Nerwy na uczniów
Poważne kłopoty ma nauczycielka, która fizycznie próbowała zapanować nad krnąbrnym uczniem. Chwyciła go za ramiona i szyję, a następnie przycisnęła do krzesła. Odpowie teraz za naruszenie nietykalności cielesnej (info tutaj).
Świat zmienia się szybciej niż my. Dawniej fizyczne karcenie uczniów, np. poprzez chwytanie za ramię, popychanie czy potrząsanie, należało do przyjętych metod wychowawczych. Jako uczeń byłem świadkiem takich zachowań – działo się to w latach 80. Oskarżona nauczycielka jest ode mnie starsza o kilka lat, więc mogła podobne metody widzieć jako pracownik lub nawet je stosować. Potem wszystko się zmieniło. W 1994 roku, gdy pracowałem w szkole podstawowej, byłem świadkiem, jak nauczyciel uderzył ucznia zeszytem. Otrzymał od dyrekcji upomnienie z wpisem do akt, co dla wszystkich było dużym zaskoczeniem. Dzisiaj skończyłoby się to w sądzie.
Nauczycielka wyjaśnia, że puściły jej nerwy. Taki stan zna każdy nauczyciel. Nerwy – ludzka rzecz. Widziałem kiedyś w niemieckiej szkole, jak nauczycielce puściły nerwy. Natychmiast wyszła z sali i wezwała pomoc, czyli innych nauczycieli. W niemieckiej szkole, gdzie byłem gościem, puściły też nerwy mnie. Krzyknąłem wtedy na uczniów. Od razu niemieccy koledzy zaproponowali pomoc oraz poradzili, abym koniecznie skorzystał z porady psychologa. Byłem jeszcze w nerwach, więc pomyślałem, że sobie robią jaja. Gdy zrozumiałem, że proponują mi całkiem poważnie, zbaraniałem. Nauczyciel u psychologa? Koniec świata.
Nie ma w polskiej szkole zwyczaju wzywania innych nauczycieli na pomoc. Nie ma też zwyczaju chodzenia na terapię do psychologa. Jakby szef się dowiedział, że potrzebuję pomocy kolegów w zapanowaniu nad krnąbrnym uczniem oraz wizyty u psychologa, miałby o mnie fatalne zdanie. Może źle oceniam szefa. W moim liceum akurat dyrekcja jakiś czas temu zatrudniła psychologa, aby pomagał nauczycielom i uczniom w rozwiązywaniu problemów z nerwami. Słyszałem, że jacyś uczniowie się do niego zgłosili. O nauczycielach jednak nie słyszałem. A szkoda, może należało się przełamać.
Komentarze
W mojej szkole psychologiem jest młoda koza, na 1/4 etatu. Ledwie się „wyrabia” z uczniami, a z reguły i to jej się nie udaje. Co gorsza, to była uczennica naszej szkoły. Jakoś nie wyobrażam sobie siebie w kolejce po poradę, choć takie wsparcie psychologiczne bardzo by się nam przydało. Czasami mam wrażenie, że wymaga się od nas nadludzkich mocy, boskiej cierpliwości. Oczywiście pozostawiając samych sobie i rozliczając z każdego błędu bezwzględnie.
Media aż się zachłystują sprawą – „nauczycielce grozi grzywna, kara ograniczenia wolności lub kara pozbawienia wolności do roku”!
W efekcie do walki z agresją, zostaną powołani kolejni urzędnicy produkujący tony instrukcji. Różnej maści szkoleniowcy ruszą do szkół po pieniądze – w końcu ktoś musi tych agresywnych i żądnych krwi belfrów przywołać do porządku.
A w tym czasie młodzież będzie mogła zająć się swoimi sprawami – zakładaniem koszy na głowę niepokornym nauczycielom lub biciem. W końcu to u nas – jajko jest mądrzejsze od kury 😉
Tak, uczniowie i ich krwiożercze behawiory sprawiają, że bez pomocy psychologa (najlepiej procesowego) życie nauczyciela staje się zawodem i ryzykiem życiowym.
To znaczy, zagrażającym życiu belfra, o ile nie zdąży z taśmą klejącą źródło śmiertelnego edukacyjnie werbalnego jadu dziecięcego, zakleić.
Ale nie tylko nerwy nauczycielskie, ale i układ oddechowo-moralny, bywają w klasach obiektem zabójczych zachowań tzw. „społeczeństwa”, w jego formach wczesnowzrostowych.
Doniosła o tem wczoraj radiowa „trójka” cytatem z nadesłanej skargi nauczycielskiej.
Otóż, dochodzi do tego, że niewychowane społeczeństwo nasyła do szkół osobniki przedszkolne i wczesnoszkolne, atakujące belfrów.. (i tu, pradon le mot, cytat) „pierdzeniem i bekaniem”.
