Nauczyciele wielu przedmiotów
Kiedyś wieloprzedmiotowcy trafiali się w maleńkich wiejskich szkołach, obecnie zjawisko to występuje wszędzie, także w wielkomiejskich liceach – jeśli chcesz mieć etat, zapomnij o uczeniu jednego przedmiotu.
Niektórzy nauczyciele nigdy już w jednej szkole nie uzbierają godzin do pełnego etatu. Tak jest chociażby z fizykami. Odkąd politechnika daje kandydatom na studia wybór między matematyką a fizyką, prawie wszyscy decydują się na przedmiot, który i tak muszą zdawać na maturze, czyli matmę. W niejednym liceum fizyki nie wybiera ani jeden uczeń, nie ma więc grup, nie ma godzin poza ministerialnym minimum w pierwszej klasie. Dlatego nauczyciel tego przedmiotu musi uczyć czegoś jeszcze, chyba że chce biegać od szkoły do szkoły.
Problem dotyka jednak także nauczycieli, którzy mają wiele godzin w jednej klasie, np. polonistów. Godziny trzeba tak podzielić, aby wszyscy mieli równo etat, żadnej nadgodziny. Niestety, klasy mają po 4-5 godzin w tygodniu, a nauczycielski etat wynosi 18. Przydałby się na dokładkę przedmiot jedno- bądź dwugodzinny. I takie są, np. wiedza o kulturze, wiedza o społeczeństwie, etyka. Bywa jednak, że poloniści uczą nawet wuefu. Czasem bardzo oryginalnie, np. wychowanie fizyczne ogranicza się do nauki tańca albo ruchu scenicznego. Zresztą chemia prowadzona przez biologa potrafi być ciekawsza niż zajęcia w wydaniu prawdziwego specjalisty.
Zacząłem jako nauczyciel polskiego. Potem uczyłem jeszcze filozofii. Kilka lat później doszła etyka. Mamy już więc trzy przedmioty. W pewnym momencie filozofia wypadła. Zostały dwa. Rok temu w arkuszu organizacyjnym dopisano mi wiedzę o kulturze, ale ostatecznie przypadła innemu poloniście. Po odejściu na emeryturę łacinniczki istniało ryzyko, że ktoś z grona będzie musiał uczyć języka Cycerona. Problem jednak rozwiązał się sam – łaciny nie ma nawet w klasie humanistycznej. Gdyby jednak była, nie opłacałoby się ściągać specjalisty na dwie godziny. Wzięłaby je osoba, której trzeba skleić etat. Właściwie człowiek nawet nie wie, czego będzie uczył.
Komentarze
Taka ciekawostka. W Niemczech nauczyciel mianowany ma obowiązek wykładania co najmniej 2 przedmiotów, a o ile dobrze pamiętam, w Bawarii nawet 3. To sprzyja optymalnej organizacji szkół, a być może też przeciwdziała zbytniej rutynizacji nauczycieli.
W podstawówce czy gimnazjum to by się jeszcze mogło udać. W liceum to absurd. Na lekcjach niekiedy padają pytania głęboko z programu studiów. Biolog sobie z takim pytaniem z chemii nie poradzi.
Humanistyczne podejście po prostu.
Sama pracowałam jako nauczyciel przez dwa lata i uczyłam trzech przedmiotów i prowadziłam zajęcia praktyczne (technikum), w międzyczasie robiąc jeszcze kurs pedagogiczny i opracowywując przykładowy program nauczania dla ministerstwa rolnictwa. Dało radę, nawet mimo gorszej sytuacji niż nauczyciele przedmiotów ogólnokształcących (do jednego z przedmiotu brak w ogóle podręcznika, do drugiego jeden, do trzeciego dwa do wyboru, braku gotowych testów czy scenariuszy lekcji i niepowtarzania się w tygodniu ani jednej lekcji – brak równoległych klas idących tym samym programem).
Gdybym nadal uczyła chętnie przygarnęłabym WOK mimo zupełnie innego wykształcenia (przyrodnicze), podobnie z angielskim zawodowym (tu już względy praktyczne – angliści często mieliby problem ze słownictwem fachowym)… Zrobiłoby się już zupełne multi 😉
Fizyk może zwykle uczyć dobrze matematyki bo to język(!) jego dyscypliny podobnie biolog – chemii. W drugą stronę to nie idzie 🙁 Takie michałki jak WOK, „przedsiębiorczość”, „wiedza o bezpieczeństwie” etc. powinny być zlikwidowane, a ich (istotne!) treści (i godziny!)włączone do innych przedmiotów. I tyle!!!
Na studiach matematycznych miałem fizykę w wymiarze aż nadto wystarczającym, żeby uczyć w liceum. W technikum rolniczym dyrektor kazał mi też uczyć chemii, co już wykraczało poza moje kompetencje, ale był wszak podręcznik. Uczyłem w Anglii, gdzie każdy nauczyciel (z wyjątkiem mnie:) prowadził popołudniowe obowiązkowe treningi rugby. W Danii nauczyciel 9-letniej szkoły powszechnej jest w Seminarium przygotowywany do uczenia każdego przedmiotu w niższych klasach. U nas większość nauczycieli skompromitowałaby się na egzaminie gimnazjalnym, a pewnie i na sprawdzianie 6-klasisty. Czy to normalne?
Znajoma fizyczka z braku godzin od roku przekwalifikowuje się na fizyko-informatyczkę licealną (rozpoznanie w boju). Jeśli informatykę rozumieć jako sztukę posługiwania się łordem, ekselem i pałerpointem, to takie przekwalifikowanie jest możliwe. Jeśli licealna informatyka miałaby mieć coś wspólnego z programowaniem, to kicha całkowita i wstydliwa. Zdolni uczniowie przejrzą ją na wskroś.
