Darowanemu podręcznikowi nie zagląda się…
Darmowy podręcznik, który obiecał premier, zapewne będzie gorszy od tych, jakie oferują wydawnictwa. Gorszy, ale jednocześnie o niebo lepszy, bo przecież za darmo.
Chciwość wydawców podręczników doprowadziła, że interwencja państwa stała się koniecznością. Prawie 300 zł za niewielki zestaw broszur, zwanych szumnie podręcznikami, dla ucznia klasy pierwszej to gruba przesada. Każdy rodzic, kupując ten zestaw, czuł, że jest nabijany w butelkę i wyzyskiwany do cna. Co z tego, że wydawnictwa oferowały merytorycznie dobrą rzecz, jeśli żądały za nią nieprzyzwoicie dużo pieniędzy? Cena mercedesa też ma swoje granice.
Darmowy podręcznik (na razie tylko dla klasy pierwszej szkoły podstawowej) nie zostanie przedyskutowany z nauczycielami. Tuż przed wakacjami otrzymają oni materiał, ale nie po to, aby zgłosić zastrzeżenia i wskazać ewentualne usterki. Rząd nie będzie dyskutował, tylko narzucał. Koniec z możliwością wyboru. To może belfrów denerwować.
Nauczyciele dostaną podręczniki wcześniej, aby mogli przez wakacje przygotować tzw. obudowę merytoryczną, czyli np. scenariusze lekcji, rozkłady materiału itp. To też nowość. Wydawnictwa przyzwyczaiły nauczycieli, że wszystko otrzymują gotowe. Teraz trzeba będzie nad podręcznikiem popracować, przykroić go do potrzeb swoich uczniów. Nie wszystkim będzie się chciało, nie każdy to potrafi, więc na inicjatywę rządu posypią się gromy. Nauczyciel też człowiek, jak może, woli się lenić.
Pracuję w liceum, więc na razie mogę leżeć do góry brzuchem. Wydawnictwa zasypują mnie ofertami podręczników i niezwykle atrakcyjną obudową merytoryczną. Moja rola ogranicza się tylko do wyboru, całą resztę przygotowują dla mnie usłużni redaktorzy. Gdybym pracował w szkole podstawowej i uczył w klasach 1-3, pewnie bym narzekał i szukał dziury w całym. Obawiam się, że dziur będzie dużo, bo w przygotowywaniu darmowych podręczników nikt nie ma doświadczenia. Błędy są więc nieuniknione. Całe szczęście, że dla maluchów to będzie pierwszy w życiu podręcznik, więc może im się spodoba.
Komentarze
Mnie też dyskusja o jednym podręczniku poruszyła.
Faktycznie, rodzice przepłacają.
Mam więc, jako wieloletni i bieżący rodzic-praktyk pytanie (a nawet kilka):
KTO sprawia, ze rodzice kupują w kółko nowe i coraz droższe podręczniki takiego a nie innego wydawnictwa?
KTO decyduje jaki podręcznik ma mieć konkretne dziecko?
KTO konkretnie jest siłą sine qua non tego młynka, opróżniającego portfele rodziców?
W jaki sposób np. wydawnictwa bezpośrednio mogą zmusić rodziców do kupienia ich podręcznika?
Jak to się dzieje, że chytre wolnorynkowe wydawnictwa wyciągają 14-to krotnie więcej (niż trzeba, wg premiera) pieniędzy z prywatnych portfeli rodziców, nawet nie dotykając osobiście ich kieszeni?
W jaki sposób uczestniczą i są, jak zwykle, pokrzywdzeni i niedocenieni w tym mechaniźmie nauczyciele?
Czy nauczyciele kupujący sobie podręczniki z których uczą, maja jakieś zniżki w wydawnictwach?
Mam nadzieję, że i tym razem nauczyciele dadzą słuszny odpór zakusom wydawnictw (przepraszam: ministerstwa).
Niepotrzebne skreślić.
Miałem przyjemność czytać Pana książki, więc zaraz przed moimi oczami stanął Dariusz Chętkowski prowadzący zajęcia jak po sznurku z konspektem z wydawnictwa w ręku. Dobre:)
Czyli tani szajs. A potem dopiero zaczną się zastanawiać nad podręcznikiem do II klasy. A potem się skapną, że to się wszystko kupy nie trzyma
Dodatkiem do „taniego” podręcznika będzie składka na ksero i papier oraz dodatkowa praca nauczycieli przy kserowaniu oraz przygotowaniu do niego … 😉
„Darmowe” podreczniki istnieja jedynie w glowach ekonomicznie niedoedukowanych naiwniakow.
„Omnipotentne” panstwo moze cos nam dac …”za darmo” tylko wtedy gdy nam najpierw zabierze .
Jak wiemy nie od dzis panstwowa produkcja charakteryzuje sie olbrzymim marnotrawstwem proporcjonalnym do ilosci urzednikow koniecznych do sprezentowania nam czegos „za darmo”.
Bedziemy mieli nie tylko produkt gorszy o czym Gospodarz nas z rozbrajajaca szczeroscia informuje ale de facto drozszy.
Malo tego jako JEDYNY podrecznik bedzie rozszarpywany przez najrozniejsze opcje polityczne majace inny punkt widzenia na to czy Jas ma bawic sie z Malgosia, czy z Jacusiem, czy ma przypalac Malgosi petka, czy bronic polskosci czy mama bedzie w kuchni czy z tatuazem na stanowisku premiera itd.
W rezultacie poniewaz panstwowe to u nas inna nazwa partyjnego bedziemy mieli jedyny podrecznik coraz to inny zgodnie z cyklem wyborczym.
Zgodnie z zasada
Jedna partia
Jeden wodz
Jeden narod i…
jeden podrecznik (to juz chyba bylo…).
Pomysl zupelnie niekombatibilny z czasami wymagajacymi indywidualnego podejscia do nauczania,, roznorodnosci jako wartosci samej w sobie I mozliwosci wyboru jako podstawy spoleczenstwa obywatelskiego.
A wystarczyloby pseudokonkurencje zamienic odpowiednimi regulacjami na KONKURENCJE i nie wylewac dziecka z kapiela.
Ale w Polsce rzadzonej przez obecna ekipe „gdy rozrabiaja kibice…zamyka sie stadion”.
