Problem z etyką
Obecne przepisy pozwalają dyrektorom szkół w ogóle nie wprowadzać lekcji etyki. Pretekstem jest zbyt mała liczba chętnych. MEN – naciskane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu – chce to zmienić. Etyka ma być prowadzona nawet dla jednego ucznia. Obawiam się, że to nie przejdzie. Nie tylko MEN rządzi szkołami (zob. info o zmianach).
Nie wątpię, że prawo takie powstanie. Jednak tylko na papierze. Już teraz uczniowie w liceach mają prawo wybierać przedmioty, których chcą się uczyć. Lekcje jednak są prowadzone, o ile zgłosi się wymagana liczba chętnych. Jednak 5, a nawet 10 osób to nieraz za mało. Organ prowadzący pozwala na powstanie grup, o ile ich liczba nie przekroczy zaplanowanej w budżecie liczby zespołów, zwykle tylu, ile jest oddziałów w szkole.
Tak samo będzie z etyką. Grupa etyki powstanie, jeśli zmniejszy się liczba grup religii. Chodzi o pieniądze – na religię i etykę dyrektor ma wydać tyle samo pieniędzy. Nie ma problemu, gdy etyki chce się uczyć 30 osób, gdyż wtedy katecheci mają jedną grupę mniej dla siebie.
Gorzej, gdy etyki chce się uczyć 10 osób. Grup religii będzie tyle samo, a do budżetu trzeba dopisać koszt prowadzenia kolejnego zespołu. Na to żaden organ prowadzący nie pójdzie. A już na pewno nie zgodzi się na etykę dla jednego czy dwóch uczniów. Dyrektor będzie musiał wybić im z głowy chęć uczenia się moralności albo sam przestanie być dyrektorem. Jest jeszcze trzecie wyjście – zmusić pracownika, aby prowadził zajęcia za darmo. Byłoby to piękne i chwalebne, w sam raz dla nauczyciela etyki.
Komentarze
Nie ma się, o co martwić. Prawdopodobnie dyrektorzy napiszą katechetkom tzw. zbliżenie albo wyślą na 20-to godzinny kurs i jazda „uczyć” etyki na darmowych godzinach karcianych. W końcu są to zajęcia dla chętnych 😉
Problem w etyką jest taki, że ponieważ Polska jest etyczna to ma być nieetycznie, i jest nieetycznie, w ramach dyskusji o etyce: religia w szkole jest, a etyki w szkole nie ma. I jako przedmiotu i jako wartości i jako postawy.
To jest Polska właśnie.
A po co właściwie ta etyka? Wartości etycznych moje dzieci uczą się w domu. Krwawej historii kościoła i wiedzy o innych religiach również.
W wolnych godzinach „anty-religii” uczą się innych przedmiotów lub odrabiają lekcje.
Cóż takiego wspaniałego mają im do przekazania nauczyciele ?od etyki?, że miałbym płakać z powodu nieistnienia tych lekcji??? Naprawdę nie wiem. Ma to jakikolwiek program?
Niedasie nieuczą etyki.
Tak jak myślałem, kwestię lekcji etyki Gospodarz jak zwykle sprowadza do jedynego wspólnego mianownika – narzędzia represji i przedmiotu martyrologii nauczycieli.
Jedyny kontekst, czy związek nauczyciela z tematem wpisu, Gospodarz widzi w inkryminowanym przymusie uczenia za darmo.
Jeszcze raz wychodzi na to, że władze dobrze wiedzą, kto i jak posłuży się tworzonym przez nią systemem, niezależnie od stopnia jego pokręcenia.
Na nauczycieli, sfrustrowanych i kontestujących wszelkie normy może liczyć w ciemno, jeśli chodzi o wyzucie praktyk zawodowych z wszelkiej moralności.
Nie ma bowiem przeszkód dla kadr nauczycielskich (w tym zarządzających szkołami), aby zastosować wszelkie kreatywne krętactwa dla zaświadczenia godzin karcianych, przymuszania do religii (bezprawne oświadczenia o jej wyborze), organizacji korupcyjnego finansowania swej działalności (studniówki, podręczniki, wycieczki, korepetycje), porywania sobie nawzajem dzieci celem utrzymania frekwencją etatów (wpis o legii… eheu!), czy obrony wszelkich niesprawiedliwych przywilejów pracowniczych kosztem społecznym (karta).
Tak więc z etyką (zamienną we wpisie Gospodarza z moralnością, znamienne) będzie zgodnie z planami władzy – zajmą się jej niewprowadzeniem belferscy, uwąłszczeni etatem Niedasie.
