Nauczyciele zadają jeszcze więcej
Przystopowałem trochę z zadawaniem prac domowych, ale nie wiem, czy dobrze robię. Większość nauczycieli zadaje bowiem, ile wlezie. Dlaczego tak robią?
Zalewanie uczniów robotą to najlepsza obrona przed skargami. Gdy rodzice mają o coś pretensje, a zawsze są tacy, co się awanturują, można wykazać, że winne jest dziecko. Leń i obibok – nie chce mu się uczyć, dlatego skarży. Do nauki, uczniu, do nauki!
Coraz więcej czasu na lekcji zajmuje też dyscyplinowanie klasy. To już nie te dzieci, co kiedyś. Teraz trzeba wciąż uciszać, trzy razy powtarzać, bo nie słyszeli. A jak nawet panuje jako taka cisza, to wcale nie znaczy, że słuchają nauczyciela. Raczej korzystają po kryjomu z telefonów. Jedni nauczyciele starają się zainteresować uczniów tematem, wymyślają atrakcyjne metody, większość jednak macha ręką i po prostu zadaje resztę materiału do domu. Niektórzy zadają prawie wszystko.
Dzisiejsze szkoły oszalały też na punkcie wyników. Po każdym egzaminie, próbnym czy właściwym, dyrekcja każe pisać programy naprawcze. Najprostszym sposobem podniesienia poprzeczki jest dorzucenie uczniom roboty. Mają być wyższe wyniki, no to trzeba więcej zadawać do domu. Od razu widać, że szkoła się stara i nie odpuszcza.
Dzieci mają więc codziennie 8-9 lekcji, potem kupę zadań szkolnych do zrobienia w domu. Łącznie tyrają po 12 godzin dziennie, w weekendy trochę mniej. Do czego to prowadzi, zapytajcie psychiatrów.
Komentarze
@Gospodarz
Takie są skutki biurokratyzacji szkoły i stopniowego pozbawiania nauczycieli(szkoły zresztą też!)autonomii, przy zachwytach i „S” i ZNP(z Broniarzem na czele!) od czasu wprowadzania „reformy” Handkego-Dzierzgowskiej … 🙁
Pikniaście!! Zadają więcej, to i więcej będą mieć roboty (np. przy poprawie zadań, ocenie). I dlaczego autor pisał niedawno, że im się nie chce? Skoro im się chce…
kaesjot
18 września o godz. 8:20 256550
– tak (w sprawie: zasad udzielania i rozmiaru obniżek tygodniowego (itd);
– nie (w sprawie: ustalenia tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć psychologów itd.); ustawa nie dopuszcza;
??? ( Konkurs na nowego dyrektora organizowała Rada Gminy). Jakim cudem? Rada nie ma żadnych kompetencji wykonawczych, organizacyjnych…
Nauczyciele żądają jeszcze więcej…
–
„Do czego to prowadzi, zapytajcie psychiatrów.” *)
A skąd się to bierze i czym się objawia – obserwujcie i czytajcie nauczycieli.
–
*) Zamówiona odpowiedź świadczona pro bono. Nb lepsze byłyby regularne wizyty, niż takie wpisy. Derekcja płaci połowę.
Nauczyciele chcą się wykazać… Dzieci nie umieją się skupić, rozpraszane przez miliony bodźców. Efekt jest taki, że czwartoklasiści (piszę na podstawie obserwacji klasy mojej córki, warszawska podstawówka) siedzą nad zadaniami pół weekendu i codziennie około dwóch, w porywach trzech godzin. Co będzie, jak pójdą do ósmej klasy, nie chcę nawet myśleć. U nas jakoś inaczej to wyglądało: nie przypominam sobie, żebym ślęczała nad lekcjami całe popołudnie, a przecież też nam zadawano sporo. Ale wszyscy się mobilizowali, żeby to szybko zrobić i lecieć na dwór, do kolegów. A dziś dzieciaki siedzą i nie mają pojęcia, co zrobić, żeby jakoś ogarnąć te prace. Skąd to się wzięło?
ontario
18 września o godz. 18:06 256555
„…to i więcej będą mieć roboty (np. przy poprawie zadań, ocenie).”
Aaaa…tam. Zrobią testy i sprawdzanie zajmie pół godziny.
