Naprawianie matury

Spodziewaliśmy się zmian w formule matury i oto zmiany te zostały ogłoszone przez minister edukacji Krystynę Szumilas (zob. info). Jeszcze dwa razy uczniowie podejdą do egzaminu dojrzałości po staremu, a od 2015 r. wejdzie nowe. Cieszę się, że nie musieliśmy czekać na informacje do ostatniego dzwonka, ale dowiedzieliśmy się ponad dwa lata wcześniej. Nauczyciele i uczniowie mają czas na przygotowania.

Największa zmiana dotknęła egzamin ustny z języka polskiego. Nie będzie już prezentacji własnego tematu. Wbrew obawom nie zlikwidowano jednak matury ustnej z mowy ojczystej. Skoro tak, to mnie jako poloniście wypada zmianę chwalić. Lepszy bowiem rydz niż nic. Maturzysta będzie losował zadanie (tekst kultury plus polecenie) i po 15 minutach przygotowania wygłaszał monolog inspirowany tekstem źródłowym (10 minut). Potem krótka rozmowa z egzaminatorami na temat tej przemowy (5 minut). Szczegółów nikt jeszcze nie zna. Jedno jest tylko jasne, a mianowicie skrócenie egzaminu z 25 do 15 minut. Zmiana przyniesie więc oszczędności finansowe, gdyż budżet wyda mniej na maturę (egzaminatorzy otrzymują wynagrodzenie za czas ustawowy, a nie za faktycznie przepracowany).

Wątpię, żeby zmiana ta spodobała się nastolatkom. Młode pokolenie poznaje kulturę najczęściej za pomocą kliknięć, tymczasem egzamin wymusza pochylanie się nad tekstem. Z założenia jest to więc egzamin badający anachroniczne umiejętności. Tak to już jednak jest ze szkołą, że przygotowuje – parafrazując klasyka – armię do udziału w wojnie, która już była. Do nowych wyzwań szkoła nie przygotowuje. Zmiany w maturze pokazują, że będziemy edukować młodzież po staremu, czyli przeciw, pomimo i wbrew temu, jak rozwija się świat. Żałuję, że zamiast przestarzałej formy losowania zestawu z tekstem i poleceniem nie wprowadzono klikania i gadania o tym, co się wyklikało.