60 tysięcy poprawia maturę i idzie na studia
Ok. 60 tysięcy osób pisze dziś egzamin poprawkowy. Większość z matematyki (ponad 52 tys.), trochę z języka polskiego i języków obcych. Maturę ustną poprawia od jutra do piątku mniej niż 4 tys. osób. Za wszystkich trzymają kciuki nie tylko krewni i znajomi, ale przede wszystkich pracownicy szkół wyższych. Poprawiający maturę to przecież przyszli studenci. Oby im się udało!
Liczba studentów pierwszego roku może wzrosnąć o jakieś 20 proc. Jest więc o co się bić. 60 tys. kandydatów do studiowania mogłoby uratować niejedną szkołę wyższą przed upadłością. Szkoda marnować taki potencjał. Uczelnie od lat forsują pomysł, aby matura należała się każdemu, kto do niej podejdzie, czyli de facto wszystkim absolwentom szkoły średniej. Udało mu się skończyć liceum czy technikum, zatem coś sobą reprezentuje. Po co rzucać absolwentowi kłody pod nogi, każąc mu zdawać maturę na poziomie 30 proc i więcej? Niech uczelnia decyduje, czy chce mieć studenta z wynikiem maturalnym 0 procent? Chce, to już jej problem.
Pracowników zagrożonych uczelni proszę o trochę cierpliwości. Nie tylko wasze interesy są ważne. Egzamin maturalny to żyła złota dla kilkudziesięciu tysięcy pracowników – urzędników, ekspertów, egzaminatorów itd. Wszystko idzie w dobrym kierunku, tylko wymaga czasu. W CKE trwają prace nad wymyśleniem matury, która zdawałaby się niejako sama. Najtęższe głowy w kraju próbują stworzyć test, którego nie można by rozwiązać źle. Pytania mają być tak skonstruowane, że gdziekolwiek zaznaczy się odpowiedź, zawsze będzie dobrze. To może być przełom w edukacji, dlatego warto czekać.
Info o poprawkowej maturze tutaj.
Komentarze
Oj, żartowniś! A co mówią fakty?
http://data.uis.unesco.org/?queryid=142
wybieramy gross enrollment ratio by lavel of education, tertiary, both sexes, na stronie 3 są dane dla Europy (2014): 70.55%, dla Afryki: 12.15%, na stronie 2 Polska: 72.85 (a minimalną tendencją spadkową), ale to nic przy Korei (Południowej?): 97.12%, chyba że naszym wzorcem ma być Pakistan (9.93%, PRL się łzą w oku kręci) lub nawet Niger (1.71%).
Polska przekroczyła próg masowego wykształcenia wyższego i teraz znajduje się w fazie powszechnego wykształcenia wyższego. Być może jest to żaba, ale żaby bywają jadalne i tę też da się zjeść.
@Płynna nierzeczywistość
Tylko PO co oni, za NASZĄ kasę, te „studia” kończą. Już powstał w USA KOMPLETNIE zautomatyzowany McDonalds (potrawy + obsługa) i już dziś ZWRACA się po roku!!! Więc nawet ta robota nie dla nich …. 😉 Wysokowykwalifikowana praca będzie dla 10% populacji góra!!!
@Gospodarz
Nasz system jest toporny, więc, w przeciwieństwie do np. matury IB, nie uwzględnia, że można być na pograniczu geniuszu z jednego przedmiotu/przedmiotów i słabym (lub mieć słaby dzień) z czegoś innego. Więc pewnie jakaś (mała!) cząstka tych 60 tys. to ofiary czegoś takiego. Reszta, zamiast na „studia” powinna się rozejrzeć(we własnym interesie!) za terminem u rzemieślnika czy na budowie …. 😉
Przychodzi maturzysta na egzamin. Wyciąga pytania, czyta i pyta, czy mógłby jeszcze raz losować. Przewodniczący się zgadza. Abiturient wybiera pytania, czyta, kręci głową i ponownie prosi o pozwolenie o losowanie. Przewodniczący się zgadza. Historia się powtarza po raz kolejny. Przewodniczący dziękuje uczniowi i zalicza maturę.