Propozycje mozna traktowac jedynie jako nachalna probe populistycznego kupowania glosow przed wyborami w obliczu spadajacych notowan.
Patrząc z wielu perspektyw: Poziom edukacji jest żenująco niski między innymi że konsultowane z tzw „nauczycielami” (cudzysłów celowy) pozwalają na nieróbstwo nauczyciele i usprawiedliwienie ich równie żenujących umiejętności w nauczaniu. Oczywiście jest to niezasadne w stosunku do bardzo wielu jednak podejmując się analizy w szerszym horyzoncie czasowym jest to wielo przyczynowy fakt mający korzenie w naszej najnowszej historii. Wszak trudno znaleźć usprawiedliwienia dla nauczycieli mających problemy z ortografią czy tabliczką mnożenia do 100 a nauczających najmłodszych metodą „pokoloruj” i „wytnij – wklej”. Mam przekonanie że najbliższa przyszłość jeśli nie zostaną podjęte ambitne kroki (jak być może unifikacja podręczników) każe nam słono za lata zaniechań zapłacić. Nie myliłbym również unifikacji podręczników z ich zawartością. O ile ja uważam za pomysł jednego podręcznika za dobry to dyskusja o jego zawartości jest jak najbardziej zasadna jako że wiązanie jednego z drugim jest nie tyle niezasadne co głupie. A głupota jest domeną ludzi głupich
Dlaczego jeden podrecznik to totalna bzdura i wyborcza hucpa.
Skorumpowany i zdegenerowany (jak wiele innych rzeczy w III RP) obecny system nalezy NAPRAWIC a nie wylewac dziecko z kapiela.
Polecam,
Dlaczego finski system nauczania uwazany jest za najlepszy na swiecie…
„From homogenity to diversity in education?
Jezeli chodzi o edukacje nastepuje w tej chwili na swiecie powszechne odejscie od jednorodnosci do roznorodnosci i indywidualizacji procesu nauczania.
Nauczyciele maja olbrzymia autonomie programowa ( w ramach ogolnych i obowiazujacych kryteriow) sami wybieraja podreczniki i inne pomoce w nauczaniu.
??Teachers set their own lessons and choose their own textbooks for the lessons??
http://www.notefromlapland.com/2011/06/the-finnish-schooling-system.html
Każda zmiana zasad gry (choćby zmiana najkorzystniejsza dla większości uczestników i dla ogółu) powoduje, że ktoś na tej zmianie traci.
Będą protesty.
@eltoro:
– premier kłamie – nie ma możliwości, żeby podręczniki kosztowały 14-krotnie mniej; proszę zrobić taki eksperyment: napisać do dowolnej drukarni posiadającej maszynę offsetową 4-kolorową i poprosić ich o kalkulację kosztów druku publikacji powiedzmy 60 stronicowej A4 na zwykłym papierze 90g/m2, szytej i klejonej do okładki na kartonie kredowym powiedzmy 300g/m2 i w nakładzie powiedzmy 5 tys. egz.;
– pytanie w stylu „kto jest siłą napędową młynka opróżniającego rodzicom portfele” ma dokładnie taki sam sens jak w wypadku kosztów żywności, zabawek, pieluch, i in. czyli żaden, no chyba, że dążymy do systemu „full komuna” – pracujesz i nic nie zarabiasz, a państwo daje ci „wszystko” czego potrzebujesz
A co do samego tekstu.
Nie ma nic za darmo: jedną ręką dadzą podręcznik (a w zasadzie wypożyczą), a drugą zabiorą np. w projektowanej opłacie audiowizualnej. Koszty tego nowego podatku: 10 zł * 12 miesięcy = 120 zł + jeśli prowadzisz np. kiosk z warzywami to kolejne 120 zł czyli łącznie mniej więcej tyle co koszt podręczników do 1-ej klasy, a w dodatku podatek od wszystkich i co rok, a podręcznik tylko dla niektórych i jednorazowo.
Po drugie: nie da się napisać dobrego podręcznika w pół roku. Okres 1-2 lat to minimum.
Po trzecie: kto go zilustruje (bo napiszą, jak wiemy, „fachowcy” rządowi, którzy ostatnio dzieci widzieli ćwierć wieku temu)? Może jakiś konkurs? I co, znów cena będzie głównym elementem przetargu?
Po czwarte: polski rynek wydawniczy trzyma się kupy tylko dzięki publikacjom edukacyjnym. Stopniowe rozmontowywanie tej części rynku to w efekcie upadek wielu drukarń, redukcje w fabrykach papieru, wyższe koszty innych publikacji (np. beletrystyki) itd. itd.
Po piąte: jeden stały i na pewno słaby podręcznik to zahamowanie rozwoju myśli pedagogicznej w Polsce
itd. itd.
a czego można się spodziewać po dobrym premierze Tusku ?
Jak nie skłamie to zrobi przekręt, dziadostwo albo złamie prawo.
Poza tym jest zdolny, w ciągu 6.5 roku zrobił 450 mld długów
„Wydawnictwa przyzwyczaiły nauczycieli, że wszystko otrzymują gotowe. Teraz trzeba będzie nad podręcznikiem popracować, przykroić go do potrzeb swoich uczniów. Nie wszystkim będzie się chciało, nie każdy to potrafi, więc na inicjatywę rządu posypią się gromy. Nauczyciel też człowiek, jak może, woli się lenić.”
Czyli edukacją naszych dzieci nie zajmują sie nauczyciele, a redaktorzy z wydawnictw?
Nauczyciele występują w roli pośredników jedynie?
No cóż przestaje mnie dziwić poziom nauczania. Skoro nauczyciele zamiast nauczać, odgrywają jedynie cudze scenariusze.
A co neurodydaktyką? I badaniami nad procesem uczenia się, które wskazują, że obecny system edukacji jest kompletnie niedostosowany do naszej biologii? Podręczniki i ćwiczenia nudzą zamiast uczyć, niszczą ciekawość poznawczą, zmuszają do „rycia” na pamięć, zamiast doprowadzać do przyjemnej, nieświadomej nauki, która jest możliwa!
Ponad pół miliona dzieci w Polsce nie dojada
bo ich rodziców nie stać, by „zapewnić im przynajmniej co drugi dzień posiłek z mięsa, drobiu, ryby
Dane zawarte w opracowaniu „Warunki życia rodzin w Polsce” publikacja GUS, są zatrważające M.in. 450 tys. dzieci nie ma wszystkich podręczników, bo rodziców nie stać na ich zakup.
