Matura na dopalaczach
Niektórzy maturzyści sprawiają wrażenie, jakby byli na jakichś środkach pobudzających. Może tak działają napoje energetyzujące, szczególnie w nadmiarze, może leki psychotropowe, a może jeszcze coś innego.
Jakiś czas temu zdarzyła się w szkole sytuacja, że zdająca dostała słowotoku na egzaminie maturalnym. Niestety, egzamin był z języka obcego, a maturzystka gadała non stop po polsku. Gdy w końcu nie zdała, interweniowała mama. Twierdziła, że dała dziewczynie swoje leki na ból głowy. Jej przynosiły ulgę, natomiast na córkę podziałały tak, że przestała być sobą. Prosiła o powtórzenie egzaminu.
Dzisiaj na egzaminie z matematyki niektórzy sprawiali wrażenie, jakby z trudem odnajdywali się w rzeczywistości. Nie bardzo rozumieli, co się do nich mówi. Może tak nastolatki mają, a może to wpływ zażytych środków. Pogadałem wieczorem ze znajomymi, którzy mają dzieci w nastoletnim wieku. Zaproponowali, aby zapytać woźne. Gdy panie te opróżniają kosze na śmieci, to niejedno tam widzą. Codzienność szkolna też nieraz wymaga zażycia środków na przetrwanie, a matura to wręcz na pewno.
Komentarze
Ostatnie zdanie – 100% prawdy. W zeszłym roku pisałam maturę, ostatnie tygodnie przed majem non stop melisa na uspokojenie, kilka wizyt u kardiologa, bo ciśnienie szalało, serce kuło, głowa z nerwów puchła. Teraz już wiem, że nie było warto.
Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że połowa piszących zażyła jakieś środki. Stres jest niewyobrażalny, nerwowe zachowania nakręcają często sami nauczyciele, strasząc tym, jak egzamin będzie trudny i jak to wiele od niego zależy… trzy dni mają zadecydować o całej przyszłości… może warto pomyśleć o tym jak psychicznie nastawić ucznia, tak aby przed egzaminem czuł się komfortowo a nie zażywał leki na uspokojenie?
Trudno rozstrzygnąć, co sprawia, że belfrzy nie są rozumiani w społeczeństwie, a zwłaszcza gdy mówią do maturzystów na egzaminie z matematyki.
Może matematyka źle się przekłada na słowotok, tak jak dojrzałość źle mierzy się znajomością tubylczych treści poetyckich (trzeba sięgać po obce)?
Subtelna insynuacja, że prawda o wyobcowaniu komunikacyjnym belfrów kryje się w koszach na śmieci społeczeństwa, może sugerować ryzykowne dla niezachwianej godności belfrów wnioski…
Wypowiedzi belfrów na blogu wspierają tezę, że problem śmieciowej komunikacji na linii belferstwo-świat zewnętrzny, to raczej sprawka mentalnych konserwantów z poprzedniej epoki i chemii adoracji wzajemnej, trawiących to środowisko.
Ta niestrawna mieszanka, serwowana uczniom przez publiczny lejek przymusu oświatowego, może wybuchnąć na egzaminie reakcją klin-klinem.
Być może wynik edukacyjny belferstwa skutkuje więc lekcją dla młodzieży, że egzaminu dojrzałości pod takim okiem i nauczaniem, na trzeźwo znieść nie sposób…
Pozostaje wymienić materiał ludzki na jakieś mniej dopalone i pyskate przedmioty nauczania.
I to jest właśnie poszukiwana przez belfrów mądrość, którą można znaleźć w serwowanym dzieciom koszu z edukacją.
🙂
Ja też chciałbym skorzystać z poradnika maturzysty.
Na kanwie wpisu o Edypie (tu: http://chetkowski.blog.polityka.pl/o-autorze/#comment-244881), mam pytanie do Gospodarza.
Czy interpretacja tekstu, w postaci uznania wolnej woli, jako przedmiotu posiadania ze strony Edypa, to już błąd kardynalny czy tylko próba gwałtu (na języku i umyśle)?