Tak, proszę państwa, nauczycielka donosi do radia, że na jej lekcjach małe dzieci „jedzą, pierdzą i bekają!” I ten trend rozprzestrzenia się na sposoby metodyczno-pedagogicznie niepowstrzymywalne (jak wynika z cytowanej na antenie skargi).
Wspłóczesna psychologia poznawczo-behawioralna, jako salwacja belfrorum jest bezradna, pora do szkół wprowadzić zakładowego cyrulika z lewatywą.
Oczywiście po to, aby na wejściu do klasy oczyszczał dusze i cielska pędraków, by godności i kompetencji nauczycielskiej uchybić zdolne nie były.
I wtedy dopiero można będzie manifestacyjnie mówić o godnych warunkach pracy i płacy, bo chociaż pieniądze nie śmierdzą, to przecież źródłem smrodku dydaktycznego, we współczesnej dydaktyce, nie mogą być małe dzieci.
🙂
„Co gorsza, to była uczennica naszej szkoły….”
Faktycznie to samoewaluacyjny donos, kończący jakąkolwiek karierę absowlenta zakładu z takim personelem…
Tak trzymać!
🙂
Generalnie zgadzam się, że uczniowie przesadzają a nauczyciele nie mają jak się bronić tylko że to co napisała Pani belfrzyca wprawiło mnie w osłupienie. Rozumiem że taka wielka Pani nauczycielka jest zbyt mądra żeby chodzić na porady do kogoś młodszego lub kogoś kogo sama uczyła, absurd w czystej postaci albo uważa się Pani za słabą nauczycielkę albo wsydzi sie pani siebie.
Bzdura Divers, czytaj ze zrozumieniam, dziewczyna ma 1/4 etatu i nie ma czasu na belfrów. I swoją drogą ciekawe, czy łatwo ci się będzie przełamać w podobnej sytuacji? Samoocena nie ma tu kompletnie nic do rzeczy. Pomyśl, zanim coś napiszesz.
Gekko witaj. Sen zimowy się skończył? Ćwiczyłeś erudycję w samotności? 🙂
Z szyję lepiej nie łapać. Można ścisnąć zatokę szyjną i wtedy będzie trzeba szukać pomocy u pogotowia ratunkowego, a nie u kolegów
Dzieci stanowią przekrój naszego społeczeństwa, wiec jeśli społeczeństwo publicznie używa wulgaryzmów, pije alkohol na ulicy i pod czyimś oknami, jest niedomyte, nie ma empatii, nie dba o mienie wspólne, jest zwykle wrogo nastawione do innych – to takież też są dzieci w szkole. Nauczyciel musi niezależnie od sytuacji trzymać nerwy na wodzy. To niezwykle trudne, obciążające, rzutujące potem na rodzinę, ale niepodważalne.
A skąd takie społeczeństwo?
Szkoła się do tego nie przyłożyła?
Jak je zmienić?
Jak ktoś ma problemy z emocjami, powinien zmienić zawód. Trzymanie nerwów na wodzy nie jest trudnym zadaniem, jedni potrafią, drudzy nie, jeżeli to trzymanie na wodzy w pracy odbija się na rodzinie, tym bardziej zmienić zawód, świadczy to o nieradzeniu sobie z emocjami, potrzebny lekarz, zaburzenia i choroby psychiczne są takimi samymi chorobami jak każde inne, dotykające ciała. To, że są w naszym społeczeństwie „wstydliwe” świadczy nie o chorych, tylko o społeczeństwie, trzeba edukować, zacząć od nauczycieli.
Wiemy, że nauczycieli pozbawiono wszelkich możliwości dyscyplinowania uczniów. To nie jest tak, że „dobry nauczyciel” poradzi sobie zawsze i wszędzie samym spojrzeniem lub groźbą uwagi w dzienniczku. Nasi milusińscy bywają niezłymi ziółkami, nieczułymi na niemalże wszystko poza bezpośrednią injekcją środka usypiającego. Teraz proszę pomyślec o reszcie klasy, która cierpi przez jednego z ADHD. Ale najprościej jest zwalcować nauczycielkę, po polsku, starannie pomijając sedno sprawy.
„jeśli społeczeństwo publicznie używa wulgaryzmów, pije alkohol na ulicy i pod czyimś oknami, jest niedomyte, nie ma empatii, nie dba o mienie wspólne, jest zwykle wrogo nastawione do innych – to takież też są dzieci w szkole.”
To jest chyba najpopularniejsze stwierdzenie na tym blogu. Szkoła jest taka jakie jest społeczeństwo.
„A skąd takie społeczeństwo?”
Zatem już wiemy, że mamy do czynienia z problemem jajka i kury.
Na całe szczęście mamy też Robespierra, który sam się ofiarował, na ochotnika, że on przetnie tę pętlę i skoro nie da się selekcjonować społeczeństwa to on będzie selekcjonował nauczycieli.
