Frekwencja na zajęciach dodatkowych
Kontrola wykazała, że frekwencja uczniów na moich zajęciach dodatkowych wynosi średnio 5-6 osób. Jak dla mnie to ideał, aby prowadzić wartościowe spotkania, ale dla organu nadzorującego to zdecydowanie za mało. Powinna chodzić cała klasa.
Wszystko przez godziny karciane, które od 1 września 2009 r. nauczyciele muszą prowadzić i dokumentować (w szkole podstawowej i gimnazjum dwie godziny w tygodniu, a w liceum – jedną). Dokumentacja jest po to, aby ktoś ją kontrolował i oceniał. Najlepszą ocenę można dostać wtedy, gdy na nieobowiązkowe zajęcia przychodzi dużo osób, np. 30. Frekwencję bowiem najłatwiej sprawdzić, reszta może być trudna do zmierzenia bądź wręcz niemierzalna.
Nauczycieli w mojej szkole jest ponad 40. Wszyscy realizują godziny karciane, niektórzy z własnej inicjatywy w wymiarze dwukrotnie bądź trzykrotnie większym, niż wymaga ustawa. Klas zaś jest tylko 17. Jeśli frekwencja miałaby być 100-procentowa, to każda klasa musiałaby chodzić w komplecie na trzy-cztery dodatkowe zajęcia. Tymczasem fakty są takie, że nieliczni uczniowie chodzą nawet na pięć spotkań, ale większość na jedno bądź wcale. Jedni bowiem są głodni wszelkiej wiedzy, a innym wystarczają zajęcia obowiązkowe.
Decyzje młodzieży nadzoru jednak nie obchodzą. Nauczyciele muszą wymyślić sposób, aby uczniowie przychodzili masowo. Jeśli wysoka jakość zajęć nie działa, nie pozostaje nic innego, jak zastosować represje. To zawsze przynosi skutek.
Komentarze
Polska szkoła od samej góry zarządzana jest skrajnie autorytarnie i centralistycznie!Kolejne szczeble,aby wykonać bezdyskusyjne i arbitralne polecenia góry, muszą stosować narzędzia ich wymuszania, a jednocześnie ta góra, jawnie czy przymykając oko te narzędzia akceptuje. A potem opowiadamy bajki jak to nasza szkoła wychowuje do demokracji, tolerancji i innych cnót … 😉
W takim systemie zarządzania musi to być wyłącznie fasadowa fikcja połączona z bezmiarem hipokryzji … 😉
Te „godziny karciane” wymyślił,czym się chwalił, Pański związkowy szef, niejaki Broniarz. W ramach podlizywania się(za udział w różnych lukratywnych programach!) ministrze Hall (tej od majtek!) !!!
No to niech Pan go spyta co i jak – on jest z Łodzi, więc daleko Pan nie ma … 😉
Początkowo prowadziłem zajęcia hobbystyczne, nie związane z programem nauczania. Chodziło 6 osób, podobało się…. ale nie dyrekcji. Teraz mam po prostu dodatkowe lekcje, obowiązkowe dla maturzystów. Frekwencja gra, ale czy naprawdę szkoła ma tylko realizować program nauczania???? Czy w ramach zajęć dodatkowych nie można uczniom pokazać czegoś, z czym mogą się inaczej nigdy nie zetknąć?
PS. Niektóre zajecia „karciane”, obowiązkowe, prowadzone są o …… 7 rano (przy połowie uczniów dojeżdżających spoza miasta, w którym mieści się szkoła). To powinno być zabronione!!!!
Osobiście Panu Chętkowskiemu współczuję.
Istotnie, konieczność dokumentowania poboru wynagrodzenia za pracę ocenianą wg frekwencji chętnych z tej pracy korzystać, to już prawie wolny rynek.
Czyli represja ze strony Państwa Polskiego, o niespotykanej w publicznej oświacie bezczelności. Nie wiem, czy nie mobbing.
To także demoralizujące, jeśli płaci się z góry za coś, czego jakość nikogo nie obchodzi – ani uczniów, ani pracodawcy. Tu w pełni się ze skargą Gospodarza solidaryzuję.
Wreszcie, kluczowy dramat sytuacji wynika z samego opisu. A jest nim fakt, że Gospodarz dość odważnie ujawnia i dokumentuje publicznie, że po prostu w tej szkole jest zbyt wielu nauczycieli.
