Wcześniejsze wakacje
Przychodzą rodzice ucznia do wychowawcy i proszą o zgodę na rozpoczęcie wakacji już teraz. Czy nauczyciele mogliby wystawić oceny końcowe i przymknąć oko na nieobecność dziecka przez ostatnie dwa-trzy tygodnie roku szkolnego?
Gdyby problem dotyczył jednej czy dwóch osób, nie zwracałbym na to uwagi. Niestety, to już plaga. Coraz więcej uczniów chce mieć wolne w czerwcu. Wszystko przez to, że przed wakacjami są bardzo atrakcyjne oferty wycieczek zagranicznych, wczasów na drugim końcu świata itp. Rodzice sami chcą pojechać z dziećmi na takie wczasy, dlatego przychodzą i proszą o promowanie dziecka do następnej klasy w trybie przyspieszonym.
Zastanawiam się, czy mógłbym odmówić. Czy mam takie prawo, aby się nie zgodzić? Czy w ogóle szkoła może ingerować w plany życiowe rodzin i zabraniać im kilkutygodniowych wyjazdów w czasie roku szkolnego? Czy w Polsce jakiekolwiek przepisy dają nauczycielom uprawnienia do powstrzymania takich wypadów? Obawiam się, że nie.
Można, oczywiście, zazdrościć i z tego powodu rzucać kłody pod nogi. Ale czy tak wypada? Na miejscu rodziców moich uczniów zrobiłbym tak samo. Jeśli miałbym wybór między wyjazdem z rodziną do Tajlandii w maju czy czerwcu a wczasami nad Bałtykiem w lipcu za podobne pieniądze, to wcale bym się nie zastanawiał. Jako nauczyciel nie mogę wybierać, dla mnie są tylko wyjazdy wakacyjne. Wprawdzie droższe, ale za to dłuższe – o ile wystarczy pieniędzy. Róbmy więc to, na co pozwala nam nasza profesja i osiągane z niej zarobki, i nie zazdrośćmy jedni drugim. Nauczyciele mają dłuższe urlopy, a ludzie innych zawodów tańsze wczasy z rodziną w dowolnie wybranym terminie.
Komentarze
Jak nie grilowanie , to wagarowanie , wakacje od Dnia Dziecka , emerytury od pełnoletności – to są efekty „kultu pracy” propagowane przez libertyńskie media w czasach LGBT.
Jakie czasy takie obyczaje.
Średnia szkoła to co innego, jest dobrowolna, ale czy uczęszczania do podstawówki nie reguluje przypadkiem obowiązek szkolny? Czy mam przestarzałe informacje?
Nauczyciel ma obowiązek na miesiąc przed zakończeniem roku szkolnego powiadomić ucznia i jego rodziców o grożących mu ocenach niedostatecznych. Niezagrożeni uczniowie już wtedy mogą mieć wakacje, bo nic im nie zagraża. tylko nauczyciel musi trwać na posterunku!
Szanowni nauczyciele! Wyobraźcie sobie, że są zawody, w których nie można sobie pozwolić na wakacyjny urlop, lub się go po prostu nie dostaje. I choć dziecko ma całe 2 miesiące wolnego, wysyła się je góra na 14 dni obozu, a potem patrzy jak się nudzi przez 1,5 miesiąca przed komputerem. W tym roku, po raz pierwszy postanowiłam skrócić o tydzień rok szkolny dzieciom, po to by wyjechać całą rodziną na tygodniowy urlop. A co mnie do tego skłoniło? Ignorancja szkoły w podejściu do zajęć lekcyjnych. Moje dziecko w szkole podstawowej tydzień w tydzień, od jesieni, ma po kilka lekcji – zastępstw. I nie są to zajęcia dydaktyczne z innym nauczycielem, ale przeczekiwanie lekcji w świetlicy lub na boisku. W zeszłym tygodniu (Dzień Dziecka i Boże Ciało) moje dziecko miało 1 dzień „normalnych” lekcji. Widząc jak szkoła podchodzi do obowiązku nauczania mojego dziecka nie mam żadnych wyrzutów, że nie będzie go na zajęciach w ostatnim tygodniu czerwca. I tak całe dnie będą spędzać na boisku, lub oglądać filmy na większości przedmiotów. Taka jest prawda o wielu szkołach w Polsce.
