Czarny poniedziałek bez nauczycielek

W jutrzejszym strajku kobiet, tzw. czarnym poniedziałku, dniu masowych urlopów na życzenie i protestów, nie wezmą udziału nauczycielki. Nie znaczy to, że nie popierają akcji przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce. Popierają, ale do pracy przyjść muszą. W szkole nie ma bowiem urlopów na życzenie, są wakacje i ferie.

Było wiele zapytań w tej sprawie, więc głos zabrał Związek Nauczycielstwa Polskiego (opinia tutaj). Od siebie dodam, że w sytuacji wyjątkowej można wziąć urlop bezpłatny (ale tego nikt nie chce) lub zastępstwo koleżeńskie (poprosić kolegę o poprowadzenie lekcji i za zgodą dyrekcji zostawić klasę pod jego opieką). Mężczyźni na pewno zgodziliby się zastąpić koleżanki na lekcjach, jednak żadna szkoła nie dysponuje taką liczbą facetów. W moim liceum jeden facet przypada na dwie kobiety, co jest wynikiem doskonałym. Są szkoły, gdzie proporcje wynoszą jeden na dziesięć. W tej sprawie nauczyciele nie pomogą nauczycielkom.

Jest jednak wyjście. Otóż każda szkoła ma prawo odwołać lekcje z przyczyn nadzwyczajnych. Liceum ma prawo do dziesięciu dni w roku szkolnym bez nauki (podstawówka – 6, gimnazjum – 8). Tak robi się np. 1 czerwca, 21 marca. To wprawdzie wciąż jest dzień pracy, jednak nie prowadzi się lekcji. Mężczyźni mogliby przyjść do szkoły na dyżur, natomiast koleżanki mogłyby strajkować. Wszystko w rękach dyrekcji. Niestety, dyrekcje nie są przychylne. Także te w 100 procentach kobiece nie zgodziły się ogłosić 3 października dniem bez zajęć dydaktycznych. Innych pomysłów na wciągnięcie nauczycielek do protestu nie było.