Na szczęście, po to są media społecznościowe i blogi, aby takie problemy rozwiązywać – bo jak inaczej, no jak?
Myślę, że przyzwoici uczniowie zaczną teraz chętniej i liczniej swą postawą i obecnością na zajęciach dodatkowych uzasadniać wypłacaną (bez ironii) świetnemu poloniście.
Ostatecznie, godzin szkolnych poświęcanych celom edukacyjnym nigdy uczniom za dużo (np. nie siedzą dzięki temu w internecie na blogach), a i pomoc nauczycielom ze strony ucznia może przynieść konkretnym uczęszczającym wymierne wyniki w cywilizacyjnej kompetencji „personal branding”.
O zgubnym losie nie uczęszczających do właściwych szkół i na właściwe godziny dodatkowe uczniów, powinien zadecydować wolny rynek.
Czyli – niech ich to piekło pochłonie, skoro na edukację publiczną się sami nie zasłużyli.
A ci to za nadzór te godziny zlicza i nakazuje zwiększyć frekwencję?
anglisto drogi, na karciane nie ma obowiązku chodzenia, czy są o 7 czy o 19 możesz nie uczęszczać.
Z frekwencją widzę wszędzie problemy, u nas na szczęście się ogarnęli i ma być nie więcej niż 15 osób.
Moja koleżanka zrobiła zajęcia dla dwóch wybitnych uczniów, z czasem został jeden. Bardzo się nad nią pastwili, że to skandal, aby tylko jeden uczeń korzystał, że ona się nie przemęcza z tym jednym uczniem, że ma to zmienić, nie zdążyła, bo już po dwóch miesiącach indywidualnych zajęć czwartoklasista przeszedł do kolejnych szczebli konkursu kuratoryjnego, zamknęła tym narzekania wszystkich.
Takie są efekty socjalizmu. Darmowa edukacja. Rozumiana jako gówniana edukacja. To co jest wartościowe słono kosztuje. Każdy głupi to wie. Po co przychodzić do darmowej szkoły?
Z republikańskiej odpowiedzi na wczorajsze prezydenckie orędzie o stanie państwa:
„So, when I showed my 4H animals at the county fair, my parents used to say to me, ?Cathy, you need to save this money so you can go to college one day!? And so I did — I saved, I worked hard, and I became the first in my family to graduate from college.”
Że co? Dziewczynka, a ponieważ kluby 4-H przyjmują już kilkulatki, no może miała 9, 10 lat, pokazała na gminnym festynie swoją hodowlę królików, albo owcę lub kózkę, którymi się opiekowała i wygrała za swojego pięknego zwierzaka nagrodę.
I co? I jej rodzice poradzili jej, aby zaoszczędziła te pieniądze na swoje przyszłe studia?
Ameryka jest porąbana. Żeby małej dziewczynce groszaki z nagrody zabierać i kazać jej na studia odkładać?! Chytrusy jakieś. Skąpiradła. Takie bogate, a swoim dzieciom za uniwesytet nie zapłacą?
Jakieś 4-H klubiki zakładają i w lwiej wiekszości opierają ich pracę na wolontariuszach? U nas w Polsce mamy dużo lepsze organizacje od ich głupiego 4-H…
…i nie jesteśmy wcale gorsi bo nasi politycy też się w Sejmie chwalą pracą w organizacji młodzieżowej i odkładaniem wygranych w dzieciństwie nagród na koszta studiów!
Szanownego Gospodarza oraz jego dyrekcję odsyłam do słynnego zapisu art. 42 ust.2 pkt.2 KN. Jak na razie nie ma rozporządzenia do tego artykułu. Nawet MEN zastrzega się, że jego opinie o sposobie realizacji tych godzin są tylko opiniami a nie prawem. Więc hulaj dusza w interpretowaniu.
Poziom patologii prawnej w naszej oświacie osiągnął szczyty. Ciekawy jestem czy urzędnik, lekarz czy przedstawiciel innego zawodu chciałby dwie godziny dłużej pracować za darmo a w razie choroby odpracowywać te darmowe w późniejszym okresie. Podobnie za święta i dni, w których miejsce pracy było nieczynne. Zaznaczam ? czy chciałby? MEN zbadało czas pracy nauczycieli – 46 godz. tygodniowo!!!