„Czegoś szukał, więc coś umiał…’
Drogi belfrzexxx,
Oto raport, który rzekomo miał w swoim planie zerżnąć niejaki Morawiecki: http://image-src.bcg.com/BCG_COM/BCG-Przemysl-4-PL_tcm9-38831.pdf
Jak wprowadzić w Polsce rewolucję przemysłową 4.0, skoro główne zagrożenia wynikające z prób jej wprowadzenia to:
– Przemysł 4.0 może powodować zastąpienie pracowników przez nowe rozwiązania (np. roboty), a ich ponowne zatrudnienie wymagać nowych kwalifikacji
– Przemysł 4.0 tworzy miejsca pracy o innych kwalifikacjach niż te,
które zastępuje; bez odpowiednich szkoleń występuje duże ryzyko współistnienia wakatów i strukturalnego bezrobocia
– Wdrożenie rozwiązań w innych krajach może sprawić, że korzystne będzie dla firm przeniesienie produkcji z powrotem do np. Europy Zachodniej (niższe koszty pracy w PL mniej istotne)
– Polskie firmy, obecnie z silną pozycją na rynkach eksportowych
dzięki m.in. przewadze kosztowej, mogą stracić konkurencyjność
– Późniejszy niż w krajach rozwiniętych rozwój Przemysłu 4.0 może
oznaczać znaczną przewagę zagranicznych dostawców technologii
już na starcie
Jak widzisz, przyszłość Polski to nie spawacze ani plantatorzy ziemniaków, tylko specjaliści od Big Data i Internetu Rzeczy, cokolwiek te pojęcia oznaczają.
@Płynna nierzeczywitość
Mądrzejsi (w kwestii prognozowania przyszłości!) od premiera Morawieckiego ludzie są praktycznie pewni, że niedługo potrzebna będzie praca 20% siły roboczej – głownie b.wysokowykwalifikowanej intelektualnie (choć nie tylko!), co już widać, słychać i czuć….
To właśnie ci od Big Data etc. Oni już studiują na krajowych i zagranicznych uczelniach z najwyższej półki!!! Ci powtarzający maturę to raczej kategoria tych 80% bezrobotnych.
Polecam np. niedzielną (21.08!)rozmowę na TVN24 o 23.30 z wicedyrektorem Lewiatana
Zbigniewem Gajewskim o tej przyszłości pracy 😉
@belferxxx
Co do kierunku zgoda, natomiast perspektywa czasowa wydaje mi się dyskusyjna. Górne 20% i dolne: hydraulicy, grabarze, kucharze, opiekunowie ludzi starszych, wojsko, policja, handel, telewizja, dziennikarze, politycy, nauczyciele, etc. Mam na myśli oczywiście zarobki :), czyli idiotów wg. ancien regime
@Krzysztof Cywiński
Zawód grabarza da się praktycznie zautomatyzować, dziennikarza w obecnym wydaniu – w 90%, handel – praktycznie w 100% podobnie jak McDonaldsa, nauczycieli może też zostać z 10% …. 😉 To idzie wyjątkowo szybko ….
Jeśli chodzi zbędność siły roboczej, to przecież czymś trzeba będzie tych ludzi zająć, czemu nie nauką? Np. dochód gwarantowany, ale pod warunkiem że dana jednostka pracuje albo się uczy? Wtedy z jednej strony wszystko się kręci, z drugiej znika zmora wizyjna (wizja zmorowata?), że ludzie a) nic nie muszą, b) mają czas na zastanawianie się, dlaczego … 😉
P.S.
Liczba, która jest rowiązaniem równania x^2 – 4 = 0 jest
a) > 0
b) < 0
@Płynna rzeczywistość 23 sierpnia o godz. 18:33 249027
„Jak widzisz, przyszłość Polski to” rola światowego a przynajmniej europejskiego skansenu gdzie nie ma żadnego postępu a życie zatrzymało się w wieku XX-tym, w czasach wczesnego Gierka.
Tradycyjny katolicyzm; pełne kościoły, masowe obchody katolickich obrzędów, pielgrzymki, procesje z sypaniem kwiatków, płonące świece na cmentarzach, groby z pomnikami itd.
Tradycyjne życie rodzinne; żadnych homosiów czy innych elgiebete, tradycyjny podział ról małżeńskich, chłopcy na niebiesko, dziewczynki na różowo, on strażak ona pielęgniarka, itd.
W szkole pani, w przychodni pani, na poczcie pani, w samie pani (wróci nazwa SAM!), wygoni się te wszystkie zagraniczne sklepy…
Żadnego GMO, chłopom da się kartki na nawozy i jedzenie nazwie ekologicznym, kury, gęsi i psy będą wałęsać się po wioskach, konne wozy (kartki na benzynę!) wrócą na drogi…
Żaglówki na Mazurach tylko drewniane, żagle tylko bawełniane.
Zlikwidować sieć telefonii komórkowej, zlikwidować Internet, zagłuszyć telewizję satelitarną.
Itd., itp.
Cały Kraj zamieniony w polską wersję wioski Amiszów.
Ja tu widzę wielki potencjał turystyczny.