Z powodu biedy 530 tys. dzieci nie chodzi do specjalistów, a blisko 600 tys. do dentysty.
Nie wiem jak to dzisiaj wygląda – ale „**dzieścia” lat temu gdy zaczynałem naukę w szkole to były właśnie składki na ksero i papier w każdej klasie – jakoś nie przypominam sobie, żeby nauczyciele lub rodzice ( nie tylko moi ) robili z tego powodu raban, a dzieci ( w tym ja ) w większości się cieszyły, jak był jakiś gratis do zajęć lub ‚gotowa’ skserowana kartkówka/sprawdzian, bez potrzeby dyktowania poleceń po 3x na głos.
To już było – i moim zdaniem nie było źle.
W kwestii podręczników – nie jestem jeszcze rodzicem, ale całkiem niedawno skończyłem studia – faktycznie współczuję rodzicom maluchów, ceny jak na poziom i potrzeby młodych uczniów są kosmiczne, na poziomie średnich cen podręczników akademickich, przy czym raz kupiona przeze mnie ‚cegła’ za 150-300 zł kilka lat temu jest przydatna i potrzebna również dziś, już w pracy.
….nie wspominając już o komplecie wszystkich potrzebnych na studiach podręczników w bibliotece – oczywiście nigdy nie wystarczyło dla wszystkich, ale przy odpowiednio wcześniejszym ‚ogarnięciu’ większość była i jest w zasięgu ręki – za darmo.
Panie Gospodarzu,
jako matka dawnego ucznia nie zgadzam się, że te podręczniki za grube pieniądze były dobre. Nie zgadzała się z taka oceną również wspaniała, doświadczona nauczycielka mojego syna w klasach 1-3. To, co Pan nazywa „pomocą dla nauczyciela” uważała za narzucanie określonego stylu nauczania, który wcale nie musiał być dobry dla części uczniów. I nadal przygotowywała swoje materiały, dzięki czemu klasa wyróżniała się bardzo.
Oczywiście, nie wiemy, czy nowy podręcznik nie okaże się gorszy niż dotychczasowe.
Jako osoba uczona na „Elementarzu” Falskiego stwierdzam- nie podręcznik uczy, a nauczyciel. Nie podręcznik dopilnuje ucznia, a rodzice.
„Czynnik ludzki” w edukacji jest absolutnie decydujący.
Pan Chętkowski
Nie uważa Pan, że się Pan do tego artykułu nie przygotował? Na jakiej podstawie choćby twierdzi Pan, że to chciwość wydawców jest winna. A może to jest tak, że ministerstwa kolejnymi wymaganiami i żądaniami doprowadziły do tego stanu? Czy to nie żądania władzy spowodowały, że wydawane jest kilkanaście podręczników, rzekomo żeby się dzieci nie męczyły noszeniem ciężkich tornistrów. Bo ja to pamiętam wrzaskliwe akcje na ten temat. A żądanie papieru kredowego też ma swoje uzasadnienie i przyczyny. Dlaczego nie publikuje się głosu ludzi, którzy znają temat?
Problem nie w cenach tylko w tym, że władza znowu robi rewolucję bez przemyślenia skutków i oceny kosztów. Pojawia się nowy państwowy system rozdziału dóbr. Znowu składanie podań, przydziały, czekanie w kolejce, znowu nie dowieźli czyli kontrole i kary. Moralne uniesienia mediów. Czyli spełnia się kolejne standardowe marzenie Polaka. A to nie władza tylko taka jest mentalność większości. Ta wieczna zawiść, zarzuty i wyzwiska.
A rozwiązanie:
Zamiast rewolucji ulepszać istniejące rozwiązania. Komu przeszkadzają luksusowe podręczniki? Dlaczego mają nie istnieć. A może po prostu zażądać by podręczniki były w 2 wersjach. Tańszej i droższej. I za tę tańszą wersję państwo zwraca pieniądze tym, którzy potrzebują. Ale jeśli rodzice wolą ładniejszy i estetyczny podręcznik do nauki, dlaczego im tego zabraniać.
No i ten policyjny zamordyzm z wypożyczaniem. A jeśli się dziecku zupa wyleje to rodziców pozbawić praw rodzicielskich?. A przecież podręcznik 100 stron drukowany w domu w kolorze kosztuje 8 zł. I można wymieniać strony. A jakie dziecko chce w dzisiejszych czasach zaczynać naukę od wyświechtanego i brudnego używanego podręcznika. Znowu będzie podział na lepszych, dostaną nowe, i gorszych. Jak w służbie zdrowia. To czysty komunizm.
@ Marcin
3 lutego o godz. 8:11
–
a. Ja nie wiem, czy premier kłamie; kalkulacja kosztów powinna uwzględniać efekt skali (tu nie chodzi o 5tys egz). więc trudno wyrokować jaki byłby koszt podręcznika. Przedstawiciel wydawców stwierdził, że ok 30% kosztów obecnych to reklama i dystrybucja. I o tym dalej.
b. Pytanie, kto napędza te koszty rodzicom ma sens, ponieważ „pomysł” premiera implikuje, że są to wydawcy. A to akurat nie jest prawda (co nie znaczy, że nie zarabiają więcej, niż mechanizmy rynkowe by to regulowały).
Niestety, skrzętnie w dyskusji omijane pytania mają dość konkretną odpowiedź. Zarówno przepisy umożliwiające opętany płodozmian podręczników, jak i wymuszanie niepotrzebnych kosztów na dzieciach i rodzicach to oczywiście dzieło i interes nauczycieli.
Same wydawnictwa nie są w stanie zmusić rodziców do wydawania bezsensownych kwot. Narzucanie podręczników to formalne i rzeczywiste praktyki nauczycieli. Tych z kolei chętnie przymuszają nauczycielskie dyrekcje.
Jest to proceder znany, opisany, całkowicie korupcyjny i będący przyczyną kosztów a także gwałtu na wolnym rynku.
Stąd wymowne milczenie o tym na blogu.