Chyba jesteśmy jedynym takim krajem w UE???
jak widać z tego wpisu, polską edukacją publiczną rządzą idioci, których postępowanie może zachwycać tylko ludzi pokroju Eltoro.
Szczerze mówiąc, załamał mnie pan, dlaczego urzędnicy oświatowi są takimi ignorantami i nie maja pojęcia o specyfice szkoły.
de facto, niestety, obowiązek prowadzenia zajęć dodatkowych dla wszystkich nauczycieli dla licznych grup prowadzi do fałszowania dokumentacji przez nauczycieli lub do wpisywania przez dyrekcję tych zajęć w pany lekcji i przypisywania jakiemuś nauczycielowi danej klasy (co mija się z sensem takich zajęć)
No ale co mają zrobić, jak np. uczniowie codziennie maja po 7, 8 godzin (jak w technikach), dojeżdżają, sa dzieleni na grupy itd
nawet jak zajęcia będą świetne, to mało kto o 14-tej czy 15-tej na nie przyjdzie (poza zajęciami z przedmiotów maturalnych).
Ja jak pracowałem jeszcze w szkole najwięcej miałem (nie licząc roku, gdy miałem przypisaną klasę) chyba 5 osób (no może więcej, jak przychodzili na te zajęcia czasem uczniowie się poprawiać).
Większość zajęć realizowałem dla 1,2 czy 3 osób, często np. czekając po swoich lekcjach na te osoby 2 lub 3 godziny. (bo wcześniej one też miały lekcje)
@ grzesiu,
ależ mnie zachwyca to, że można brać uposażenie za przepracowane (i zakontraktowane) godziny, fałszować dokumentację, którą zresztą uważa się za represję – i jeszcze narzekać, że za mało dzieci, aby wszystkim oszustom dały podkładkę obecnością.
To przecież jest odpowiedź, jak nasze Państwo zapobiegło syndromowi wyuczonej bezradności sierot po pegeerze.
Po prostu pegeer przetrwał w papierach i żywi sporą rzeszę beneficjentów.
Nie przynosi im tylko chwały i szacunku, który im się przecież klasowo, z awansu społecznego należy, jak psu kość – co nie?
Świeć nam oświato swą publiczną proweniencją!
(przepraszam @grzesia za niezrozumiałe pojęcia, trudne słowa i wymagającą stylistykę; edukacyjnie jest pomocna wiki i korepetycje u starszych kolegów. Może na to, kółka doskonalenia wzajemnego, można by przeznaczyć te karciane godzinki hazardu z umową o pracę?).
A propos zajęć dla jednej osoby, w poprzednim roku pracowałem w technikum i liceum (zespół szkół), gdzie maturę z niemieckiego zdawała 1 osoba.
Zajęcia tworzyłem więc specjalnie dla niej, czasem były jeszcze pojedyncze osoby z klas o rok młodszych, ale rzadko przychodziły.
Godziny karciane to skandal jakich mało. Powstały w miejsce godzin dyrektorskich, które radośnie obcięto do minimum. Dla rządu to czysta oszczędność.
Poprzednicy mają rację. Nie ma ich kiedy odrabiać. Uczniowie czekają na nauczyciela lub nauczyciel na uczniów. Jeszcze ciekawiej jest w molochach. O odpowiedniej godzinie przyjeżdża gimbus i zabiera całą młodzież.
Liczono już czas pracy nauczyciela, wyszło powyżej 42 godzin tygodniowo. W normalnym państwie coś z tą informacją by zrobiono. U nas w dalszym ciągu prowadzono nagonkę na nauczycieli.
Związki są skorumpowane lub totalnie im nie zależy. Przecież wszystko odbywa się za ich cichym przyzwoleniem. MEN również udaje, że wszystko jest w porządku. Cieszy się z papierowej fikcji.
Bezsens, żenada i ciemnogród.
Eltoro – tak dla informacji, bo często wypowiadają się tu ci, którzy nie całkiem wiedzą, o czym mówią – to są godziny obowiązkowe BEZPŁATNE. To dość osobliwa idea…..
I jeszcze tytułem uzupełnienia : księży katechetów w mojej szkole nie sprawdza się i nie rozlicza.
