Rachunek za lekcje religii

Być może czarno widzę, ale nie daję żadnych szans projektowi obywatelskiemu Świecka Szkoła, którym dzisiaj zajmują się posłowie. Pomysł, aby lekcje religii finansował Kościół, nie przejdzie. Nie w tej kadencji Sejmu i pewnie nie w następnej, następnej i jeszcze kolejnej (info o projekcie tutaj).

Może będę zbytnim optymistą, jeśli zapowiem, że na zmianę mają szansę nasze wnuki. Ani my, ani nasze dzieci nie doczekają czasów, kiedy religia będzie sprawą tylko i wyłącznie Kościoła. Daję katechezie jeszcze pół wieku. Czy aby nie za mało?

Wszyscy wiedzą, jak jest w szkołach. Religii są dwie godziny w tygodniu, a fizyki jedna. Być może zostanę oskarżony o nadmierny konformizm, ale staram się dobrze żyć z katechetami, natomiast kolegę fizyka mam w nosie. Bowiem fizyk w takim jak moje liceum znaczy tyle co nic. Co innego księża. Zresztą fizyk jest tylko jeden (nawet nie ma pełnego etatu), a katechetów dwóch.

Ksiądz w szkole to jest siła i potęga, a fizyk to mizeria; także chemik, biolog, geograf nic nie znaczą. Również ja jestem malutki w porównaniu z katechetą, mimo że uczę języka polskiego. Czasy, kiedy polonista był kimś, przeminęły. Jeśli cokolwiek w swojej szkole znaczę, to tylko dzięki dobrym relacjom z księdzem. Do podobnej postawy zachęcam wszystkich nauczycieli: nie pyszczyć na katechetów, nie żądać usunięcia religii ze szkół, bo prędzej zniknie fizyka, chemia, biologia, geografia, zniknie też język polski i matematyka, wszyscy znikniemy, a religia pozostanie.