Natrętne słowa
Każdy ma jakieś natrętne słowo, które wypowiada zupełnie nieświadomie. Słuchaczy to drażni, a mówca nic nie czuje.
Moim ulubionym programem w radiowej Trójce jest „Informator ekonomiczny” Wiktora Legowicza. Od pewnego czasu nie mogę jednak skupić się na wypowiedziach redaktorów, ponieważ całą moją uwagę przyciąga słowo „dobrze”, które gospodarz programu wypowiada przesadnie często. Zamiast słuchać, denerwuję się, gdy red. Legowicz powie „dobrze”. Doszło do tego, że nic innego nie wynoszę z audycji, jedynie „dobrze”.
Przypadłość ta spotyka każdego, kto mówi do publiczności. Pół biedy, jeśli jest to słowo przyzwoite. Niestety, bywa, że do języka przyczepia się wulgaryzm. Jeden z moich nauczycieli miał zwyczaj – a wzięło mu się to nagle – wplatać w swój wywód formułę „panie, tego”. Kilka tygodni leczył się z tej maniery, ale jak już się wyleczył, to zapadł na inną. Tym razem wplatał słowa „cholera, panie”. Z tej choroby już się nie wyleczył.
Moi uczniowie liczyli kiedyś słowo „otóż”, jakie zbyt często wypowiadałem. Byli na tyle uprzejmi, że liczyli tak długo, aż mnie wyleczyli. Później – ale przy natręctwie innego słowa – liczenie już nie pomagało. Poprosiłem, aby pukali. Gdy tylko wypowiadałem „no i”, słyszałem głośne „puk”. Po kilku dniach wypukali mi z głowy to natręctwo. Nie ma jak pomoc przyjaznych dusz.
Zauważyłem, że redaktorowi Legowiczowi też ktoś pomaga wyzbyć się owego „dobrze”, gdyż wypowiada je rzadziej. Oby tylko nie popadł w inne natręctwo, od którego słuchaczom zacznie robić się naprawdę niedobrze.
Komentarze
Dobre jest takie „leczenie”. Lecz może ono doprowadzić do nerwicy jakiejś. Trzeba uważać.
Od kilkudziesięciu lat towarzyszy mi inne „natręctwo” nauczycieli i dyrektorów. Gdy witają nowy rocznik w swojej placówce, zdarza się, że używają frazy „szkoła to wasz drugi dom”. Błagam Was, nie mówcie tak, to żenujące.
Przy okazji przedstawiam moją propozycję na 2 września.
Szanowni nauczyciele i dyrektorzy wszystkich szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Drugiego września przyjmiecie w progi Waszych placówek pierwszoklasistów. Przypuszczam, że powitacie nowych uczniów i ich rodziców tak jak zawsze.
1. Uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego.
Dyrektor wygłosi mowę powitalną, w której „sprzeda” zalety szkoły, troskliwość i otwartość załogi, itp. Zaakcentuje potrzebę współpracy, dyscypliny, odpowiedzialności, itp.
2. Pierwsze spotkanie uczniów z wychowawcą i przedmiotowcami.
Nauczyciele roztoczą wizję sukcesów opartych na solidnej pracy, której będą przewodnikami i pomocnikami.
3. Spotkanie dyrekcji z rodzicami pierwszoklasistów.
Patrz: 1.
4. Pierwsze spotkanie rodziców i wychowawcy.
Patrz: 2. + przedstawienie najważniejszych dokumentów szkoły.
Każde z czterech spotkań będzie mieć charakter prezentacji. Prezenterzy postarają się być bardzo przyjaźni, życzliwi i rzeczowi. Słuchacze będą spokojni, cisi i … .
Nie gniewajcie się na mnie, ale Wasze powitania pozwolę sobie nazwać tak: „Opowieść o życiu szczęśliwem”.
Drodzy edukatorzy ! Proponuję: zróbcie to inaczej, zaskoczcie uczniów i rodziców ! Nie opowiadajcie im o szkole, lecz zacznijcie od zadania im kilku elementarnych pytań:
– wersja „kulturalna”: czego oczekujecie od naszej szkoły ? jakie cele chcecie w niej osiągnąć ? jakie macie marzenia, plany i propozycje ?
– wersja „z grubej rury”: po co tu przyszliście ? czego od nas chcecie ? jakie macie życzenia lub żądania ?
Zamiast mówić, przemawiać i gadać, posłuchajcie nowicjuszy. Zamieńcie się rolami. Niech oni gadają, a Wy bądźcie słuchaczami.
Co sądzicie o tej propozycji ?
?- Kochanie, pamiętasz naszą pierwszą randkę ? ? O, tak. Byłam szczęśliwa, tak wspaniale rozmawialiśmy ze sobą. ? Chyba nieco przesadzasz, ja przecież prawie nic nie mówiłem, to tobie nie zamykała się buzia. ? No właśnie !!!?
