Dzień Języka Ojczystego

Poszedłem do biblioteki, wypożyczyłem naukową książkę, usiadłem w czytelni i zacząłem czytać. Na drugiej czy trzeciej stronie zauważyłem błąd, a na kolejnej następny, dalej jeszcze jeden. Sięgnąłem po długopis, aby nanieść poprawki. Nie zdążyłem, gdyż za rękę złapała mnie bibliotekarka. „Od razu czułam, że z panem będą problemy. Nie wolno poprawiać. Ma być tak, jak zostało wydrukowane.”

Nawet jak ktoś chciałby się nauczyć poprawnie mówić i pisać po polsku, to nie może. Ze świecą trzeba szukać wzorca. Wszędzie błąd na błędzie. Trudno znaleźć wydawnictwo, które zatrudnia korektorów. Zwykle drukują, jak leci. Omawiałem wczoraj z uczniami wiersz Staffa pt. „Przedśpiew”. Wyświetliłem utwór na ekranie, aby wszyscy widzieli, i oniemiałem. Zaraz, przecież poeta napisał to inaczej. Tym razem nie było bibliotekarki, więc mogłem tekst skorygować.

Boję się polecać uczniom, aby coś przeczytali. Najpierw musiałbym sprawdzić, czy nie ma tam błędów. A przecież tak się nie da żyć. Człowiek musi ufać, że tekst jest poprawny. Znana marka powinna zobowiązywać. Tymczasem nie ma różnicy, czy się czyta teksty na blogu, czy wydane przez renomowaną instytucję naukową. I tu, i tam człowiek ryzykuje, że przyswoi sobie błędne formy. Skoro tak to wszystko wygląda, młodemu człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak uczyć się języka ojczystego od budowlańców. Przynajmniej będzie soczysty. Niedawno oglądałem z uczniami film, którego bohaterami byli pracownicy budowlani. Było tak soczyście, że zacząłem się tłumaczyć, dlaczego wykorzystuję ten materiał na lekcji. Licealiści odpowiedzieli śmiechem: „Panie profesorze, chodziliśmy do gimnazjum, więc wiemy, jak się mówi po polsku”. Skoro tak, to jestem o was spokojny.

PS Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego – informacje tutaj.