To są bardzo ciekawe obserwacje. Niedawno opublikowano wyniki międzynarodowych badań, chyba OECD, z których wynika, że polski uczeń osiąga całkiem dobre wyniki mimo, iż spędza stosunkowo mało, a nawet bardzo mało godzin w szkole nad językiem ojczystym czy matematyką. O tak! Więc wniosek z tego byłby taki, że podstawą sukcesu dydaktycznego jest minimalizacja kontaktu z szanownym belferstwem, a maksymalizacja nauki domowej.
Byłby to jednak wniosek błędny.
@ Płynna Rzeczywistość
–
Minimalizacja kontaktu z belferstwem ORAZ maksymalizacja nauki domowej, może oznaczać sukces płatnych prywatnie belferstwu korków w spełnianiu kryteriów międzynarodowych badań.
Badania lokalne i skutki empiryczne tych „sukcesów” stanowią, że „badania międzynarodowe” nie oddają z sukcesem wyników gumna i jego edukacji.
Nie słychać bowiem i nie widać wyników cywilizacyjnych, jakie absolwenci polo-szkół wnoszą do stanu nauki, kultury czy poziomu technologicznego kraju gumnego.
A jeśli, to już wynoszą – spinacze z miejsca pracy, jak to już tu ubolewano belfersko, że ze szkoły się nie da.
Tej kompetencji, testowania granic demoralizacji, badania międzynarodowe nie uwzględniają.
–
Prace domowe to jeszcze niektórzy nauczyciele rozumieją jak bardzo są bez sensu – szczególnie w przeładowanych lekcjami klasach 7-8, gorzej jest ze sprawdzianami. Córka jest w 7 klasie – i już w tym tygodniu (3 tydzień roku szkolnego) ma 4 sprawdziany – 2 kartkówki i 2 klasówki (w tym jeden sprawdzian z lat 4-6). I tak zapowiada się, że będzie wyglądało co tydzień – w przyszłym są już 3 sprawdziany zapowiedziane.
Czyli – kuj Polaczku, kuj. Będziesz świetnym odtwarzaczem. Wiedzy stworzonej przez innych.
Tak, robię wszystko żeby znów stąd wyjechać.
@p53
Kiedyś nauczyciele odpytywali ustnie – przy tablicy. Reszta się nudziła lub denerwowała, kto będzie następny. Można było dostać REALNY niedostateczny z perspektywą m.in. powtarzania klasy. Dziś nauczyciele nie mają czasu, to robią kartkówki … BTW – władze szkolne WSZYSTKICH SZCZEBLI wymagają od nauczycieli postawienia dużej liczby ocen na ucznia w semestrze – no więc za coś i kiedyś je muszą wystawić. A wokół OCENY (czyli znaczka w Librusie), a nie ucznia kręci się cała szkolna papierologia 🙂 Zażalenia – do kolejnych ministrów edukacji – od Hankego z Dzierzgowską, przez Łybacką i Sawickiego, Hall&Krajewską oraz Szumilas/Kluzik-Drożdżówkę&Berdzik po Zalewską … 😉
Gekko,
Muszę przyznać, że też pomyślałem, że być może te wszystkie testy PISA, nawet jeżeli faktycznie mierzą wydajność systemu edukacyjnego, to niekoniecznie wydajność szkoły.
O nowych podstawach programowych:
https://www.wprost.pl/tylko-u-nas/10148526/czego-uczy-polska-szkola-ekspert-o-nowych-podstawach-programowych.html
Odnośnie zarówno obecnych, jak i „drożdżówkowych” podstaw programowych, ekspert stwierdza:
W edukacji planowanej przez państwo nie chodzi o to, co wydaje się najważniejsze z punktu widzenia pedagogiki i psychologii, czyli o wspieranie i stymulowanie rozwoju jednostek i grup. Patrząc na podstawy programowe można wywnioskować, że chodzi o to, żeby wychować określonych obywateli i obywatelki. Takich, którzy będą się podporządkowywali i nie będą kwestionowali porządku społeczno-politycznego, w który zostaną wstawieni.
Jest tam też kilka trzeźwych opinii na temat anachroniczności modelu edukacji opartego na wtłaczaniu wiedzy zamiast na kształtowaniu umiejętności, w tym umiejętności krytycznej analizy dostępnych informacji, a także znaczenia pozostawienia większej swobody nauczycielom.
ontario
18 września o godz. 18:11
” ustawa nie dopuszcza ” – ale czy zabrania ?
Wszelkie pieniądze szkoła dostaje z Urzędu Gminy, wszelkie dodatkowe środki załatwia się z Wójtem. Gmina prowadzi księgowość, wypłaca wynagrodzenia, pokrywa inne koszty, finansuje inwestycje.