„I nie są to zajęcia dydaktyczne z innym nauczycielem, ale przeczekiwanie lekcji w świetlicy lub na boisku.”
Nie rozumiem tych pretensji.
Każdy wie, że w takim przypadku dyrektor szkoły zwraca organowi prowadzącemu równowartość kosztów lekcji, które się nie odbyły. Sumy te potrąca z wypłaty dla nieobecnych nauczycieli (pensja, ZUSy i ta reszta). Organ prowadzący zaś zwraca te pieniądze każdemu swojemu podatnikowi.
Co? Czyżbym się mylił?
Straconego czasu dzieciom i młodzieży nikt nie zwraca, bo dzieci czasu mają dużo. W końcu do ubogacającej edukacyjnie i wychowawczo szkoły zagoniliśmy je od 6 – 5 – 4 a może i 3-go roku życia.
Koszt utrzymania i amortyzacji budynków i wyposażenia podczas zmarnowanych lekcji jest potrącany z pensji dyrektora.
Of kors.
Tak jak niektóre wypowiedzi, uważam,że czas w szkole, od momentu wystawienia ocen proponowanych jest kompletnie bezproduktywny.Nauczyciele odpuszczają, zamiast wykorzystać ten czas na angażujacą dzieci i młodzież naukę, poprzez doświadczenia, zabawę, wycieczki…To powinien być najlepszy czas, kiedy nie uczą się już dla ocen ale utrwalają umiejetności i wiedzę .
@zza kałuży
1.Nauczyciele, jak każdy człowiek, chorują. Choćby pierwszego dnia choroby jest to zjawisko (choroba) zaskoczeniem i dla chorującego i dla jego szkoły … 😉 W Polsce każda szkoła jest sobie osobnym bytem i nie ma typowej dla USA kategorii nauczycieli- zastępców czekających na telefon ze szkół danej jednostki samorządowej, zresztą takie nagłe zastępstwa (gdzie nauczyciel nie zna klasy oraz nie wie co było i będzie!) nie mogą być zbyt efektywne. Ot i cała tajemnica „zmarnowanych” lekcji 😉
2.Władze szkolne, z typową dla siebie hipokryzją, zobowiązują często szkoły do zajęć w dni, (np. w środku „długiego weekendu”!), kiedy wiadomo, że do szkoły przyjdzie na każdą lekcję po parę osób z 30.
3. Wspomniane przez „kazrk 5” procedury zakładają praktyczne zakończenie zajęć (wystawienie ocen końcowych!) na tygodnie przed końcem roku. Na kolejny rok ocen w końcówce stawiać nie wolno, więc … 😉
O ile się nie mylę, obowiązek szkolny w Polsce jest do 18 r.ż. Jeśli chodzi o wystawianie ocen, u nas ZSO Nr 3 w Białej Podlaskiej (SP+PG+LO) rada jest dopiero w ostatnim tygodniu roku szkolnego, więc uczniowie mają co robić niemal do końca. Problem wyjazdów istnieje, jednak dotyczy pojedynczych osób, większość dzieci w ogóle nigdzie nie wyjeżdża (chyba, że do rodziny) bo nie ma za co.
@belferxxx;
1. Oczywiście gdy w fabryce samochodów zachoruje lakiernik, to kupisz samochód z gołą blachą i będziesz zadowolony, a jak motorniczy zachoruje to tramwaj będzie stał przez tydzień na pętli, będziesz dymał dwa przystanki „z buta” ale za bilet chętnie zapłacisz. Przecież każdy ma prawo zachorować, no nie?
Od dnia pierwszego stycznia 2015 roku w trzech klasach trzech szkół moich dzieci nie było ani jednego dnia, w którym odbyłyby się łącznie wszystkie lekcje, lub nie byłyby „skrócone”. (od 1 stycznia notuję takie dni, ale jak na razie nie było co zanotować).
