Z gumą w gębie

Dołączyłem do klubu osób, które stale muszą coś ciumkać, inaczej grozi im zanik głosu. Albo więc piję coś na gardło, albo ssę tabletkę, albo żuję gumę. Z pustą buzią właściwie nie funkcjonuję w pracy. Niektórzy uznają to za szczyt braku kultury, szczególnie gdy nie znają przyczyn.

Dawniej jeszcze surowiej oceniano takie zachowanie. Pamiętam, ze swoich czasów szkolnych, nauczyciela, który zawsze miał w ustach tabletkę. Na gumę się nie odważył, ale już tabletka wystarczała, aby cała szkoła miała go za idiotę. Inny z moich profesorów w liceum nie rozstawał się z kubkiem dziwnego płynu. Pił to w trakcie lekcji, popijał, spacerując po korytarzu. Jeszcze teraz mam go przed oczami, jak wyciąga z teczki butelkę mikstury i nalewa do kubka, a potem, pijąc małe łyki, tłumaczy temat. Wszystkim wydawało się to kretyńskie.

Ponieważ nie różniłem się niczym od reszty szkolnych mądrali, opatrzność pokarała mnie podobną przypadłością. Piję więc, żuję, ciumkam, bo muszę, a wszystkie dziwne spojrzenia uczniów, koleżanek i kolegów, także dyrekcji, cierpliwie znoszę. Czasem próbuję wyjaśnić, przeprosić, ale jak ktoś na własnej skórze nie odczuł, to nie zrozumie. Głęboko wierzę, że mój stan minie, gdy już nauczę się pokory i wyrozumiałości wobec ludzkich przywar. Nie wszystko jest takie, jak się na pierwszy rzut oka wydaje.