Mentalność urzędnicza różnych „kontrolerów oświaty” sprowadza się do oceniania „dobrych” lub „złych” zajęć po frekwencji czyli ile osób chce lub może z takich zajęć korzystać. Może w tej syt oznacza „na tyle jest intelektualnie sprawna” by z nich skorzystać.
Wg logiki tej mentalności- najlepszym samochodem jest Fiat Panda a Maybach i Infiniti to złomy (nie wspominając o Ferrari) bo co to za auto, które przez rok kupi kilku czy kilkunastu klientów.
Taki jest efekt durnego zachwytu nad statystykami i liczbami.
Eltoro,
„ależ mnie zachwyca to, że można brać uposażenie za przepracowane (i zakontraktowane) godziny, fałszować dokumentację, którą zresztą uważa się za represję ? i jeszcze narzekać, że za mało dzieci, aby wszystkim oszustom dały podkładkę obecnością.”
Eltoro, jak uczniowie są obecni, to jakie oszustow?
Przecież te zajęcia się odbywają.
Acz masz rację, że fikcyjne wpisywanie zajęć które sie nie odbyły, jest złe.
Niestety, złe jest także wrzucenie bez sensu wszystkim obowiązku prowadzenia tych zajęć.
Oczywiście takie godziny dodatkowe być powinny, ale powinna być możliwość, by przeznaczyć te zajęcia (jeśli nie pojawiają się uczniowie, którzy zresztą wiedzą, że to nieobowiązkowe i nikt ich nie ma prawa rozliczać z tych zajęć, stawiać na nich ocen, zaznaczać nieobecności itd) na konsultacje, spotkania z rodzicami czy wycieczki, wyjścia edukacyjne (muzeum, teatr, spotkania rózne itd)
Innym sposobem nietworzenia fikcji jest to co pisałem, dyrekcja przypisuje w planie lekcji nauczycielowi daną klasę i motywuje tę klasę by chodzili.
Tylko wtedy nie do końca są to już zajęcia dla chętnych czy osób, którym dane zajęcia sa porzebne lub którymi są zainteresosowani.
P.S. ja miałem zawsze większą liczbę godzin niz trzeba, nawet gdy skończyłem wymaganą liczbę zajęć, to była zawsze jedna, dwie czy trzy osoby chętne, z którymi robiło się konwersacje i miałem raczej za dużo godzin.
Oczywiście po osiągnięciu wymaganej liczby prowadziłem zajęcia de facto za darmo, just for fun:) i dlatego, że doceniałem, że komuś chce sie uczyć niemieckiego, bo w szkołach gdzie pracowałem, w sumie była to rzadkość,
Ale wymaganie, by na zajęcia dla chętnych i nieobowiązkowe musiało uczestniczyć np. 15 osób i rozliczanie tego, jest idiotyzmem.
Oj Eltoro, zabawnyś,
słowo proweniencja było niegdyś jednym z moich ulubionych, znam i używam:)
Acz śmieszą mnie i żenują ludzie, którzy rzucą jakieś słówko uczenie brzmiące i wydaje im się, że nikt inny tego nie zna.
A co do godzin karcianych, już mnie nie dotyczą, pracuję na ubóstwianych przez ciebie wolnym rynku, w korporacji.
Wiesz ile korporacje mają absurdów, wcale nie mniej niż szkoły:)
Godziny karciane sa realizowane w godzinach wolnych dla nauczyciela, ale niekoniecznie dla uczniów. Godziny karciane odbywają się więc głownie w godzinach wczesnorannych (7:00) lub popołudniowych (po 15)I tak co z tego, ze jakiś nauczyciel wymyśli sobie zajęcia dodatkowe z chemii, polskiego czy matematyki na 7,8 godzinie lekcyjnej, skoro klasa ma w tym czasie inną lekcję? Na iu zajęciach jednoczesnie może być dany uczeń? Cio z tego, że nauczyciel w mojej szkole ustawił sobie karciane kółko chemiczne dla zainteresowanych,skoro biol-chem ma w tym czasie inna lekcję? Jaki jest sens tego wszystkiego?
Pracuję w gminnym zespole szkół. 50 nauczycieli, 25 klas. 80% uczniów dojeżdża. Ostatnie odwozy około 15. Gdzie wcisnąć 100 dodatkowych zajęć?
