Jak z olimpijczyka zrobić przeciętniaka?
Rozwija się w mediach dyskusja o olimpijczykach (przykład tutaj), to i ja się włączę. Ostatnio miał miejsce na mojej lekcji incydent z udziałem laureata olimpiady polonistycznej. Poprosiłem, aby wykonał ćwiczenie powiązane z maturą, a o on na to, że nie musi, gdyż jest zwolniony z egzaminu maturalnego. Co w takim razie robi na lekcji?
Olimpijczycy są dumą i chlubą szkoły. To bardzo zdolni i ambitni młodzi ludzie. Wspomniany uczeń już w pierwszej klasie osiągnął sukces na olimpiadzie, uzyskał prawo do najwyższej oceny z przedmiotu i zwolnienie z egzaminu maturalnego (będzie miał wpisane 100 procent). Nagroda piękna, ale niestety dołączona jest do niej kara w postaci obowiązku chodzenia na lekcje. Tylko po co, skoro Wysoki Komitet Olimpiady wydał uczniowi świadectwo najwyższych kompetencji? Dlaczego do zwolnienia z matury nie jest dołączone świadectwo ukończenia nauki z danego przedmiotu i zwolnienie z obowiązku chodzenia na lekcje?
Podziwiam olimpijczyków, a tych, którzy zdobywają laury już w pierwszej klasie należy wręcz wynosić pod niebiosa. Dlatego nie mogę zaakceptować kary jaka ich spotyka. To bardzo dołujące mieć maturę i indeks w kieszeni, a mimo to nie być zwolnionym z obowiązku chodzenia na lekcje.
Polska oświata ma problem ze zdolnymi uczniami. Choćby dziecko było geniuszem i zostało zaproszone na studia już w wieku 16 lat, to i tak będzie musiało przeczekać w liceum dwa lata, aż osiągnie wiek uprawniający do podjęcia studiów. Zanim jednak osiągnie ten wiek, jego umysł zwiędnie od nicnierobienia i wyrośnie z niego taki sam przeciętniak jak większość rówieśników albo jeszcze gorszy.
Komentarze
„Dlaczego do zwolnienia z matury nie jest dołączone świadectwo ukończenia nauki z danego przedmiotu i zwolnienie z obowiązku chodzenia na lekcje?”
Pan tak na serio? 🙂 Pomysłowi na pewno przyklasną pańscy uczniowie, ja jednak uważam, że organy i umiejętności nie używane zanikają, więc olimpijczyk nie mający kontaktu z przedmiotem może na początku studiów zapomnieć to, za co rok- dwa lata wcześniej został nagrodzony.
Miałem takiego bliskiego kolegę w szkole. Był olimpijczykiem z kilku dziedzin naraz. Kiedy nauczyciel prowadził zajęcia, z fizyki, matematyki, biologii, chemii, raz po raz podnosił rękę, po czym wstawał i zaczynał mówić mniej więcej tak: „to jest trochę inaczej, proszę pani”. Po czym rozpoczynał swój własnym wykład.
Nauczyciele mieli z nim nieustanny problem.
Na początku byli zdumieni. Później obierali różne taktyki zachowania., Jedni usiłowali nie dopuścić do wypowiedzi, inni z rezygnacją słuchali, aż skończy, czasem nawet się twórczo do wypowiedzi dorzucając, jeszcze inni usiłowali polemizować z kolegą, co jednak dawało słabe wyniki,ponieważ wiedza mojego kolegi ze szkoły była w wielu sprawach na poziomie doktoratu.
Szybko zarobił opinię dziwaka i odmieńca.
W szkole się nudził, faktycznie była to dla niego strata czasu. Kompensował to prowadzeniem kilku laboratoriów w domu.
Ledwo zaczął studia, miał już gotowe dwa doktoraty.
Spytałem żony – macie obowiązek dodatkowej pracy, zajęć indywidualnych z uczniami opóźnionymi w rozwoju, z różnymi dysfunkcjami i dostajecie na to dodatkowe środki ale jakie macie obowiązki wobec uczniów zdolnych i wybitnych i czy też dostajecie na to środki ?
Odparła, ze nie – wszystko zależy od woli dyrekcji i inwencji samych nauczycieli.
Czy ci opóźnieni będą motorem szeroko pojętego rozwoju kraju czy ci zdolni ?
@lukasso
Bycie laureatem licealnej(!) olimpiady to wynik pasji, w tym wypadku polonistycznej. Więc ten uczeń akurat czasu nie zmarnuje – przeczyta dodatkowe ambitne lektury, pochodzi tu i ówdzie itp. itd. Olimpiada to nie jest uczenie się na pamięć a potem zapominanie po uroczystości zakończenia !!!