Łejt, a może mi się coś pokićkało? Robespierre wie „jak”, ale ma ważniejsze rzeczy do zrobienia dzisiaj, więc selekcjonowanie nauczycieli będzie musiało zaczekać.
W takim razie czas na mój pomysł.
Trzeba wyruszyć z pielgrzymką do Rzymu.
W Polsce to Kościół rządzi, a więc społeczeństwo musi poprosić Watykan o wyselekcjonowanie lepszych jakościowo księży. Księża wyselekcjonują lepszych polityków, ci samorządowców, samorządowcy dyrektorów no a dyrektorzy zatrudnią już tylko właściwych nauczycieli na miejsce zwolnionych przez siebie nieudaczników.
Radzę te autobusy ze strajkującymi od razu przekierować na Stolicę Piotrową.
Wynik edukacyjny:
„52-letnia nauczycielka z wieloletnim doświadczeniem pedagogicznym tłumaczyła śledczym, że chłopak był krnąbrny…chwyciła nastolatka za ramiona i szyję i dociskała go siłą do oparcia krzesła.”
Reakcja publiczna belfrów – jakiej pomocy (!) potrzebują nauczyciele (sic!), tak „doświadczeni pedagogicznie” krnąbrnością materii ożywionej…
Zupełnie jak pedofile w sutannach, których macierzysta organizacja otacza dyskrecją i opieką, a ofiary dyskredytuje jako małoletnich prowokatorów.
W muzyce, której hm…uczyła ta pani, nazywa się to „call and response”.
Melodia znana, wynik przewidywalny, cywilizacja – adios na wieki (wieków).
A propo jeszcze zoofilii z miejscowego humoru zeszytów:
Czy wzmiankowana w poście belfrzyckim koza na cały etat może nauczycielom pomóc 4xbardziej, niż na 1/4 etatu?
Czy rozpoznawanie człowieka i różnicowanie psychologa z kozą może być kompetencją cywilizacyjną warunkującą dostęp do zawodu nauczyciela?
Czy to już byłby edukacyjny Kosmos, czy jeszcze gąbrowicz gęby belferskiej, manifestownej dzięki życzliwej uprzejmości beferbloga?
Gekko, w ramach zoofilii- daj sobie siana. Pedagogicznie, psychologicznie i oratorsko. Następnie przeczytaj to, co piszesz i zapłacz.
Gekkom, parkerom czy tym Zza kałuży radziłabym pobyć kilka dni we współczesnej szkole, wtedy by może zrozumieli nauczycieli. Przypominam też, że wychowuje przede wszystkim dom. W szkole nauczyciel ma do zrealizowania program nauczania, a wychowanie ograniczone jest w czasie i zakresie.
@El-ka
Piszą i piszą swoje złote rady i recepty na wszystko. Nie ma, co się nimi przejmować. Kto wie, może kiedyś dziecko któregoś z nich będzie w nieprzyjemnej sytuacji? Jakiś „wrażliwy” kolega z klasy wpadnie na pomysł przetrzepania skóry synalkowi lub córeczce tych „expertów” od oświaty. I może tak się zdarzyć, że delikatne uwagi nauczyciela, (aby nie urazić godności bijącego) nie przyniosą oczekiwanego rezultatu? I trzeba będzie poczekać cierpliwie na przybycie służb mających uprawnienia do stosowania przymusu bezpośredniego. Wszak dotknięcie szalejącego dzieciaka to zbrodnia! Wszystko się może zdarzyć. Choć nikomu tego nie życzę.
To prawda, im dłużej pracuję, tym bardziej jestem przekonana, że potrzebujemy od czasu do czasu terapii psychologicznej albo superwizjera (jeśli nie przekręciłam nazwy), który zwyczajowo wspiera psychoterapeutów.
Nikt nie jest ze stali ani cyborgiem, żeby dał radę wytrzymać psychicznie i fizycznie po stu, a czasem i dwustu uczniów dziennie, chcąc być dla nich kompetentnym, miłym, uważnym itp.
Zapewne każdy nauczyciel zna innego, który leczy się psychiatrycznie, a nawet był hospitalizowany. I to wcale nie jest przesada ani żart.
@Nauczyciel 9 kwietnia o godz. 23:58 244592
>Kto wie, może kiedyś dziecko któregoś z nich będzie w nieprzyjemnej sytuacji? Jakiś „wrażliwy” kolega z klasy wpadnie na pomysł przetrzepania skóry synalkowi lub córeczce tych „expertów” od oświaty.<
Z dedykacją dla ciebe mój wpis na tym blogu sprzed 3.5 lat:
**http://chetkowski.blog.polityka.pl/2011/08/17/300-poleglo/#comment-93545
Najlepszym psychologiem dla krnąbrnego ucznia (i jego rodzicow) bylby pasek od spodni i jego czarny tyłek po użyciu tego paska. Ewentualnie drewniany piórnik lub linijka, co pamiętam ze szkolnych czasów, a w domu poprawka.