@ anglista
Godziny karciane są realizacją umowy o pracę w formie KK, a to za realizację umowy o pracę właśnie nauczyciel otrzymuje wynagrodzenie.
Podobnie i nie inaczej niż każdy pracownik w praworządnym kraju.
@ grześ
napisz coś o słowach i pojęciach, których nie rozumiesz i czym się szczycisz.
Na przykład pojęcia: oszustwo, zło, dobro etc.
Radzę szybko przewalić parę słowników, bo inaczej patologia korporacji doprowadzi cię do sądu na nauki.
Nauczyciela to z Ciebie nie zrobi, ale przynajmniej umieści we właściwym dla osobników takiej konduity miejscu.
Już czekam niecierpliwie na korespondencję, jak korporacje niszczą grzesiów przyłapanych na oszustwach i fałszerstwach pracowniczych.
Będzie nam wszystkim w tej szkółce blogowej raźniej.
@ była nauczycielka
Oczywiście, że rozliczanie godzin karcianych „po frekwencji” jest nie tylko bezprawne, ale jest po prostu usiłowaniem oszustwa ze strony pracodawcy.
Tyle, że oszukańczy pracodawca świetnie wie, że zatrudnia właśnie oszustów, więc ci, zamiast praworządnie odrzucić i zaskarżyć takie praktyki, wolą siedzieć cicho by nie podpaść własnymi oszustwami.
To się w cywilizacji nazywa sitwa, ponieważ obie wysoko oszukujące się strony wystawiają za to rachunek nie sobie, ale przymusowemu i w dużej mierze bezbronnemu płatnikowi utrzymującemu sitwę – czyli podatnikom, ergo: obywatelom uczniom i rodzicom.
Tak się ta gra w pici-polo nazywa i tak się toczy, w oparach obłudnych żalów i wzajemnego podszczuwania różnych frakcji sitwy przeciw sobie.
Podatnicy zaś głosują nogami i czym tam jeszcze – wkrótce szkoły publiczne będą żyły z nauczycielstwa wzajemnego, z braku uczniów – dopóki (samo)rządom nie skończy się unijna kasa.
I o to chodzi, a potem to już ta nauka nauczycielska pójdzie w las, na grzyby i korzonki.
Albo do Sejmu, gdzie i tak nauczycielstwo już dominuje i rżnie tę Polskę na kawałki aż miło.
–
Nb. wszyscy poloniści powinni skończyć w roli Pitery. Polonizm w tym wydaniu to brzmi jak głucha zapowiedź nadejścia ewolucji mózgu – gdzieś w kambrze czy ordowiku.
Eltoro drogi,
słów obcego pochodzenia wiele znający.
Twoimi jedynymi atutami i argumentami są chamstwo, manipulacje, kłamstwa, megalomania, nienawiść i pogarda.
Ja wiem, żeś zadufany w sobie i się tym szczycisz, ale twoje epistoły żenujące wywołują we mnie jedynie pobłażanie i śmiech.
Więc, trudź się nieboraku dalej, pisz, że trafię do sądu i więzenia, nie wiem za co:)
FYI, właśnie mi jutro umowę na czas nieokreślony korpo jutro przedłuża i wybrany jestem jako jeden z niewielu do nowego, trudniejszego projektu:)
Więc twoje prognozy średnio mnie przerażają, trolluj zdrów sobie dalej, choć dziwi mnie, że gospodarz toleruje twoje chamskie i obelżywe wypowiedzi i wobec nauczycieli (en masse) i wobec interlokutorów twoich.
Powiedział bym prafrazując Tuwima pewną fraszkę, ale nie wiem czy człek takiej konduity zasługuje, by go Tuwimem obdarzać,
Więc adieu:) li tylko.
Ależ grzesiu, możemy się spotkać przy niejednym projekcie…germanistycznym, powiedzmy 😉
Nie jest to takie trudne ani tajne, jak Ci się wydaje, chociaż faktycznie, iście belferskie bluzgi oszusta, słane po blogach mogą Ci projekt utrudnić.
Nie taka ta małopolska znów duża, CU 😉
Eltoro, można atakować gospodarza, ale Gości proszę nie straszyć.
Ho hoho!