Przed paroma dniami poczytałem trochę o jędrzejowiczowskiej reformie szkolnictwa z 1932 roku. Wtedy to chyba trzeba było coś umieć, żeby zdać do liceum. Ech, to musiały być czasy.
No to niedobrze. W obecnej sytuacji na rynku pracy jedynie Politechnika i Uniwersytet Medyczny (stały popyt na usługi) dają możliwość na znalezienie pracy po studiach. Wielu absolwentów uczelni wyższych nie pracuje w zawodach związanych z kierunkiem studiów, lub pracuje, ale za wynagrodzenie znacznie odbiegające od wymarzonych zarobków. Gdyby ktoś zrobił na poważnie rachunek ekonomiczny, wyszłoby, że lepiej naprawdę machać tą łapatą po skończeniu szkoły średniej, niż tracić 4-5 lat życia na coś co przyniesie stratę (zmarnowane lata, pieniądze na podręczniki, sprzęt typu dyktafon itd.). Oczywiscie niektórzy cenią studia za samą wiedzę i atmosferę. I to się chwali. Nie mniej, jednak w LO powinni ostrzegać ludzi o pułapce na naiwnych. Chociaż pewnie i to nic nie da, bowiem w naszym kraju kto nie magister ten cep (za przepraszeniem i ironicznie).
@Krzysztof Cywiński, @belferxxx
Tylko na co to i dla kogo ?
Kiedyś człowiek pół swego życia poświęcał na zdobycie pożywienia, dzisiaj jeden może wyżywić 20-tu.
Czyżby celem naszym była planeta Indiotów ?
(St. Lem – Dzienniki Gwiazdowe, podróż 24-ta)
@rs – obie są poprawne.
KrzySztof58,
W tamtych czasów liczba zaliczanych matur był mniejsza niż dziś doktoratów. Uważa Pan, że we współczesnej Polsce 2 tysiące matur rocznie całkowicie wystarczy?
belferxxx,
W Polityce jest ciekawy artykuł o spółdzielni Solidarnść, tej od słodyczy. W latach 80 cukierki zawijano ręcznie. Jedna osoba zawijała 80-120 kg dziennie. Dziś maszyna zawija 600 cukierków na minutę. Więc dla tamtej niewykształconej pakowaczki pracy już by dziś nie było. I dobrze, bo cóż to za praca? Więc może znalazłaby pracę jako opiekuna starszych osób, może jakąś inną, może tydzień pracy skróci się do 5 dni, by dać pracę wszystkim, ale pracy dla osób bez żadnego wykształcenia jest coraz mniej i tej tendencji nic nie odwróci jak i tego, że w krajach bardziej rozwiniętych wielokrotna zmiana pracy od dawna jest normą raczej niż wyjątkiem i bez wykształcenia tego nie da się osiągnąć (ani uniknąć).
@Płynna nierzeczywistość
1.Do opieki nad niepełnosprawnym „studia” w Wyższej Szkole Gotowania na Gazie mają się jak pięść do nosa … 😉
2.Ludzie są różni i do prac wymagających b.wysokich kwalifikacji intelektualnych po prostu nie każdy ma potencjał, podobnie jak do zdobywania stosownych kwalifikacji. Tak jak napisałem – praca, JAKAKOLWIEK, będzie dla 20% (!!!) tych najzdolniejszych do jej wykonywania i najlepiej przygotowanych … 😉 Pozostałym ŻADNE studia w WSGnG w NICZYM nie pomogą i do niczego nie będą służyć, może poza zwiększaniem stopnia frustracji swoim położeniem i bezużytecznością totalną co najwyżej …
Płynna rzeczywistość
24 sierpnia o godz. 8:44
Jeśli coraz mniej pracy ludzkiej potrzeba na wytworzenie tego, co ludziom do życia potrzebne to dzielmy się pracą.
Skoro jeden pracując 40 godz/tydz. i wytworzy tyle, ze starczy dla dwóch to niech pracuje tylko 20 godz./tydz. i ustąpi miejsca przy warsztacie temu drugiemu – nie będzie psioczył, ze musi pracować na nieroba.
Tylko czy ludzka zachłanność na to pozwoli ?
@kaesjot
>Skoro jeden pracując 40 godz/tydz. i wytworzy tyle, ze starczy dla dwóch to niech pracuje tylko 20 godz./tydz. i ustąpi miejsca przy warsztacie temu drugiemu –<
To było dobre w czasach taśmy produkcyjnej etc. Ludzie o nawet b. wysokich kwalifikacjach różnią się od siebie – jeden programista jest nie do zastąpienia przez innego programistę (przynajmniej nie zawsze, ale w ambitnych zadaniach owszem!), jeden twórca robotów przez innego twórcę robotów, jeden fizyk przez innego fizyka itp. itd. Zwłaszcza, że tu nie o siedzeniogodziny chodzi … 😉
@belferxxx
Nie chodzi mi o prosty, ilościowy podział pracy.