A przecież powszechnie wiadomo, że rządzi ten, kto ‚trzyma kasę”.
@Płynna nierzeczywistość
Ten twój „ekspert” czyli niejaka Kopińska, to kolejny akademicki „specjalista” od szkoły, której progów nie przekroczył od matury. A potem jej koledzy „prof.prof.” Konarzewski&Marciniak tworzą(za Hall!) paznokciowe podstawy programowe egzekwowane biurokratycznie. W nagrodę dostają CKE z licznymi euronośnymi programami unijnymi w prezencie … 😉
@Nastka
Mój syn w gimnazjum sportowym (piłka ręczna – klasa mistrzów Śląska) miał kartkówkę na każdej lekcji matematyki (czasami nawet dwie!), przy dwóch treningach dziennie. Klasa chłopców, którzy aniołkami z pewnością nie byli.
@p53
Najlepsze improwizacje, to te, które są starannie przygotowane. Kreatywność bez solidnych podstaw wiedzy na wielu polach jest niemożliwa. Nie istnieje jednolity profil edukacji dobrej dla wszystkich. Można jedynie poszukiwać kompromisów. Bez zróżnicowania profili kształcenia (proszę poczytać wpisy np. @belferxxx) nie ma mowy o niwelowaniu różnicy między zdolnościami ucznia i możliwością ich rozwoju w ramach szkolnej edukacji.
@Płynna Rzeczywistość
Sytuacja, w której edukację sprowadzono do parteru, wyniki są nadal zdumiewające. Rozbudzone aspiracje rodziców, którzy papier(dyplom) u schyłku PRL i w początkach III RP zdobyli dzięki 3z, nie musząc wysilać się nawet „na masło” skutkuje projekcją na własne pociechy. Na naciągane z pomocą korepetycji oceny mierne wystarcza. 10 % bez problemów radzi sobie znakomicie, kolejne 10% musi wkładać w osiągnięcie dobrych i b. dobrych wyników trochę wysiłku. Tak to jest z tą krzywą Gaussa. Na matematyce czy w szkole muzycznej, nie wystarczy przebrać chłopca w spódniczkę i zadekretować: niech się stanie, bądź oświecony 🙂
@Płynna Rzeczywistość
BTW. W woj. mazowieckim nie można znaleźć nauczyciela nawet za 7000 miesięcznie. To dopiero początek: rynek wyceni relacje popyt – podaż 🙂
@Krzysztof Cywiński
Nauczyciela matematyki, a kwota brutto?
A nie można zatrudnić geografa po kursie internetowym (zonk)? nawet takich nie ma? Czy też komuś naprawdę zależy na uczniach?
Syn pokazał mi niedawno sztuczkę ze snapczatem. W radiu szła jakaś piosenka i nikt z nas nie pamięta, kto ją śpiewa. Więc syn wyjął komórkę, tzn. on nie musiał jej znikąd wyjmować, bo się z nią nie rozstaje, włączył apkę i po kilku sekundach odczytał nazwisko wykonawcy i tytuł utworu. Wyświetlił mu się też lik do youtuba z tą piosenką oraz drugi do słów.
To ja mówię, że pewnie zaraz ktoś napiszę apkę, która będzie rozwiązywała szkolne zadania. Na co on mi odpowiada, że już jest, fotografuje się równanie, a komóreczka wyświetla jego rozwiązanie i nawet potrafi wyświetlić kroki rozwiązania. Póki co równanie musi być proste, ale to tylko kwestia czasu. A później kwestią czasu będą zadania z treścią, przynajmniej te „proste” (dla kogo/czego proste?).
Rosyjska szkoła matematyki/fizyki/chemii mówiła, ze jak nie zapiszesz kajeciku obliczeń, jesteś nikim. A teraz masz komóreczkę, która połączy się z internetem, internet ze stroną wolframalpha lub podobnym „bezeceństwem” i zamiast zapisanego kajecika mamy na ekranie gotową odpowiedź z rysunkiem ilustracyjnym. Kajecik ląduje tam, gdzie liczydło i suwak logarytmiczny.
Język polski też będzie MUSIAŁ wyglądać inaczej niż za moich czasów. Jak mnie ktoś zadawał analizę wiersza Kasprowicza albo recenzję „Kartoteki”, to nie było zmiłuj, jeżeli czegoś nie było w podręczniku, to nie było znikąd pomocy. A dziś wklepujemy tytuł wiersza, powieści, sztuki teatralnej i nie ma bata, byśmy nie trafili na przynajmniej akceptowalne opracowanie szkolne. No i proszę mi odpowiedzieć, co ocenia nauczyciel: pracę ucznia czy autora bryka?
