Słownik ortograficzny na maturze
Na egzaminie maturalnym uczniowie mogą korzystać ze słownika ortograficznego. W związku z tym komisja polonistów powinna przejrzeć dostępne w szkole wydania i ustalić, które z nich się nadają. Okazuje się, że większość to badziewie.
Maturzyści muszą pisać poprawnie i kulturalnie. Wzorzec stanowi Słownik ortograficzny PWN. Niestety, co wydanie, to gorsza jakość. Sprawdziłem, że egzemplarz z roku 1981 (mam w rodzinnych zasobach) reprezentuje bon ton. Uczeń nie znajdzie w nim informacji, jak się pisze „chuj” albo „jebać”. Natomiast w wydaniu z roku 2003 (wziąłem ze szkolnej biblioteki) o „chuju” jest kilka linijek, o „jebaniu” pół strony, o „kurwie” prawie strona , a o „dupie” cały poemat. Nawet zainteresowało mnie, co to jest kurwidołek, bo doprawdy nie wiem. Zaś przy „jebliwym kurwiarzu” wzruszyłem się do łez. Co zawiera najnowsze wydanie, nawet nie chcę wiedzieć, bo stracę resztki lingwistycznej cnoty.
Okazuje się więc, że słowniki z ostatniej dekady, jakkolwiek kurewsko interesujące, nie nadają się do wykorzystania na maturze. Wyobraźmy sobie, co się stanie, gdy uczeń zechce pisać słownikową polszczyzną. Styl mógłby okazać się tak zajebisty, że egzaminator z wrażenia padłby trupem. A tego byśmy nie chcieli.
Dlatego usilnie poszukuję starych wydań słowników ortograficznych. Szukam ze świecą i nie znajduję. Wszystkie stare oddano na makulaturę i kupiono nowe, bo podobno zmieniły się zasady pisania.
Komentarze
?!
O matko i córko… Mowa o słowniku, a mnie brak słów.
Słowniki obrazują stan języka a nauczyciele objaśniają świat, jaki ten język wyraża.
Na jego różnych poziomach (i kultury i aspiracji).
Nie widzę sprzeczności; w tym celu im prawdziwszy względem języka słownik, tym lepiej wspiera możliwości i …kulturę nauczania.
Chyba że, dla wygody, tradycyjnie „nadaje się” jedynie słownik wyrażający konformizm i oportunizm nadającego.
Ale to już zupełnie inna, niż edukacja, bajka.
PS Kontekst wulgaryzmów użytych na blogu polonisty może być mało zrozumiały dla reszty obwisłego grona, zachodzi obawa, że wezmą je za słowa kluczowe.
Dzieci lubią powtarzać i naśladować, nawet gdy już są na etacie 🙂
We w;asnej sprawie
Jakie] 2 lata temu, na bardzo kulturalnym blogu Jakuba Szamałka w Polityce – szkoda, że przestał pisywać – prowadziliśmy dłuższą dyskusję na temat przekleństw w jego kryminale „Kiedy Atena odwraca wzrok”. Próbowałam wtedy bronić zdania, że przekleństwa nic nie wnoszą a tylko obniżają poziom. To samo można uzyskać znacznie niższym nakładem wulgarnych środków literackich. Niestety, nikt mnie nie popierał bo to przecież takie naturalne. Taka prawdziwość wielka. No cóż, jak widać, dobry przykład idzie z najwyższej góry (kiedyś marszałek sejmu Zych nie poniósł żadnych konsekwencji). Dlatego czepianie się akurat maturzystów uważam za odgrywanie się na najsłabszych zgodnie z zasadą: Jak kopać to leżącego. Bo stojący mógłby oddać.
Pozdrawiam i w pełni podzielam Pana zdanie. Na ogół.
Dużo się można z takiego słownika nauczyć. Przyznam, że o niektórych zacytowanych hasłach przeczytałem dopiero teraz. Wiem już, skąd tyle „słówek” w autobusach, na boiskach i korytarzach. Młodzi pilnie czytają najnowsze wydanie Słownika ortograficznego PWN. A słownik sam w sobie jest jak młotek, można go używać dobrze lub źle.
A to na pewno w ortograficznym? Bo brzmi jak słownik języka polskiego.
Słownictwo mamy jakie mamy, jak w każdym języku. Wulgaryzmy stanowią nieodłączny element w życiu codziennym każdego człowieka. Matura jest egzaminem dojrzałości, więc uczeń powinien wiedzieć jaką polszczyzną się posługiwać / chyba, że dostanie do interpretacji wiersz z tak niewyszukanym słownictwem, to już jego wybór/.
