Trwoga i śmiech po próbnej maturze

Jesteśmy po próbnej maturze i nie bardzo wiemy, co począć z wynikami. Uczniowie bowiem tak rozwiązali testy egzaminacyjne, że każdy wynik powyżej zera zaczyna cieszyć. Niestety, nawet do takiej radości uczniowie nie dali nam zbyt wielu powodów.

Po sprawdzeniu kilku prac musiałem wstrzymać się z ocenianiem wg ustalonych zasad i przejść na styl, który w tym roku narzuciła egzaminatorom CKE. A zatem zacząłem sprawdzać prace jeszcze raz i na siłę dostrzegać w nich plusy. Wyniki wprawdzie się poprawiły, ale nie tak, aby być szczęśliwym. Gdy się podciąga z zera, to naprawdę trudno o cud.

Piszę o tym nie po to, aby pognębić uczniów. Nie zamierzam też uderzać się w piersi albo oskarżać innych nauczycieli. Próbna matura zwykle wypada źle, jednak zawsze widać światełko w tunelu. W tym przypadku jest ciemno i tylko ciemno. Co spotykam się z nauczycielami, także z innych szkół, to słyszę pytanie, czy u mnie też jest tak źle, bo u nich takiej mizerii nigdy nie było.

Uczniowie nie widzą problemu, gdyż uwierzyli, że pierwszej nowej matury nie można nie zdać. Cieszą się nawet na widok zera. To nie ich problem. Już tam MEN i CKE postarają się, aby wyniki były rewelacyjne. Mam nadzieję, że uczniowie wiedzą, co mówią. Obawiam się tylko, że zadanie to jest niewykonalne. Z dna w tym roku wyciągano co dziesiątego ucznia. Z tym egzaminatorzy dali sobie radę. Jak jednak wyciągną z dna co drugiego maturzystę?

Myślę, że próbna matura jest informacją nie tylko dla uczniów i nauczycieli. To także ostrzeżenie dla autorów reformy. Może nie ma co liczyć na oddanych sprawie egzaminatorów, tylko zmienić egzamin maturalny, póki nie jest jeszcze za późno. Inaczej po maturze znowu będziemy szukać winnego i udowadniać, kto w tej sprawie okazał się osłem. Za tydzień kolejny próbny egzamin, tym razem firmowany przez CKE. Jak znowu wyjdzie zero i nie nastąpi stosowna reakcja władz, to ja zaczynam polowanie na osła.