Oczywistym jest, że postęp techniczny wywołuje zmiany jakościowe. Jeszcze 100 – 200 lat temu większość ludzi byla w przeważajacej części samowystarczalna. Dzisiaj potrafiliby tego dokonać tylko nieliczni fanatycy survivalu.
Obecnie zapomina się o celu działalnosci gospodarczej człowieka czyli wytwarzaniu dóbr i świadczeniu usług służących zaspokajaniu jego potrzeb – bezpośrednio i „na wymianę” z innymi „wytwórcami”.
Np owocem pracy nauczyciela nie jest nic, co zaspokajałoby jego potrzeby, służyłoby jego przetrwaniu a jednak jest ona niezbędna społeczności – przekazuje wiedzę i doswiadczenie dzieciom i młodzieży a w zamian ich rodzice dostarczają mu wszystko co do zycia mu niezbędne.
Mówiąc ogólnie – człowiek jest jednocześnie wytwórcą i konsumentem.
Jest takie powiedzenia – kto nie pracuje, ten nie je !
Dajmy innym zapracować na siebie.
Są kraje, gdzie przedstawiciele pracodawców spotykaja się systematycznie z przedstawicielami władz oświatowych i określają swoje potrzeby co do rodzaju , poziomu i ilości pracowników w blizszej i dalszej perspektywie a władze oświatowe dopasowuja do nich strukturę kształcenia.
U nas, niestety puszczono to na żywioł, na zasadzie „róbta, co chceta” i kształci sie młodych w absolutnym oderwaniu od potrzeb gospodarki i społeczeństwa.
@belferxxx 24 sierpnia o godz. 14:29 249039
„Ludzie o nawet b. wysokich kwalifikacjach różnią się od siebie – jeden programista jest nie do zastąpienia przez innego programistę (przynajmniej nie zawsze, ale w ambitnych zadaniach owszem!)”
Tutaj chyba mowa o mikroskopijnym ułamku populacji programistów… tych co to nowe rzeczy wymyślają, jakichś Berners-Lee, Brinach, ludziach np. z tej listy:
**http://www.computersciencedegreehub.com/30-most-influential-computer-scientists-alive-today/
Reszta powinna być zastępowalna tak jak jeden murarz powinien umieć zastąpić drugiego. Jeden architekt drugiego architekta. Jeden inżynier mechanik czy elektronik swojego kolegę.
Oczywiście znowu, na świecie jest kilkudziesięciu czy kilkuset architektów-artystów największego kalibru ale ja tu mówię o ogromnej reszcie architektów, którzy rzadko projektują Muzeum w Bilbao czy tańczące domy w Padze.
Po to właśnie jest język nauki, język i metody danej dziedziny, po to są normy i standardy, po to są zasady pracy zespołowej, po to są tzw. design review, po to jest crosstraining, itd., itp.
Od dawna ludzie się pytają o wielkość tzw. bus factor dla danego projektu. Czyli jak bardzo dany projekt (dana firma) ucierpi (zależy od) jednej czy kilku kluczowych osób. Bus factor dla tego blogu wynosi 1. Gospodarz wpadając pod autobus przerywa pisanie i blog upada.
Każdy kierownik / właściciel firmy chce aby bus factor dla jego zespołu był jak największy. Przecież nie trzeba autobusu. Kluczowy pracownik może odejść do innej pracy, zachorować na grypę, w szkole – nauczycielka pójść na urlop macierzyński czy dla poratowania zdrowia.
Tak, każdy nauczyciel ma swój indywidualny styl, ale kretyństwem ze strony kierownictwa jest nie czynienie niczego w celu sklonowania, albo chociaż tylko podjęcia próby skopiowania najlepszych metod pracy najwybitniejszych nauczycieli. Wyobrażam sobie, że np. nauczyciele-diamenty którzy dorobili się kilkudziesięciu olimpijczyków albo (na drugim końcu jakości uczniowskiego „materiału ludzkiego”) mają ogromne sukcesy w resocjalizacji np. chuliganów czy młodocianych przestępców, otóż takim osobom powinno się dać osobny i bardzo dobrze płatny czas właśnie na przekazywanie swoich przemyśleń i metod pracy następcom. Zakwalifikowanie się na taki np. miesięczny kurs z wybitnym nauczycielem powinno być rodzajem bardzo cenionej nagrody dla wyróżniających się nauczycieli. Połączonej z solidną nagrodą pieniężną.