2. W znanych mi szkołach zazwyczaj długie weekendy wydłużają się jeszcze ponad swoją długą długość. W jednej szkole dzisiaj nie ma lekcji bo jest Dzień Szkoły, w drugiej nie było lekcji w środę, był dzień-nie-wiem-już-czego. W trzeciej, o dziwo były lekcje i w środę i w dzisiaj tyle, że dziś nie będzie dwóch ostatnich.
3. To w interpretacji nauczycielskiej zajęcia (lekcyjne) polegają na stawianiu ocen i jak oceny są wystawione, to nie ma co robić?
Skoro więc szkoły działają i tak eksternistycznie, to może by je rozpędzić i zostawić tylko ośrodki egzaminacyjne. (Skoro i tak nic innego nawet nie przychodzi im do głowy robić).
4. Zapomniał Pan o czwartym: wszystkie te błędy i wypaczenia można łatwo naprawić przez podwyżki wszystkim jak leci chorującym-i-z-innych-powodów-nieobecnym, oraz nie-mającym-co-robić-jak-oceny-wystawione a także przez nadanie przez ministra certyfikatu szacunku każdemu z osobna.
A gdyby jeszcze o tym pogadać, to załatwiona połowa postulatów związkowych (2, 5, 6).
@rebe
Samochód można, jak trzeba, lakierować po nocy, w dni wolne, niedziele itp. itd. A dzieci tym się m.in. różnią od samochodów, że są w szkole kiedy są, nie mogą być lakierowane (pardon – uczone!) ciurkiem przez 48 godzin przez zmieniający się personel dydaktyczny itp. itd. Były owszem takie praktyki w MBP, ale o inną edukację w nich chodziło … 😉 Samochody są lakierowane w całości, a klasy (bo one są uczone) niekoniecznie. Wreszcie samochody w produkcji są aż do bólu jednakowe, a ludzie (uczniowie!) nie. Oczywiście można by ich dobierać we w miarę homogeniczne grupy(tak robią Azjaci!), no ale akurat w III RP dopieroż by się podniósł wrzask o niesprawiedliwej selekcji. Warto się zastanowić nad sensownością porównań – szkoła to nie fabryka, a uczeń i nauczyciel to nie maszyny … 😉
@rebe
Oczywiście uczenie nie polega(nie powinno!) polegać na wystawianiu ocen. Ale tak mniema znaczna część rodziców i uczniów – oni uznają, że skoro oceny wystawione to po co przychodzić. I nawet ich można w polskim skrajnie zuniformizowanym systemie (nie z winy nauczycieli!) zrozumieć – oni w kwestii i tego czego się uczą, jak i na jakim poziomie nie mają nic do gadania – o wszystkim szczegółowo decydują urzędasy z MEN…. 😉 Tym się m.in.Polska różni od krajów cywilizowanych!
Co do długich weekendów – rodzice w większości wyjeżdżają na nie i zabierają dzieci. Kiedyś na początku lat 90-tych była taka ideologia, że dziecko powinno maksimum czasu spędzać z rodzicami. Temu miały m.in. służyć wolne soboty i długie weekendy. W imię tego likwidowano żłobki i przedszkola. No to o co teraz ten żal ???
@belferxxx
Pełna zgoda w jednym: używając porównań trzeba wziąć pod uwagę do kogo się rozmawia.
Niemniej komentarze czytają również osoby trzecie, które wiedzą na czym polega porównanie i potrafią je odczytać.
Otóż ze specjalną dedykacją wyjaśnienie: tematem w wątku oraz przekazem porównania nie była technologia pracy takiej czy innej lecz oczekiwanie radosnej gotowości do płacenia za (każdą) pracę nie wykonaną.
Nawet za kałużą wiadomo natychmiast, że jeżeli się za coś dostało kasę (nawet z góry) a tego nie wykonało, to należy kasę oddać. I nie ma żadnego znaczenia, czy to nie polakierowany samochód, cały, czy pół, seryjny, czy na indywidualne zamówienie.