Jak szkoła miałaby dostosować się do tej rewolucji – nie wiem, ja jestem z innego pokolenia, nawet nie mam dotykowej komórki. Pan i Gospodarz też pewnie jesteście z epoki dinozaurów, a co najmniej Powstania Styczniowego, więc odpowiedzi na to wyzwanie szukać trzeba będzie gdzie indziej.
kaesjot
19 września o godz. 8:56 256567
Nie można w tej sprawie (ustalenia tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć psychologów itd.) niczego zrobić, to określa ustawa.
kaesjot
19 września o godz. 8:56 256567
Ale po zatwierdzeniu (poprzez głosowanie) budżetu przez radę.
Choć muszę przyznać, że nie znalazłem ściągi, która choćby zbliżyła się do tego, o czym naprawdę jest „Na Campo di Fiori”, więc skoro ludzie w swojej większości nie dają rady, to może i sztuczna inteligencja nas do końca nie zastąpi. Co więcej, w wieku maturalnym nigdy bym nie domyślił się, o co w tym wierszu chodzi. Czyli jednak jakiś rozwój osobowości, i to poza szkołą, istnieje.
ontario,
Jaja Pan sobie tu struga. Ustawę można zmienić w jeden dzień, trzy czytania i podpis Forr(es)ta Trumpa.
Płynna Rzeczywistość
19 września o godz. 12:41 256578
Fakt. No, jeśli np. w jeden dzień zmienią ustawę i podniosą nauczycielskie pensum do np. 26 bez podwyżki płac, to będziecie strugać jaja?
Płynna Rzeczywistość
19 września o godz. 12:41 256578
Proszę mi wyjaśnić, bo nie łapię. Jaka jest różnica między procedowaniem ustawy w jeden dzień, a w jeden rok.
Podnieśli wam wiek emerytalny do 67 (umiłowana partia PO) zgodnie z długą procedurą. Czy gdyby podnieśli do 67 zgodnie z jednodniową procedurą, to byłaby jakaś różnica?
Dodam, jestem samorządowcem z obywatelskiego komitetu i z zasady nie cierpię partyjniactwa, partii.
Małpa z brzytwą, czyli non stop zoo.
–
Tak, sporo osób o tym myśli (można powiedzieć: jest to nawet nauka) , tj. czy i w jakich warunkach mierzenie składników obrazuje wyniki.
Oczywiście, że mierzymy („my”, cywilizacja w małpiarni) ruchy brzytwą z domniemaniem celu, że powstaje fryzura.
Takie są bowiem założenia uczenia fryzjera machania brzytwą. To, że lokalizacja i potencjał pomiaru całkowicie nie odpowiada ani celowi ani metodzie – to się cywilizacji po prostu w łepetynie nie zmieściło, zwiedzionej wysokimi kompetencjami imitacji karykaturalnej fryzjerstwa w małpiarni. Założenie było bowiem, że cywilizację poszerzono o zapyziały, co prawda, ale salon fryzjerski.
To dlatego dobre -w cywilizacji- testy mierzą trafnie (i owszem) imitowany udatnie wymiar, ale błędnie (co oczywiste) – wynik.
Na treningu małp w imitacji salonu fryzjerskiego starzy fryzjerzy i przepasażowani ich homosowiecką folwarcznością kolejni adepci tego kuglarstwa, zjedli zęby (wstawiając sobie w ich miejsce iksy), a na korkach tłuką do omasty na chlebku.
Tym owocniej, im małpiarnia tylko z pozoru imituje salon edukacyjny. Bo publika też maja ambicje i niektóre mają pewność, że wpycha się im bilety edukacyjnie, przymusowo a publicznie, na małpie klatki, a nie na salony stylizacji.
Nie ma się więc co turbować miarami, testami, rankingami, tak jak nie ma co podstawami prog. czy innymi obraźliwymi dla rzędu naczelnych ewaluacjami… 😉
Po wynikach ich poznacie, jedynie po wynikach…
A są takie, że publika cywilizowana, zamawia w gumnym pseudo-salonie fryzjerskim co najwyżej montaż małpich poidełek (czy inne -> ssc).
No więc, szkoda na myślenie czasu, bo to dawno odkryte nauką koło, toczy się zgodnie z jej prawami, a przeciwnie do sensu i celu nauczania.
Tak jakby – płynie z prądem rzeczywistości, na jaką nas stać.