Crosstraining może i powinien mieć miejsce w każdym zakładzie pracy, w każdej szkole. Tylko wtedy jeden inżynier/programista/nauczyciel będzie znał zwyczaje i ulubione metody kolegów. Tylko wtedy będzie następowała wymiana zawodowych informacji, szybszy proces zespołowego uczenia.
No i całość trzeba dokumentować. Programista musi dokumentować swój kod. Nauczyciel, szczególnie dobry, musi pisać książkę o swoich metodach pracy, albo przynajmniej publikować artykuły w fachowej prasie.
Być może ideału jednego murarza zastępującego z marszu innego nigdy nie uda się osiągnąć, no stremitsa nada.
„Za wszystkich trzymają kciuki nie tylko krewni i znajomi, ale przede wszystkich pracownicy szkół wyższych.”
Potem będą się zżymać na poziom studentów.
@kaesjot 24 sierpnia o godz. 7:15
„@rs – obie są poprawne.”
To miał być dodatek do zakończenia wpisu gospodarza blogu o konstruowaniu pytań tak, aby nie można było źle odpowiedzieć. Dziękuję za potwierdzenie 😉
@kaesjot 24 sierpnia o godz. 14:15
” … to dzielmy się pracą.”
To idea piękna i ja się z nią zgadzam, problem w tym, że nie dotyka problemu. Problemem bowiem jest dzielenie się wynikami pracy. W tym pracy maszyn, coraz bardziej autonomicznych.
rs_
25 sierpnia o godz. 19:24
„Problemem bowiem jest dzielenie się wynikami pracy”
Zgadzam się z Tobą – sam to wielokrotnie powtarzałem.
Przyczyną jest zachłanność, egoizm, propagowanie „wyścigu szczurów” jako drogi do sukcesu życiowego, wmawianie ludziom, że celem działalności gospodarczej jest maksymalizacja zysku. Nieważne co, nieważne na co – byle wcisnąć klientowi towar, bez którego z powodzeniem moze się obejść. Marnuje się się tylko pracę ludzką i surowce, których zasoby nie są nieograniczone.
Roboty wymagają zaprogramowania, nadzoru, przeglądów i napraw, zasilania w energię i materiały zatem zapotrzebowanie na prace ludzką bedzie nadal, tyle, że jakościowo inną i na pewno w mniejszym wymiarze. Skoro zaspokojenie podstawowych potrzeb coraz mniej absorbuje człowieka wzrastać będzie zapotrzebowanie na potrzeby wyższego rzęduale ludzie muszą posiadać „zdolność nabywczą” a tu duże znaczenie ma podział wyników pracy poprzez wynagrodzenia.
Zauważ, że w Polsce najczęsciej mówi się o średniej płacy a pomija się inne wskaźniki i miary jak np. mediana, dominanta czy bardziej szczegółowy ich rozkład w poszczególnych grupach.
Ładnie brzmi stwierdzenie , że średnia płaca 10-ciu pracowników wynosi 4 000 zł. Ale gdy wejdziemy głębiej i okaże się, że na tę średnią sklada się zarobek 9-ciu zarabiających po 2 000 zł i jednego zarabiajacego 22 000 zł to już obraz nie jest taki fajny.
belferxxx
23 sierpnia o godz. 14:09 249025
A dlaczego rzemieślnik miał by zatrudniać niedouczonego absolwenta liceum?
W moich czasach, na moim Górnym Śląsku (to taka kraina znienawidzona przez PiS), obowiązywał taki model edukacji :
1. zawodówka
2. technikum
3. studia
Liceum było uważane za coś gorszego, bo nie dawało zawodu.
PS. Poziom dzisiejszej matury zbliża sie do poziomu quizów w GW.
kaesjot
24 sierpnia o godz. 19:06 249040
„Obecnie zapomina się o celu działalnosci gospodarczej człowieka czyli wytwarzaniu dóbr i świadczeniu usług służących zaspokajaniu jego potrzeb – bezpośrednio i „na wymianę” z innymi „wytwórcami”.”
Myśląc tak jak Ty, nadal siedzielibyśmy na drzewach.
Wszytko co potrzebne do życia można by znaleźć na drzewie lub pod nim.
Jeśli bylo by ciepło, nawet jaskina nie była by potrzebna do mieszkania.
„Kto nie pracuje ten nie je”
To powinna być podstawa polityki społecznej, a nie wspieranie leni zasiłkami.
Oczywiście wyłączając osoby rzeczywiście niezdolne do pracy.
andrzej52 – zdrowym bodźcem do postępu jest wygodnictwo i lenistwo człowieka.