Nnie trzeba być ze stali ani cyborgiem żeby wytrzymać, zdrowym psychicznie trzeba być.
To się nazywa predyspozycje do wykonywania zawodu. Powinno się to badać zanim ktoś nauczycielem zostanie. Można dziećmi robić testy kompetencji językowych przed przyjęciem do szkoły, powinno się nauczycielom przed przyjęciem do pracy robić test kompetencji do zawodu, psychologiczny i na IQ, żeby odsiać tych którzy w szkole nie powinni pracować. Problemy psychiczne nauczycieli nie są związane z wykoną pracą, ludzie z zaburzeniami psychicznymi w żadnej pracy która wiąże się z odpowiedzialnością za innych lub władzą nad innymi sobie nie poradzą, praca tylko ujawnia ich problemy a nie jest przyczyną, przyczyna jest w głowie.
Moja babcia mówiła, nie dała Bozia świni rogów, bo by nimi bodła.
Obrywałeś Andrzejku w młodości?
I podobało ci się tak bardzo, że biłbyś innych teraz jak masz władzę?
Jak mi się krnąbrnego dorosłego zachowanie na ulicy nie podoba też powinienem mu przywalić?
I nauczy się twoim zdaniem, pomyśli, będę się teraz inaczej zachowywał, bo może ktoś mi przywalić?
Bicie ogłupia, bitego i bijącego.
Wystarczy przejrzeć jakie filmy proponują ogólnie dostępne kanały tv.
Jak nie thriller, to horror albo film katastroficzny lub sensacyjny a nawet baśniowy, gdzie trup pada gęsto, krew leje się strumieniami a w powietrzu fruwają odcięte części ludzkich ciał a jakby tego było mało to potwory żywcem rozszarpują i pożerają ludzi.
Nie wspomnę o grach komputerowych.
Nikomu to nie przeszkadza, nikt larum nie podnosi, prokurator nie ściga, sąd więzieniem nie karze ! .
Bo to jest biznes i z tego jest kasa – to wszystko usprawiedliwia ?
A jak nauczyciel wobec rozwydrzonego bachora, na którego nie działa żaden argument poza argumentem siły tego ostatniego użyje to wielki krzyk.
Co ma zrobić nauczycielka na zwróconą uwagę rozrabiającemu uczniowi słyszy od niego – ” i co mi zrobisz, głupia krowo ? Tylko mnie dotknij to mój tata tak cię urządzi, ze z wiezienia nie wyjdziesz”. (autentyczne !)
Cukiereczka dać i po główce pogłaskać ?
„…Co ma zrobić nauczycielka?”
(aka: jak żyć?, na motywach klasyka: co robić?)
Pytanie zaiste retoryczne i publiczna, manifestacyjna kwintesencja wyniku edukacyjnego pierwotnej wspólnoty nadwiślańskiej.
No wiadomo! W mordę jeża!
Co ma zrobić funkcjonariusz organizacji wyznaniowej, de facto edukującej plemię, w obliczu niedorostków prowokujących libido?
Wiadomo! … [cenzura obyczajowa]
Metodyka, metodyka, tkliwa amoralistyka…
🙂 🙂 🙂
PS:
Z humoru zeszytów:
„…im dłużej pracuję we oświacie, tym bardziej superwizjer [(C) TVN] przymyka mi oko (Oko?)”
Po źródło kąpetencyj, nastojaszczemu pedagogowi pozostaje już tylko udać się do wód [(C) Polmos]
😉
PS PS
Oj zapewne, czyi nieodparty humor zeszytów uczy-bawiąc, bawi -ucząc:
…Zapewne każdy nauczyciel zna innego, który leczy się psychiatrycznie, a nawet był hospitalizowany. I to wcale nie jest przesada ani żart.”
Tak to nie jest żart.
Oni znają się nawet nawzajem z tego, że są publicznie znani…
Tylko lekarz akurat był na chorobowym.
🙂
kaesjot
„po główce pogłaskać ?” też może być źle odebrane.
parker
Dostałem linijką po lapach raz w życiu, w domu ojciec poprawił paskiem i zapamiętalem do końca życia.
w szkole ponadpodstawowej musiałem byc ubrany w garnitur, nosić tarczę i mieć krótko obcięte wlosy. To tez uznasz za znęcanie ?
