Dłuższe wakacje

Prezydenci miast turystycznych zaapelowali do minister edukacji o wydłużenie wakacji. Dwa miesiące od 1 lipca do 31 sierpnia są zabójcze dla gospodarki. Byłoby dobrze, gdyby do miesięcy wakacyjnych dołączył czerwiec, jeśli nie cały, to przynajmniej jego część, np. ostatni tydzień (info o apelu tutaj).

Moim zdaniem, prezydenci miast chcą za mało. Klimat się zmienia. W Polsce ukrop leje się z nieba w maju, czerwcu i lipcu. Z sierpniem bywa różnie, najczęściej od połowy jest już chłodno. Wczoraj, a przecież mamy dopiero końcówkę kwietnia, gdy temperatura w południe sięgnęła 27 stopni, uczniowie nie mogli się skupić na lekcjach. Może gdyby w salach była klimatyzacja, dałoby się wytrzymać.

Nie od dziś zresztą wiadomo, że prawdziwa nauka w szkole odbywa się do pierwszych gorących dni maja, potem wszyscy próbują doczołgać się do wakacji. Jako nauczyciel od razu planuję realizować najważniejsze treści do końca kwietnia, a duperele przerzucam na ostatnie dwa miesiące roku szkolnego. Wtedy też wiele lekcji przepada, a to z powodu matury, a to przez wycieczki. Gdyby wakacje zaczynały się od 1 maja, nie byłoby żadnej straty.

Tak długie wakacje wcale nie oznaczałyby wolnego dla nauczycieli. Podczas dni wolnych od nauki mogłyby się odbywać wszystkie egzaminy, wszelkie wycieczki szkolne, szkolenia nauczycieli, rady pedagogiczne, praca nad dokumentacją oraz wszelka inna działalność zlecona przez dyrektora szkoły. Długość belferskiego urlopu pozostałaby na dotychczasowym poziomie. A skoro tak, to chyba nie ma żadnego powodu, aby żałować polskiej gospodarce dodatkowego dochodu. Wszyscy przecież na tym zyskamy.