Matura z polskiego

Trudno jest dogodzić wszystkim, ale trudno też wszystkich zawieść. Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, odpowiedzialnej za tworzenie testów maturalnych, to drugie udaje się co roku. Blamaż na całej linii, czyli nic nowego.

Test egzaminacyjny z języka polskiego zawiera dwa tematy. Pierwszy dotyczy obrazów przeszłości ukazanych w noweli „Gloria victis” Orzeszkowej i w wierszu „Mazowsze” Baczyńskiego. Drugi oparty jest na powieści „Przedwiośnie” Żeromskiego i dotyczy roli autorytetu w społeczeństwie. Pozornie tematy są różne, ale chodzi w nich o to samo: o pochwałę przeszłości, kult pamięci, szacunek dla bohaterów, podziw dla patriotów. Tematy w sam raz dla omszałych starców i starych dewotek, a nie dla młodzieży.

Aby poradzić sobie z takimi zadaniami, młodzież musi pisać wbrew sobie. Musi roztapiać się w pochwałach przeszłości, używać patriotycznego żargonu, kochać wspomnienia bardziej niż życie, tęsknić do pól ojczystych, padać na kolana w ten polski piach, w który nasączyło się tyle krwi i łez. Przede wszystkim zaś młodzież powinna grzmieć przeciwko tym, którzy mają w sercu podłość jak granit, gdyż nie wzrusza ich ani piach, ani krzew, ani żadne ojczyste drzewo. Im więcej niedorzeczności na temat przeszłości i autorytetu napiszą uczniowie, tym ocena będzie lepsza.

Osoby sprawdzające prace na pewno będą boki zrywać z tego, co napisali maturzyści. Nie da się bowiem na takie tematy napisać nic innego jak niskie banały i niedorzeczne głupoty. Zamiast jednak śmiać się z młodzieży, pomyślmy raczej, kto i dlaczego funduje 19-latkom te bogobojne brednie. Kto każe im pisać o książkach, do których lgnie wyłącznie kurz, a każdy normalny człowiek omija je z daleka? Dlaczego nie tworzy się tematów, przy których polska młodzież mogłaby pokazać pazur i kły?