Wybór nauczyciela
Uczniowie wybierają nie tylko szkołę i profil klasy, ale także nauczycieli. Rodzice stawiają żądania, że zapiszą dziecko do szkoły, jeśli uczyć będą konkretne osoby.
Dyrekcja czasem nam mówi, kogo żądają rodzice, częściej jednak milczy. Dowiadujemy się z plotek. Zwykle to jest problem, gdyż nauczycieli jest czterdziestu, a ludzie stawiają tylko na pięciu. Innych nie chcą. A przecież jeden anglista czy matematyk nie mogą dostać wszystkich uczniów, a pozostali nikogo. Dyrekcja musi więc zachowywać się jak rasowy polityk: obiecywać, obiecywać i jeszcze raz obiecywać. A potem się zobaczy.
Patrzyłem bardzo krytycznie na wybory rodziców, sądziłem bowiem, że to fanaberia, ale ostatnio zmieniłem zdanie. A wszystko przez szynkę. Kupuję ją w sklepie, w którym pracują cztery panie. Niestety, tylko jedna potrafi kroić umiejętnie, pozostałe panie robią to źle. Jedna potrafi kroić tylko grube plastry, druga kroi cienko, ale tak szarpie, że wstyd wyłożyć na stół, trzecia ma w nosie moje prośby i kroi, jak chce. Jej zdaniem, to wina maszyny, że wychodzą plastry różnej grubości i w różnym stopniu poszarpane. Czasem udaje się dobrze, ale często źle. Proponuje, żebym wziął w kawałku i sam sobie pokroił.
Doszło do tego, że kupuję tylko wtedy, kiedy pracuje ta jedna jedyna pani, która kroi szynkę idealnie. Gdy nie ma tej pani, rezygnuję z zakupów. Jak ona to robi, że zawsze wychodzi jej świetnie, nie mam pojęcia. Dlaczego inne nie potrafią, mimo że mają mistrza w zespole, też nie wiem. Zresztą to nie moja sprawa, to nie mój biznes. Ja chcę mieć tylko dobrze pokrojoną szynkę, dlatego wybieram panią, która zna się na swojej robocie, a od reszty personelu trzymam się z daleka. A przecież to tylko szynka.
Komentarze
@Gospodarz
Problem w tym, że jakość krojenia szynki jest oczywista i od razu widoczna dla każdego. Z uczeniem i wychowaniem jest inaczej – trwa długo, a sam proces (!) i poglądy na niego zmieniają się rodzicom i uczniom w trakcie i po. Np. ambitni absolwenci gimnazjów i ich rodzice chcieliby zwykle tego co w gimnazjum tylko „mocniej”, a w klasie maturalnej jednak inaczej … 😉 Po szkole w konfrontacji ze studiami i pracą też poglądy ewoluują!!!
Kiedyś, bodajże w 1985, prowadziłem w Moskwie rozmowę z mocno już starszym panem, emerytowanym profesorem uczelni artystycznej. Ten chciał wiedzieć z kim ma do czynienia i zapytał mnie o moje osiągnięcia na różnych polach, wśród których wymienił także działalność pedagogiczną. W jego rozumieniu była to taka kategoria artystyczna jak każda inna i sukcesy w niej osiągane podobnie ważne. W pierwszej chwili był to dla mnie szok mentalny, ale potem pozostało wspomnienie udzielonej mi lekcji, ma się takich parę w życiu, a powodują, że po nich zawsze jesteśmy już trochę inni. Mam nadzieję, że możemy postrzegać świat nieco szerzej. Niedawno, na tymże blogu wspominaliśmy z Tanaką naszych Mistrzów -Nauczycieli, których każdy z nas, w całym procesie edukacji, miał dosłownie kilku. Na studiach, w moim przypadku, mogliśmy sobie prowadzących wybierać . Przypominam sobie, że zawsze była to walka „jak o ogień”, a próby rezerwacji sobie miejsca na październik odbywały się już w marcu. Odpowiednia pracownia dawała odpowiednio adekwatnego, profesionalnego kopa. Skutki tego dane jest mi obserwować do tej chwili, ponad 30 lat po dyplomie. Mapa siły osobowości i talentu prowadzącego pokrywa się idealnie z mapą sukcesów zawodowych jego absolwentów. Jak najbardziej jest się wiec o co bić! Absolutnie odnosi się to również do wszelkich typów szkół. Ja walczyłbym niezwykle zajadle, aby moje dzieci uczyła moja Pani od polskiego ze szkoły podstawowej. W sumie to ona ustawiła mnie na całe życie, a była bardzo młodą, w super mini chodzącą, świeżą absolwentką uniwersytetu.