Czy Wasze spotkanie z ?nowymi? może mieć coś z pierwszej randki ?
_____________________________________________
Propozycja dla ambitnych: spiszcie wypowiedzi, odczytajcie wspólnie, porozmawiajcie o nich.
Propozycja dla bardzo ambitnych: zbierzcie wypowiedzi z wszystkich szkół w Polsce i wyślijcie do jakiegoś instytutu, który wrzuci je do komputera, a ten wypluje słupki, wykresy i ? wnioski.
Z wyrazami szacunku – rodzic
Językowe natręty mają różne odcienie. Są modulanty trącące myszką. np. mój nauczyciel historii mówił o naszej klasie, co wspominam z rozrzewnieniem: ” To jest. panie,banda.” Słyszymy słowa mające pojemną treść w opinii mówiącego, który stwierdza: „dokładnie, i tak dalej, a jak przyjdzie co do czego”. Są słowa pełniące funkcje uniwersalne, oddające szeroką gamę emocji. To wulgaryzmy, królujące podczas przerw szkolnych i nie tylko w tym czasie.
Kończąc półrocze i rok szkolny proszę, aby moi uczniowie wypowiedzieli się na mój temat anonimowo, np. o moich „dobrych i złych stronach” jako nauczyciela i wychowawcy. Jest to kopalnia wiedzy dla mnie. Wychwycili moje bon moty, np,”odrobina techniki i się gubię”, zwracali uwagę na pewną nonszalancję w prowadzeniu lekcji, gdy dyskutując, siedzę na ławce, gestykuluję.
Są wreszcie słowa nadużywane przez polityków i media. Do nich należą pochodne od wyrazu „Smoleńsk”, np.” Smoleński chocholi taniec wokół brzozy”.
Panie Wiesławie, z doświadczenia wiem, że dla bardzo wielu uczniów dzień rozpoczynający rok szkolny jest przedłużeniem wakacji, a podczas pierwszego spotkania z rodzicami nauczyciel chce, by oni postrzegali jego jako konsekwentnego fachowca. Wymiana poglądów nastepuje pózniej. W różnej atmosferze i skali roszczeniowej, nieraz z obu stron.
Niektóre natręctwa dotykają połowę populacji, zwykle tzw. inteligentów. Pierwsze, to używanie wyrażenia „tak naprawdę”, które u mnie budzi wrażenie, że dana osoba normalnie kłamie jak najęta, tak więc kiedy zdarza się jej powiedzieć prawdę, to czuje się w obowiązku ostrzec otoczenie. Drugie to używanie „dokładnie” w roli potwierdzenia, co kiedyś załatwiało się słowem „tak”.
Oj zaraza z tymi natręctwami i różne mody. Zauważcie jak nasze gwiazdeczki i celebryci używają słowa „natomiast”, w każdej wypowiedzi dodając sobie powagi. Obecnie nastała moda na kończenie każdego zdania pytaniem „tak?”. A jeszcze wcześniej przemądre psycholożki telewizyjne używały sformułowania „tak sobie myślę” chociaż żadnej sensownej myśli nie można tym było znaleźć…
Znaczy, z czasem, nawet można przejść do literatury.
Znaczy, jak będziemy konsekwentni w naszym natręctwie.
Wiekszosc spoleczenstwa posluguje sie parwie wylacznie jezykiem zlozonym z nie wiecej niz 5 (a inteligentni z 10) natretnych slow zaczynajacaych sie na p, ch, k i podobne
@Ino. Zatem co proponujesz ? To co zawsze, czyli natrętną „mowę trawę” z dodatkiem „nowomowy oświatowej”, jak ewaluacja, ranking, staniny, testowanie, ewd, itp. ? Dzieci i młodzież są bardzo uważnymi obserwatorami, choć nie koniecznie dają tego świadectwo. Rodzice również. Słuchając opowieści o szkole mądrej, pięknej i szczęśliwej, będą mieć kamienne twarze. Ale niech nas to nie zmyli, to tylko maska. Chcecie wiedzieć co dzieje się w ich głowach ? Zapytajcie ! Przecież ci „nowi” rodzice, mają bardzo bogate doświadczenia szkolne, może czasem większe niż nauczyciel lub dyrektor.
„nauczyciel chce, by oni postrzegali jego jako konsekwentnego fachowca.” I jak to robi ? Jak mógłby zrobić ? Co jemu proponujesz na to pierwsze spotkanie z uczniami i z rodzicami ?
Red. Legowicz świetnie posługuje się polskim – miło go słuchać dla samej jego wymowy i języka. Trochę chyba jest pan przeczulony, ale może to i słusznie, może właśnie ze względu na tak piękny język warto żeby red. Legowicz pozbył się tej drobniutkiej przywary.
