Drzwi Otwarte

W najbliższą sobotę moje liceum zaprasza na tzw. Drzwi Otwarte (plakat tutaj). Szkoła będzie się starała pokazać z jak najlepszej strony. Na wszelki wypadek wcześniej odwiedziłem kilka placówek, które przed nami organizowały takie imprezy. Chciałem podpatrzyć, jak to robią inni, i nauczyć się czegoś na cudzych błędach. No i się nauczyłem.

Wszędzie, gdzie byłem, nauczyciele i ich wychowankowie wychodzili ze skóry, aby się przypodobać rodzicom. Niestety, goście kręcili nosami, narzekali, a niektórzy nawet od razu biegli na skargę do dyrekcji. Byłem świadkiem, jak pewna osoba przerwała przedstawienie uwagą, że co to ma być, hip-hop w szkole, co za prostactwo. Przerwała dzieciom, które tańczyły i śpiewały. Pani ta wyraziła sąd, iż szkoła powinna uczyć słuchania Bacha i Mozarta, a nie prymitywizmu. Wstała i poszła na skargę do dyrekcji. Dowiedziałem się, że zapowiedziała napisanie listu do kuratorium. Widziałem, jak nauczycielom i uczniom było bardzo przykro.

W związku z tym postanowiłem odwrócić kota ogonem. W wąskim gronie przyjaciół uzgodniliśmy wczoraj, że niczym się nie będziemy chwalić przed rodzicami, niczego nie będziemy pokazywać, ale odwrotnie – będziemy stawiać wymagania. Może to niemodne, ale będziemy pytać i wymagać. Nie podoba się hip-hop, wolisz Mozarta, to proszę zaśpiewać tu i teraz jakąś arię, np. z opery „Czarodziejski flet”. Niezadowolonych przepytamy też ze znajomości lektur, tabliczki mnożenia i ortografii. Kto się nie boi, niech przyjdzie.

PS Ludzi, którzy szanują cudzą pracę, nie będziemy dręczyć.