A czego to Pan się bohatersko – bo w imieniu Gości boi, Gospodarzu?
Ciekawa i charakterystycznie opiekuńcza postawa; szkoda że jakże moralnie wybiórcza.
Oczekuję, że obroni Pan także Gościa Eltoro, przed goszczonymi żulami, podszywającymi się od nauczycieli, którzy na Pana blogu rzucają innym, cytuję: „Twoimi jedynymi atutami i argumentami są chamstwo, manipulacje, kłamstwa, megalomania, nienawiść i pogarda.”
Osobiście, że Panu odwagi i przyzwoitości w tej sprawie przybędzie, nie sądzę (nie po raz pierwszy).
Oczywiście obaj znamy tanią gierke, jaką Pan uskutecznia – naturalnie tak się w pokojach gogicznych mobbuje niewygodnych niezblatowanych – odwołując się do roli obrońcy przed wrogami ludu.
Czyli jednak to Pan się czegoś i dlaczegoś boi.
Osobiście, te rozgrywki z Pana strony minie bawią swą naiwnością, ale zapewne na użytek pokoju gogicznego wystarczą.
Publikacji tej korespondencji naturalnie także nie oczekuję; koń jaki jest – widzi Pan nie gorzej niż Eltoro i z wzajemnością.
Różnica tkwi jedynie w formacie i komforcie wyboru.
Cieszę się więc, że mogę Panu, jako obiekt chamskich napaści ugoszczonej żulii, pomóc w malowaniu Pańskiego pokojowego portretu gogicznego – skoro innych, godnych sposobów już Pan nie znajduje.
Pozdrowienia 🙂
Eltoro – no nie całkiem tak… nauczyciel otrzymuje zapłatę tylko za przeprowadzone LEKCJE, a nie za przepracowane godziny
Zarówno urzędnicy jak i nazywający zajęcia dla 5 czy 6 osób „oszustwem” nie pojmują jaki jest ich cel. To są zajęcia dla osób o wyższych aspiracjach niż przeciętne, dla takich osób, dla których dany przedmiot będzie jednym z podstawowych przedmiotów na studiach. Czyli jest to dokładnie to, czego brak od lat szkole się zarzucało- że kształci masę przeciętniaków a nie wychwytuje talentów, nie rozwija pasji ucznia.
A jak to robi- to też źle, bo za mało tych ponadprzeciętnych. Zawsze i wszędzie było mało co z samego pojęcia „ponadprzeciętny” wynika.
Również dla nauczyciela jest to ponadprzeciętny wysiłek, bo potrzeby takich uczniów są dużo wyższe. Tu trzeba przygotować własne materiały, to nie jest zakres standardowego podręcznika.
Czy neurochirurg, który przez kilka godzin operuje JEDNEGO pacjenta jest oszustem bo jego kolega z przychodni w tym samym czasie przyjął kilkunastu pacjentów z katarem, grypą czy biegunką?
@ anglista & była nauczycielka
Proszę Państwa,
umowa o pracę w formie KN obejmuje świadczenie ‚godzin karcianych’, więc są one opłacone w pakiecie kontraktu. Nie są więc „bezpłatne”. Jasne, że nie chodzi o godziny zegarowe, tylko lekcje (albo tym podobne formy działania zawodowego, a nie spędzania godzin w pracy).
Oczywiście, że pracodawca usiłuje manipulować kryteriami spełnienia kontraktu, czyli bezprawnie uzależniając spełnienie godzin od …liczby uczniów.
Wszystko stąd, że to nauczyciele i oszukańcze związki zawodowe, wraz z równie oszukańczym pracodawcą zawarli pacht karciany – będący sam w sobie koślawą patologią, w sensie cywilizacyjnym i prawnym. Wszyscy oni liczyli, że nieostre kryteria i mętne, fałszywe standardy tej umowy pozwolą im rżnąć podatnika na dowolne sumy. I tak właśnie jest, tyle że ta zdemoralizowana i pewna bezkarności społecznej sitwa, nieuchronnie dla takich związków, zaczęła sięgać również sobie wzajemnie do gardeł i kieszeni.
Nauczyciele (w sensie osób, nie środowiska) są tu więc „ofiarami” własnych, patologicznych przywilejów zbiorowych, obróconych przeciwko nim.