Niedaś to jest bowiem etycznie i moralnie niezbędny przydomek nienauczyciela, warunkujący zatrudnienie na etacie publicznym.
Taki wynik edukacyjny płynie z przesłań filozofa i etyka słanych na falach bloga.
–
PS
Jakby kto chciał, to zapraszam do konkursu na 100 sposobów uczenia etyki w warunkach obecnie obowiązujących w placówkach publicznych a także, zapowiadanych i wymaganych zresztą od zawsze naszą obecnością w Unii.
Dodajmy dla edukacji nauczycieli: europejskiej (taki kontynent i norma cywilizacyjna).
@Eltoro
W cywilizowanych krajach (np. UE bo kochasz te normy, kulturę ,,, ;-)] jak się coś wprowadza to na serio – są środki, organizacja, przygotowanie!!! Na pewno nie jest to wynikiem PR-owego chciejstwa takiej czy innej „ministry” . Wprowadzanie „ukazem” bez przygotowania, propagandowe listki figowe (jak etyka dla religii!) to nasza, polska specjalność!!! Tak naprawdę ani lekcje religii ani etyki z nikogo nie zrobiły człowieka etycznego , o czym świadczą przxykłady najwybitniejszych przedstawicieli obu dyscyplin … 😉 I nie po to one są w szkole …
@ belferxxx
13 lutego o godz. 16:08
–
Oczywiście.
W krajach anglosaskich jest takie powiedzenie: jeśli żałujesz kasy na fachowca, skazujesz się na bankructwo pracy z ignorantem.
Pani przykład wskazuje, że ta oczywistość naszej rzeczywistości się nie ima.
Tak jak cywilizacja.
Nb. cywilizacja nie jest do kochania, tak jak etat nie do dojenia.
Życzę oświecenia, nawet pod kandelabrem.
„Gorzej, gdy etyki chce się uczyć 10 osób. Grup religii będzie tyle samo, a do budżetu trzeba dopisać koszt prowadzenia kolejnego zespołu.”
Chce? Naprawdę ilośc osób chcących uczyć się etyki nijak ma się do niechcących religii. W liceum ludzie głównie chcą się uczyć tego, z czego matury mają i z czego im się punkty na studia liczą. Czyli ani religii, ani etyki.
A gdyby (dość kontrowersyjny wpis na blogu polnisty, no ale trudno) tak włączyć etykę i elementy filozofii w program polskiego w blokach niehumanistycznych i jako obowiązkowy przedmiot (góra dwie godziny w cyklu kształcenia) w klasach humanistycznych? To oczywiście wymagałoby ścięcia programu polskiego, ale czy ktoś by się przejął?
Przy okazji można by przeformułować maturę i zamiast analizy tekstu pozytywistycznego dać jakąś wypowiedź „od serca”
A ja bym wróciła do koncepcji etyki w formie e-learningu.
Myślę (cynicznie!), że ważną przesłanką do chodzenia na etykę, obok poznawczej, jest banalna chęć posiadania świadectwa bez charakterystycznej luki, która świadczy, że uczeń nie jest katolikiem.
Ponieważ szkoły polskie są aktualnie pod silnym wpływem Kościoła, rozsądny uczeń, starając się o przyjęcie do dobrego gimnazjum czy liceum, wiedząc o panujących tam sojuszach, woli przedstawić świadectwo z oceną w rubryce: religia/etyka.
E-learning najprościej załatwiałby sprawę kłopotliwej demaskacji niekatolickości na świadectwie szkolnym.
Od tego więc można zacząć.
Lepsze to niż przesiadywanie w szkole na lekcjach etyki prowadzonych przez katechetkę, obarczonych zapewne ciężką atmosferą.
Przecież można po prostu nie chodzić na religię. Mój ośmioletni wnuk /do szkoły poszedł w wieku sześciu lat/ zaprotestował i nie chodzi. Nikt go nie wyśmiewa, nikt mu nie dokucza.Trzeba tylko chcieć, a nie liczyć że ktos to za nas zrobi. Nie będzie chętnych nie bedzie rewligii. Ucznion też nie bardfzo chce się chodzićna etykę, jak nie muszą.
Ciekaw jestem, czy Państwo macie zawodową świadomość tego, że uczycie etyki nie wiedząc o tym.
Otóż, w tej kwestii, próbując siłą systemu (więc bezskutecznie) narzucić otoczeniu szkolnemu swą rolę godnego szacunku autorytetu, de facto stanowicie „role model” (przykład osobisty), z którego etyka na uczniów przenika.