Mogę sobie wyobrazić fizyko-informatyków czy bio-chemiczki, zwłaszcza gimnazjalne, ale pod warunkiem, że do wykonywania tego rodzaju podzielonej pracy przygotuje ich/je odpowiednia uczelnia. Przy czym wątpię, by prowadzone przez takich nauczycieli klasy miały jakieś wybitne osiągnięcia w konkursach przedmiotowych czy egzaminach.
Historia, filozofia, etyka, wychowanie do życia w rodzinie, edukacja dla bezpieczeństwa. Chyba Pana pobiłem, nieprawdaż?
Uważam, iż uznawania studiów podyplomowych za kwalifikacje do nauczania przedmiotu (oraz co się z tym wiąże nauczanie wielu przedmiotów) stanowi jeden z głównych mankamentów dzisiejszego systemu oświaty. Jak można na równi stawiać osobę kończącą 5-letnie studia przedmiotowe z osóbką po 1,5-rocznej podyplomówce… Nauczanie, ograniczone do przytaczania treści podręcznika uważam za uwłaczające. W jakim celu uczeń ma uczestniczyć w lekcji jeżeli przekazuje mu się tylko treść książki, wszak może ją sam przeczytać w domu. Stwierdzenie, iż „chemia prowadzona przez biologa potrafi być ciekawsza niż zajęcia w wydaniu prawdziwego specjalisty” uważam za absolutne nadużycie. Świadczy ono o całkowitym braku znajomości dziedziny. Uczniowie uwielbiają gdy lekcje urozmaica się im doświadczeniami. Czy biolog posiada umiejętności pozwalające na ich wykonanie? Większość tego typu specjalistów po prostu boi się kontaktu z odczynnikami chemicznymi.
„Odkąd politechnika daje kandydatom na studia wybór między matematyką a fizyką, prawie wszyscy decydują się na przedmiot, który i tak muszą zdawać na maturze, czyli matmę.”
Która politechnika, jeśli można zapytać?
Zgodnie z:
**http://rekrutacja.p.lodz.pl/pl/przedmioty-kwalifikacyjne
Politechnika Łódzka wymaga na maturze dla:
25 przedmiotów: fizyki lub chemii – do wyboru,
6 przedmiotów: fizyki, chemii lub biologii – do wyboru,
5 przedmiotów: fizyki, chemii, biologii, geografii, informatyki lub sprawdzianu zdolności praktycznych, w różnych konfiguracjach i do wyboru,
1 przedmiotu czyli matematyki, nie wymaga zdawania dodatkowego przedmiotu.
Nie mam pojęcia, jak powyższe zestawienie można podsumować jako „wybór między matematyką a fizyką” no ale ja wierszy nie piszę.
Wszystko zależy od praktyki,jest miejsce dla speców i tych wielofunkcyjnych,rzecz w tym,że organizacja pracy w szkole jest do d…przez te etaty i finansowanie oświaty. Na pewno nauczyciele powinni się kształcić i poznawać różne poziomu edukacji. Znan takich, co uczą jednego przedmiotu w jednej szkole , jednej klasie (pomieszczeniu) i tragedią jest dla nich zmiana klasy.
Jakaś paranoja z tymi „jednoprzedmiotowcami”.
Nauczyciele szkół średnich (odpowiednik junior i senior secondary schools; uczniowie w wieku 12-18 lat) winni być przygotowani do nauczania przedmiotów w całych dziedzinach wiedzy obejmujących różne dyscypliny, m.in.: nauki matematyczno-przyrodnicze, nauki humanistyczne, nauki społeczne, technologie informacyjne, technologie wytwarzania dóbr, języki obce, wychowanie fizyczne i prozdrowotne, sztuka (sztuki plastyczne, muzyka, teatr, taniec, reklama, estetyka…).
Kształcenie takich nauczycieli „wielowymiarowych” – bez szkody dla ich kompetencji merytorycznych i kwalifikacji do nauczania w szkołach średnich – złagodziłoby problem zbierania przez nich godzinek do pełnego etatu.
A poza tym nie uciekniemy przed gruntowną zmianą paradygmatu nauczania – w tym wyboru i zakresu treści w poszczególnych dyscyplinach wiedzy oraz metod nauczania i uczenia się – w dzisiejszej dobie zrewolucjonizowania dostępności i przekazu informacji.
Education strategy must change.
No i warto pamiętać, że czas nie jest z gumy – w szkole średniej do dyspozycji nauczycieli jest rocznie powiedzmy ok. 1200 „godzin lekcyjnych” w klasie.
Zapraszam do pracy na uniwersytecie. Od początku mojej pracy na uczelni prowadziłam ok. 20 przedmiotów. Jedne się kończyły, bo np. wygaszano specjalność, a inne wprowadzano. Obecnie uczę 9 przedmiotów, z czego 3 po angielsku, reszta po polsku. Praktycznie co roku przygotowuję nowy kurs i nie mam pewności jak długo będę go prowadzić. Dodatkowo muszę wygospodarować czas na badania i habilitację.
Doktorant88,
Więcej luzu! Gospodarz, jako polonista, filozof, etyk a być może nawet łacinnik, posługuje się wysublimowaną formą ironii i szczerze mówiąc ja czasami też mam kłopoty z domyśleniem się, czy on tak naprawdę czy dla hecy. Opinię, że „chemia prowadzona przez biologa potrafi być ciekawsza niż zajęcia w wydaniu prawdziwego specjalisty” można by potraktować ze śmiertelną powagą gdyby nie zdanie poprzednie, o W-F-ie sprowadzonym do nauki tańca.
To prawda.. W szkole mojego dziecka jeden nauczyciel prowadzi zajęcia z 4 przedmiotów..