Czy wklejanie w prace maturalne języka i pojmowania świata serwowanego (często przez belfrów) w brykach, to wynik dojrzałego odczytania przez maturzystów celu edukacji, jako zadania wstrzelenia się w bezpieczny trend, czy kolejna ministerialna opresja słów kluczowych?
Czy więc na maturze Edyp, jak belfer, powinien posiąść wolną wolę, czy też uskutecznić ją, drogą nabycia? 🙂
Maturzysta pod kluczem edukacji: wolny czy bezwolny?
Pozdrawiam.
Przeczytałam 2 pierwsze komentarze i ręce mi opadły. Przecież matura to nie jest wymysł ostatnich lat i od dawna ludzie sobie z nerwami jakoś radzili. Niekoniecznie stosując substancje psychoaktywne. Co można myśleć o ludziach, którzy z powodu egzaminu potrzebują tak drastycznych środków. Przecież to dopiero początek stresów. Na studiach co sesja będą takie. A co dopiero w pracy… A nauczyciele nie straszą tylko próbują uświadomić, że jednak trzeba sie trochę pouczyć.
Opisywane zjawisko dotyczy chyba nie dopalaczy, lecz stresu zżerajacego część maturzystów, którzy pamiętają o matematycznym pogromie w roku ubiegłym. A przecież przewodniczący komisji może napięcie wśród młodziezy rozładować, np. dowcipnym, milym słowem, napisem : „Matóra” na tablicy, stwierdzeniem, iż „na dzisiejszym dniu swiat sie nie kończy.” Ale jak młodzi ludzie widzą w naszych oczach tylko zakodowane procedury, to nie dziwmy się jej strwożonymi zachowaniami.
Luzu, więcej kontrolowanego luzu, Panie Gospodarzu……..
Proszę o komentarz: moja córka na maturze z jęz. polskiego przytoczyła słowa myśląc że powiedział je Wokulski, a są to słowa doktora Judyma. Czy praca może zostać oceniona na 0 pkt. biorąc pod uwagę, że pozostała część pracy jest na temat.
bogkrup,
ponownie zapewniam, że żadnych dramatycznych skutków nie będzie.
Pozdrawiam
Gospodarz
@ Ino,
Zupełnie nie wiem dlaczego, ale przypomniał mi się pewien minister finansów, który najpierw uchwalił ustawę i ogłosił wykładnię, że obywatele wcale a wcale jej nie rozumieją, a następnie założył firmę doradczą, aby obywatele tak spięci wreszcie się wyluzowali.
Luzował tak cennie, że znalazł niezłą pracę w biznesie.
Maturzystów też trzeba dyscyplinować, bo wbrew wstępnie a głęboko ukrytym przed maturzystami pokładom luzu Gospodarza, bez takich wpisów nie szukaliby ratunku tu, gdzie szukają:
„Maturalny chillout. Ygreki nie wiedzą, czym jest stres przed maturą.”
(patrz tu: http://preview.tinyurl.com/pbom59e )
A to tylko niektórym rodzicom ciągle się zdaje, że w tej edukacyjnej imprze jakieś gadanie Judyma różni się czymkolwiek od biznesów Wokulskiego…
Uczniowie od początku dobrze wiedzą, że w życiu, tak jak w szkole, żadnych dramatycznych skutków różnicujących te postawy nie będzie.
😉
Chęć poprawy zazwyczaj skutkuje krytyką. Ponieważ nie ma już (albo też jeszcze) obowiązku krytyki konstruktywnej, to, opierając się na najbliższych doświadczeniach, krytyce podlegają głównie belfrzy. Aby być jednak zgodnym z prawdą, trzeba wspomnieć, że to nie oni wymyślają procedury i podstawy programowe. Także nie oni wprowadzili najpierw jedną, a potem dwie lekcje religii tygodniowo. Nie oni również zlikwidowali swego czasu matematykę na maturze – pokłońmy się za ten wynalazek byłej pani minister Łybackiej. Kolejne wprowadzane przepisy ułatwiające promocję i amnestia maturalna to także nie wynalazek nauczycieli. Nie oni także zakładają i prowadzą szkoły niepubliczne – nie tylko wyższe – które udają, że uczą, a uczniowie udają, że do nich chodzą. No dobrze, od czasu do czasu się w nich pokazują.
