Kto załatwi nauczycielom podwyżki?

Nauczyciele pilnie rozglądają się za kimś, kto mógłby za nich powalczyć o podwyżki wynagrodzeń. Do własnego udziału w tej walce jeszcze nie dojrzeliśmy. Na razie tylko kłapiemy dziobami, że z naszymi zarobkami jest źle i że ktoś powinien coś z tym zrobić. Tylko kto?

Oczywiście, mógłby rząd sam z siebie podwyższyć nam pensje. Byłoby to idealne rozwiązanie, za które całowalibyśmy PiS po nogach. Niestety, to zbyt piękne, aby było prawdziwe. Chyba rząd potrzebuje pobudzenia. Może związki zawodowe, które podobno nic nie robią, mogłyby za nas tę robotę wykonać.

Zdaje się, że tutaj coś zaczyna się ruszać. Niemrawo, ale jednak związki działają. Otóż ZNP wraz z BNiO FZZ (rozszyfrowanie skrótu oraz szczegóły działań tutaj) wystąpiły do Anny Zalewskiej z prośbą o zorganizowanie spotkania z premierem – żeby pogadać głównie o pieniądzach (chodzi o 15 proc. podwyżki od 1 stycznia 2018). Byłoby wspaniale, gdyby związkom udało się to załatwić. Aż mi się gęba śmieje, gdy o tym pomyślę.

A jeśli się nie uda, to kto jest jeszcze na liście? Głowię się i głowię, ale doprawdy nikogo nie znajduję, kogo można by obarczyć tym zadaniem. A że sami – jak mówiłem – nie jesteśmy gotowi, to nie pozostaje nam nic innego, jak wynająć zawodowych egzekutorów podwyżek. Niech rozłożą rząd na łopatki i wezmą, co się nauczycielom przecież należy. Gdyby ktoś znał takich, to poproszę o namiary. A my w tym czasie będziemy organizować zrzutkę na opłacenie fachowców.