Dla zwolenników karania a w szczególności bicia uczniów:
Proszę wpisać w Google „ewa_ostrowska.doc”
81 strona
„W 1974 roku Ministerstwo Oświaty zaprosiło Kapitana do wyrażenia swojej opinii na temat, jaki powinien być nauczyciel. Jego wypowiedź została opublikowana w numerze 3 “Nurtu” z 1974 roku, a przytaczam ją w całości:”
Pierwszym nauczycielem-CZŁOWIEKIEM, którego spotkałem, był prof. Stanisław Kościałkowski, o jasnych niebieskich oczach, w których nigdy nie dostrzegliśmy cienia zniecierpliwienia, gdy jako dyrektor Gimnazjum Stowarzyszenia Nauczycielstwa Polskiego w Wilnie w latach 1915-1918 przyjmował do wiadomości nasze wykroczenia przeciwko przepisom szkolnym. Najmłodsi z nas potrafili wyczytać w jego oczach wielkie zrozumienie dla naszych trudności borykania się z sobą samym. Inni nauczyciele karali za byle co, bezrozumnie, nie zdając sobie sprawy, że: “arbitralnie i każdorazowo wymierzona kara uczyniła ludziom więcej zła niż wszystkie najsroższe i najstraszliwsze klęski i katastrofy od początków wieków”.
Drugim nauczycielem-CZŁOWIEKIEM był Bronisław Zapaśnik, który w roku 1921 zebrał w Wilnie wszystkich “przerośniętych” i “niedouczonych” skutkiem wojny i umożliwił im kontynuowanie nauki. Były to początkowo kursy, przekształcone w Gimnazjum im. Adama Mickiewicza. Dyrektor ten rozumiał, że kara nie wychowuje, tylko wyzwala myśli złe i destrukcyjne. Nie stosował żadnych kar. Pierwsza szkoła, w której poczuliśmy się swobodni, radośni, pełni uznania dla tych, którzy nas uczyli. W szkole tej nauczono nas, że ojczyzna to nie żaden abstrakt, to nie coś obiektywnie istniejącego poza nami, jako podmiotami, ale to my sami. To w niej, w tej szkole nie mieliśmy sposobności omijania zakazów, bo ich nie było, ale rozumieliśmy, że najwyższą nagrodą za wolność jest poczucie odpowiedzialności za czyn wykonany w absolutnej swobodzie.
……………………………………………………….
To z adresu wskazanego przez zza kałuży. Mądre. Skuteczne na tamte czasy, gdy uczenie było zaszczytem i wyborem NAUCZYCIELA . Dzisiaj uczenie jest obowiązkiem NAUCZYCIELA, na którego społeczeństwo wywiera presję, oczekując wymiernych, doraźnych wyników na miarę własnych wydumanych oczekiwań i ambicji. Często zupełnie odrealnionych.
Abecadło edukacji w polskim zoo:
Czego uczy nas, Polaków szkoła i historia (na przykładzie humoru cytatów, w oczach lokalsów z dna i obrzeży kałuż):
Jeśli kiedyś „A” (kary cielesne już w historii nie licowały z godnością i człowieczeństwem światłego nauczyciela) to obecnie „B” (przypadkowe społeczeństwo zobowiązuje nauczycieli do uczenia z wynikami, ergo samo sobie wydumało ambicje, zmuszające ‚nauczycieli’ do walenia w mordę jeża, najlepiej po zaklejeniu małolatniego pyszczka taśmą).
Oczywistością oczywistą implikacji tego przesłania jest „C” , czyli czarne, co gdzie indziej jest białym: usunięcie społeczeństwa warunkiem koniecznym godności wykonywania zawodu.
Na początek proponuję zakleić szyby w szkołach czarną taśmą, aby jakaś wredna ewaluacja tej polo-edukacji na światło dzienne nie wychodziła, taką mega-beką na forum cywilizacji…
🙂
„Dostałem linijką po lapach raz w życiu, w domu ojciec poprawił paskiem i zapamiętalem do końca życia.”
Co zapamiętałeś do końca życia?
Że przemoc wobec słabszych to skuteczna metoda na ich podporządkowanie sobie? Skuteczna. A co jak się silniejszy od ciebie trafi? Podporządkujesz się, skoro silniejszy.
I chcesz uczyć dzieci takich relacji społecznych? Taki świat ci się podoba?
Mnie nie, ja nie raz oberwałem od ojca, też sobie zapamiętałem do końca życia, jak zdałem na studia wyprowadziłem się z domu, przeszedłem na własne utrzymanie i tatusia więcej nie widziałem. Jak mnie bił, mówił że to dla mojego dobra, że jak dorosnę, to mu podziękuję, nie podziękiwałem, za mało bił widocznie.