To wójtowie i burmistrzowie decydują, kto zostanie dyrektorem szkoły, oni też zamykają je, a w mniejszych miejscowościach przymuszają do przekształcenia ich w placówki niepubliczne.
Tak samo nie jest pomysłem nauczycieli ograniczenie ilości godzin z matematyki do 3, góra 4 tygodniowo, fizyki i chemii do 1 godziny.
Nie oni także wciągnęli także szkołę w bieżące rozgrywki polityczne i ideologiczne.
Czy nie ma durnych nauczycieli? A pewnie, że są. A będzie ich jeszcze więcej, gdy ciągłe reformowanie szkoły dalej będzie nieustającym proceduryzmem, gdzie celem nie jest coraz lepsze uczenie, lecz stosowanie się do coraz bardziej szczegółowych procedur. Nauczyciel się do tych wymagań przystosuje, bo będzie musiał. A na pewno nie będzie jawnie ich krytykował.
Oczywiście, światli rodzice oraz uczniowie mają poczucie, nie zawsze zresztą wyraźnie skonkretyzowane, że belferka to służba społeczna, powołanie i poświęcenie. I często słusznie się wściekają, że takich postaw jest za mało. No, niektórzy jeszcze uważają, że jeśli to jest posłannictwo, to powinno być bezpłatne.
Ale w procedurach czegoś takiego nie ma. Będzie ?
I jeszcze jedno. To normalne, że zdolny, dociekliwy uczeń łatwo zauważa wszelkie słabości nauczyciela i szkoły jako takiej, która nie bardzo pozwala na docenienie jego kreatywności. Fakt, szkoła nie lubi uczenia się na własnych błędach. Nic dziwnego, że owocuje to potem dość radykalną krytyką z jego strony. Ale ten sam uczeń, nawet, gdy już dorasta, zapomina trochę, że znaczna większość jego kolegów do superzdolnych nie należała, a jeśli znajdzie taką niszę zawodową, że tylko z podobnymi sobie będzie pracował i komunikował się, to wiedza i zrozumienie sytuacji tej „normalnej”, przeciętnej większości będzie mu obce. A ta większość właśnie stanowi szkołę.
@ wujku, zgadzam się w 100%, dzięki za rozsądny post
@ edt, ostatnio motywem przewodnim różnych madrych inaczej wystąpień jest chronienie dzieci/młodzieży/ młodych dorosłych przed stresem. Musimy ich głaskac i dopieszczać, robic za niańki i zapewniać o tym, jacy są wspanial, wyjątkowi itd. Oczywiście, poczucie bezpieczeństwa dziecka jest bezcenne. Co nie oznacza trzymania pod kloszem i „upupianie”, a czym innym jak nie upupianiem byłoby tworzenie ciepełka 19-letnim ludziom. Kazdy z nas zdawał maturę, zdawaliśmy EGZAMINY na studia, które odbywały się jednego dnia w całej Polsce i był „wóz, albo przewóz”, opcji zapasowych w zasadzie nie było. Stres nieporównywalnie większy. I nie slyszałam o wspomaganiu się niczym poza mocną kawą. Nie przesadzajmy więc- czekają ich sesje, czeka walka na rtynku pracy. Muszą się hartować. I choć żal mi mojej własnej córki, bo widże, jak się mierzy ze strachem, wiem, ze musi przez to przejść, tak jak my kiedyś. Więc bez przesady. Przeżyją.
przepraszam za literówki 🙂
@ wujku s.,
„…Ponieważ nie ma … obowiązku krytyki konstruktywnej, to…krytyce podlegają głównie belfrzy.”
…ależ obowiązek konstruktywnej krytyki , to znaczy takiej, której nie podlega jedynie konstruktywna sitwa, był i jest. Był, w jedynie słusznym ustroju i pozostał – w zniewolonych przezeń umysłach. Nie wiadomo tylko, za jakie grzechy transformacyjne, zgromadzonych wyrokiem społecznym, akurat w pokojach gogicznych.
A nie w izbach niesławnych pamięci.