Jak wygląda praktyka dęcia kosztów podręczników i kto ją uskutecznia, na przykład można przeczytać tu:
„…prawdziwą bombą jest informacja, że w wielu szkołach uczniowie są karani przez nauczycieli oceną niedostateczną za brak podręcznika, choć nie mają do tego żadnego prawa. Oceny niedostateczne za takie przewinienie otrzymuje 14, 2 proc. ankietowanych uczniów szkół podstawowych, 25 proc. gimnazjalistów i 24,9 proc. licealistów…”
Niezależnie od sprzedajności urzędniczej nauczycieli-dyrektorów, powszechna praktyka wymuszania iście ‚rozbójniczego’ to już jak widać dzieło belfrów.
Nawet już nie chce mi się przytaczać powszechnie znanych i ujawnionych praktyk „bonusów” dla nauczycieli za wybór podręcznika ze strony wydawnictw.
Ale, jak będzie trzeba – służę. Sam też znam przykłady z autopsji.
Najlepiej załatwi sprawę Gospodarz, ucinając spekulatywne przypuszczenia o korupcji, poprzez podanie ceny, jaką w jego Placówce nauczyciele kupują podręczniki dla siebie.
Liczę, że nie będzie ona niższa niż ta, jaką płacą uczniowie.
Pozdrawiam.
Podaję jeszcze link do źródła o wymuszaniu kupna przez nauczycieli konkretnych podręczników za pomocą bezprawnych i amoralnych ocen, stawianych uczniom za brak wydatku.
Nie chodzi o jakąś jedną szkołę, ale o praktyki ogólnopolskie i powszechne, tu na przykładzie jednego województwa.
http://tinyurl.com/pxhdczn
Nie wiem, czemu Tusk ze swoją ekipą przyczepili się do tych podręczników dla pierwszaków. Sam mam dziecko w pierwszej klasie i doskonale wiem, że komplet książek na cały rok kosztował mnie dosłownie 199,- W pudełku znajduje się komplet książek z polskiego, przyrody i matematyki – każda z nich w dwóch częściach: na 1. i 2. semestr. Idea jest łatwa do zrozumienia – chodzi o to, żeby plecak był maksymalnie odciążony… Jeden podręcznik dla wszystkich – proste pytanie: „po co?”. Czy to gwarantuje jakość edukacji. W tym wszystkim są dwie możliwości: (1) podręcznik jest już przygotowany, opinia publiczna wzburzona, za moment się okaże, że to działanie PR’owe, szyte grubymi nićmi… (czytaj: zostaliśmy wmanewrowani); (2) Tusk razem z p. minister nie wie, o czym mówi (czytaj: podręcznika nie będzie). Rewolucja widać dotknie wszystkich – rodziców, którzy nie chcą posłać 6-latków do szkół, oraz nauczycieli, którzy w prezencie dostaną (jeśli….) nową książkę…
@ Eltoro
14:02
a) i b) 30% na koszty dystrybucji i reklamy to nie jest w dzisiejszych czasach jakoś przesadnie dużo, trzeba zdać sobie sprawę, że główną częścią w tych kosztach jest zysk dystrybutora (księgarni i/lub hurtowni). Spróbujmy na czynniki pierwsze rozłożyć koszty zakupu przeciętnego podręcznika w cenie 30 zł:
– 1 zł 43 gr – 5% VAT (przypomnę, że to Tusk wprowadził podatek na książki, wcześniej stawka była zerowa)
– 4 zł 29 gr – ok. 15% ceny detalicznej netto dla autora/autorów książki (bywają też stawki niższe, ale zazwyczaj nie mniej niż 10%)
– 1 zł 43 gr – 5% dla ilustratora (ważny składnik przy podręcznikach dla dzieci) – czasem są to stawki ryczałtowe; ten element jest dość płynny
– 7 zł 14 gr – 25% dla księgarza – należy przyjąć to za średnią stawkę, zdarzyć się bowiem mogą wysyłki bezpośrednio do klienta, bądź dużo wyższe rabaty dla hurtowni (np. 40%)
– 1 zł 43 gr – 5% koszty reklamy – foldery, internet, udział w targach, darmowe próbki dla nauczycieli, itp.
– 1 zł 50 gr – średni koszt wysyłki egzemplarza do klienta (indywidualnego lub księgarni); ten element może być dosyć płynny w zależności od systemu dystrybucji w wydawnictwie
– 5 zł – 8 zł – koszt druku – tutaj duża rozpiętość, w zależności od nakładu (specyfika druku offsetowego) oraz użytych materiałów (książka klejona czy szyta, oprawa sztywna czy miękka, papier kredowy, czy klasyczny offsetowy, druk pełna paleta CMYK, czy 1 lub 2 barwny)
tak więc reszta – w najlepszym wypadku ok. 8 zł, w najgorszym ok. 5 zł zostaje dla tego upiornego i żerującego na biednych rodzicach wydawcy. Z tego musi on opłacić wszystko co wiąże się z każdą działalnością gospodarczą: pracowników, podatki itd.
Co do nauczycieli karzących za brak podręcznika: jest to oczywiście skandal, ale nie może być argumentem w naszej dyskusji; krótko mówiąc nie powinniśmy wprowadzać rządowego podręcznika dlatego, że nauczyciele karzą uczniów za brak podręczników.
Eltoro
3 lutego o godz. 14:02
A czy wyobrazasz sobie , ze nauczyciel wchodzi do klasy a tu kazdy uczeń z innym podrecznikiem ?
Wybór okreslonego podrecznika to prawo i obowiazek nauczyciela a rodzice musza się do tego wyboru dostosować.
Premier wybiera (albo, jak z hazardem, życie mu wybiera!) wycinkowe problemy typu dopalacze czy podręcznik dla pierwszaka (dodatkowy kontekst – opór przed przymusem(!) posłania do szkoły 6-latków)!!! I usiłuje je „bohatersko” rozwiązać wycinkowo metodami rewolucyjnymi WCzK, nie wnikając w konteksty, pośrednie skutki i całkowite koszty!!! A wszystko dla PR … 😉 Na dodatek wszystkim się opatrzył ten PR-owski schemat więc jest coraz mniej skuteczny!!!
@ marcin,
ja oczywiście szanuję wyliczenia i wcale nie sugeruję ze obecne ceny książek są wzięte z księzyca. Ale, na kazdy z tych elementów może mieć wpływ tonujący wolny rynek i konkurencja. W sytuacji, gdy o dystrybucji (nie chodzi mi o wybór) do end-usera decyduje de facto jedynie i wyłacznie nauczyciel, nie mamy do czynienia z wolnym rynkiem ekonomicznym, a sytuacją korupcyjnego konfliktu interesów – z definicji.