–
@Płynna Rzeczywistość
1Jest pewne minimum kanonu, niezbędne do efektywnego posługiwania się technologią. Można dyskutować o zakresie niezbędnego minimum encyklopedycno-praktycznego, dla określonych i jakoś sprofilowanych grup młodzieży w/g uzgodnionego kryterium, ale bez niego mamy małpę z brzytwą technologii.
2.Kreatywność w świecie ładu korporacyjnego pożądana jest jedynie w księgowości. Korporacje wymagają procedur i te szkoła ma wykształcić.
3.Z powodu biurokracji, rozwydrzenia dzieci i młodzieży, roszczeniowości rodziców i wreszcie zarobków, chętnych do pracy i współpracy z tą młodzieżą, rodzicami i biurokracją chętnych co i raz mniej. Zjawisko to dotyka wszystkich zamożniejszych krajów: Holandii, Niemiec, etc. „Róbta co chceta”: młodzieży, rodzice i biurokracjo, ale nie będzie z kim.
@Płynna nierzeczywistość
W zastosowaniach matematyki najważniejsze jest UŁOŻYĆ takie równanie, które by odzwierciedlało rzeczywistość z odpowiednią do potrzeb dozą precyzji oraz zdobyć odpowiednie dane – tu trzeba myśleć i żadna apka nic nie pomoże, To co pokazał twój syn odpowiada temu, żeby, zamiast wykonać polecenie trenera (niech będzie biegów) wykonać ileś tam okrążeń , schować się w krzaki i wyjść, gdy grupa będzie ostatnie robiła. Jeśli się trener nie kapnie, to nie opieprzy. Tyle, że po 3 miesiącach takich „treningów” trzeba biec na stadionie. A tam nie ma krzaków … 😉
Co z tego, że uczeń płynnie deklamuje definicje, zapisuje wzory a nawet je wyprowadza ale nie potrafi ich PRAKTYCZNIE wykorzystać, nic z tych formułek i wzorów nie rozumie.
Kiedyś jeden z takich „fachowców” projektował konstrukcję hali i zwróciłem mu uwagę, że niewłaściwie dobierał stężenia, bo w jednym miejscu działa siła rozciągająca i wystarczą pręty a w innym – ściskająca i trzeba zastosować profile sztywniejsze. Nie widział różnicy więc zadałem mu „pytanie pomocnicze” – czy możesz sznurkiem ciągnąć sanki ?
No pewnie !!! – odpowiedział.
Pytam dalej – a czy tym samym sznurkiem możesz je pchać ?
No nie … – odparł z wahaniem.
No i sam widzisz – różnica jest zasadnicza.
Sam uważam, ze czasami proste porównanie daje więcej niż długi, „mądry” wywód stąd często ich używam, choć niektórych to irytuje a niektórzy uważają mnie za „chłopskiego filozofa” a nawet „wsiowego głupka”
@Krzysztof Cywiński
Ad 1) Tak
Ad 2) Takie korpo występują i to chyba w duże liczbie. Szczególnie w kraju montowni. Ja znam pi razy drzwi realia nielicznych firm technologicznych zatrudniających 10-100 osób. Tam kreatywność to absolutna PODSTAWA i fundament.
@Płynna Rzeczywistość
Kolega syna, po matematyce stosowanej, specjalność aktuariusz rozpoczął pracę w firmie audytingowej, założonej przez byłego pracownika firmy będącej w branży najwyższą półką – powiedzmy klasa mercedesa. Ponieważ banki muszą mieć audyt kredytów, a zdanych nijak nie dawało się określić ryzyka, przedstawił problem szefowi. W odpowiedzi otrzymał polecenie: podziel przez 2 i pomnóż razy 3. 🙂
@kaesjot
Dlatego potrzebne jest zróżnicowane kształcenie. Jedni, co do joty, zgodnie z procedurami powinni realizować postawione przed nimi zadania, inni precyzyjnie je postawić. Teraz mamy sixties an sevens: ludzi z pozornym wykształceniem, które pozwala im na sprawowanie funkcji, których nigdy nie mogliby sprawować: selekcja przestała istnieć. Tacy, o których Pan wspomina nie ukończyliby technikum czy liceum, ani tym bardziej politechniki.
@Krzysztof Cywiński
Kiedyś, 40 lat temu tez mi się wydawało, ze wystarczy wszystko zalgorytmizować, napisać odpowiednie procedury i tylko zgodnie z nimi postępować ale szybko się przekonałem, ze nie ma takiego mądrego, który wszystkie możliwe opcje jest w stanie przewidzieć i w procedurze uwzględnić.
