„Pan Tadeusz” – powieść

Złapano w Łodzi studentkę polonistyki na tym, że nazwała „Pana Tadeusza” powieścią. Jak to możliwe – głowili się wykładowcy – przecież dziewczyna zdała maturę i dwa lata studiowała filologię polską. Czyżby nie dotarło do niej, że epos Mickiewicza nie jest powieścią? Obawiam się, że błąd popełnili pracownicy uczelni.

Język się zmienia, nic na to nie poradzimy. Obecnie słowo „powieść” znaczy po prostu „dzieło”, „utwór”, „tekst”. Można młodzieży wbijać do głowy, że „powieść” ma wąskie znaczenie i odnosi się tylko do obszernego utworu epickiego pisanego prozą, a użytkownicy języka i tak swoje wiedzą. „Powieść” to synonim „utworu” – takie jest nowe znaczenie tego słowa.

Czy się to podoba profesorom literatury, czy nie, Jan Kochanowski napisał powieść pt. „Treny”. Zresztą nie tylko to dzieło jest powieścią. Przecież „Pieśni” i „Fraszki” to także powieści. Mickiewicz napisał serię powieści pt. „Dziady”. W ogóle wszyscy nasi romantycy pisali powieści. Słowacki – „Kordiana” (powieść), a Krasiński – „Nie-Boską komedię” (powieść). Pamiętajmy też o Norwidzie, któremu powieści sypały się niczym asy z rękawa.

Jeśli komuś nie podoba się moje wyjaśnienie, to niech mi inaczej wytłumaczy, dlaczego praktykanci nazywają powieścią każde dzieło. Na początku poprawiałem i włosy sobie z głowy rwałem, gdy słyszałem, że powieścią jest „Wesele” Wyspiańskiego albo „Tango” Mrożka. Studenci patrzyli na mnie jak na wariata i pytali, o co chodzi. Uczniowie też nie rozumieli, o czym ja mówię. Ponieważ nie chciałem być chodzącym anachronizmem, musiałem uznać, że większość ma rację. Niech sobie wszystko będzie powieścią, skoro tak Polacy gadają. Albo jesteś ludziom miły, albo kładź się do mogiły.