Nie zawsze chętnie goni się tramwaj, do którego się już wsiadło! Jest to pewnie trochę problem z pogranicza etyki (w tym przypadku olimpijczyka) i rozrachunków (też jego, ale życiowych). Czy będzie mu się jeszcze chciało? Jeżeli jest na tyle dobry, ale wyrachowany i cyniczny, to sukces w olimpiadzie, potraktuje tylko jako zrealizowanie celu w ramach systemu. Umożliwi sobie odfajkowanie jednego przedmiotu, którym nie chciałby się już zajmować. W takim przypadku chyba lepiej, żeby na te zajęcia nie chodził. Nie demoralizowałby przynajmniej siebie i innych. Może się też znaleźć pasjonat, dla którego olimpiada będzie tylko etapem, a trenować będzie chciał dalej. Może się to zdarzyć, acz nie musi. Wydaje się, że w czasach, w których asertywność wygrywa z dobrym wychowaniem bardziej racjonalna byłaby możliwość podarowania olimpijczykowi zajęć w ramach przedmiotu, który właściwie zgodnie z systemem już zaliczył. Jeżeli byłby zainteresowany uczestnictwem i dalszym rozwijaniem siebie i innych – to również: proszę bardzo!
@kaesjot, @belferxxx
zgadzam się, że olimpijczycy, jeżeli by chcieli powinni mieć możliwość realizowania indywidualnego, rozszerzonego, wręcz ponadfakultatywnego programu. Zawsze warto wspierać pasję! Bo to się niezwykle opłaci. Dowód: Pani profesor Temple Grandin, osoba autystyczna, która miała szczęście trafić na wspaniałego nauczyciela, który ją odkrył. Dzięki jej pomysłom i wynalazkom działa 70% ubojni i rzeźni bydła w USA. Gdyby nie ten wspaniały nauczyciel byłaby przez całe życie tą głupią i dziwną. Zazwyczaj niestety szkoła niszczy pasje i uprzeciętnia! Stąd biorą się te masy niezadowolonych z życia niekompetentnych urzędników i innych pseudofachowców na siłę kształconych.
belferxxx
27 lutego o godz. 13:22 244038
To od nastawienia olimpijczyka zależy, czy siądzie na laurach, czy będzie rozwijał swoje zainteresowania. Zwycięstwo na olimpiadzie to często nie tyle wynik pasji, co solidnego przygotowania.
To niestety smutna prawda. Szkoła (średnia) równa w dół. Czas, który nauczyciele przeznaczają na pracę z uczniami słabszymi, zaniedbanymi i po prostu niegrzecznymi jest niewspółmierny do tego poświęcanego osobom zdolnym i utalentowanym, dla których system nie zostawia zbyt wiele czasu (i nie rozlicza z sukcesów innych niż olimpiady). Dlatego w polskiej szkole nie ma zajęć dla humanistów-pasjonatów, rzadkie są choćby wycieczki do teatru (aż wycieczki, nie – wyjścia), bo właściwie i tak wiedza humanistyczna jest traktowana po macoszemu, jako w najlepszym wypadku nieistotna.
W końcu podobno nawet w Paryżu już trzyletnie dziecko świetnie mówi po francusku, więc w polskim miasteczku znakomicie mówi po polsku, po co się uczyć ojczystego języka? Przestarzały kanon lektur i przeładowana podstawa programowa nie ułatwiają życia ani uczniom, ani nauczycielom. Podręczniki i zadania nie są pomocą naukową, stanowiąc jakąś zagubioną w chaosie nieusystematyzowanych informacji wypadkową między nieudaną podróbką encyklopedii, a tanim albumem ze słabej jakości fotografiami. Za to ciężki kredowy papier wykrzywia kręgosłupy młodych; moralne zaś kręgosłupy wykrzywiają zadania w tych podręcznikach zamieszczone:
„Zatytułuj własnymi słowami zamieszczone w podręczniku fragmenty, tak by każdy oddawał myśl przewodnią danego fragmentu”. „Wyjaśnij sens pytania […] , uwzględniając funkcję występującej w nim figury stylistycznej”. „ Określ, czego symbolem są ptaki i wyjaśnij znaczenie gestów świętego Franciszka, który do nich przemawia (akapit 8.)”. Żeby było jasne – polecenia odnoszą się do fragmentów „Kwiatków św. Franciszka z Asyżu” . I tyle w zasadzie w szkole dowiemy się o moralności.
Zdawałam starą maturę. Nie sądzę, że jestem przez to głupia lub niedouczona. Ale przynajmniej miałam jakąś przyjemność z czytania lektur. Nie miałam też problemu z interpretacją tekstów, chociaż nie nadawałam tytułów ich fragmentom, może dlatego moja pasja nie wygasła. Dzisiejsza młodzież ma (moim skromnym zdaniem) bardziej pod górkę. Trzymam kciuki za tegorocznych maturzystów!
@delfin, lukasso
Żeby się znaleźć w pierwszej 20-30 w Polsce (to są licealni laureaci olimpiad właśnie!) spośród pół miliona w roczniku i paru – kilkunastu tysięcy startujących trzeba czegoś więcej niż „cyniczne wyrachowanie” i podobna motywacja. Nie mówiąc o tym, że przy zdolnościach i niżu można, 1/4 potrzebnego na olimpijski sukces tej klasy wysiłku, uzyskać te 90 % i więcej punktów na maturze … 😉
U nas olimpijczycy szli własnym programem. Robienie przez nich zadań maturalnych jest bez sensu
@mpn
Ale Ty pewnie byłeś w matexie (W-wa, Kraków, Wrocław?) … 😉 A tu mówimy o „normalnym” polskim liceum … 😉