Nauka i imprezy
W nowym roku szkolnym będą 173 dni przeznaczone na naukę, a reszta na imprezy i wydarzenia szkolne, np. Dzień Nauczyciela (nie ma lekcji), szkolna wigilia, Dzień Dziecka itd. Dni wolnych od nauki byłoby więcej, ale MEN nakazał obserwować, czy szkoły nie przesadzają z imprezami. Minimalna liczba lekcji musi się bowiem odbyć.
Władze monitorują, które dni tygodnia przepadają najczęściej. Wszystko przez to, że wiele przedmiotów realizowanych jest w wymiarze jednej godziny w tygodniu. Mogłoby się więc zdarzyć, że na okrągło np. we wtorki są imprezy, a w tym dniu jakaś klasa ma geografię czy chemię, czyli de facto wcale jej nie ma, gdyż ten właśnie przedmiot w kółko przepada. Dlatego dyrekcja ma pilnować, aby lekcje przepadały po równo.
A zatem u mnie w szkole będą 34 poniedziałki z lekcjami, jak Bóg przykazał, 33 wtorki, 36 śród, 35 czwartków i tyle samo piątków. Od razu widać, że jak klasa chce wyjść do muzeum czy teatru albo jeszcze lepiej do kina, to najlepiej w środę. Oczywiście, jak wykorzysta za dużo śród na imprezy, to dyrekcja to w końcu zastopuje. Chodzi bowiem o to, aby przepadło tyle samo dni tygodnia, a nie tylko wybrane.
Jeśli kogoś dziwi ta wyliczanka, to niech wie, że biurokracja rośnie w szkołach na potęgę. Monitoruje się dzisiaj wszystko, tworzy z tego bogatą dokumentację i masę papierów. Dodam, że jak z dniami przeznaczonymi na naukę nie wyjdzie idealnie równo, to dyrekcja będzie musiała pisać wyjaśnienia, nauczyciele to samo, tylko trochę bardziej.
Komentarze
I tak właśnie natura przegrywa z pismakiem.
Cieszę się, że już nie uczę w zinstytucjanolizowanej szkole. Nie umiałabym się odnaleźć.
Kiedyś umiałam zamienić pół godziny wychowawczej na pół godziny polskiego: bo dzieciaki gadały, odkrywały i nie stało czasu.
Teraz bym się bała.
Teraz robię to w domu. Wnuczęta – swoje i nie swoje uczę.
A może taki dowcip? Realizowane są KN. Czyli dodatkowe zajęcia dla dzieciaków (dla nauczycieli obowiązkowe). Nie pamiętam, który to był dzień tygodnia, ale w I semestrze wypadło mi jakieś 21 zajęć. No to dowiedziałam się, że zgodnie z wyliczeniami miało ich być 18. Aha. No dobra, od nadmiaru głowa nie boli. Jednakże w drugim półroczu wypadło mi 16 takowych dni. A miało być… no właśnie- 18. Liczono tygodnie, a nie dni. Czyli założono, że jeżeli np. zajęcia wypadają w czwartek, a nie ma zajęć w Wielki Czwartek, to KN ma się odbyć. Lub ma być odrobiony. W mojej niewielkiej szkółce plany są naprawdę zwariowane, i trudno znaleźć czas i miejsce na te zajęcia. Pal licho, gdy to nauczyciel ma 2 okienka, zawsze jest robota do wykonania, gorzej, gdy muszą poczekać uczniowie, gorzej, gdy mają inne zajęcia (uwaga, nowość: dzieciaki mają więcej niż 1 szkolne zajęcia dodatkowe, mają różne kursy i treningi, mają życie rodzinne i podwórkowe) i mogą nie mieć ochoty na odrabianie KN na 0 lub 10 godzinie lekcyjnej w innym dniu tygodnia. No ale urzędnicy mają to w d… Dzieciak ma odrobić KN i tyle – bo jeżeli nauczyciel zostanie sam na tej 10 h i będzie frekwencja „0” to się- co chyba oczywiste- nie liczy. No ale kontynuujmy. 18 + 18 = 36. Ja zrobiłam 21 + 16= 37. O jeden więcej w wymiarze rocznym. Zgodnie z planem dzieciaków. I co? I g… Jeden wielki urzędniczy odchód- dodatkowe trzy godziny wynikające z planu z pierwszego półrocza nie zostały uznane, a w drugim trzeba było dorobić dwie. Bo ktoś stwierdził, że ma być 18+18, a kto to widział, żeby dni zajęć ośmieliły się nie zgodzić. Przecież gdy władze policzą tygodnie, to jest to bezbłędne i absolutne. Ja wiem, pierdoła da się przeżyć. Przerażające jest to, że coraz mniej czasu wymaga się na przygotowanie do zajęć z dziećmi, a najważniejsze są te pierdoły. Nie to co mają dzieciaki, nie postęp, nie zadowolenie, tylko cholerne cyferki w takich czy innych tabelkach.
@Gospodarz
Niech Pan, na Boga, nie pisze o Dniu Nauczyciela. To jest Dzień Edukacji, który wcale nie jest naszym świętem. My musimy (!) w tym dniu pracować ale nie uczyć bo tak chciał ustawodawca, choć co chwila nam ten dzień, jako dzień nieróbstwa, wypominają …. 🙁
Wszelkie imprezy jak pan to nazywa, można potraktować jako lekcję, tylko tu trochę trzeba pomyśleć, co się chce uczniom przekazać, trzeba się trochę wykazać pomysłowością. Jeśli potraktujecie to jako takie sobie luźne wyjście, czy odśpiewanie kilku piosenek, wyrecytowanie wierszyków na akademii szkolnej bez żadnego celu, to jak dla mnie to stracony czas. I biurokracja nie ma akurat tu nic do rzeczy. Takie bezcelowe „imprezy” winne być zakazane. Bo później mamy wyniki matur jakie mamy.
