Szkolne wycieczki
Zaczyna się sezon na szkolne wycieczki. We wrześniu ruszają głównie pierwsze klasy gimnazjów i liceów, w październiku klasy starsze. Oficjalnie cel jest edukacyjny, integracyjny i turystyczny. W niejednym przypadku realizowany jest tylko cel alkoholowy – picie z koleżankami i kolegami.
Na takiej wycieczce nauczyciele nie bardzo wiedzą, co zrobić: wyłapywać tych, co się napili, potem karać, czy udawać się, że się ich nie widzi, a jak któryś sam wejdzie w łapy, to ograniczyć interwencję do ustnej reprymendy? Wielu belfrów uważa, że wszystkie problemy, jakie wystąpią na wycieczce, należy rozwiązać na wycieczce, a do szkoły niczego nie przywozić. Choćby więc uczniowie pili na umór, nikt o tym nie wie. Wszystko, co się wydarzyło, jest naszą małą tajemnicą, tajemnicą klasy i wychowawcy.
Przymykanie oczu na picie alkoholu przez uczniów jest bardzo ryzykowne. W większości szkół obowiązują przepisy, że do młodocianego, będącego pod wpływem alkoholu, należy wezwać pogotowie, poinformować rodziców, aby odebrali dziecko z wycieczki bądź ze szpitala. Gdy problem dotyczy kilku osób, wychowawca podejmuje decyzję o przerwaniu wycieczki i powrocie do domu (bez zwrotu poniesionych kosztów). Pijanego ucznia nie wolno też zostawić samego, np. aby się wyspał. Opiekun powinien przy nim czuwać aż do przyjazdu rodziców, pogotowia, a jeśli się awanturuje, policji.
Nauczyciele znają te przepisy, ale rzadko je stosują. Sumienie nie pozwala im wezwać pogotowia i policji albo też wymagać, żeby rodzice przyjeżdżali po dziecko 400 kilometrów. Nic więc nie robią, czyli sami postępują niezgodnie z prawem. Kiedy więc chcą karać ucznia za picie, wychodzi na jaw, że sami też nie są święci. Wtedy robią wszystko, aby kara była symboliczna albo żadna. I dlatego uczniowie na wycieczkach piją, bo wiedzą, że nic im nikt nie zrobi.
Komentarze
Przeciez juz od kilku dni wolne media nawoluja, zeby zamiast zakazywac mlodym chlania (i spowodowac upadek przemyslu i przemytu), nalezaloby mlodych edukowac w zakresie alkoholizmu.
A kto jest bardziej powolany do edukcji, jak nie szkola. W koncu pozostaly jeszcze w programie jakies resztowki po przedmiotach scislych, ktore moznaby polikwidowac i w to miejce wprowadzic lekcje z alkoholizmu.
Policjant na szkoleniu na temat narkotyków dla nauczycieli ( autentyk ):
-” Jak podejrzewacie, że uczeń ma w teczce narkotyki to broń boże nie rewidujcie, bo nie macie prawa. Poproście, żeby wam pokazał zawartość. Jak położy na stole, to możecie sprawdzić i jeśli są narkotyki, to broń boże nie dotykajcie i nie noście do nas, bo sami wejdziecie w posiadanie i wtedy zostajecie przestępcami… Możecie nas wezwać ale nie macie prawa zatrzymać ucznia siłą, gdyby chciał się oddalić…” Tak można streścić szkolenia o przeciwdziałaniu narkomanii w szkołach. Artykuł Gospodarza nie dziwi mnie ani trochę. Jakie prawo takie postępowanie, nikt nie chce kłopotów. Pozdrawiam.
Gdy jeździełme na szkolne wycieczki to mogli nas ukarać i to poważnie …, ale i tak piliśmy, bo chcieliśmy, a nie dlatego, że nikt nam nie mógł nic zrobić ….
Więc szanowny gospodarz bloga miesza dwie sprawy. Jedną jest powód i najcześciej jest nim chęć picia (z pewnością są i inne), z bezkarnością wynikającą postawy nauczycieli, którym wygodniej jest nic nie robić.
Sądzę dodatkowo, że młodzierz choć w wielu kwestiach tak różna obecnie, w kwestii odurzania się jest taka jak zawsze była. Nie widzę różnicy.