A co, jak uczeń zabluzga? Punkt się mu odejmuje? Za co?
mpn,
za styl, oczywiście, a raczej za jego brak.
Pozdrawiam
Gospodarz
PS: Przy okazji podaję link do informacji o tym, co można mieć na maturze:
http://www.cke.edu.pl/images/files/komunikaty_Dyrektora/luty_2014/28.02.2014.pdf
Pelasia 6 marca o godz. 17:43
„Wulgaryzmy stanowią nieodłączny element w życiu codziennym każdego człowieka.”
Moje oba wydania „The American Heritage Dictionary of the English Language” (1973 i 1981) w rozdziale pt. „Komputery w analizie języka i w leksykografii” słowami profesora H. Kucera podają częstotliwość znalezienia niektórych słów w próbkach tekstów wybranych jako podstawa do selekcji słów opisanych w tym słowniku.
Np. „on” wystąpił 9500 tysiąca razy a „ona” tylko 2900 razy.
Nie wiem, jaka jest częstotliowść występowania „chuja” we współczesnej literaturze polskiej bo z jakiegoś dziwnego powodu nie zachęciło mnie nic do czytania niejakiego Pilcha, choćby nie wiem jakm geniuszem był on mianowany. Podobno ogromnie dużo straciłem nie dotykając w życiu twórczości pani Masłowskiej, ale znowu, z jakiegoś powodu taka sama jak w przypadku Pilcha „reklama” zapewniająca mnie, iż znajdę u niej szczególnie dużo „chujów” skutecznie mnie odrzuciła.
Z identycznego powodu nie przeczytałem stroniczki żadnej powieści kryminalnej dziejącej się w Breslau.
W obu przypadkach kierowały mną te same emocje. Ja wyrosłem pośród całkiem jeszcze widocznych ruin wielu wrocławskich kamieniczek. Widocznych na murach niemieckich napisów. Znajdowanych na podwórku niewypałów i resztek broni. Niemieckich pokryw studzienek kanalizacyjnych i telefonicznych. Niemieckich książek zawalających ulubione antykwariaty. Fenigów znajdowanych w ogródku, licznika gazowego w przedpokoju, Junkersa w kuchni.
Wśród kolegów kurwujących i chujujących od rana do nocy.
Miałem tego po dziurki w nosie. Breslała i przeklinania.
Statystycznie „huje” z pewnością biją „chuje”. Jeżeli nie w książkach reklamowanych i nagradzanych przez tzw. środowiska opiniotwórcze jako „najlepsza współczesna literatura polska” to z pewnością na murach i w ubikacjach. Trzeba komputerem policzyć, jak to zrobili na Brown University dawno temu, i ułożyć ranking współczesnej polszczyzny. Z Pilchem i Masłowską. Czy złoty medal ma „chuj” czy „huj”? „Huj” czy „kurwa”? A może dzisiaj srebro ma „fak”? Czy jednak szkoła nauczyła poprawnego „fuck”?
I zgodnie z wynikami badań w klasach powiesić wielkie obrazki czy plakaty z wzorami poprawnej ortografii „chuja”. Za moich czasów były takie plakaty. Tylko „chujów” na nich brakowało.
Pewnie dlatego, że autorzy owych plakatów mieli takie samo zdanie jak edytorzy „Webster’s II New Riverside University Dictionary” piszący we wstępie do wydania z 1984 roku:
„a także opuściliśmy niektóre obraźliwe słowa, których znaczenie nie jest prawie nigdy pozyskiwane ze słownika. Przygotowaliśmy „Webster’s II” dla szerokiego i zróżnicowanego odbiorcy i wydaje się bezcelowym zawarcie w książce tego typu słów, które nie tyle informują, co powodują pytania o zakres dostępu do słownika, szczególnie przez osoby młode”.
Wydanie „Collier’s New Dictionary of the English Language” z 1929-go roku podaje tylko, że „bitch” to samica psa i psowatych.
„Webster’s Collegiate Thesaurus” z 1976 wyjaśnia tylko czasownikowe i przymiotnikowe znaczenia „bitch”, bez informowania, że to suka i że może być to obelga pod adresem kobiety.
„New Riverside” informuje, że „suka” i że „narzekać”.
„American Heritage” podaje, że „suka”, że „dziwka”, że „narzekać”, że „ciężka sprawa/problem”, nie pisze jako o przymiotniku.
„New Webster’s Dictionary of the English Language” z 1981-go – suka, obraźliwie o kobiecie, narzekać, zepsuć.