Gdybyśmy tak jak nasi przodkowie na mchu jadali nie miałbyś zbytu na swoje wyroby.
Człowiek wymyślił krzesło i stół bo przy nich wygodniej się posilać. a nie po to, by na jego produkcji zarabiać. U nas jeszcze kilkaset lat temu a nawet kilkadziesiąt większość ludzi była z w znacznym stopniu samowystarczalna. Wraz z rozwojem specjalizacji i podziału człowiek zaczął sie coraz bardziej uzależniać od innych a to stwarzało producentom określonych towarów na dyktowanie swoich warunków szczególnie, gdy osiągnął pozycje monopolistyczną.
Podstawowa zasada rynku to relacje pomiędzy popytem i podażą.
Wiadomo, ze im coś drożnej sprzedaż a taniej wytworzysz tym większy twój zysk. Stosujesz tańsze materiały, mniej płacisz pracownikom tym więcej zostaje dla ciebie tylko musisz pamiętać, ze ten pracownik to jednocześnie twój klient – im mniej zarabia tym słabsza jest jego siła nabywcza co prowadzi do nadprodukcji , trudności zbytu i w konsekwencji bankructwo. Cały ten marketing to nic innego jak wciskanie ludziom na siłę czegoś co jest im niepotrzebne.Rozejrzyj się wokół i sam zobaczysz ile śmieci się, które do niczego nie służą się wytwarza a tylko marnuje surowce i prace ludzka.
Z tych 10-ciu co szło do zawodówek to 7-miu na tym kończyło , 3-ech szło do technikum a z nich tylko jeden na studia. Teraz z 10-ciu czterech idzie na studia.
@Andrzej 52
Czy ja gdzieś piszę, że wszyscy powinni iść do liceum??? Są potrzebne różne formy zdobywania zawodu po gimnazjum/podstawówce i po liceum też. A na studia powinni iść rzeczywiście najlepsi bo tylko im się do czegoś pożytecznego przydadzą. Dla reszty jest to strata czasu, życia i pieniędzy!!! 🙁
@Andrzej 52
„Liceum było uważane za coś gorszego, bo nie dawało zawodu.”
Ktoś, kto permanentnie w taki sposób zapisuje partykułę rzeczywiście, może być ze Ślaska i głosić taki pogląd formułując w taki sposób całą wypowiedź własną, jako wartościującą…
Krzysztof Cywiński
26 sierpnia o godz. 10:19 249050
Potrafisz tylko obrażać dyskutantów, dyskryminując ich narodowość.
@Andrzej52
„Potrafisz tylko obrażać dyskutantów, dyskryminując ich narodowość.”
Jeżeli komentuje się na blogu, to należy liczyć się z repliką. Przyjęcie taktyki: najlepszą obroną jest atak i insynuacje, jest trochę żałosne.
Urodziłem się w Cieszynie – to też Śląsk. Mieszkam w Zabrzu, pracuję w Gliwicach, rozmawiam z ludźmi również gwarą. Nie jestem ani entuzjastą ani przeciwnikiem zabiegów o uznanie istotnej odrębności regionalnej za narodowość. Proszę o zacytowanie jakiegokolwiek mojego wpisu, w którym obrażałbym jakiegokolwiek człowieka, że o narodzie nie wspomnę. Ukończyłem Liceum Ogólnokształcące po sąsiedzku z ówczesną Akademią Medyczną. Jej kadra w większości miała śląski rodowód, a progenitura kształciła się praktycznie wyłącznie w liceach. Wybór szkoły, podobnie jak i współcześnie związany był przede wszystkim ze statusem społecznym i aspiracjami oraz pomysłem na życie, konwencją a nie narodowością.
belferxxx,
Pozostaje pytanie, czy powszechne wykształcenie maturalne to we współczesnym świecie wystarczający poziom wykształcenia ogólnego. Jeśli nie, to w naturalny sposób należy upowszechnić wykształcenie pomaturalne, które nawet można nazwać wyższym. To dlatego tradycyjne studia 5-letnie podzielono na 3+2. Te 3 ma być dla mas, 2 dla elit planujących związać swoją przyszłość z uczelniami lub pracą o charakterze twórczym, badawczym. I teraz pytanie za 10 punktów: czy uczelnie zdołały przystosować się do tak zmienionych realiów oraz nowych zadań, jakie przed nimi postawiono? Moim zdaniem jest coraz lepiej, ale zmiany zachodzą w rytmie zmieniających się pokoleń, czyli wymagają jeszcze z 10-20 lat. W tej chwili wciąż zbyt wiele programów nauczania to stare 5 w sztuczny sposób podzielone na 3+2. System boloński wprowadza się w Polsce od ok. 10 lat. Za 10 lat będzie on już zinternalizowany przez szkoły wyższe i otoczenie społeczne. I co, WTEDY cofniemy się do systemu studiów 5-letnich. A właśnie coś takiego robi się z gimnazjami, po 17 latach ich funkcjonowania.