@lonefather
Młodzierz?
Postawa nauczycieli wynika z przepisów a nie z lenistwa. Prawo stawia wyżej wolność ucznia i takie są efekty. Ja tego nie oceniam, usiłuję dowieść, że i uczniowie i nauczyciele działają tak, aby nikt się nie doczepił. W poprzednim wpisie piszę jakie jest prawo. Kto zrozumie, ten oceni. Dobry człowiek bez alkoholu nie powstrzyma drugiego dobrego człowieka z alkoholem.
Pozdrawiam ponownie.
Zgadzajam sie z powyzszymi wpisami (przed wszystkim uczyc, a nie zakazywac! nie brac sprawy w swoje rece – kazdy prawnik udowodni, ze nauczyciel popelnil tysiac niedopuszczalnych wykroczen i zwali wine na nauczyciela).
W mojej szkole (Toronto, ON) byla nastepujaca procedura. Przed wycieczka, kazdy uczen dostawal formularz, w ktorym zasady zachowania i postepowania byly wyszczegolnione, od A do Z. Formularz musial byc podpisany przez rodzicow. Kiedy uczen byl nietrzezwy, natychmiast dzwonilo sie do rodzicow i szkolnego prawnika. Rodzice decydowali czy wzywac policje, aby formalnie stwierdzic stan delikwenta. Nastepnie, ucznia wsadzalo sie do autobusu/samolotu i odsylalo do domu, a rodzice mieli odebrac go na stacji. Rzecz jasna zdarzaly sie wypadki, ale rzadkie; albo tak sie kryli, ze nie zostali nakryci (popili wieczorem w pokoju hotelowym i nie wyczyniali burd).
Ale zawsze trzeba bylo zareagowac – nigdy nie przechodzilo sie nad incydentem do porzadku dziennego.
Chce tez dodac, ze w statucie szkoly byla klauzula, ze tego rodzaju wykroczenie pociagalo automatyczne zawieszenie ucznia. Kara jest dotkliwa, poniewaz podanie o przyjecie na wiele uniwersytetow zawiera pytanie czy uczen byl zawieszony – odpowiedz tak moze przekreslic szanse przyjecia.
Czytam pańskie felietony dosyć regularnie.
Trochę jestem nimi przerażony. Aż trudno uwierzyć, że poziom demoralizacji nauczycieli jest tak wysoki.
Osobiście uważam, że szkolnictwo to domena państwa. Nie samorządów, bo mają szkoły w du…, nie rodziców, bo to przecież z nich składa się nasze durne społeczeństwo i to co wyprawiają niektórzy z nich byłoby dobrym tematem dla Gogola.
Szkoły prywatne, pod warunkiem, że maja podstawy ekonomiczne, mogą być jedynie wisienką na torcie. Nie może im zależeć na każdym uczniu, który płaci czesne.
Tak się składa, że miałem szczęście być uczony jeszcze przez przedwojennych nauczycieli, przy których Pan byłby przypuszczalnie chłystkiem lekceważonym przez uczniów. Oczywiście jaskółki obecnego poziomu szkolnictwa były już wtedy widoczne.
On jakoś procedur nie potrzebowali. Znakomicie radzili sobie bez nich i to w środowisku gomułkowskiego PRL-u. Bardzo nieprzyjaznego dla nich. Cieszyli się jednak jeszcze szacunkiem wśród rodziców.
Poziom nauczycieli decyduje o przyszłym poziomie społeczeństwa.
A jaki jest poziom obecny – sam Pan pisze.
A tak a propos tego felietonu: czy zdarzyło się Panu pić alkohol z uczniami? Bo nNauczycielom moich dzieci i owszem.
Jeżeli młodzież pije na tych szkolnych wycieczkach alkohol i tylko temu te wycieczki służą, to dlaczego szkoła i nauczyciele je organizują? Z tego, co mi wiadomo, za te wycieczki płacą rodzice. Wydaje mi się zatem, że wycieczki służą nauczycielom. Zawsze to jakieś oderwanie się od szkolnej rutyny.
