Niechciana matura

Nie spodziewam się szczególnej radości z powodu matury. Jest to bowiem egzamin niechciany, odrzucany zarówno przez uczniów, jak i nauczycieli. Niejasne i kontrowersyjne zasady oceniania jeszcze to zjawisko odrzucenia pogłębiły. Aby to niechciane dziecko reform zyskało akceptację, musi być naprawdę dobre. Czy w tym roku matura spodoba się choć trochę?

Od kilku lat nakręca się spirala niechęci do egzaminu maturalnego. Egzamin ten stał się bowiem hamulcem nowoczesnej edukacji. Uczniowie sami proszą, aby nauczyciel przestał ich rozwijać, a zwyczajnie przygotował do matury, czyli nauczył rozwiązywać jak najwięcej testów. Rozwijanie – np. poprzez kreatywność, innowacyjność, pracę w zespole nad projektami – okazuje się nikomu do niczego niepotrzebne. Nic dziwnego, że najbardziej rozwijające są przedmioty, które nie kończą się żadnym egzaminem. Tam można się wykazać, a na polskim czy matematyce trzeba testować.

Kłopoty z jasnym i przejrzystym systemem oceniania matury pogłębiły wśród uczniów poczucie krzywdy. Maturzysta – zarówno prymus, jak i mierny – może się spodziewać każdego wyniku. Nikogo już nie dziwi, gdy uczeń z dwójką na koniec trzeciej klasy oraz ten z czwórką zdadzą egzamin z języka polskiego na podobnym poziomie. Mimo że jest między nimi intelektualna i kulturalna przepaść, matura wszystko wyrówna. Koszty intelektualne przygotowania do egzaminu maturalnego są niewielkie, natomiast koszty psychiczne olbrzymie. Podejrzewam, że także tegoroczna matura przyniesie całą masę urazów i śmiesznie mało satysfakcji.