Nie wspomniał Pan o rekolekcjach.
Do Pelasia: 70% zdało, świetny wynik, biorąc pod uwagę fakt, że w przeciwieństwie do komuny, do matury nie podchodzi tylko elita, ale cały przekrój łącznie z bagnem i metrem mułu.
Do tjyrrdx: ciekawe jaki wynik by zaliczył ten przekrój gdyby tak znienacka dać zadania z matmy np z 70 roku?
A „elita” w wielu klasach sięgała pewnie 100%
dajcie już spokój z rekolekcjami- w mojej szkole pracujemy, a rekolekcje wciśnięte są między lekcje (np. 4 lekcje skrócone- rekolekcje, odprowadzamy, bo kościół blisko, odbieramy, reszta lekcji 45 minut). Osobiśice? Albo przerzucić na popołudnie i byłby święty spokój,
albo niech będą wolne dni, jak dawniej. A tak zamieszanie i wkurzeni nauczyciele. Dzieci złe, że w innych szkołach rekolekcje= brak zajęć.
Mam pytanie generalne, bo 1 września moje dziecko idzie do I klasy i przeżyłam szok widząc plan lekcji. Zajęcia prawie codziennie kończą o 11.30, wyjątkowo o 12.25… I co dalej? Co mają zrobić rodzice, którzy pracują (czy to w Polsce jakaś wyjątkowa sytuacja?) i którzy nie mają babci na posyłki? Zaraz powiecie, że jest świetlica, ale czy z czystym sumieniem można zostawić sześcioletnie dziecko w świetlicy na 5 bitych godzin? Kiedyś prof. Hołówka postulował, by polska szkoła spełniała swoją misję i zapewniała dzieciom sensowną naukę i zabawę do 16 jak przedszkola, bo wtedy ludzie odważyliby się mieć więcej dzieci. W obecnej sytuacji mam wrażenie, że szkoła wykonuje absolutne minimum, a potem wypina się na dzieci. A może się mylę?
Ejek666- w liceach, tak. Do liceów szli ci, co chcieli na studia. Obecnie idzie każdy mniej lub bardziej chętny, a czy rozgarnięty, to już inna bajka. Wtedy- intelektualna elita, czy ci się to podoba, czy nie. A czy zrobiliby zadanie? Po 20 latach, chyba każdy może zapomnieć teorię, gdy w zawodzie używa innej wiedzy, tak więc argument naprawdę udany.
A może by w ogóle z rekolekcji zrezygnować? Po co one są? Jak ktoś potrzebuje, to po lekcjach do kościółka i z głowy. Czemu w czasie zajęć? Czemu nie w weekendy? Nie rozumiem instytucji rekolekcji.
@Elel – świetlica w szkole podstawowej służy właśnie po to, aby zapewnić dzieciom opiekę, czas na odrobienie zadań domowych a także zabawę po lub przed lekcjami, gdy rodzice pracują. Nie rozumiem dlaczego uważasz, że organizując zajęcia świetlicowe szkoła wypina się na dzieci…
Do Elel
Różnie z tymi świetlicami bywa, niby ma zapewnić opiekę, ale to też zależy ilu uczniów ma pod opieką pani która tam pracuje, w jakim stopniu nad tymi dziećmi panuje, jaką ma ofertę zajęć z dziećmi. Myślę, że trzeba się zorientować ,czy akurat ta świetlica zapewni opiekę dziecku, bo według prawa powinna, ale wiemy, że przepisy to jedno, a życie to drugie.
Co do rekolekcji to sprawa, niestety, przesądzona z powodu konkordatu.
Nasz dyr. próbował przenieść je na popołudnie, ale usłyszał w stosownych gremiach, że jest to niezgodne z prawem (j.w.).
Tymczasem dla historyków, germanistów i biologów brakuje godzin do etatu, a 5 księży śpi spokojnie i przychodzi beztrosko do szkoły, aby pogawędzić z uczennicami o swych zagranicznych podróżach.
@Nauczyciel – cieszę się, że szkoła zapewnia dzieciom świetlicę. To oczywiście super. Ale dzisiaj, po 1 września, mam jeszcze większe wrażenie, że szkoła wypina się na dzieci (i nie mam tu na myśli nauczycieli, tylko szkołę jako rozwiązanie systemowe). Moje dziecko poszło właśnie do I klasy. Według planu lekcji 3 razy w tygodniu kończy o 11.35, raz o 12.40 i raz o 10.35!!! W ramach tej minimalnej liczby godzin lekcyjnych są 3 lekcje wuefu (co mnie cieszy) i 2 religie (co mnie nie interesuje). Dopiero co zakończyliśmy przedszkole, w którym była sensowna oferta edukacyjna i dzieci nie kończyły stosownych zajęć ok. 11, lecz ok. 14. W porównaniu do przedszkola oferta szkoły wydaje się – by tak rzec – dość minimalistyczna. Bardzo to przykre, bo dziecko na początku szkoły naprawdę jest entuzjastycznie nastawione do nauki. Za chwilę od godz. 11 będzie codziennie siedziało w świetlicy. Doszłam do wniosku, że dla mnie ważniejsze jest teraz, jaka będzie pani w świetlicy niż jaka będzie pani wychowawczyni, bo to z panią świetliczanką dziecko spędzi 2/3 czasu w szkole.