Wasze postawy i zachowania uczą, chociaż nie widzicie ni lekcji ani konspektu, ani też nie odliczacie sobie za to pensum karcianego, harując za darmo.
Nie sposób na przykład ośmiolatka przekonać racjonalnie, że warto się uczyć ortografii, skoro pani od polskiego wali byki poprawiając pracę dziecka – to jest ten dysonans etyczny (jak nieuk może być nauczycielem), jaki wdrukowuje w swą postawę już małe dziecko, pod wpływem szkoły. (przykład z życia)
A koronną lekcją etyki, przez modelowanie ról, dla starszych ofiar szkoły, jest ten przepiękny blog.
Co z tego, że wynik nauczania etykę kompromituje; ważne aby klasa odbiorców była dość liczna, a nagroda medialności oderwana od rzekomego celu tych wypisów.
To są lekcje etycznych kwalifikacji do „Warsaw Shore”, jak się okazuje też zasilane legią cudzoziemską nadawaną z nieodległej Łodzi.
Problem z etyką jest dla mnie znacznie szerszy – to także problem tego, na ile szkoła jest gotowa dostosować się do potrzeb uczniów. Fakt, ministerstwo mogłoby (i powinno) rozwiązać to lepiej, zapewniając szkole zasoby oprócz obowiązków. Ale nie oszukujmy się – jeżeli dyrekcja szkoły zechce rozwiązać problem, to go rozwiąże.
Kluczowe jednak będzie do tego przekonanie, że potrzeby uczniów są ważne. Jeżeli dyrekcja, a z nią szkoła, podchodzi do swojej pracy od-do, realizowania zajęć zgodnie z przepisami, to znajdzie tonę powodów, żeby nie zorganizować lekcji etyki. Jeżeli natomiast dyrektor widzi swoją misję (znam takich), w pomaganiu uczniom w rozwoju, to znajdzie sposoby, żeby im te lekcje zapewnić.
Ludzie moje kochane!!!
Zrozumcie, że przedmiot „etyka” to nie jest miejsce, gdzie dzieci miałyby się uczyć, jak postępować etycznie. To nie ma być kurs praktyczny „jak być porządnym człowiekiem”, tylko rudymentarne wprowadzenie do pewnej dyscypliny filozoficznej. Brzmi groźnie, ale da się z pożytkiem zrobić, jak dowiodzą przykłady państw, gdzie filozofia (na odpowiednim poziomie i prowadzona w odpowiedni sposób) jest w programie szkolnym.
A lamentu nad tym, że nauczycielom etyki trzeba jakoś zapłacić, trochę, przyznam się, nie rozumiem…
Jezus Maria!
Teraz już wiem, czemu nauczyciele wierzą, że żadne lekcje nie mają wpływu na jakiekolwiek zachowanie.
A katecheza to przedmiot nauczania.
Odpowiedzią: Bocheński.
Założenie I: wśród nauczycieli pańskiej szkoły są nauczyciele posiadający kwalifikacje do nauczania etyki.
lub
założenie II: nie ma takowych.
Rozwiązanie:
dyrekcja powinna wybrać spośród którejś z powyższych grup osobę, która prowadzi zajęcia nudne, bez odrobiny zaangażowania, z którego to powodu jest przez młodzież nielubiana. Bo nauczycieli, którzy chcą nauczyć, wykonują swój zawód z pasją to młodzież lubi i ceni. Do drętwego nudziarza nie zgłosi się nikt.
Panie Gospodarzu, jedynymi czynnikami, który może skłonić normalnego człowieka (wiek obojętny) do uczestniczenia w zajęciach, które nie są obowiązkowe jest ich atrakcyjność lub/i przydatność praktyczna.
Dla ucznia, który musi odsiedzieć swoje w szkole przez wiele godzin, „przydatność praktyczna”= przydatność na maturze, w trakcie dalszej edukacji. Czyli ten czynnik możemy spokojnie wyeliminować. Pozostaje wyeliminować potencjalną atrakcyjność i pies z kulawą nogą się nie zgłosi.
Etyka powinna być alternatywą dla religii w szkole.
Zgadzam się z przedmówczynią 😀 ponadto i jedne i drugie zajęcia powinny być dodatkowe, nieobowiązkowe.
Myślę, że potrzeba jeszcze kilku lat i się to unormuje. Część dzieci będzie chodziło na etykę, część na religię. Teraz jest jeszcze trochę opór przed tym