Z brytyjskiej szkoły do polskiej

Fajnie jest przenieść się z polskiej szkoły do brytyjskiej i zostać pozytywnie zaskoczonym przyjaznym nastawieniem do ucznia. Niestety, przeniesienia odbywają się też w drugą stronę: z brytyjskiej szkoły do polskiej. I wtedy fajnie już nie jest.

Najpierw podam przykład sprzed paru lat. Jest z drugiej ręki, gdyż opowiedział mi o tym przerażony ojciec. Rodzina się rozpadła. Żona została z dzieckiem w Anglii, a ojciec wrócił do Polski. Po kilku latach rodzice podjęli decyzję, że syn zamieszka z ojcem. W polskiej szkole największym problemem okazał się angielski, mimo że chłopak był dwujęzyczny i miał za sobą cztery lata w brytyjskiej szkole. Oto jeden z wielu incydentów. Anglistka zadała do przeczytania w domu akapit lektury po angielsku. Chłopak przeczytał całą książkę, a następnego dnia na lekcji dostał jedynkę, ponieważ nie wiedział, o czym jest ten konkretny akapit. Wyjaśnienie nie zostało przyjęte.

Mnie też zdarzyło się uczyć osoby, które są dwujęzyczne i mają za sobą kilka lat nauki w brytyjskich szkołach. Prawie zawsze uczniowie ci mają u nas problemy. Najczęściej są skonfliktowani z nauczycielami oraz dyrekcją. Nie rozumieją bowiem i nie respektują zasady, którą polskie dzieci wysysają z mlekiem matki, że trzeba siedzieć cicho, że to nie twoja sprawa, że nie należy interesować się tym, co nie dotyczy ciebie, że nauczyciel ma zawsze rację, że pokorne cielę dwie matki ssie, że dzieci i ryby głosu nie mają, że największą cnotą jest posłuszeństwo i wykonywanie poleceń itd. Uczniowie po brytyjskich szkołach kompletnie rozmijają się z wizją i misją polskiej szkoły. Lepiej więc, żeby zostali tam, skąd przyszli. Tak to, niestety, działa.

Płynnej Rzeczywistości dziękuję za podlinkowanie tekstu o brytyjskiej edukacji i za inspirację (tutaj).