Jeszcze jedno. W moim liceum wyrzucano ze szkoły za złapanie na papierosie w toalecie. Nie potrafię sobie wyobrazić co nauczyciele mojej szkoły zrobiliby z delikwentem, który się upił będąc pod ich opieką.
Pytanie brzmi: Po co nauczyciele jeżdżą na wycieczki z uczniami? Odpowiedzialność bardzo duża płaca żadna. Najlepiej nie robić wycieczek i nie będzie problemu.
W latach 70 byłem uczniem jednego z liceów warszawskich. Jeździliśmy na wycieczki klasowe – przeżywaliśmy pierwsze fascynacje związane z alkoholem, koleżankami ze szkoły itp. Pomysł @exbelfer aby rodzice / opiekunowi prawni przed wyjazdem podopiecznych podpisywali listę praw i obowiązków jest super. To rodzice odpowiadają za zachowanie dzieci.
Nie do końca mogę się z panem zgodzić. Może tak jest, jak pan pisze, ale nie wszędzie. U nas rodzice zaproponowali żeby w razie stwierdzenia pijaństwa powiadamiać telefonicznie rodzica, który jest zobowiązany na własny koszt ucznia z wycieczki zabrać. Efekt znakomity, rodzice części uczniów na wycieczki nie wysyłają, bo im nie ufają. Natomiast ci uczniowie, którzy pojadą wolą nie ryzykować wpadki i wizyty rodzica 500 km od domu.
„W moim liceum wyrzucano ze szkoły za złapanie na papierosie w toalecie. Nie potrafię sobie wyobrazić co nauczyciele mojej szkoły zrobiliby z delikwentem, który się upił będąc pod ich opieką.”
Ja sobie potrafię, z tego co opisujesz, zamordowaliby a zwłoki zbezcześcili.
@exbelfer
„Chce tez dodac, ze w statucie szkoly byla klauzula, ze tego rodzaju wykroczenie pociagalo automatyczne zawieszenie ucznia. ”
I to jest podstawowa różnica. U nas ucznia się nie zawiesza, bo uczeń ma prawo chodzić do szkoły, a obowiązków niewiele, a nawet jakby się go zawieszało, to i tak nie ma to żadnych konsekwencji dla delikwenta, bo żadna uczelnia się zachowaniem delikwenta nie interesuje, byle sztuka była.
„dyrektor placówki szkoly publicznej może skreślić ucznia z listy uczniów, jednakze w przypadku, gdy uczen ten nie ma skonczonych 18 lat (a wiec objetego obowiazkiem szkolnym zgodnie z Konstytucja), to nie mozna skreslic takiego ucznia.
W takim przypakdu jedynie kurator na wniosek dyrektora w uzasadnionych przypadkach moze przeniesc ucznia do innej placowki.
Zawiesic w prawach ucznia moze przyjac jedynie taka forme, aby nie zabraniano uczeszczac na lekcje (znow dot. osob ponizej 18 roku zycia) – zawieszenie moze to przyjac np. zakaz uczestnictwa w imprezach szkolnych.”
Zależy też, czy uczeń się napije, czy upije
Witam
Jest koniec lat 60 tych. Właśnie zdałem maturę i w wieku 17 lat ! zostałem wychowawcą na kolonii w Leśnej (700 kolonistów), jednej z trzech najstarszych grup chłopców (po 45 w grupie) w wieku 15 – 16 lat. Miałem trzech kolonistów niższych ode mnie, reszta wyżsi, niektórzy o głowę. Super!
Hormony latały niczym kule na polu bitwy. Dziewcząt i młodziutkiego personelu żeńskiego pod dostatkiem.
Efekt – moi koledzy od dwu najstarszych grup chłopaków zapomnieli na miesiąc co to sen. Po nocy łapali i poszukiwali swoich wychowanków, w dzień marzyli o 15 min. snu. Moi za to jak baranki szli do łóżeczek przed czasem i zasypiali w locie. 40 km marszobieg po kolacji świetnie robił. Rano budzili mnie z informacją, że stoją na zbiórce gotowi do gimnastyki. Zresztą byli jedyni. W nagrodę mogliśmy dołączyć się do którejś z grup dziewcząt i iść np nad Czochę. Szli jak słodziutkie baranki.
