Strajk przyspieszony

Nauczyciele chcą rozpocząć strajk wcześniej, niż planowali. Pierwotnie miał to być kwiecień, ale na ten właśnie miesiąc minister edukacji zaplanowała podwyżki wynagrodzeń. Dlatego strajk może być już w marcu (info tutaj).

MEN gra z nauczycielami w kotka i myszkę. Nie zdziwiłbym się, gdyby podwyżki też zostały przesunięte na marzec. Wtedy strajk nie mógłby się odbyć. Absurdem byłoby zbiegnięcie się podwyżek i strajku. Bunt nauczycieli wyglądałby wtedy śmiesznie. Obawiam się, że Anna Zalewska zrobi nauczycieli na szaro i wstrzeli się z podwyżkami bądź innymi bonusami dokładnie w przeddzień strajku.

Zapowiada się, że marzec będzie w tym roku miesiącem kluczowym w oświacie. Dyrektorzy muszą mieć właśnie w marcu, czyli miesiąc wcześniej niż w poprzednich latach, gotowe plany zatrudnienia na następny rok szkolny i przesłać je kuratorom do wglądu. Strajk kwietniowy nie miałby więc żadnego sensu, bo karty będą już wtedy rozdane.

ZNP podobno wskazuje na 10 (piątek) lub 13 (poniedziałek) marca. Obydwa terminy są złe. Jak chcemy, aby zabolało, strajkujmy w środku tygodnia. Strajkiem w piątek czy poniedziałek wydłużymy ludziom weekend, więc w sumie zrobimy im dobrze. Poza tym możemy niechcący trafić na rekolekcje, kiedy w wielu szkołach nie ma zajęć, a uczniów prowadzi się do kościoła. Dopiero byłyby jaja. Gołym okiem widać, że nauczyciele tak się znają na strajkowaniu jak świnia na gwiazdach. Myślę, że nadeszła pora, aby wezwać fachowca.