Nie ma co biadać, tylko zawiązać prawdziwą organizację reprezentującą interesy edukacji – w tym nauczycieli (oraz uczniów) wobec pracodawcy publicznego.
Na początek – wkrótce wybory samorządowe, życzę powodzenia.
–
Przy okazji:
Nic tu nie ma do rzeczy porównanie z chirurgiem, ponieważ wymiar i postać patologii pracowniczych wynika z rodzaju kontraktu, na jaki strony się umówiły.
Są przychodnie, gdzie pracodawca płaci za ilość przyjętych pacjentów, oraz placówki, gdzie płaci się za czas gotowości do operowania (a nie samego zabiegu rzecz jasna).
Wszystkie te placówki jednak, w kwestii płacenia wykonawcy pieniędzmi podatnika, wynagradzają pracownika za stopień zniechęcenia obywatela do korzystania z ich świadczeń. Wprost proporcjonalnie!
To inna twarz patologii pt. monopol świadczeń państwowych i izolacja od rynku. Żadna pociecha nauczycielom w tym się nie mieści, poza ew. samookaleczającą schadenfreude.
–
PS
Pod wpływem Autorytetu Gospodarza, zapewniam, że oszukujący i fałszujący dokumentacje pracownicze, jak to sam o sobie niejaki grześ z dumą opowiedział, mogą nadal niczego się nie bać .
A już na pewno wpisów Eltoro – i wieszać na tym Gościu bloga psy i bluzgi ad libitum, jak dotąd.
Zgodnie z intencją wieszających, Gościowi Eltoro to również wisi.
Eltoro – ale po co się tak pobudzać? Czyżbym ja, na przykład, w czymś Panu uchybił?????? Nauczycielem na pewno Pan nie jest, nie te nerwy……
Niejaki Eltoro napisał:
„Pod wpływem Autorytetu Gospodarza, zapewniam, że oszukujący i fałszujący dokumentacje pracownicze, jak to sam o sobie niejaki grześ z dumą opowiedział, mogą nadal niczego się nie bać ”
każdy kto umie czytać i rozumie to co czyta, wie, że tenże manipulator kłamie.
Ja napisałem
„de facto, niestety, obowiązek prowadzenia zajęć dodatkowych dla wszystkich nauczycieli dla licznych grup prowadzi do fałszowania dokumentacji przez nauczycieli lub do wpisywania przez dyrekcję tych zajęć w pany lekcji i przypisywania jakiemuś nauczycielowi danej klasy (co mija się z sensem takich zajęć)”
Żeby z drugiego wywnioskować pierwsze trzeba być albo analfabetą albo manipulatorem i oszczercą.
Wcześniej niejaki Eltoro grozi mi, że miałbym się z nim gdziekolwiek i przy jakichkolwiek projektach spotykać, w dodatku w Małopolsce, gdzie nigdy nie pracowałem i nie pracuję, ba, od ponad pół roku nie mam też nic wspólnego z edukacją (acz chcę wrócić, bo lubię i robię to dobrze)
Kilka postów dalej Eltoro znowu rzuca jedynie obelgami.
Wcześniej jednak się pomyliłem, nie bawią mnie teksty Eltoro, wywołują we mnie jednak głównie obrzydzenie.
Od lat ten blog zanieczyszczany jest jego bluzgami, kłamstwami i manipulacjami, przez które żadna dyskusja na poziomie jest niemożliwa niestety.
Więc ponieważ mam ciekawsze i przyjemniejsze zajęcia, to nie będę odnosił się juz do komentów tego pana, niech sobie pisze co jak i chce.
Acz szkoda że przez takie osoby blog ten nie był, nie jest i nie będzie nigdy miejscem rzetelnej czy konstruktywnej dyskusji.
Grześ się naprawdę wystraszył, biedaczek.
Nic dziwnego.
Pisze co wie, ale nie rozumie co pisze.
Otóż, jeśli wg wiedzy grzesia
„obowiązek prowadzenia zajęć dodatkowych dla wszystkich nauczycieli dla licznych grup prowadzi do fałszowania dokumentacji przez nauczycieli”
to by znaczyło, że słowo obowiązek dot. prowadzenia zajęć, nauczyciel taki jak grześ, automatycznie kojarzy z prowadzeniem nauczyciela do fałszowania dokumentacji.