Mnie znacznie bardziej denerwuje używane przez wielu dziennikarzy „dokładnie” ( w sensie „tak”, nadęta kalka z angielskiego „exactly”) w co drugim zdaniu i „aha” wtrącane co trzy cztery słowa gdy mówi ktoś odpytywany przez dziennikarza. No i „tak” kończące każde zdanie – to może takie małpowanie poznańskiego „nie?” na końcu zdań twierdzących :). Ostatnio rozpleniło się „ogrywanie kogoś” zamiast „wygrywania z kimś” w relacjach sportowych.
Panie Marianie, nowomowę to usłyszymy już za parę dni podczas rad pedagogicznych, jej natęzenie bę.dzie się wiązało z wynikami naboru. Rodzicom swoich maturzystów zaproponuję, aby rozmawiali z nimi na różne tematy, takze polityczne, nie ukrywali przed nimi swoich problemów, o szansach na rynku pracy. I napiszę na tablicy swój numer telefonu.
Myślę, że pierwsze spotkanie z rodzicami powinno być krótkie, nie dlatego, iż zawsze w męskim gronie po nim idziemy na piwo. Belfer powinien wejść do klasy pewnie, nie z rozbieganym wzrokiem, w znoszonym ubiorze. I mówię rodzicom,że gdzie jest mlodzież, tam są problemy, które będziemy współnie rozwiazywać. Spotkanie z rodzicami nie może mieć nic z pierwszej randki. Podczas niej, będąc mężczyznami możemy powiedzieć, uzywając terminologii militarnej, jest badanie sił przeciwnika oraz mniej lub wiecej kokieterii. Tymczasem rodzice oczekują, że nauczyciel wie, czego chce i to jest zbieżne z dobrem ich dzieci. I nie pozwoli sobą pogrywać. Należy również pamiętać, iż spotkania z rodzicamo odbywają się po południu, ludzie są zmęczeni i sugestie dyskusji jakie Pan proponuje, nie znajdą odzewu. Natomiast , zapewniam Pana, iż ta tematyka jest chyba żelaznym punktem dyskusji każdego męskiego grona belfrów. Takze przy piwie.
Najbardziej mnie razi używanie pewnego słowa, tak. Jest ono natarczywe, tak. Często się pojawia nawet u znanych ludzi, tak. Każde zdanie musi być nim zakończone, tak.
i tak w koło, tak.
@Ino. Popieram Pana scenariusz na pierwsze spotkanie. Podoba mi się pewność siebie i męska postawa. Pod dwoma warunkami:
– wspomniane postawy nie mają nic wspólnego z arogancją
– ów nauczyciel jest pozytywnie przygotowany na pewność siebie i męską postawę po drugiej stronie.
Tak jest ! Panie i panowie edukatorzy – bądźcie mężczyznami !
P.S.
Tylko nie spalcie swojego „pierwszego razu” jakimś natręctwem typu „będziemy wyłanczać” lub „czas wziąść się do pracy”.
Słowo „tak” na końcach zdań fascynuje mnie od dawna. Z moich obserwacji wynika, że wykluło się ono w sytuacjach, kiedy nauczyciel, wykładowca, prowadzący ćwiczenia tłumaczył uczniom lub studentom zawiłą kwestię i co jakiś czas upewniał, czy go rozumieją i pytał „rozumiecie”, „czy to jasne”, i w końcu skracał to do przewidywanej odpowiedzi „tak” z intonacją pytającą. I owo tak? było w takich momentach i wypowiedziach zupełnie naturalne. Można powiedzieć, że pełniło podobną funkcję jak nie? (oznaczające w praktyce „czyż nie mam racji”, „zgadzacie się ze mną”), tyle że nie? występowało w rozmowach potocznych, gdzie rozmawiają osoby równe sobie , a tak? już bardziej oficjalnych (do jakich zaliczam lekcję, wykład lub ćwiczenia), gdzie ktoś więcej wiedzący wyjaśnia coś mniej wiedzącym. Ale potem tak? zaczęło pojawiać się w wypowiedziach, gdzie komuś tylko wydawało się, że mówi rzeczy mądre i owo tak? miało wzmacniać uczoność przekazu.
Ostatnio wszystko się pomieszało i tak? występuje, gdzie chce, nawet w sytuacjach przeciwnych niż początkowy kontekst wykładu. Studenci, zdając egzamin, kończą zdania swojej (czasami intelektualnie słabej) odpowiedzi tą partykułą wzmacniającą i robi się nawet już nie śmiesznie, a bardzo smutno.
Nie uważam jednak, że każdy może i musi śledzić zawiłości języka, który jest żywy, ciągle zmienny, nieprzewidywalny, nierównomierny – ma więc natręctwa. Można je wybaczyć wszystkim, oprócz filologów!!! 🙂
A, przepraszam, a co z JAKBY , od 15 lat jakby śledzę „jakby” ,zwłaszcza u osób z Warszawy i warszawozależnych. Nikt ntego nie słyszy? Bo to tylko w mowie potocznej-jakby!!