Czy był alkohol? Kierownik kolonii i zastępca raczej nie trzeźwieli, piły wychowawczynie, personel, starsi koloniści, problemem było za co. Moi mając alternatywę – spacer za rączkę, mecz czy alkohol nie mieli wątpliwości. A jak pięknie śpiewali! I zawsze wiedzieli, że marszobieg 40 km czeka w zapasie.
Wnioski. Szanujmy się wzajemnie, szanujmy ucznia ale i siebie też. To nieprawda, że nie da się nic zrobić. Młodzież i wtedy i teraz jest wspaniała. Z nimi można cuda robić a sympatię zwrócą stokrotnie.
Czy teraz jest gorzej? Pewnie tak, na pewno.
I nie generalizujmy, są tysiące wspaniałych pedagogów, kłaniam się im. Tym bardziej ceńmy ich.
Były już nauczyciel fizyki.
Chodziłem do liceum w latach 70tych ub. wieku. Piło się. W internacie, na wycieczce, na dyskotece. Ale- piło mniej uczniów, rzadko-dziewczyny. Szkoła miała narzędzie- wyrzucenie delikwentna. Rzadko stosowane. Szkoła i internat w zabytkowym parku. kto by uczniów doplnowal! byla też większa kultura młodzieży i szacunek do nauczyceli. Rówież ze strony rodziców. Malo który rodzic tolerował picie nieletniego dziecka.
A może warto byłoby zapytać „dlaczego ucznie pijo ?”.
Jakbym teraz był uczniem też bym pił. Przecież tej całej edukacji, testomanii, wychowania patriotycznego i wycieczek nie da się przebyć na trzeźwo.
Cóż, dlatego nie ma u nas wycieczek- integracja klas I liceum to wyjście danego dnia w jakieś miejsce na parę godzin- sensu w takich wycieczkach nie widzę żadnego, w bycie cerberem – także, w chlanie z uczniami (a znam takie przypadki)- jeszcze bardziej, już niżej chyba nie może upaść nauczyciel, jeśli to robi z uczniami na wyjeździe.
Prosiłem autora o komentarz tydzień temu :-). Panie Dariuszu, to tylko parę zdań 🙂 „Czy autor bloga byłby nam w stanie napisać, czy rzeczywiście takie zachowania w oświacie są prawidłowością?”
http://tomaszwojciechowski.natemat.pl/73563,rok-udawania-ze-sie-czyms-zajmujemy
Plb,
dziękuję za przypomnienie. Napiszę, ale to trudne zagadnienie, więc zbieram myśli.
Serdeczności
Gospodarz
Gospodarzu. Mam nadzieję, że moja cierpliwość i ciekawość zostanie nagrodzona 🙂
Plb,
dziękuję za uprzejme słowa. Postaram się napisać stosowny tekst. Temat uważam za ważny. Za propozycję jestem bardzo wdzięczny.
Pozdrawiam z zimnych Suwałk.
Gospodarz
To jest kwestia dziurawego systemu prawnego. Taki pijany uczeń powinien bezsprzecznie być wyrzucany ze szkoły. Bez żadnego wzywania karetki czy rodziców. Do tego powinna dojść, jak już niektórzy wyżej pisali, mocniejsza kampania społeczna przeciwko alkoholizmowi, przeprowadzona w szkołach.
Drugie dno tej historii jest takie, że nauczyciele też lubią sobie czasem popić. I to niejednokrotnie więcej, niż uczniowie.
A jednak tak wcale być nie musi. Cóż za niewiara w człowieka. Naprawdę nie wszystkie wycieczki piją. Składa się na to wiele czynników, ale nauczyciela-wychowawcy nic nie zastąpi. Jeśli ich nie szanujemy to często tak mamy. Teraz jest właśnie pora by pozbywać się tych niepokornych zamiast nienadających się.
Mam nadzieję, że niejedna osoba, szczególnie z grona rodziców zgodzi się ze mną, iż to, jak zachowują się nasze dzieci na wycieczkach nie zależy jedynie od nauczyciela lub też programu wyjazdu. Bo to, jak mają poukładane w głowach nasze pociechy zależy przede wszystkim od nas – czyli od rodziców. Pozdrawiam