No jasne.
Pracodawca czegoś, za co grzesiowi zapłacił – wymaga, więc grześ jest prowadzony jest tym tym obowiązkiem bynajmniej nie do zajęć, ale do fałszowania.
Oj zbłądził grześ słowem i czynem , ale nawet nie ma tego świadomości.
Bo trudno uwierzyć, że nie tylko głupi, ale i podły pisząc nie o sobie ale o wspólnictwie w oszustwie jakiegoś kolegi nauczyciela?
A może po prostu pisze nie to, o czym wie, a co mu serce dyktuje?
Tak czy siak, ja bym na miejscu innych, uczciwych nauczycieli, takiego grzesia pogonił na projekty.
Niech niszczy korporacje swym oszukaństwem, a nie dzieci. ponieważ nauczycielem nie jestem, grześ nie ma czego się bać.
Pogoni żadnej nie będzie, za Mała ta Polska nauczycielska w swym formacie.
A korporacje za duże, aby się grześ do nich za długo od podeszwy przyklejał.
Niechże nad więc nad niemądrym grzesiem zapadnie co najwyżej wstydliwy eot.
@ anglista.
nie pobudza mnie Pan, ale fakt, że opłacona przeze mnie (jako podatnika) Pana pensja, jest przez Pana opisywana jako odwalanie darmochy (w postaci godzin karcianych).
Nawet w obcych językach wypada wiedzieć co się podpisuje i za co bierze pieniądze, powiedziałbym – zwłaszcza w obcych, a już na pewno w kręgu kultury anglosaskiej, którą Pan zapewne, niechcący, językowo reprezentuje wobec dzieci.
Obawiam się że językowo znaczy tu co najwyżej – werbalnie.
A w ogóle to uwielbiam anglistów i anglistki, dlatego im dużo płacę, aby nie musieli chodzić do szkół 😉
Pozdrawiam.
Jak to robią kulturalni Anglosasi…
W szkolnej stołówce wydają czwartoklasistom obiady. Najpierw 11-latki dostają tacki z jedzeniem a potem idą do kasy, gdzie ich szkolny identyfikator umożliwia pani kasjerce zobaczenie stanu konta danego głodomora. Jak konto jest prawie puste, uczeń się o tym dowiaduje przy kasie a jego rodzice są powiadamiani pisemnie i za pomocą telefonu.
Tak twierdzi kuratorium.
Około 30-40 uczniów otrzymało jedzenie tylko po to, aby im je przy kasie odebrać i,- tak jak wymagają przepisy – od razu wyrzucić do kubła.
Ich obiadowe konta były puste.
Kilkoro dzieci wprawdzie konta miały w porządku ale obiady odebrano im przez pomyłkę.
Rodzice twierdzą, że nie dostali wiadomości.
Zdziwione dzieciaki, którym właśnie odebrano obiadki, dostały w zamian mleko i pomarańcz.
Czyli to, co kafeteria zwykle daje w przypadku, gdy konto jest puste.
Pod warunkiem, że uczeń wie o tym i pójdzie od razu do kasy a nie najpierw po tackę z obiadem.
Rzecznik kuratorium przeprasza.
Widziano dzieci, które swoim obiadem podzieliły się z kolegami.
Koszt szkolnego obiadu – 2$.
Anglosaksonia, stan Utah, wczoraj czy przedwczoraj.
Ja wiem, wiem. Każdy popełnia błedy. Chodzi o reakcję systemu na te błędy. Dwóch senatorów przyleciało do szkoły kampanię wyborczą sobie robić. Kuratorium przeprosiło. Czyli wszystko jest wporzo. System zadziałał prawidłowo.
Dzieciakom to trzeba powiedzieć.
Proszę mnie nie rozczarowywać, ale czy takie coś byłoby możliwe w polskiej szkole?
Nie wiem, jak w umowie o pracę anglisty, ale w mojej punkt 1 brzmi: „Ob. ….. zwany w dalszej treści umowy pracownikiem przyjmuje na siebie od dnia podjęcia pracy tj. od dnia 01.09.1990 na czas nieokreślony do – obowiązki nauczyciela-wychowawcy Szkoły Podstawowej nr … w …. w wymiarze 18 godzin zajęć dydaktycznych w tygodniu.”