Znaczna część rodziców to mniema, że jak dziecko idzie do szkoły dzień, drugi i trzeci i nic się nie dzieje, prowadzącemu nawet pozorów nie chce się zachować, jeżeli jest sprzęt na sali, oglądają bezsensowny film, „coś sobie róbcie” tylko ma być cisza, „bo już oceny wystawione” to w imię jakiej logiki i jakiego pożytku mają myśleć, czy przekonywać, że warto przychodzić?
A długie weekendy to maja głównie nauczyciele, część urzędników, parę grup ustalających swoje zarobki na ulicy i jeszcze nieliczni inni – z różnych powodów.
@rebe
Pracownikom na zwolnieniu lekarskim płaci się 80%, a za to oni – składkę na ZUS. Dotyczy to również nauczycieli. W związku z tym nie ma mowy o odpracowaniu czegokolwiek. Oczywiście pracodawca lakiernika musi ile ma potrzebę!) organizować (i opłacić!!!) kogoś, kto jego pracę wykona. Podobnie pracodawca nauczycieli. Jeszcze masz jakieś pomysły? Pracownicy najemni w fabrykach(ani nauczyciele!) nie zawierają umowy o dzieło … 😉 To zupełnie inna kategoria zatrudnienia ze swoimi plusami i minusami – o jej zastosowaniu w szkołach w stosunku do nauczycieli jakiegokolwiek kraju nie słyszałem … 😉
@belferxxx 7 czerwca o godz. 22:26 245166
„1.Nauczyciele, jak każdy człowiek, chorują. Choćby pierwszego dnia choroby jest to zjawisko (choroba) zaskoczeniem i dla chorującego i dla jego szkoły … ;-)”
Delikatnie mówiąc – słabe wytłumaczenie. Nauczyciele chorują od ilu lat? Od 8-miu czy od 5-ciu tysięcy? Ile lat istnieje szkoła? Popraw mnie, ile lat mają te sumeryjskie tabliczki na których nauczyciel narzeka na brak pilności ucznia a wtóruje mu ucznia ojciec utyskując na młodego brak szacunku do siebie?
Jaki szkoła ma plan awaryjny? Podobno jest bezrobocie wśród nauczycieli. Godzin coraz mniej, zwolnienia. Nie ma chętnych? Ja rozumiem, że przez 45 minut ciężko rzucić wszystko i dojechać do szkoły, ale czy w szkolnym regulaminie/manualu (tym razem dla nauczycieli) nie jest wyszczególniona procedura zawiadamiania dyrekcji przez zachorowanego?
Zawał czy udar to co innego, ale przeziębienie? I każda lekcja zaczyna się o 8-mej czy 7-mej ileśtam? Nie ma w szkole trzecich czy czwartych lekcji?
Uczniowie nie mogą być poinstruowani aby poprowadzili lekcję pod nieobecność nauczyciela? Nie będą wiedzieli jaki następny temat? Nie ma najlepszych z każdego przedmiotu? W liceum teź nie? To znaczy że my, moja klasa, byliśmy idiotami. zamiast do kina – prowadziliśmy lekcje sami.
„W Polsce każda szkoła jest sobie osobnym bytem i nie ma typowej dla USA kategorii nauczycieli- zastępców czekających na telefon ze szkół danej jednostki samorządowej”
Na kiedy twojej szkole obiecali podłączenie telefonu? Jeszcze w tej czy dopiero w następnej pięciolatce? Moglibyście pójść delegacją grona pedagogicznego do I-go sekretarza komitetu w twoim mieście i wyjaśnić mu, iż przydziały telefonów dla nauczycieli są tylko troszeczkę mniej ważne niż dla dzielnicowych, lekarzy i wojskowych (od majora wzwyż). I że wprawdzie nie natychmiastowo, ale perspektywicznie także decydują o obronności Kraju i o możliwości dania odporu rewanżystom i zachodnim podżegaczom wojennym.
„zresztą takie nagłe zastępstwa (gdzie nauczyciel nie zna klasy oraz nie wie co było i będzie!) nie mogą być zbyt efektywne.”