I aspekt dotychczas pomijany, a kluczowy w kwestii zrozumienia przyczyn (i skutków) upowszechnienia szkolnictwa wyższego w Polsce: odsetek młodzieży zaliczanej do kategorii NEETs. Niepracującej i nieuczącej się. Szkolnictwo wyższe od kilkunastu lat pełni funkcję bufora przejmującego z rynku część młodzieży, która w innych okolicznościach siedziałaby na bezrobociu albo wyjechała w czorty. Czy narzucenie tej funkcji uczelniom wyższym doprowadziło do ich degradacji? Oczywiście, że tak, nie mogło być inaczej.
@Płynna nierzeczywistość
System boloński w Polsce wprowadzono z neoficką gorliwością niestety. W UK na wielu co ambitniejszych kierunkach – nauki techniczne, przyrodnicze, matematyka, informatyka jest dualizm – bardzo dobrzy na jednolite studia magisterskie, a reszta na licencjat i ewentualnie potem magisterskie …
Studia po nic nie mają sensu – znacznie przyjemniej się bawić bez egzaminacyjno-zaliczeniowej zadymki czytając książki i korzystając z różnych kursów on-line. A są studia wymagające laboratoriów i praktyki, dające uprawnienia, a przez to drogie. Po co one kadrze biedronek.
Ale generalnie problem jest inny – w perspektywie góra(!) 15-20 lat 80% średniaków NIKOMU DO NICZEGO NIE BĘDZIE potrzebne!!! I żadne studia na WSGnG nic im nie pomogą … 😉
belferxxx
26 sierpnia o godz. 22:10 249055
„Ale generalnie problem jest inny – w perspektywie góra(!) 15-20 lat 80% średniaków NIKOMU DO NICZEGO NIE BĘDZIE potrzebne!!!”
W produkcji mozna czlowieka zastąpic automatem.
Tu masz rację.
Ale równolegle rozwija se branża szeroko pojetych uslug i tych ludzi tutaj mozna zagospodarować, a juz dzisiaj brakuje pracowników na stanowiska robotnicze.
oczywiscie do tego żadne studia w Wyzszej Szkole Wszystkiego i Niczego nie sa potrzebne, tutaj jest potrzebne szkolnictwo zawodowe.
I dlatego uważam, że kończenie liceum jest bezsensowne, absolwent może zostać jedynie zatrudniony na kasie w markecie lub parzyć kawe w biurze.
andrzej52 – fachowca – rzemieślnika musisz wyszkolić sobie sam.
Szkoła techniczna ( średnia czy zawodowa ) da tylko ogólne przygotowanie techniczne natomiast praktycznego wykonywania zawodu uczy się od starszych, doświadczonych pracowników. Ty sam, o ile dobrze pamiętam wykonujesz pracę niezgodną z Twoim formalnym wykształceniem. Dzisiejszym problemem jest to, że coraz mniej jest tych, od których młodzi mogliby się uczyć praktycznie zawodu.
Nawiązaliśmy współpracę z dr n. tech. – wykładowcami z Politechniki.
Troche wysiłku mnie kosztowało, nim ich projekty zaczęły być „praktycznie użyteczne”, zanim nauczyli się dobierać materiały dostępne w pobliskich hurtowniach a nie każde, które są w normie, uwzględniać techniczne możliwości wykonawcy itp.
Zawsze im przypominałem, że ich projekt nie ma być” teoretycznie wspaniały” lecz „praktycznie realny”.
kaesjot
27 sierpnia o godz. 11:13 249057
Dlatego juz kiedys pisalem, że student politechniki powinien w czasie studiów miec roczna praktyke na stanowiskach, na których kiedyś będzie pracował.
Ja, ucząc sie za elektronika, w pierwszej klasie poznawałem tajnik slusarki. I było to bardzo dobre rozwiązanie.
Żeby taki konstruktor maszyn miał pojecie o obsludze tego, co skonstruuje.
Sam musialem kilka lat temu poprawiać nową obrabiarkę, znanej firmy, która była nieergonomiczna w obsludze. Fachowca do konkretnej pracy oczywiście musze sam wyszkolić, ale powinien mieć jakieś pojecie o materialach, o obróbce itd.