„Roget’s II The New Thesaurus” z 2003 nie podaje żadnego znaczenia rzeczownikowego.
Burmistrz Chicago i znany telewizyjny prezenter kilka dni temu wskoczyli do Jeziora Michigan. Do prawie zamarzniętego jeziora, bo zima tego roku u nas zajebista i bije rekordy chujowej temperatury. Mróz i śnieg dzień w dzień od kilku miesięcy, zapasy soli drogowej i faków już się wyczerpują.
Burmistrz i komediant zrobili to jako wynik zakładu z uczniami miejscowych szkół, którzy mieli przeczytać w ciągu roku 2 mln książek wypożyczonych z bibliotek publicznych.
Dzieciaki przeczytały, burmistrz wskoczył.
A miejscowa gazeta zatytułowała artykuł na ten temat (z burmistrzem w kąpielowych gaciach na pierwszym planie) „Son of a beach”.
Szukałem „son of a beach” po wszystkich moich słownikach i znalazłem dopiero w „NTC’s Dictionary of American Slang and Colloquial Expressions” z 1995.
No może ortografia była nieco inna.
Nie wiem, o co w tym tytule chodziło. Może o popularny kiedyś serial telewizyjny?
A na maturze w Polsce maturzyści mają dostęp do słownika polskiego slangu? Jak nie, to z czytaniem ze zrozumieniem prostych artykułów w gazecie mogą być kłopoty.
@w czym problem?
🙂
Słownik, to zdaje się zbiór słów używanych przez ludzi zgromadzonych na określonym terytorium, w danym czasie…
Nie widzę nic złego, przeciwnie, rzetelna to robota, kiedy autorzy słownika aktualizują tenże. Przyszłym pokoleniom zbiór da do myślenia.
Sprawą posługującego się językiem – jest wybór słów. Spośród danych.
Maturzysta chyba powinien umieć dokonywać wyborów?
Na tej samej zasadzie: obserwuje się różne zachowania ludzi. Od altruizmu po pedofilię ze szczególnym okrucieństwem. Odnotowuje się takie zachowania, ale chyba sposób życia jest wyborem własnym?
Szanowny Panie,
Przeczytaliśmy na Pana blogu informacje dotyczące naszego słownika. Niestety nie wszystkie są prawdziwe:
1. o ile wiem w trakcie egzaminu maturalnego udostępniany jest Wielki słownik ortograficzny PWN
2. w słowniku tym nie ma haseł: jebliwy, kurwiarz, ani tym bardziej jebliwy kurwiarz
3. słowniki ortograficzne (z definicji) nie opisują słów, nie podają ich znaczeń, a jedynie formy odmiany ? dlatego niemożliwe jest, żeby (nawet gdyby tam były) ich opis zajmował kilka wersów czy pół strony
Wynika z tego, że Pana zarzuty nie dotyczą tego słownika.
Sprawdziłam w innych naszych słownikach ortograficznych ? tam również nie ma słowa: jebliwy, ani wyrażenia jebliwy kurwiarz.
Słowa wulgarne są notowane w słownikach różnych typów (naszego wydawnictwa i innych wydawnictw), ponieważ słowniki rejestrują słownictwo. Rolą leksykografa nie jest cenzura, a rzetelna informacja o słowach.
W słownikach wydanych przez PWN przy słowach wulgarnych, obraźliwych zamieszczane są kwalifikatory stylistyczne (np. wulg. ?wulgarne?; obelż. ?obelżywe?; obraźl. ?obraźliwe?);
w słownikach ogólnych języka polskiego z reguły podajemy tylko odmianę, kwalifikator i znaczenie takich słów, nie podajemy przykładów użycia.
Nie używamy na co dzień wszystkich słów, jakie są notowane w słownikach. Nie wszystkie się nam podobają. Ale wszystkie one są częścią polszczyzny, i dlatego są notowane i opisywane.