Mój brat ma chore serce (w grę wchodził nawet przeszczep), co jakiś czas ma badania i normalnym jest, że mama się o niego martwi.Dlatego poprosiła nauczycieli i dyrektora o to, żeby brat mógł mieć w szkole komórkę (jest zakaz,sprawdzają przed wejściem do szkoły czy dzieci wnoszą telefony…),oczywiści wyrazili zgodę.Pewnego dnia nauczycielka zachorowała i klasa miała zastępstwo w świetlicy z panią,która jest opiekunem tej świetlicy (nie jest nauczycielem!) – powiedziała,żeby każdy coś sobie robił,żeby im czas zleciał.Mój brat dostał sms od mamy jak się czuje,bo dzień wcześniej miał badania,chciał odpisać,bo przecież ma „czas wolny”,nie było normalnej lekcji.Na Panią”świetlicową”telefon podziałał jak płachta na byka,zaczęła wyrywać (bez ostrzeżenia!)bratu telefon,gdy on nie chciał puścić i próbował jej tłumaczyć drapała go paznokciami,aż wyszła krew i z bólu upuścił komórkę.Pojechaliśmy na pogotowie-lekarz przestraszył się,co za zwierzę go tak podrapało,bał się,że pójdzie zakażenie (6 zadrapań!).Na drugi dzień zgłosiliśmy sprawę dyrektorowi,którzy nakrzyczał na nas,że telefonu się nie nosi do szkoły (wbrew wcześniejszej umowie z mamą) i uciął temat.Pani jest bezkarna,bo ma „ustawionego” męża!Po tygodniu dyrektor poinformował nas,że po wsi krążą informacje o całej sytuacji i on sobie tego nie życzy-mamy zamknąć ludziom usta,bo jemu jest nieprzyjemnie! SKANDAL!!!
Wszyscy uczniowie potwierdzili wersję brata,jest dobrym uczniem,nie ma z nim problemów,nauczyciele mówią, że jest grzeczny i spokojny, tylko czasami leniwy. Ale oczywiście w tej sytuacji został potraktowany jak wyrokowiec, a Pani, której „puściły nerwy” jest bezkarna. Dodam tylko,że w prywatnej rozmowie z nami była wulgarna i niegrzeczna, ale za to bardzo pewna siebie, bo mąż ją wybroni…
Co robić w takiej sytuacji?
@filolożka
To nie jest problem szkoły tylko „ludzi z plecami” w polskich instytucjach publicznych w ogóle oraz sposobu zatrudniania, również dyrektorów … 😉
Popieram!
Pobicia dokonywane na dzieciach przez nauczycieli to absolutnie nie jest problem szkoły.
Tak jak pedofilia księży nie jest absolutnie problemem kościoła.
To jest problem społeczeństwa, czyli publiczności, zatrudniającej okazy zoologiczne w menażerii poplecznictwa uwłaszczonego na cudzem.
Należy wykasować społeczeństwo, a nauczycieli ubrać w sutanny.
Wtedy będzie spokojnie i moralnie spójnie, a poratowanie zdrowia i rozwój kompetencji będzie uskuteczniany belfrom na Dominikanie.
Nb. ile trzeba amoralnego cynizmu, aby z takimi poglądami z powyższego, ponad gekkońskim, wpisowego czarnego humoru zeszytów czynić, choćby nickiem, wizytówkę zawodu nauczyciela.
Ale, jaki nauczanie belferbloga – takie wizerunki po opadnięciu gaci… 😉
filolożka,
Co robić w takiej sytuacji?
Na radę nauczycieli udzielających się na tym blogu bym nie liczył.
Mogę spróbować coś doradzić jako rodzic który spotkał się z podobna sytuacją w zeszłym roku.
Jeden z nauczycieli wyszarpał za chabety mojego 11 letniego syna. Nic mu nie zrobił fizycznie, ale upokorzył przed całą szkołą, sytuacja miała miejsce na sali gimnastycznej w czasie przygotowań do akademii.
Widzieli to inni nauczyciele i oczywiście nie zareagowali, ani w trakcie, ani potem.
Dziecko wróciło spłakane i żądne rewanżu, miał w planie na drugi dzień podejść do pana i mu przykopać w korkach do piłki w piszczel, żeby mu nogę złamać. Nie dziwię się jego reakcji, nigdy nie spotkał się z fizyczną agresją ze strony dorosłego i w swojej bezsilności chciał się mścić za upokorzenie.
Nie miałem wyjścia, obiecałem, że ja załatwię sprawę i pan będzie miał nieprzyjemności.
Przy okazji dowiedziałem się od syna i córki która chodziła do tej samej szkoły, że u pana agresywne zachowania są na porządku dziennym, nie dotyczyły moich dzieci ale innych.
Zwróciłem się do wychowawcy mojego syna który był świadkiem zdarzenia o potwierdzenie wersji zdarzeń dziecka, potwierdził. na pytanie czemu nie zareagował, zrobił głupią minę i nic nie odpowiedział, widać nie było to dla niego zdarzenie niecodzienne. poinformowałem, że o sprawie będę rozmawiał z dyrektorką. Poprosił, żebym zrobił to nazajutrz, bo wydaje mu się, że powinien sam o tym dyrekcję powiadomić, co też uczyniłem.