Oczywiście, sens ma jedynie taki mechanizm, w którym merytoryczne i ekonomiczne decyzje są podejmowane równoprawnie i sprawiedliwie przez wszystkich uczestników łańcucha (każdy w zakresie swej kompetencji). Nie jest to wcale trudne /znane są rozwiązania/ ale w tym układzie sterowania rynkiem – nieopłacalne dla nikogo. Dobro dzieci i dobrowolna kieszeń rodziców akurat są z tego łańcucha wypięte systemowo.
W niczym nie podzielam ani konceptu ani intencji premiera w tej sprawie; nie sposób jednak odmówić aktywnego współudziału wydawnictw w nieuczciwym rżnięciu na kasę klienta.
–
@kaesjot
Oczywiście że nauczyciel powinien mieć kluczowy wpływ na wybór merytoryczny pomocy naukowych. Aby jednak to się nie przerodziło w karykaturę nauczania i obrazę moralności, muszą istnieć normy i kryteria zapewniające uczciwy system i proces wdrożenia takiej pomocy naukowej.
Nb. wcale nie musi być to w ogóle podręcznik, sprzedawany egzekutywnie przez szkoły i nauczycieli (tak, tak – tak to teraz jest), kupowany przez rodziców, po cenach dyktowanych przez wydawnictwo, ani też co chwilę nowy.
Dróg i sposobów zabezpieczenia pieczy merytorycznej nauczyciela nad środkami i wynikami nauczania jest wiele.
Ale aby tak się stało, potrzebny jest głód potrawki z królika, a nie wzbudzanie popłatnych wiatrów, poprzez gonienie go 😉
„Darmowy podręcznik, który obiecał premier, zapewne będzie gorszy od tych, jakie oferują wydawnictwa”. A niby dlaczego? Przecież autorzy tego podręcznika nie będą pracować za darmo.
@ była nauczycielka
Jaka szkoda – że „była”.
Mam przyjemność w pełni poprzeć Twoją opinie w kwestii ‚czynnika ludzkiego’. Tani, drogi, zły czy dobry podręcznik to właściwie, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, bardziej hołd dla rytuału niż efektywne i pomocne profesjonaliście narzedzię pomocy. Złemu nie pomoże, dobremu nie zaszkodzi. Gdyby jednak tylko nie o to chodziło, że ten temat (podręczniki) to żaden temat edukacyjny, ale kolejny „biznes” po polsku, czyli przekręt finansowy na koszt podatnika i jego głosy wyborcze.
Pozdrawiam.
–
@ vera
„Jak w służbie zdrowia. To czysty komunizm.”
Bardzo trafne podsumowanie, zgadzam się z większością Twojej analizy, a już na pewno z konkluzją.
Ale taki mamy model obywatela i taką pragmatykę władzy.
Gdzie oni wszyscy do szkół chodzili??? (ech, retoryka).
Pozdrawiam.
Miałem Elementarz. Był jeden i było super!
Rozwiązaniem problemu są podręczniki na otwartej licencji.
Nauczyciele sobie wybiora te które chcą, a rodzice sobie wybiorą czy chcą kupić ładne w przystępnej cenie, czy brzydsze i tańsze, czy sami sobie wydrukują w domu. Wolny rynek zadba aby było dobrze i tanio, bez łachy premiera na koszt podatników.
Pensje kilku urzędników z MEN pójdą na stworzenie/ zaakceptwonaie propozycji/ a potem zaakceptwoanie proponowanych zmian (od nauczycieli), zamiast na to co ida teraz. Bo na co sensownego idą teraz? 😉
Prawda że proste?
„?Darmowe? podreczniki istnieja jedynie w glowach ekonomicznie niedoedukowanych naiwniakow.”
Wolny licencyjnie podręcznik to darmowy. Jak komuś szkoda kasy na zakup/wydruk to niech kupi dziecku czytnik,da dzisiejszy telefon, albo pokaże na komputerze.
Adam 2222, 3 lutego o godz. 9:46
„Ponad pół miliona dzieci w Polsce nie dojada
bo ich rodziców nie stać, by ?zapewnić im przynajmniej co drugi dzień posiłek z mięsa, drobiu, ryby”
W mojej praktyce nauczycielskiej nie raz spotkałam się z przypadkiem, że rodzice nie mieli dla dziecka na wiele potrzebnych rzeczy, ale pieniądze na papierosy dla ojca i co najmniej piwo znajdowały się zawsze.
Dla mnie najbardziej pocieszająca i napawająca niekłamaną dumą jest świadomość, że taka dyskusja dowodzi niezbitego faktu, iż Polska jest na samej szpicy postępu w skali światowej.
Polska edukacja nie ma równych nigdzie na świecie. Nikt nawet nie zbliżył się do polskich rewolucjonistów karczujących dziewiczy las pod edukację. Nie ma wzorów. Nie ma, bo obiektywnie nie ma ich skąd brać! Polska leci już na Marsa podczas gdy reszta świata dopiero wsiada na rower. Nie ma się kogo zapytać. Skąd rowerzysta ma wiedzieć jak skonstruować skafander kosmiczny?
My, niby takie przenno-buraczane Polaki a tu właśnie przkraczamy kolejne prędkości kosmiczne na niwie edukacji!
To, co my wynajdziemy, będzie strawą i światłem dla reszty Ziemian na dziesiątki albo i na setki nadchodzących lat.
Wyjątkowość Polski jak na dłoni.
Ach, jak dobrze grzać się w wyjątkowosci naszego grajdołka!
Kolejny debilizm w wydaniu imć Tuska i doradzającej mu kadry „fachowców”. Noooo, ale miejscowi kmiecie wybrali sobie takiego kołodzieja, jakiego chcom mnieć. Nu i kółka też takie sobie sprawiom jakie kołodziejowi wyjdom. Une kółka znaczy siem.
Niech mi tylko ktoś powie, że ten najnowszy pomysł jest na wyższym intelektualnie poziomie niż bruzdy na czole i lgnące dzieci rozwiedzionych rodziców. Buuuaaaha ha ha!
