Młodzi nauczyciele żądają

Młodzi nauczyciele przedstawili władzom swoje żądania. Chcą m.in. powszechnej debaty na temat przyszłości oświaty, dialogu z MEN, zmniejszenia liczebności klas, podwyżek wynagrodzeń, zwiększenia nakładów na oświatę (szczegóły żądań tutaj).

Grupa żądająca nazwała siebie „Strajkiem Młodych Nauczycieli”. Nie są to więc wszyscy młodzi nauczyciele, ale tylko ci gotowi do strajku. Jak patrzę na szkoły, moją bądź inne, gdzie bywam, to młodych prawie nie widzę. Nie dlatego, że ich tam nie ma fizycznie, ale dlatego, że gonią za swoimi sprawami, najczęściej pozaszkolnymi (np. doktoratem, nowymi kwalifikacjami, fuchami, drugą pracą itd.), więc przez szkołę przemykają jak błyskawica. Robią zatem to samo, co starzy.

Nauczycielom – młodym i starym – nie opłaca się strajkować, ponieważ na szkołę położyli lachę, a sens swojego życia i pracy znaleźli gdzie indziej. Ludzi z taką mentalnością jest sporo w szkołach, chociaż są też pasjonaci (koleżanki i koledzy, staram się być sprawiedliwy).

Nie wiem, czy „Strajk Młodych Nauczycieli” przetrwa próbę czasu. Może okazać się tylko efemerydą, chwilową zachcianką zmiany. Wszyscy nauczyciele przez to przeszli. Większość jednak szybko zrozumiała, ze zamiast walczyć o lepszą oświatę, bardziej opłaca się siedzieć cicho i dorabiać na boku.

Dzisiaj byłem w jednej ze szkół i obserwowałem, że najszybciej wychodzili z niej nauczyciele. Ledwo zadzwonił dzwonek, a już zmykali. Niektórzy prosto ze swojej sali. Długo po nich wychodzili uczniowie. Życzę Młodym-Strajkującym wytrwałości. Zaczęliście dobrą robotę, ale na szacunek zasłużycie dopiero wtedy, jak wytrwacie w żądaniach. Oby nie okazało się, że to był tylko słomiany zapał, a skończyło się tym samym – zużyciem ducha i ciała przy dorabianiu do chudej pensji.