. Co jednak wolno mnie, ewentualnie innemu nauczycielowi, a przede wszystkim dyrektorowi szkoły, tego nie wolno ludziom, którzy dzieci nie uczą.

Patrzyłem więc na eksperta OKE i widziałem siebie w akcji. Musi się w tej instytucji dziać wiele złego, skoro pracownik przestaje panować nad sobą i opieprza innych z byle powodu. Miałem nawet wstać i zaprotestować, ale pomyślałem sobie, że nie będę robił zamieszania – niech se człowiek odreaguje, skoro musi. Wyrazy współczucia.