@Andrzej 52
W usługach też można człowieka zastąpić automatem – vide casus McDonaldsa … 😉
andrzej52
27 sierpnia o godz. 12:07
To było możliwe w czasach PRL-u i to wtedy, gdy absolwentów wyzszych uczelni ( nie wszystkich ) obowiazywał nakaz pracy.
My mieliśmy wtedy praktyki wakacyjne – pierwsze dwie tzw. robotnicze( płatne), gdzie zasuwało sie fizycznie we fabrykach zastępując tych, co wtedy byli na urlopach a potem już zawodowe. Ja miałem juz umowe o stypendium fundowane i praktyki zawodowe miałem w zakładzie, do którego poszedłem pracować po studiach.
A tak to masz rację – nauka teoretyczne powinna być łaczona z praktyką tylko jak to zrobić, gdy zdecydowana wiekszość dopiero po studiach zaczyna szukać mozliwosci JAKIEGOKOLWIEK, rzadko zgodnego z wykształceniem zatrudnienia a ponadto jaki, nastawiony na zysk przedsiębiorca będzie szkolił młodych nie mając z tego żadnej korzyści.
belferxxx
27 sierpnia o godz. 12:40 249059
Mialem na mysli „normalne” uslugi, chociaż nawet w Mc coś , ktos musi te potrawy przygotować.
Jak spojrzysz do tylu z 20 lat, to imprezy organizowało sie w domu, a knajpy można było policzyc na palcach reki. Dzisiaj na odwrót.
Niedawno zadzwoniłem do Urzedu Pracy, z zapytaniem czy nie maja chetnego do pracy.
Padlo pytanie ; jakie ma pan wymagania.
Odpowiedzialem, : żeby cos potrafił manualnie i mial chęć do pracy.
Urzędniczka ze smiechem odpowiedziala : nie ma pan szans.
Niestety, ale mlodych interesuja tylko studia praca za biurkiem,(oczywiście bardzo dobrze płatna) za chwilę nie bedzie mial kto chleba upiec.
Jest to problem całej Unii, niestety.
kaesjot
27 sierpnia o godz. 12:46 249060
” a ponadto jaki, nastawiony na zysk przedsiębiorca będzie szkolił młodych nie mając z tego żadnej korzyści.”
Te sprawy juz dzisiaj sa rozwiązane, nazywa sie to staż.
Masz pracownika za darmo np. pół roku, ale musisz go na taki sam okres zatrudnić.
Podobnie, stosując ulgi podatkowe, można sprawy szkolenia rozwiązać.
@Andrzej 52
Już JEST zautomatyzowany w 100% (przygotowuje potrawy + obsługa) Mc Donalds. Zwraca się oszczędnością na płacach(!) PO ROKU … 😉
belferxxx
27 sierpnia o godz. 13:33 249063
Czy chcialbys swoja rocznice ślubu w takim Mc coś tam zorganizować.
poza tym jest to ułamek procenta obrotu branży gastronomicznej.
Jak spojrzysz wokół, zauważysz jak rozwinęła się turystyka, gastronomia, handel, transport, szeroko pojete uslugi zdrowotne. Wszędzie potrzeba ludzi do pracy.
tylko tego na co dzień nie zuważamy, gdyż to ewoluuje.
No i dojdziemy do tego, co zdarzyło się na planecie Indiotów co opisał Stanisław Lem w Dziennikach Gwiazdowych Podróż 24-ta.
@andrzej 52
Większość ludzi chodzi do McDonaldsa „coś” zjeść i robi to dość często. A na rocznicę ślubu wybiorą (drogą!) knajpę z kelnerami etc. Ale fastfoody to 90% tych usług, a drogie knajpy – 10%. Bo mało kogo stać na nie CODZIENNIE … 😉
belferxxx
27 sierpnia o godz. 17:39 249067
A tak se starala pan minister edukacji Kołoczykowa (Drożdżówka), żeby śmieciowe jedzenie wyeliminować ze szkolnych sklepikow.
Okazuje sie że belfrzy namawiaja do posilków w Mc coś tam.
PS. to bylo żartem, nie zlośliwie.
A tu wywiad Miecugowa z Gajewskim o (nieodległej!)przyszłości rynku pracy:
‚ http://www.tvn24.pl/inny-punkt-widzenia,37,m/zbigniew-gajewski,671167.html
No i co z tego, że te dzieci idą na studia, jak potem i tak większość nie pracuje w zawodzie.
Mam nadzieję, że im się uda i większość pójdzie na studia 😉 W końcu wykształcenie to podstawa, a to że nie wszystkim udaje się znaleźć pracę w zawodzie to już rzeczywistość, ale wiele zależy od samych chęci.