Szkoła to instytucja skrajnie niedemokratyczna. I tak powinno zostać. Moja mama też pracuje w szkole i z obrzydzeniem opowiada mi o tym, jak na początku roku rodzice przychodzą „pooglądać sobie nauczycieli”. Może zacznijmy się zastanawiać jak wykształcić ich możliwie najlepiej. Nie każdy nadaje się do krojenia szynki. I nie każdy musi to robić. Absolwentów jest przecież i tak za dużo. Praktyki w mojej dawnej szkole dobrze poprowadziło 2 osoby (lekcje polskiego). Reszta „praktykantów” to była jedna wielka porażka.
* poprowadziły
W polonijnych sklepach gdy klient nie może się zdecydować na gatunek szynki dostaje od pani na papierku gratisowe plasterki kilku szynek do oceny przez pożarcie.
Niemówiący po polsku Amerykanie uwielbiają ten zwyczaj.
Jeżeli chodzi o grubość to każda nowa pani przed krojeniem pyta jak grubo ma kroić a pierwszy plasterek wybranej szynki daje klientowi do grubościowej inspekcji. Dopiero po uzyskaniu aprobaty/korekty kontunuuje krojenie.
Z tego wynika, że sklepy system szkolenia nowych pań mają dobrze opracowany
Starsze stażem panie rzadko kiedy pytają klienta o zdanie i wiem po sobie, że staram się unikać tych, które grubość i nieposzarpanie mają w dupie.
Nie mam jednak tyle śmiałości aby powiedzieć takiej co poprzednio poszarpała</b< że nie chcę aby mi dzisiaj pokroiła szynkę. Pokornie składam zamówienie, najwyżej mniejsze.
Przyrzekając sobie, że w przyszły weekend pójdę do innego sklepu.
PS. Bardzo fajny – co do formy i pomysłu – wpis. Zmusza do pomyślenia.
PPS. Licząc dolara po 3.7zł szynki bywają od 25-29 zł/kg ("special" w danym tygodniu) do 41 zł/kg, z tych droższych.
Nauczyciel szkoły średniej w Chicago zaczyna od ok. 13 tys. zł miesięcznie brutto a kończy karirę na ok. 26 tys. zł.
**http://nctq.org/dmsStage/Smart_Money
Przepraszam za pomyłkowe wytłuszczenia.
Lubię komentarze Pana Chętkowskiego który w zabawny sposób komentuje szkolną rzeczywistość, choć osobom z poza branży czasem trudno odczytać je właściwie . Ojciec mój mawiał że wszystko sprowadza się do szynki . A w zasadzie do jej dostępności . Nie ma szynki na chlebie?, to jest bunt . Podobno prawidłowość ta sprowadza się w każdych warunkach politycznych i ustrojowych dotyka wszystkich niezależnie od wykształcenia czy pochodzenia . I jak widzę jego teoria kolejny raz znajduje potwierdzenie, choć tym razem nie chodzi o samą szynkę tylko o jej pokrojoną formę . No cóż , jeżeli zaś chodzi o rodziców to ulegają oni modom równie chętnie co panie kupujące nowe ciuchy . Co do trafności ich wyborów mam jednak wątpliwości bo wiem ze statystyk znaczna część z nich nie szczepi dzieci uznając tę formę zapobiegania epidemicznym chorobom za szkodliwą, poza tym jest to teraz modne . Modne , ale czy mądre i dobre dla ich dzieci ?.
zza kałuży
ojej, jak w tej ameryce musi być fajnie. szkoda tylko, że w szkołach tam niczego nie uczą
@victorast 27 lipca o godz. 17:49 245626
„szkoda tylko, że w szkołach tam niczego nie uczą”
I dlatego napisałeś te słowa za pomocą polskiego komputera lub smartfona działającego na polskim oprogramowaniu w sieci wymyślonego przez Polaków Internetu.
Zaprawdę powiadam ci, Polska eksportuje niewłaściwe bogactwa. Zamiast węgla czy miedzi powinna eksportować sarkazm, zjadliwą ironię i uszczypliwości. Zasobność tych pokładów jest opisana w Mazurku Dąbrowskiego.
zza kałuży
ojej, jak w tej Ameryce musi być fajnie. szkoda tylko, że w szkołach tam niczego nie uczą
victorast ma rację, a te Smartfony i oprogramowanie na zlecenie Ameryki wymyślają ludzie z całego świata tam sprowadzani!!!! Z Polski też!
@pat997 27 lipca o godz. 22:21 245628
„na zlecenie Ameryki (…) sprowadzani”
Jak rozumiem Polsce teraz nie chce się sprowadzać i już.
Polska swoim łebskim ludziom woli zlecać hodowanie świń (jak inż. Karpińskiemu) albo owiec (jak panu Klusce).
Kiedyś Polska sprowadziła sobie z Grecji takiego Kamburelisa, który okazał się kluczowy przy konstruowaniu maszyn z serii „Odra”.
A dzisiaj woli sprowadzać cyrk Boshobory a syryjskich uchodźców się boi.
To fakt w przypadku szynki wystarczy sprawna maszyna i dobre chęci pani. Nauczanie to proces uzależniony od wielu czynników.