Witam. Mam do Pana pytanie. Nie jestem pewna, czy na maturze w wypracowaniu napisałam odpowiednie nazwisko bohaterki. Czy, jeśli pisałam o Justynie Orzelskiej, a użyłam nazwiska, np. Okszyńska, to jest to kardynał? W grę wchodzi pomyłka nazwiska, ponieważ pozostałe fakty są poprawne, tzn. wiem, o kim pisałam… Błagam o odpowiedź.
maturzystka00,
odsyłam po odpowiedź do mojego zeszłorocznego tekstu na temat błędu kardynalnego:
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2014/05/11/blad-kardynalny/
Pozdrawiam
Gospodarz
Niewyobrażalny stres? Wizyty u kardiologa? Ja bym raczej poszedł do innego lekarza. Pisałem maturkę w tym roku (a raczej wciąż piszę) i stresu nie było prawie wcale. No chyba, że ktoś marnuje sobie życie na humanie, ale do maca nie trzeba przecież matury.
W dzisiejszym wydaniu GW: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17872849,Matura_2015_trwa__A_jak_to_wygladalo_przed_wojna_.html?v=1&pId=34189686&send-a=1#opinion34189686
Podają przykład matury z 1936 roku. Trwa polemika dlaczego jest tak źle. Uczniowie są coraz głupsi ale i nauczycieli mieli wtedy doskonałych, bo przecież to co teraz wychodzi z liceów pójdzie na studia i za kilka lat będzie uczyło nasze dzieci. I oprócz tego będzie się domagało podwyżek. Ciekawostka – w 1921 roku zakończyły się walki i do 1939 roku stworzyliśmy Państwo, przemysł – COP, port w Gdyni, dobrą armię, udane konstrukcje broni, a w 1990 rzekomo odzyskaliśmy wolność i cytując Stalin swoje państwo przesraliśmy – sprzedając przemysł i go skutecznie niszcząc.
Do Gekko – belfrzy to inny gatunek człowiek – nic nie wytłumaczysz, a wszystko wiedzą najlepiej. Do lekarza – wchodzi belferka i mówi, co lekarz ma jej zapisać. U nas w powiecie zarząd skalda się z 4 nauczycieli – realizują swoją wizję nie patrząc na sytuację finansową powiatu – żyją w innym świecie. Oni tak chcą i tak ma być – a to, że po ich rządach wejdzie komisarz. To akurat do nich nie dociera.
„Może tak działają napoje energetyzujące, szczególnie w nadmiarze, może leki psychotropowe, a może jeszcze coś innego.”
Stres, panie psorze.
@ wujek skrudż – Łybacka była i jest wykładowcą uniwersyteckim. Reformatorzy oświaty to też belfrzy. Podstawy programowe też układają belfrzy.
@belfrzyca – jesteśmy inni, bo zazwyczaj nasi rodzice popierali belfrów jak „podpadliśmy” i uczono nas samodzielności w szkole i w domu. Dostawałeś zadanie i trzeba je było zrobić – myśl, kombinuj ale dawało się radę. Zanim napisałem pracę magisterską pół roku zbierałem materiały żmudnie grzebiąc w bibliografii. Belfrzy z polaka od połowy 4 klasy LO przerabiali z nami materiał. Były zajęcia fakultatywne ze zdawanych przedmiotów. I praca, praca. I pomoc starych dobrych belfrów. Ja do matury uczyłem się trzy dni. Przez pierwszy przeczytałem wszystko co z naszym polonistą opracowaliśmy na lekcjach, drugiego dnia zrobiłem notatki i ścigi z cytatów, a trzeciego je wkułem. Dzień przed maturą tylko porządkowałem notatki. Ale powtarzam – nasi belfrzy byli takimi, że można było przyjść i poprosić o radę i pomagali, a często podsuwali różną literaturę po za programową – poczytaj mówili to jest ciekawe…
@totmes72
1.Reformatorzy oświaty to nie belfrzy – Handke był profesorem AGH od produkcji ceramiki (czyli sedesów i umywalek), Dzierzgowska – działaczką „S” z kręgów Dąbrowszczaków i KPP, Hall – niewydarzonym pracownikiem UG, później oświatową bizneswoman i, głównie, żoną własnego męża A.Halla – guru gdańskich działaczy z kręgów RMP ( w tym Tuska i Bieleckiego oraz Lewandowskiego). Podstawy programowe układają pracownicy uczelni i PAN nie mający, poza kasą za podręczniki, te podstawy,bryki, „ekspertyzy” etc. nic wspólnego z uczeniem dzieci i młodzieży.
