Wycieczka z dorosłymi uczniami

Jadę na kilkudniową wycieczkę z pełnoletnimi uczniami. Będą jednak traktowani jak dzieci. Cały czas pod czujną kontrolą nauczycieli.

Nie ma mowy o czasie wolnym, o samowolnym oddalaniu się od grupy. Nawet na wyskoczenie do sklepu, który jest za rogiem, trzeba mieć zgodę opiekunów. Uczniowie są przyzwyczajeni do takiego traktowania, pytają więc o wszystko, a my zgadzamy się tylko na rzeczy, które są zgodne z przepisami, czyli prawie na nic.

Ponieważ tak się nie da żyć, wszyscy wypracowali strategię udawania. Uczniowie udają, że się słuchają nauczycieli. Pytają się o wszystko, aby zachować pozory, natomiast i tak robią swoje. Opiekunowie zaś udają, że tego nie widzą. Niby na nic nie pozwalają, ale przymykają oko na to i owo.

Działa to idealnie, o ile nie dojdzie do przesady. Trafia się czasem uczeń, który myśli, że wszystko może i nic nie musi. Trafia się czasem opiekun, który sądzi, że nie musi sprawować żadnego nadzoru. No i jest jeszcze trzecia możliwość, czyli przykra niespodzianka. I właśnie ze strachu przed niespodziankami, niefrasobliwymi kolegami z pracy oraz trudnymi uczniami niektórzy nauczyciele nie jeżdżą na żadne wycieczki. Na razie należę do klubu tych, co jeżdżą. Obym po tej wycieczce nie musiał zmieniać barw klubowych.