Koszulka Platformy Obywatelskiej
Bogusław Śliwerski dziwi się, dlaczego Solidarność wystąpiła przeciwko decyzji dyrektor Wydziału Edukacji UMŁ o pozbawieniu nauczycieli przydziału mydła i herbaty (zob. wpis „Nauczyciele o specjalnych potrzebach”). Problem został przedstawiony w takim świetle, że trudno się nie śmiać. Prof. Śliwerski przydział ww. produktów opisuje w kategoriach „wsparcia” i „pomocy socjalnej”. Sprawa wydaje się idiotyczna – jakby nauczycieli nie stać było na mydło, herbatę i ręcznik.
Trochę inaczej wygląda to z punktu widzenia pracownika. Otóż pracodawca ma obowiązek zapewnić w miejscu pracy środki higieniczne, herbatę, niektórym zaś nawet odzież roboczą czy ochronną (ale to inny temat, więc go pominę). Może uczynić to albo poprzez wydanie tych środków każdemu pracownikowi (dawano do ręki za PRL, o czym pisze Śliwerski, ale dlatego że to były dobra luksusowe, więc z miejsc publicznych ludzie by kradli), albo poprzez zadbanie, aby były one do dyspozycji w toalecie i w miejscu, gdzie przygotowuje się napoje, myje kubki itd. W mojej szkole od wielu lat prosiliśmy dyrekcję, aby nie dawała nam tych środków do ręki, gdyż to jest przeżytek, tylko zapewniała do nich dostęp w wyżej wymienionych miejscach. Różnie z tym było. Zwykle mieliśmy ręczniki papierowe i mydło w płynie przy umywalce, a na stoliku obok stało kilka opakowań herbaty. Korzystali z tego najczęściej pracownicy, ale jak przyszedł rodzic, proponowaliśmy herbatę, aby było milej. Tą herbatą z przydziału częstowałem też praktykantów, absolwentów oraz innych gości. Gdyby prof. Śliwerski zawitał do mojej szkoły, też miałby szansę się napić, a przedtem umyć ręce, jeśli ma taki zwyczaj. Nie musiałby przychodzić do szkoły jako gość z własnymi przyborami.
Gdy dyrektor Wydziału Edukacji UMŁ zabroniła wydawać ww. produkty, zniknęły one z pokoju nauczycielskiego (w toalecie na razie są). Zrobiło się niehigienicznie, bowiem ręce trzeba było wycierać w swoje spodnie. W końcu ktoś przyniósł bawełnianą koszulkę z napisem „Platforma Obywatelska” i w nią wycieraliśmy dłonie. Szybko zrobiła się z niej obrzydliwa szmata. Wisiała jednak, aby przypominać nam, za czyich rządów doszło do tego cyrku. Mało brakowało, a zaprosilibyśmy posła Janusza Palikota, aby pokazać, co tu się dzieje. Jednak kilka dni temu jedna z koleżanek nie wytrzymała i kupiła papierowe ręczniki dla wszystkich (mydło i herbatę mamy jeszcze z poprzedniego przydziału). Koledzy skomentowali, że Wydział Edukacji osiągnął swój cel, tzn. wymusił na nauczycielach, aby za swoje pieniądze kupowali kolejny produkt potrzebny w pracy.
Papier ksero kupują dla nas uczniowie, papierowe ręczniki przynosimy z domu, tak samo niedługo będzie z mydłem i herbatą. Można się śmiać z protestu Solidarności (zaprotestował też ZNP), można drwić z nauczycieli, przywoływać PRL i komunę. Wydaje mi się jednak, że środki higieniczne w miejscu pracy powinien zapewniać pracodawca, a nie pracownik. Oczywiście, można przyzwyczaić się do każdych warunków. Na razie w ramach protestu wycieraliśmy ręce we wspomnianą koszulkę Platformy Obywatelskiej, za jakiś czas uznamy pewnie, że to normalne, iż do pracy bierze się z domu nie tylko drugie śniadanie, ale także swój papier toaletowy, mydło, ręcznik i porcję herbaty w termosie. No i jeszcze własną żarówkę oraz prąd. Czekamy na kolejne decyzje władz miasta.
PS: Właśnie dowiedziałem się – już po opublikowaniu tekstu – że Wydział Edukacji UMŁ wycofał się z decyzji (zob info). Brawo!
Komentarze
Ale czemu herbata? A nie mięta albo coca cola albo sok jabłkowy?
Czemu akurat herbata?
Jak dla mnie, może być kawa. Przyjąłbym też wodę mineralną.