Reakcja dyrektorki była „umiarkowana”, znała sprawę, nie była zaskoczona, obiecała porozmawiać z nauczycielem ale… zaczęła symetryzować winy, że mój syn przeszkadzał w przygotowaniach, właził na drabinki i nauczyciel bał się o jego bezpieczeństwo. Spytałem czy żartuje, czy mówi poważnie, czy ściągnięcie za kołnierz na podłogę z drabinek poprawiło jego bezpieczeństwo i jak może symetryzować winy? Spytała czego oczekuję. Odpowiedziałem, że tak jak publicznie został upokorzony, tak publicznie, przy kolegach powinien być przez nauczyciela przeproszony.
Dyrektorka odpowiedziała, że to nie jest możliwe, że takie przeproszenie podważyłoby jego autorytet jako nauczyciela. na tym zakończyłem rozmowę z dyrektorką, dalej mogło dojść tylko do pyskówki, sprawdza się przysłowie, jaki pan, taki kram.
Wróciłem do domu i wysłałem pismo opisujące cała sytuację i rozmowę z dyrektorką do Kuratorium, nadałem sprawie urzędowy bieg i zapomniałem.
Po wakacjach dowiedziałem się, że nauczyciel został ukarany naganą, o przeprosinach ze strony dyrekcji a tym bardziej nauczyciela oczywiście nie było mowy, ale syn uwierzył w sprawiedliwość a o o mi chodziło.
Teraz wrócę do Twojego przypadku, łatwo mi jest radzić, zrób jak ja. Mieszkam w Warszawie i nie jestem narażony na presję lokalnej społeczności, mogą mi skoczyć. Żeby walczyć z kliką, trzeba mieć siły a co najważniejsze, szansę na wygraną.
Historia księdza pedofila z Tylawy, gdzie najpierw ofiarą były dzieci a potem matka co sprawę ujawniła, której zatruło życie lokalne środowisko, ostatnie zdarzenie z karykaturą nauczycielki która znęcała się nad dziećmi, zaklejała buzie plastrem, tam też matka jest teraz w podobny sposób mobbowana za ujawnienie sprawy nie napawa optymizmem, jest przyzwolenie w społeczeństwie na agresję wobec dzieci a nawet w co trudno uwierzyć na pedofilię. Nie dotyczy to w takim stopniu dużych miast, tu jest łatwiej nie chodzić na religię, można domagać się swoich praw, w małych miejscowościach rządzi dziewiętnastowieczna mentalność.
Nie namawiam do walki o swoje, czasem nie warto się kopać z koniem, to nie jest konformizm, to rozsądek, można jeszcze bardziej sobie i dziecku zaszkodzić, bo nikt wam nie pomoże.
@ parker…
Ponieważ mądrze piszesz, dla powszechnej edukacji, napisz please, jaka część Twojej postawy życiowej wynika ze styczności z edukacją publiczną, a jaką nabyłeś pomimo tej styczności.
Tym samym ujawnisz publiczny cywilizacyjny wynik edukacyjny, którego nie jest w stanie pozbawić nas, społeczeństwo, żadna psycho i socjopatologia, ubabrana w etaty publiczne…
I wreszcie belferblog będzie, w jakiejś mierze, o edukacji a nie o patologii plemiennej 🙂
parker,
powiedziałam dyrektorowi, że nie liczę na naganę dla tej Pani (wiadomo, znajomości), ale brat ma być przeproszony przy całej klasie,tak jak przy całej klasie został podrapany – oczywiście odpowiedź taka sama – jest to niemożliwe. Ale obiecał mi, że „coś” z tym zrobi. Poczekam tydzień, jeśli to „coś” nie nastąpi, zgłoszę sprawę do kuratora, a przede wszystkim do mediów (pracuję w oddziale TVP, ale wiadomo: jestem powiązana i sprawę podważą, oczywiście sama bym się tym nigdy nie zajęła, bo to nieetyczne, ale zarzucą mi „znajomości”).
Dodam jeszcze, że wielokrotnie zostałam wyrzucona niegrzecznie z gabinetu, gdyż nie będą ze mną rozmawiać, bo nie mają argumentów.
Nie zgadzam się, że to nie jest sprawa szkoły. Oczywiście, że jest! Dyrektor odpowiada za to kogo zatrudnia. Niech dobiera lepiej pracowników, skoro nie chce takich sytuacji.