W końcu po x latach, sensowny projekt rządowy. Skoro mamy opracowaną podstawę programową przygotowanie jednolitego podręcznika nie stanowi problemu. Akurat w przypadku nauczania początkowego dodatkowym plusem jest fakt, że większość nauczycieli to nie patentowane lenie i nieroby, które przychodzą odwalić godzinki, a zaangażowani w pracę ludzie. Poza podręcznikiem w pierwszej klasie jest tyle możliwości stworzenia indywidualnych ćwiczeń dopasowanych do każdego ucznia, że głowa mała. Nauczyciel też spędza cały czas ze swoją klasą, praktycznie do trzeciej klasy, tak więc bardzo dobrze zna możliwości i predyspozycje swoich uczniów, tym samym może dzielić zadania dopasowane do ich możliwości. Jeśli tylko udałoby się ograniczyć liczebność klas do maksymalnie 15 uczniów, poziom nauki byłby wymierny. Przykre tylko to, że zamiast zacząć reformy „pierwszoklasistów” od właśnie bazy czyli wspólny jedne podręcznik, mniejsze klasy, dopasowanie szkół do wymogów młodszych dzieci zrobiono na odwrót. Jednakże jeśli nowa minister utrzyma konsekwencję działania i będzie prostować tą reformę w kierunku ewidentnych korzyści uczniów i ich rodziców trzeba tylko bić brawo.
@Eltoro 2 lutego o godz. 20:08
Zadaje cały szereg pytań „z domyślnymi odpowiedziami”. Nie odrobił zadania domowego, gdyż na tym blogu, tak jak wszystkie inne, temat podręczników powraca z regularnością szkolnego kalendarza. Pamiętam wpisy nauczycieli (i rodziców) opisujących chyba wszystkie przypadki. Zakup zestawów w „zniżkowej” cenie, która okazywała się być wyższą niż w księgarni na rogu, zakup hurtowy rzeczywiście tańszy niż w księgarni, darmowe zestawy dla nauczycieli oraz nauczycieli piszących, że sami zapłacili za swoje materiały. Ale aby to wiedzieć trzeba mieć dobrą pamięć albo zaiwestować swój czas w przewijanie bloga. A w końcu i tak i tak najważniejsza jest statystyka, gdyż ten blog to tylko wycinek i wartałoby wiedzieć jak to wygląda w skali Kraju.
Ja na moim wuefie ćwiczyłem w podkoszulku i w spodenkach. Takich samych jak wszyscy inni chłopcy w szkole. Dlaczego? Bo w sklepach był tylko jeden wzór podkoszulka bez rękawków i spodenek na wuef. Nie wiem, czy wtedy polska lekkoatletyka nie stała na wyższym poziomie niż dzisiaj. Dzisiaj, gdy każde z moich dzieci było umundurowywane w wyszukane komplety bielizny i dresów szkolnych drużyn tej czy tamtej dyscypliny. Z nadrukami, a jakże.
Jak rodzice stuknięci, to się nic nie poradzi.
@Andrzej Falicz 3 lutego o godz. 7:28
Pełna zgoda, z tym, że chyba w ramach jednej klasy podręczniki powinny być takie same, nie sądzisz?
@Marcin 3 lutego o godz. 8:11
Zgoda, ale zauważ, że @Eltoro może mieć rację (wszystko zależy od powszechności zjawiska) w wypadku gdy jakiś nauczyciel/dyrektor wybierze nie dlatego, że podręcznik najlepszy a dlatego, że najwieksza łapówka. Sprzedawca/producent ubranek czy zupek nie może liczyć na takich naganiaczy wśród pielęgniarek czy przedszkolanek nakazujących zakup takiego a nie innego zestawu ubraniowo-żywieniowego na rok z góry.
@Adam 2222 3 lutego o godz. 8:55
Jak zwykle premier robi akcję a nie myśli jak gospodarz. „Zaoszczędzi” – medialnie – grosze a zadłuży – w rzeczywistości – na milardy. Gdyż jak to wielu pisało – nie ma nic za darmo. Podatnik zapłaci.
@była nauczycielka 3 lutego o godz. 12:57
„?Czynnik ludzki? w edukacji jest absolutnie decydujący.”
Oczywiście, że tak. Temat dzisiejszej lekcji to nie „czynnik ludzki” a czynnik podręcznikowy. Inaczej o nieczym innym nie byłoby możliwe rozmawiać.
@Vera 3 lutego o godz. 13:26
„Komu przeszkadzają luksusowe podręczniki? (…) A może po prostu zażądać by podręczniki były w 2 wersjach. Tańszej i droższej.”
Kasia otwiera luksusowy podręcznik a siedząca obok niej Zosia ten „tańszy”. I komu to przeszkadza?
I tak wszyscy widzą, że Zosia jest ubrana w łachmany a Kasia wystrojona jak z żurnala. Podręcznik niczego tutaj nie zmieni.
@Henri 3 lutego o godz. 14:10
„to działanie PR?owe, szyte grubymi nićmi?”
Oczywiście.
@belferxxx 3 lutego o godz. 16:06
Wstydź się, że nie doceniasz bohaterskiego premiera.
@MMK 3 lutego o godz. 17:23
„Rozwiązaniem problemu są podręczniki na otwartej licencji.”
Proszę nie zaśmiecać naszej mowy imperialistycznymi kalkami językowo-prawnymi. My sami wiemy dużo lepiej!
Dawniej był jeden podrecznik i bylo OK, nie rozumiem czemu dzisiaj sie przeplaca? a Ministerka sama nie wie co chce, może chce łapówke, bo zmiękcza cel podręcznika?? miał byc prawdziwy podręcznik a ma być podręcznik nacisku,
jak mozna nie miec zdecydowania, i siedziec tak wysoko,
„Prawie 300 zł za niewielki zestaw broszur, zwanych szumnie podręcznikami, dla ucznia klasy pierwszej to gruba przesada.”
W kwestii formalnej: nie „prawie 300 zl”, ale ok 240. A przynajmniej takie byly najnizsze ceny (w tym przesylka) za jaka mozna bylo ten zestaw broszurek kupic w internecie. Choc i taka cena jest gruba przesada.
