Oświata w PRL-u

Autorytety oświatowe protestują przeciwko PiS-owskiej reformie oświaty. Do grona przerażonych zmianami dołączyła Krystyna Starczewska i zaczęła bić na alarm (biogram tutaj).

Przerażenie uzasadnione, jednak główny argument fatalny: „PiS zawraca oświatę do PRL-u” (wywiad z dr Starczewską tutaj). Zapewne w środowisku opozycjonistów, dawnych KOR-owców, twórców oświaty niepublicznej „PRL” brzmi jak obelga. Jednak w uchu większości rodaków słowo to dźwięczy zupełnie inaczej, a w połączeniu z oświatą wręcz brzmi dumnie. Termin „edukacja PRL-owska” zaczyna nawet zajmować miejsce „oświaty przedwojennej” i znaczy to samo, czyli wysoki poziom. Powoli zaczynamy mówić „PRL-owskie wykształcenie”, mając na myśli rzetelność, prawdziwość, i podawać przykłady, np. że dzisiejszy magister do pięt nie dorasta maturzyście z epoki Gierka. Zresztą czy tak nie jest?

Mimo woli Krystyna Starczewska daje więc PiS-owi argument, aby zmiany wprowadzić. Skoro reforma oznacza powrót do systemu PRL-owskiego, a za taką szkołą, porządną i solidną, tęsknią rodacy, to trzeba przywrócić ośmioletnią szkołę podstawową, a gimnazja zlikwidować.

Wszystkich, którzy zamierzają przeciwstawiać się PiS-owi, proszę, aby schowali swoją klasyczną polszczyznę głęboko do szafy i zaczęli mówić językiem współczesnym. Wtedy ich sprzeciw zostanie zauważony. Dla przykładu zacytuję Frondę Lux (Pismo poświęcone, nr 77, s. 12, drugi akapit): „Pytam się (grzecznie), jak mogłaś to tak spie… ?”.