Zdarzało się, ze występował ten sam „objaw” lecz w różnych przypadkach miał różne „przyczyny” a każda wymagała innego działania.
Nie sposób wyeliminować samodzielne myślenie.
Nie narzucam pracownikom co i jak maja zrobić tylko definiuję problem, który maja rozwiązać. Czasami przedstawiam swój pomysł ale jednocześnie mówię, ze jak ktoś ma inny, to chętnie wysłucham a gdy uznam, że jest on lepszy od mojego to zgadzam na jego realizacje, gdyż pracownik wtedy bardziej się angażuje w temacie. W praktyce rozwiązanie problemu jest kompilacją kilku pomysłów.
Tego winno się w szkołach uczyć a nie formułek, które rozumiane są użytecznym narzędziem w pracy a celem samym w sobie.
Krzysztof Cywiński,
To ciekawe, że człowiek może w życiu podejmować decyzje gdzie pracować, z kim pójść na piwo, z kim mieć dzieci, ale w firmie tu już tylko może jak Charlie Chaplin stać przy taśmie i dokręcać śrubki.
@kaesjot, @Płynna Rzeczywistość
Właśnie wróciłem z pogrzebu b. bliskiego mi człowieka: potrafił żyć jedynie w świecie nad którym sprawował kontrolę niemal dyktatorską. Gdy ją utracił, popadł w depresję, stracił wolę życia i dzisiaj jedynie mogliśmy go pożegnać.
Poprzedni, ten rodem z PRL, system edukacji, bez względu na to jak funkcjonował, został zreformowany tak, że jest jedynie karykaturą poprzedniego. Nie istnieją idealne modele, ale jedynie złe i jeszcze gorsze. Ten, który uparcie realizowany jest od lat kilku czyni koszmarem życie wszystkich zainteresowanych:uczniów, rodziców, nauczycieli, a nawet urzędników. Nawet na blogu spory toczą się o rzeczy drugorzędne, możliwe do załatwienia w każdej konfiguracji politycznej, za wyjątkiem PO i ugrupowań dla , których „nie jest ważne czy Polska będzie bogata, czy biedna…” Zacietrzewienie, mądrość etapu + polska specyfika spowodują dalsze staczanie się po równi bardzo pochyłej. 🙁
Tylko imbecyl może sądzić, że edukacja szkolna przygotuje absolwenta kompleksowo do pracy zawodowej. Gdyby wpisy odfiltrować z ideologii i bieżących sympatii oraz problemów, to okazałoby się , że znakomitej większości chodzi o to samo. Dlaczego więc nie można przeprowadzić takich zmian? Kiedy znana jest odpowiedź na pytanie: kto sprawuje władzę,a szczególnie kto ją sprawuje w MEN, to odpowiedź jest oczywista. Stąd pewnie i czas na urlop od wpisów.
@Krzysztof Cywiński
Kolega miał takie powiedzenie – ” jak kaczka pływać nie potrafi, to mówi, że woda za rzadka”.
Mieliśmy zatem premiera, który twierdził, ze „pierwszy milion trzeba ukraść”, ministra gospodarki głoszącego, że najlepszą polityka gospodarczą rządu jest brak jakiejkolwiek polityki w tym zakresie,
Miał rację śp. gen. Petelicki twierdząc, iż w Polsce do polityki pchają się miernoty niezdolne do zrobienia kariery gdziekolwiek indziej.
Wskutek tego służba zdrowia przekształciła się w biznes medyczny w którym zdrowie człowieka z celu działania stało się narzędziem do „robienia kasy”. Lekarze już nie leczą lecz stosują się do procedur narzuconych przez Big Farmę. Doszło do tak absurdalnych sytuacji, ze lekarzowi może umierać co drugi pacjent ale nikt nie będzie się go czepiał gdy postępuje zgodnie z owymi procedurami. Z kolei ci, którzy skutecznie pomagają ludziom, którym nie potrafiła pomóc medycyna akademicka pozbawiani są prawa wykonywania zawodu bo postępują niezgodnie z owymi procedurami.
Procedury ważniejsze od zdrowia pacjenta !
Podobnie ze system szkolnictwa – zamiast szkolić fachowców potrzebnych gospodarce i społeczeństwu skupiono się na zarabianiu na tym.
Czy to się kiedyś zmieni czy też sami zrealizujemy plan Hitlera iż wystarczy, że Polak potrafi się podpisać i liczyć do 500.