Lepszy rydz niż nic, nie uważasz? Wiesz jak to się robi w fabryce śrubek? Takiej ze wszystkimi certyfikatami ISO? Otóż każdy wie, że ryzyko awarii istnieje i że należy być na nie przygotowanym. W tym celu ludzie starają się nie polegać w 100% tylko na jednym dostawcy. Różne są recepty, ale 80%/20% jest często spotykanym planem. Co piątą lekcję przeprowadzałby ten „zastępca”. Właśnie po to, aby „wiedzieć co było” i aby „znać klasę”.
Być może piszę bzdury, być może w szkole nie ma tylu godzin zajęć i moje 20% to 2 godziny w roku, nie wiem.
Ale JAKIŚ plan działania poza abdykacją szkoły tylko do funkcji dziennego domu dziecka powinien być opracowany.
„2.Władze szkolne, z typową dla siebie hipokryzją (…)”
Dlaczego zatem związek nauczycieli nie zorganizuje demonstracji przeciwko takiemu postępowaniu waadzy?
Nie o pieniądze, nie o podwyżki tylko o poprawę warunków nauczania dla nauczycieli i dla uczniów?
Nie myślisz, że takie intencje demonstracji nie wpłynęłyby na poprawę obrazu nauczycieli w społeczeństwie?
Nikt nie bierze pod uwagę faktu, że w czasie tygodnia egzotycznych wakacji dzieci nauczą się więcej, niż przez miesiące w szkole (pod warunkiem, że nie są to wczasy ‘All inclusive’, gdzie nie wychodzi sie z hotelu). Taki wyjazd pozwala poznać nowe miejsca, kulturę, historie. Jest też okazją do potrenowania obcych językow. Pobudza ciekawosc do dalszej nauki. Czego tu zabraniać! Żadna szkoła nie jest w stanie w tak krotkim czasie tego zapewnić. I taka wiedza pozostaje na całe życie, a nie jest zapominana zaraz po sprawdzianie.
@zza kałuży
1.Bardzo ładne to wszystko, ale to nie nauczyciele zarządzają polską oświatą – vide następny wpis Gospodarza… 😉 Warto się zapoznać… 😉 W PRL był inny stosunek do pracy zarówno w przepisach jak i ich stosowaniu. Spróbuj dziś się poświęcić i na części zwolnienia lekarskiego przyjść do pracy – od razu ZUS je uzna za za generalnie (!) bezzasadne i każe bulić.
2. O ile dobrze zrozumiałem byłeś uczniem matexu (LO nr XIV w W-wie lub Wrocławiu, V LO w Krakowie) – to bardzo szczególne zbiory uczniów i trudno ich doświadczenia przenosić na przeciętne szkoły i klasy. A jakby – patrz punkt pierwszy … 😉
No ale w takim razie nie dziwmy się uczniom, którzy chodzenie do szkoly traktują jak stratę czasu. Kurcze, jak trudno wpaść na pomysł, że szkoła nie uczy polskiego tylko uczniów, jak to ładnie niedawno ujął prof. Turski. Tym, którzy z domu wychodzą z ulgą, (chociaż głodni) – dać śniadanie, zupę i trochę spokoju. Zdolnym postawić trudne wyzwania.
Wpisy @Gospodarza ciągle pokazują jakąś niedorobioną fabrykę z procedurami, które Pan Urzędnik tłumaczył na ministerialny z chińskiego. Nauczyciele w gorsecie.
@zza kałuży
Bardzo słusznie – nauczyciele w III RP są w niesłychanie sztywnym i niefunkcjonalnym gorsecie przepisów i procedur, zarówno oświatowych jak i ogólnopaństwowych … 🙁 Dlatego zmiany nie są kwestią ich świadomości, ale, póki co, świadomości decydentów, że ten gorset szkodzi!!!
@beferxxx
Szkodzi – szkole, uczniom. społeczeństwu.
Ale nauczyciele e III RP (nie wszyscy – ale liczni) bronią go niczym Westerplatte. Nawet do Warszawy na swój koszt jeżdżą żeby obronić i jeszcze rozbudować.