Ale wierzganie! A czemu? No bo chodzi o kase. KOLOSALNA kase. Latwo nei pojdzie
Byłem jednym z tych, któremu zaproponowano współtworzenie tego podręcznika w części dotyczącej edukacji matematycznej w klasach 1-3. Na ” dzień dobry” 200 tysięcy zł brutto za półtora roku pracy , ale mogłem zażądać nawet miliona: za stworzenie programu nauczania, podręcznik, scenariusze lekcyjne dla nauczycieli i materiały pomocnicze – 8 miesięcy oraz rok na udział we wdrożeniu. Prawa autorskie dla MEN i funduszy unijnych. Propozycji nie przyjąłem bo i propozycja niepoważna.
Dobry podręcznik, nie wspominając już o wybitnym, to prześledzenie jego użytkowania w całym cyklu nauczania, czyli trzy lata + rok na skorygowanie determinowane wnioskami z realizacji. Do tego podział treści na trzy kategorie: praca z uczniem osiągającym wyniki przeciętne, poniżej normy i wybitnym, z uwagi na zdolności i predyspozycje, oraz jeszcze raz to samo z uwagi na uwarunkowania rodzinne i społeczne. Wreszcie materiały dla rodziców chcących samodzielnie weprzeć dziecko w nauce oraz scenariusze pracy własnej dziecka. Dla laików: rok szkolny to średnio 37 tygodni razy 5 lekcji daje 185 lekcji i jeszcze razy 3 lata cyklu nauczania ok 550 lekcji. W sumie ok 3000 różnych scenariuszy, których adresatami są nauczyciele, dzieci i rodzice. Mordercza praca po 14 godzin w tygodniu przez cztery lata z brzemieniem odpowiedzialności za losy edukacyjne kilku milionów młodych Polaków oraz związane z tym konsekwencje, obligatoryjnie cedując prawa autorskie na rzecz… Młody kardiolog inwazyjny otrzymuje 50 000 zł miesięcznie za etat w szpitalu. Dlatego jeżeli nawet jakiś podręcznik powstanie, to może być jedynie owocem zatrutego drzewa, jak to określają prawnicy. Perspektywa dobrego podręcznika nie przystaje do kadencji polityków. Najpierw trzeba przekształcić MEN w podmiot podporządkowany parlamentowi jak NIK, wyznaczyć mu pięcioletnią kadencję, a z efektów rozliczać jego szefa, a nie premiera.
Chodziło oczywiście o pracę 14 godzin na dobę , 7 dni w tygodniu.
„?Rozwiązaniem problemu są podręczniki na otwartej licencji.?
„Proszę nie zaśmiecać naszej mowy imperialistycznymi kalkami językowo-prawnymi. My sami wiemy dużo lepiej!”
A co to za „wasza mowa”? Nowomowa Trybuny Ludu? 😉
http://sjp.pwn.pl/slownik/2566006/licencja
Widać że niewiele wiecie, ale zawsze możecie zaczerpnąć więdzy:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Licencja_otwarta
I to wiedzy na otwartej licencji 😉
@Krzysztof Cywiński
Czy mogę Panu podziękować za pańskie rzucające światło rozsądku na sprawę komentarze. To właśnie jest przykład odpowiedzialnego podejścia do sprawy. Mój poprzedni komentarz może być tylko małym rozszerzeniem Pańskiego. Zamiast ulepszać istniejące, doceniać i skorzystać z dotychczasowej pracy włożonej przez innych mamy kolejną rewolucję, czyli wszystko znowu od początku. Cofnięcie w rozwoju o 30 lat. I znowu władza i państwo wiedzą lepiej. A komu się nie podoba to nawyzywać, oskarżyć o chciwość, wykończyć odpowiednio ustawionym przetargiem.
Z Pana wypowiedzi wynika jasno, jaki będzie skutek tego całego pomysłu. Ale do wyborów niedaleko.
Biedne dzieci.
A ja jestem zachwycona pomysłem rządu, że w gimnazjum i liceum szkoła (rada pedagogiczna) musi wybrać jeden podręcznik z danego przedmiotu dla całego rocznika i musi być jego kontynuacja przynajmniej przez kilka lat. Nareszcie koniec praktyk, że uczeń nie może odstąpić młodszym swoich książek, bo nauczyciele innych klas wybrali inaczej.
…jak czytam o 3000 scenariuszy (= 500 x 3 (zdolny, średni, słaby) x 2 (bogaty, biedny)) plus ileśtam scenariuszy dla rodzica i dla ucznia, do zrobienia w 4 lata i do funkcjonowania być może przez 10 lat (przecież nie przez dwa)…
…to mi się tylko śmiać (przez łzy) chce…
Jeśli tak wygląda zakres wymaganej pomocy metodologicznej przez aktualną kadrę to jedynym wyjściem jest rozpirzyć ten cały babiniec na cztery wiatry.
Podziwiać należy tylko cierpliwość podatnika dającego się okradać takim „metodykom” od mnożenia scenariuszy.
Już widzę, jak taki dydaktyczny rachmistrz-kombinatoryk pisze podręcznik do nauki gry w szachy. Przecież liczba możliwych pozycji, w których biedny, bezradny nauczyciel i uczeń będą potrzebować pomocnej rączki metodyka jest większa niż liczba atomów we Wszechświecie! Do tego podział treści na trzy kategorie: praca z uczniem osiągającym wyniki przeciętne, poniżej normy i wybitnym, z uwagi na zdolności i predyspozycje, oraz jeszcze raz to samo z uwagi na uwarunkowania rodzinne i społeczne.
Tymczasem:
Dzieci się (prawie) same nauczą…
**http://www.ted.com/talks/sugata_mitra_build_a_school_in_the_cloud.html
Aby oszacować liczbę płatnych godzin pracy skryby-metodyka należy podzielić liczbę możliwych pozycji (10^46) przez 14 godzin na dobę , 7 dni w tygodniu. Oczywiście.
Uczę swoje dziecko w Kalifornii. Korzystam z zestawu Elementarz XXI Wieku i jest to materiał wyróżniajacy sie na tle tego, co jest dostępne na rynku amerykańskim. Wiem, że nie jest to jedyny dobry polski podręcznik. Uważam, ze polskie zestawy edukacyjne dla młodszych klas szkoły podstawowej to material unikalny na skalę światową.
Moja córka fotografuje i filmuje swoją pracę z Elementarzem bo jest ciekawy, kolorowy, zabawny, zawiera treści przyjazne dziecku.