2.Kiedyś to byli belfrzy, a dziś … 😉 Kiedyś w liceach/ technikach było górne 25% młodzieży, a na studiach – poniżej 10 %. Teraz w liceach/technikach jest po 90% rocznika, a na „studiach” – ponad 50%. Kiedyś kolejne szczeble edukacji to był marsz w górę, a dziś – kolejne papierki. Więc to się raczej młodzież zmieniła, a z niej, i to nie czołówki (zwykle!) nowi nauczyciele… 😉
@Belferxxx i to jest właśnie to; skoro nie wierzymy, a nie wierzymy, w to, że nagle 50% rocznika to super zdolne dzieci, oznacza to, że te 40%, które zasilają uczelnie to uczniowie słabi, bądź w najlepszym wypadku lekkopółśredni. Uczelnie zachowują się jak schizofrenicy- z jednej strony biorą co się rusza i na drzewo nie ucieka, z drugiej narzekają na niski poziom. Co do ministrów: nie sądziłam, że może pojawić się ktoś bardziej nieudolny od drogiej pani Hall. Myliłam się.
@totmes- ja także pomagam swoim uczniom, pożyczam książki, zachęcam do czytania(nie uczę polskiego), większość nauczycieli poproszona o poszerzenie materiału, będzie entuzjastycznie nastawiona do temtu. Problem jest często w rozleniwieniu umysłowym części uczniów (cóż się dziwić, patrz post belferxxx). Wszyscy oczekują prowadzenia za rączkę, wskazywania palcem, najlepiej gdyby nauczyciel podkreślił uczniowi właściwy fragment. Rodzice chcieliby wyników, ale nie związanych z obciążeniem nauką. Nie da się, po prostu nie da. Są nieliczni uczniowie, którym wystarczy lekcja w szkole, są tacy, którzy samodzielnie szukają, mają ten cudowny gen ciekawości. Reszta jest zwyczajna czyli naturalnie leniwa. Jeśli skupiamy się na likwidowaniu stresu, związanego z egzekucją obowiązków ucznia, jeśli młodzież swietnie recytuje swe prawa, ignorując sprawnie obowiązki, to czego oczekujemy?
@totmes72 7 maja o godz. 9:59 244905
„drugiego dnia zrobiłem notatki i ścigi z cytatów”
W pracy teraz też tak robisz? Przed spotkaniem z szefem robisz sobie harmonijkę z cytatami z jego szefa? Gdzie ją chowasz,- do buta?
Przed spotkaniem z klientem piszesz na dłoni długopisem mądre cytaty z książki o sprzedawaniu?
Nie wszystko w „dawnej szkole” było jak widać (kto widzi ten widzi) takie dobre.
Leki psychotropowe w większości działają uspokajająco, nie myśli się po niech szybko i sprawnie.
„Wszyscy oczekują prowadzenia za rączkę, wskazywania palcem, najlepiej gdyby nauczyciel podkreślił uczniowi właściwy fragment. Rodzice chcieliby wyników, ale nie związanych z obciążeniem nauką. Nie da się, po prostu nie da.”
Wszyscy?
Wszyscy nauczyciele chcieliby pracować ze zdolnymi uczniami, zmotywowanymi, kulturalnymi. Nie da się, po prostu się nie da.
@zza kałuży – robiłem ściągi ale nigdy z nich nie korzystałem. Ot mam fotograficzną pamięć i zapamiętywałem to co na nich zapisałem. Wystarczyło zamknąć oczy i z pamięci wypisać sobie to co na nich napisałem. I miałem legalnie ściągę na stoliku.
Na spotkaniu z klientem bazuję na wiedzy i DOŚWIADCZENIU, które zdobywałem i zdobywam przez lata. Coś jeszcze?