PWN,
bardzo mnie zaskoczyła informacja, że w Słowniku nie ma wymienionych przeze mnie wulgaryzmów. W egzemplarzu z roku 2003 są i to w wielkiej obfitości. Wybrałem się więc ze swoim egzemplarzem dzieła do księgarni PWN w Łodzi i poprosiłem o najnowsze wydanie. W Słowniku ortograficznym z roku 2003 na s. 263 są: „jeb”, „jebać”, „jebak”, „jebaka”, „jebany”, „jebliwy”, „jebnąć”. Nigdzie nie ma informacji, że to wulgaryzmy, żadnego skrótu, nic. Zamiast tego mamy odmianę, np. „jebać, -bią; jeb, jebcie”. Okazało się, że w najnowszym wydaniu Słownika ortograficznego zostało tylko „jebać” i mamy informację, że to wulgaryzm. Obydwa wydania są pod redakcją tej samej osoby, prof. E. Polańskiego. Zatem to nie przypadek, ale świadoma decyzja zespołu. Sprawdziłem, że podobnie usunięto inne wulgaryzmy, np. w wydaniu najnowszym jest tylko „kurwa”, a w wydaniu z 2003 r. na s. 338 są: „kurwa!”, „kurwiarz”, „kurwić się”, „kurwidołek”, „kurwiszon”. Tylko raz przy „kurwa” jest info, że to wulgaryzm, przy pozostałych nic, tylko odmiana.
Słownik najnowszy przypomina wersję z lat 80. pod red. Szymczaka. Jednak wersja z r. 2003 też istnieje i jest najpopularniejsza w szkołach, a w niej aż się roi od ohydnej mowy. Z jakiego powodu przestał zespół PWN rejestrować wulgaryzmy, nie wiemy. Przecież z języka te słowa nie zniknęły. Proszę o wyjaśnienie, co decyduje o tym, że w jednym wydaniu Słownik ortograficzny PWN zawiera masę wulgaryzmów (rok 2003), a w następnym, po dekadzie, ich nie ma. Nie atakuję, chciałbym to zrozumieć.
Pozdrawiam
Gospodarz
PWN,
na wszelki wypadek, aby wszystko było jasne. Słownik z r. 2003 nosi nazwę (na s. tytułowej): „Nowy słownik ortograficzny PWN z zasadami pisowni i interpunkcji”. Redaktor naukowy prof. Edward Polański. Natomiast wersja najnowsza nazywa się „Wielki słownik ortograficzny…” (zmiana jednego słowa: nowy – wielki). Redaktor naukowy ten sam, zespół nieco inny, ale wydawnictwo było i jest PWN. W roku 2003 zaczęła się nowa matura i szkoły masowo kupowały słowniki. Niestety, trafiły na wersję z licznymi wulgaryzmami. Nie mam nic przeciwko temu, aby rejestrować wulgaryzmy w słownikach. Jednak nie popadajmy w przesadę. Tak wielu słów nie ma w Słowniku ortograficznym PWN, że umieszczanie w nim mnóstwa wulgaryzmów to gruba przesada, a nawet naigrywanie się z ludzi żądnych wiedzy.
Pozdrawiam
Gospodarz
Kapitalna polemika.
Najciekawsza jest warstwa poznawcza:
„Tak wielu słów nie ma w Słowniku ortograficznym PWN, że umieszczanie w nim mnóstwa wulgaryzmów to gruba przesada, a nawet naigrywanie się z ludzi żądnych wiedzy.”
Czy należy przez to rozumieć, że żądność żądnością, ale taka wiedza bez słusznie wyznaczonych granic poznania to gruba przesada?
Jeśli tak, to belferskie pojmowanie dążenia do wiedzy opisuje nie żądność , ale żadność .
Nie dziwota.
Szanowny Panie,
Siatki haseł kolejnych wydań słowników różnią się między sobą. Zwykle wynika to z tego, że słowniki są aktualizowane i wzbogacane o nowe słowa, które weszły do polszczyzny. Wersje papierowe nie mogą przekraczać założonych objętości (związanych z liczbą haseł i arkuszy wydawniczych), dlatego kiedy dodawane są nowe hasła, inne są usuwane. Różne są powody decyzji o rezygnacji ze słowa ? w przypadku słów, o których Pan pisze, być może zadecydowała duża reprezentacja wyrazów pochodnych .
A dlaczego pojawiły się w 2003 r.? Słowniki powstają na podstawie tekstów literackich, prasowych i mówionych (które gromadzone są w kartotekach papierowych lub korpusach elektronicznych) i biorą pod uwagę uzus. Czy nam się to podoba, czy nie, wulgaryzmy są częścią polszczyzny i są notowane. Jednak w żadnym naszym słowniku hasło będące wulgaryzmem nie jest specjalnie traktowane-eksponowane i nie zajmuje pół strony, jak Pan napisał.
Nie wiem na jakiej podstawie twierdzi Pan, że najczęściej szkoły korzystają ze słownika z 2003 r. Jeśli tak jest, to jest to niepokojące, ale nie dlatego, że są w nim wulgaryzmy, ale dlatego, ze jest to słownik nieaktualny zarówno ze względu na słownictwo, jak i zasady ortografii.