Amerykański rodzic na poczatku roku szkolnego kupuje tylko modne pudełko na lunch, reszte dziecko ma w szkole. Tyle że nie dostaje, a wypożycza. Przestarzałe podreczniki są dostępne w szkole i nie są wymieniane pewnie od 20 lat. Dziecko codziennie dostaje tylko papierowa teczkę z zadaniem domowym odbitym na ksero.
Dla przypomnienia w rankingu PISA polskie dzieci zajmują miejsca w pierwszej dziesiątce. Moim zdaniem jest to zasługa bardzo dobrej edukacji wczesnoszkolnej i doskonałych podręczników.
Cudze chwalicie, swego nie znacie…
@Jolka
To czym się zachwycasz to akurat Giertych wymyślił, więc trochę jesteś opóźniona … 😉
A bałagan i wysokie ceny podręczników to TEN rząd nam zafundował w interesie lobby wydawców akurat!!! 😉 To „przygotowana” na kolanie „reforma” programowa” pań Hall/Szumilas spowodowała wymianę podręczników oraz totalną dewaluację podręczników z rynku wtórnego !!!
@Vera
Dziękuję za miłe słowa. Jeden z moich recenzentów uwielbiał wspominać pewną anegdotę: „Panie kolego, czyżby ta Pańska książka była taka słaba, że aż Newtona trzeba było dać na okładkę?”
@w czym problem
Tak, to bardzo piękne, być może nawet kiedyś się spełni i nawet w Polsce. Kiedy? Proszę podać termin, z podręcznikiem lub bez. Jaka jest statystyczna pewność?
Ależ to będzie wspaniale w świecie bez tabliczki mnożenia i innych takich. Ciekaw jestem tylko, jak to będzie z tym postulowanym czytaniem ze zrozumieniem? Proszę się więc zastanowić, jak to jest z tym czytaniem ze zrozumieniem. Tylko dzieci uczące się czytać, czytają wszystkie litery. Z czasem, w procesie czytania ludzie zaczynają odgadywać słowa w zdaniu, starając się dokonać translacji sensu przeczytanej treści na swój wewnętrzny język pojęciowy. Teraz pytanie: kiedy ten proces stanie się zupełnie nieefektywny?
1. Sens każdego słowa w tekście trzeba znaleźć w chmurze
2.Sens co drugiego, co trzeciego etc.
Przecież wszystko będzie w internecie. Do wykonywania najprostszych i najgorzej opłacanych prac to wystarczy. W tym zakresie pełna zgoda. Sam Pan jednak opisywał korelację sukcesu zawodowego własnych dzieci z czasem przeznaczonym na pracę zarobkową w trakcie studiów. Jak ktoś błyskotliwie zauważył, najlepiej płatna jest po tych kierunkach, na których nie ma czasu na nic innego, poza studiowaniem. Od 15 lat mam okazję trzy miesiące w roku bywać w Szwajcarii – kilka kilometrów od Instytutu Reya, nazywanym szkołą królów – jedna z najbardziej elitarnych szkół prywatnych na świecie, z b. bolesnym czesnym. Niech Pan sobie wyobrazi, że każą się tam nauczyć na pamięć np. 32-zwrotkowego wiersza. Dlaczego?
Mamy tu i teraz. Rozmawiamy o specyficznym i determinującym dla większości dzieci okresie edukacyjnym, z brzemienną w skutkach ustawą o przyśpieszonym o rok jej rozpoczęciu. Większość społeczeństwa funkcjonuje stereotypami, wg. gotowych schematów. Z tej rutyny zostali wytrąceni nauczyciele, szkoła, rodzice. Sam Pan woli w korporacyjnej robocie, ludzi przestrzegających i przewidywalnych w realizacji schematów nawet niedouczonych,( którzy wymagają scenariusza ?) niż nieobliczalnych indywidualistów.
Pracuję z grupą należących do, jak sądzę 20% najzdolniejszych w roczniku, chłonnych wiedzy kilkulatków. Nauczyły się rozpoznawać i nazywać 18 figur płaskich. Po dwóch miesiącach połowy nazw tego, co wcześniej potrafiły swobodnie i błyskawicznie nazwać, nie pamiętały i same prosiły by je przypomnieć. Czy usiłował pan niechętne nauce dziecko nauczyć tabliczki mnożenia? Nie jeden raz w życiu, tylko codziennie. Czy wie Pan jaki to procent populacji? Czy zastanowił się Pan ile jest w tej początkowej fazie nauczania tego rodzaju problemów i problemików? Na każdą lekcję ( to rodzaj spektaklu) taki scenariusz
(konspekt) jest od nauczyciela wymagany, własny lub cudzy, nawet gdy z niego nie korzysta.. Może dobrze, gdy ma ich do dyspozycji kilka, wraz z materiałami np. filmowymi, na których ktoś udowadnia, że w warunkach przeciętnej szkoły da się osiągnąć założone cele dydaktyczne z zastosowaniem dopuszczalnych metod?
Za dwa-trzy tysiące miesięcznie nie da się zwerbować półmilionowej armii nauczycieli, odpowiadających umiejętnościami i chęciami do pracy za 50 000,a które również na tym blogu niektórzy postulują. Dobry podręcznik z rozsądnie przemyślaną i zrealizowaną obudową może tylko (i aż) przesunąć stan równowagi w istniejącym układzie, w pożądanym kierunku, o kilka może kilkanaście procent, ale rocznie to jakieś 50 000 dzieciaków. I odwrotnie – kiepski podręcznik może przynieść w efekcie przesunięcie tej równowagi w niepożądanym kierunku.
Z wielką sympatią czytuję Pańskie wpisy, ale na rzeczywistość nie ma się co obrażać, można ją jedynie próbować nieco zmienić – na ogół się nie udaje 🙂 A jak się nawet uda, to dzięki m. in. Pańskiemu zaangażowaniu w działalność opozycyjną mamy to, co mamy.
Ktoś z internautów pisze o amerkańskiej szkole ochy i achy. A co z polską szkołą, a konkrotnie jak będzie wyglądała obudowa metodyczna do lekcji? Z zasobów scholarisa mozna korzystać , a jakże. Na czym pokażę ilustarcje online czy wykorzystam ćwiczenia interaktywne? Proszę niech mnie ktoś oświeci. Może dostaniemy do pracy odpowiedni sprzęt audiowizualny na miarę szkoły XXI wieku ?