Już nie wspomnę o tym, że nawet nie wiem czy ta Pani była szczepiona i czy nie miała nic za tymi tipsami…
@filolożka
W dwóch czołowych liceach w dwóch byłych wojewódzkich miastach Polski (około 100 tys. mieszkańców każde) decyzje o zatrudnieniu podejmuje w praktyce odpowiadający za edukację wiceprezydent miasta albo nawet prezydent. W gminach – realnie(!) zwykle wójtowie. Oczywiście dyrektor może się nie zgodzić, ale wtedy szybko przestanie być dyrektorem … 😉 Sorry,taką mamy Polskę …
Kto zjadł ser, czyli:
Sorry, taką mamy Polskę, że nauczyciele to już nie Polacy?
Logika, logika, ckliwa hermeneutyka…
🙂
filolożka
Oczywiście, dyrektor z tej samej paczki brany co zatrudnieni nauczyciele.
Ale zwrócę uwagę, że nawet jakby chciał być autonomiczny i zarządzać szkołą zgodnie ze standardami współczesnej pedagogiki, to ręce ma związane KN. Może pani mianowanej albo dyplomowanej skoczyć. Nawet wyrok sądu dopóki nieprawomocny nie pozwala mu na zwolnienie jej z pracy.
Nauczyciel którego opisywałem też pracuje nadal, mimo że ewidentnie powinien pracę stracić bo przypadek mojego syna nie był odosobniony o czym wiedzą wszyscy w szkole a teraz również kuratorium.
Gekko
Nie wiem co wpływa moją postawę, wszystkie diśwuadczenia jak przypuszczam, szkoła oczywiście też, nie przeceniałbym jednak jej roli. Miałem fantastycznych nauczycieli i żałosnych jak chyba każdy. Ocenianie ich według współczesnych kryteriów nie ma sensu, inny był czas, inna wiedza. Problem polskiej szkoły polega na tym, że szkoła zatrzymała się w dawnych czasach i nauczyciele uważają, że tak powinno być, bo wiadomo, kiedyś to było dobrze, linijką można było przylać, dyscyplina była a matura coś znaczyła. Nie mogą barany zrozumieć, że dyscyplina nie jest wartością samą w sobie, nie mogą zrozumieć, bo sami tylko dyscyplinie podlegają, zero myślenia, aby stołek utrzymać do zasuedzenia, jak się zasiedzą wolni, od myślenia i jakiegokolwiek wysiłku.
Pasorzytnicza natura.
Rachunek ze szpitala liczy kilkadziesiąt pozycji. Sto wcale nie jest czymś nadzwyczajnym.
Kiedyś bilet lotniczy to była jedna linijka i jedna cena. Teraz jest niemożliwością znalezienie w samolocie dwóch pasażerów płacących taką samą cenę za bilet.
Szkoła też ma różne funkcje i oferuje różne usługi. Szkoda, że jest „bezpłatna”, w sensie płatna z podatków w taki sposób, że nie widać tych stukilkudziesięciu pozycji.
Podatki powinny zostać obniżone o wysokość kwoty, jaka idzie z nich na oświatę czy na ochronę zdrowia. Szkoły i szpitale wystawiać normalne rachunki. Subwencje dla niezamożnych kierowane powinny być do niezamożnych a nie do urzędasów w urzędach.
Klasa 5-ta, Pozycja 67 – nauczenie gry w koszykówkę, cena=30zł, sposób oceny-pisemny test z przepisów oraz 50% celność rzutów do kosza z 5m, oceniający-firma zewnętrzna, wynik testu=70%, zdany, celność=60%, zapłacono.
Klasa 5-ta, Pozycja 68 – prysznic po zajęciach wuef, cena=30zł, sposób oceny-ocena ucznia plus zapisy z wodomierza i termometru, ocena pozytywna, zapłacono.
Klasa 5-ta, Pozycja 69 – miła atmosfera na zajęciach wuef, cena=30zł, sposób oceny-opinia ucznia, ocena negatywna, nie zapłacono.
Parker,
ja najzupełniej podziwiam Twoją postawę, która nie zatrzymała się w pasożytniczych bebechach tego trawiącego nas Lewiatana, jakim jest publiczno-plemienne pieczeniarstwo uwłaszczonych na społeczeństwie funkcjonariuszy…
A nawet, i tym bardziej, podziwiam, jak kraulujesz ku światłu, wbrew konwulsyjnym prądom perystaltycznej mentalnej cofki belferskiej, wydzielanej na tym blogu.
Jak to mówią optymiści porwanym za młodu, pierwszego dnia w ławce: non omnis moriar 😉
Szacun.
Dodam tylko, że nie pedagogika byłaby pożądaną sztuką zarządzania w oświacie, a w obecnym kształcie tej instytucji nad Wisłą skuteczna jest wyłącznie oczyszczająca kompetencja asenizacji.
Na początek ozdrowienia, którego, bez uprzedniego końca tej farsy i jej beneficjentów, trudno oczekiwać.
Bez tego – publice pozostaje surfing w tej bece asenizarki…;)