Każda branża i każdy kraj mają swoje zwyczaje. Górnicy we Francji dostawali wino (tak przynajmniej zapewniał mnie emerytowany górnik z Francji). Skąd się wzięło, że to musi być herbata, nie wiem. Gdyby można było wybierać, herbata byłaby na ostatnim miejscu. W ostatecznosci zielona – lepiej pomaga na gardło niż czarna.
Teraz dopiero przypomniałem sobie o tym „jakże ważnym przywileju”.
Kawę i herbatę sobie kupujemy sobie sami, cukier też. Przybory niezbędne do pracy (nożyczki, taśma, koszulki, klej itp) również sami kupujemy.
Już całkiem jesteśmy w kieracie. Dobrze, że Wójt nas nie karze fizycznie. Też pewnie przywyklibyśmy.
Moja najstarsza córka sama wybrała liceum właśnie na podstawie porównania wyglądu łazienek w kilku odwiedzonych w ramach „dni otwartych” szkół. Uważałem ten powód za niezbyt mądry, ona jednak była przekonana, że skoro „była to jedyna szkoła, gdzie w ubikacjach był papier toaletowy, na umywalkach leżały mydełka a przy lustrach wisiały ręczniczki” to jest duże prawdopodobieństwo, że resztę szkoły siostry też wiedziały jak urządzić”.
Cośtam było na rzeczy gdyż języków obcych z pewnością nauczyły a do reszty przedmiotów nie zniechęciły. Pensję płaci jej aktualnie uniwersytet z pierwszej dwudziestki na świecie, więc bardzo u sióstr nie zgłupiała.
Po latach – doświadczając na własnej skórze globalizacji – obserwowałem jak koreluje się dbanie przez pracodawcę o stan toalet z ogólnym klimatem biznesowym. Wiem z autopsji, że jak nowe ręczniki papierowe zaczynają być zmieniane tak, że przynajmniej kilka z pojemników stoi pustych przez parę tygodni, jak drzwi do ubikacji z zatkanym sedesem zagradza się żółtą taśmą „Remont – nie wchodzić!” zamiast ubikację natychmiast przepchać, jak urwany zawias przykręca się chamską śrubą na wylot zamiast, tak jak w przeszłości całe drzwi na nowe wymienić – jest to najlepszy znak, że dyrekcja planuje zamknięcie zakładu. Kolega zwolnił się z firmy, na exit interview podając jako jeden z powodów brak nalezytego dbania firmy o ubikacje. Dla niego był to znak, że pieniądze na remonty zostały obcięte, gdyż pracodawca będzie zamykał dany budynek.
Sergio Marchionne jest znany ze swojego nieortodoksyjnego stylu zarządzania. Jak widać z tektu Gospodarza, prof. Śliwerski też mógłby się co nieco od niego nauczyć. Otóż Marchionne odwiedzając jakąś fabrykę jednego z wielu koncernów, którymi kieruje lub jest członkiem rady dyrektorów lubi wejść do pracowniczej ubikacji. Zjeść lunch w lokalnej stołówce. Obejrzeć stan i kolor ścian w halach fabrycznych. Zobaczyć pracownicze szatnie. Uważa, że stan pomieszczeń, w których pracownicy przebywają większość czasu ma wielki wpływ na morale załogi. W jednej tylko fabryce Chryslera w Kanadzie, po jego wizycie i po odmalowaniu i remoncie stołówki i ubikacji, załoga dostarczyła ponad 5000 wniosków racjonalizatorskich. W zakładzie, który funkcjonował ćwierć wieku. Ludzie uwierzyli, że nie zostaną zwolnieni i że najgorsze za nimi. Bo im kible przetkali, ściany odmalowali i nowe stoliki dali do jadalni.
Tak, herbata to tradycja urzędnicza, coś co na każdym umysłowym stanowisku musiało być.
Myślę, że to rusycyzm, na każdej poczcie samowar. W Galicji też herbata królowała?
Jest ktoś z Galicji, z Wielkopolski?
W jednym z liceów w Szczecinie matematyczce wydaje się tylko raz w miesiącu pisak do pisania na tablicy i pieluchę do jej wycierania. Ten pisak wystarcza na 1-2 dni, pielucha – też na kilka dni, tak więc nauczycielka za swoje pieniądze kupuje
i pisaki, i pieluchy. Obliczyła, że na wyżej wymienione przedmioty wydała już pensję. Tak wygląda polska szkoła na co dzień.
