Obrażeni po studniówce

Nie wiem, skąd na studniówce wziął się zwyczaj parodiowania nauczycieli, ale chyba musiał wymyślić go sam diabeł. Zwykle bowiem grono pokazanych belfrów obraża się na uczniów, grozi surowymi konsekwencjami albo wyjaśnia wszem wobec, że wcale nie jest takie, jak wynika z przedstawienia: jest o wiele mądrzejsze, piękniejsze, szlachetniejsze itd.

Zresztą obrazili się nie tylko nauczyciele, których wyśmiano, ale także ci, których nie pokazano w ogóle. „Trzeba być dupą, a nie pedagogiem, skoro uczniowie nie chcieli cię parodiować” – tak zareagowała moja małżonka, ponieważ spodziewała się, że pośmieje się ze mnie na studniówce. A zatem ja też obraziłem się na uczniów, gdyż takie są zwyczaje, że młodzież wyśmiewa albo nie, a nauczyciele nosy podnoszą wysoko do góry. Niby wszystko na swoim miejscu.

Niestety, nie wszystko. Jest jeszcze nauczyciel, który sprawował opiekę nad przedstawieniem. Ten ma najgorzej – nie może się ani śmiać z koleżanek i kolegów, nie może się też obrazić, chyba że na samego siebie. Do nauczycieli w końcu dociera, że uczniom nic nie można zrobić, bo byłaby afera. Na placu boju pozostaje więc tylko ów opiekun – i to na nim skupi się gniew, złość i żal rady pedagogicznej. Raz byłem takim opiekunem i to mi wystarczy do emerytury. W tym roku także owego osobnika smażymy na wolnym ogniu.

Jak ktoś teraz przymierza się do dołożenia nauczycielom za to, że nie mają poczucia humoru, to niech uświadomi sobie, jak wygląda takie przedstawienie. Pół tysiąca osób zrywa boki ze śmiechu, widząc, jak młodzież odkrywa największe tajemnice twojego stylu i robi sobie z nich jaja. A najgorsze jest to, że najgłośniej rżą koledzy, dyrekcja zatacza się ze śmiechu, gdyż ma cię teraz jak na widelcu. Trzeba mieć skórę nosorożca, aby nie dać się ponieść złości. Jak mi powiedziała poprzednia wicedyrektor, gdy okrutnie ją wyśmiano: „To naprawdę boli, panie Darku”. Niestety, młodzież potrafi być okrutna – zarówno wtedy, gdy wyśmiewa, jak i wtedy, gdy nie pokazuje w ogóle.