W znajomym warsztacie (prywatnym) szef zapewnia napoje ciepłe i zimne dla pracowników przez cały rok. Nie muszą nawet przynosić swoich narzędzi, aby samochody doprowadzać do używalności. Nie musi się klient podpisywać, gdy odbiera samochód, jakoś pracownikom wierzą na słowo.
U mnie szkoła „daje” tylko kredę. Gąbkę już muszę sobie sama przynieść. Klej, nożyczki, papier i inne takie – też. Z komputera korzystam własnego. Programy, drukarkę tez muszę mieć własne. Kseruję za swoje. Papier toaletowy jest – cóż za rozpusta! Ręczniki papierowe bywają.
Gdy poszłam w odwiedziny do koleżanki do urzędu, popadłam w deprechę – na stanowisku pracy mają wszystko – pudła z papierem i naboje z tuszem, zszywacze, spinacze i inne takie. Na moja uwagę, że my przynosimy większość artykułów biurowych do pracy zrobiła wielkie oczy. Najgorsze jest to, że myśmy sie do takiego stanu rzeczy przyzwyczaili…
z życia szkoły 28 października o godz. 11:00
„Tak, herbata to tradycja urzędnicza, coś co na każdym umysłowym stanowisku musiało być.”
Przedsiębiorca nam się odezwał. Pracę daje. Podatki dla Korony. Konia z rzędem i giermkiem na wojnę opłaci. Sam w zbroi się stawi. Na sejmy jeździ. Kraj na nim stoi. Francuskią guwernantką sąsiadowi z dworku pod lasem się chwali a herbaty jej żałuje.
Co się dziwić, że to car rosyjski pańszczyznę w Polsce znosić musiał.
Taka mentalność.
Wpis Kamy sugeruje nam rozwiązanie. Małżeństwo nauczycielki z urzędnikiem rozwiąże zaopatrzeniowe potrzeby polskiej szkoły!
Przepraszam, ale nie zauwazylam we wpisie wzmianki co ze srodkami higienicznymi dla uczniow? Czy maja w szkole mydlo i reczniki papierowe, papier toaletowy, auotmaty z tamponami i opaskami higienicznymi?
Jestem naprawde ciekawa.
Za PRLu niczego takiego nie bylo w szkolach i byl to autentyczny klopot, z ktorym najczesciej radzilismy sobie obchodzac sie bez tych wszystkich parafernaliow. Zaloze sie, ze na zdrowie nam to nie wychodzilo i czestotliwosc wystepowania „chorob brudnych rak” zapewne mozna i tymi brakami tlumaczyc.
Jesli faktycznie tego wciaz brakuje, to osobiscie najpierw upomnialabym sie najpierw o zapewnienia srodkow czystosci i higieny dla uczniow.
Opowiadala mi leciwa przyjaciolka (dzis 95 lat) , ktora jako siostra milosierdzia w czasie wojny najpierw pracowala w polskim wojsku, a potem przeszla do brytyjskiego. I tam dowiedziala sie ku swemu zdumieniu i zaskoczeniu, ze jak brytyjskiemu zolnierzowi rozpadly sie buty, to oficer oddawal mu swoje. Na tym polegal honor oficera. Bardzo mi sie poddobala ta opowiesc.
no to chyba mamy dwa różne wydziały edukacji w lodzi bo my dostaliśmy mydło, herbatę i ręcznik już chyba ze dwa tygodnie temu, a może tylko do naszej szkoły nie dotarło zarządzenie
Piękna opowieść, rzeczywiście. Ale… Czy na pewno ma ona związek z opisaną tu sytuacją? Czy nauczyciel, który domaga się od pracodawcy zapewnienia elementarnych środków higieny w szkole (skoro nie ma ich dla nauczycieli, nie ma też pewnie i dla uczniów), a także materiałów i sprzętu ułatwiającego skuteczną i efektywną pracę (materiały biurowe, przysłowiowy klej i nożyczki, pisaki itp. , a także sprzęt komputerowy, rzutnik multimedialny i inne ekstrawaganckie i zbędne dla nauczyciela z powołaniem przedmioty) jest człowiekiem bez honoru? Przecież o tym właśnie mowa, że w interesie uczniów nauczyciel za własne pieniądze kupuje potrzebne mu do lekcji rzeczy (drogi W czym problem?, tu nie ma co ironizować, że jak belfrowi to nie pasuje, to niech się zakumpluje z urzędnikiem, który materiałów biurowych ma pod dostatkiem i w razie czego ukradnie, co komu potrzeba). Co ma jeszcze nauczyczyciel kupić do szkoły, by mu nikt nie sugerował, że jest pozbawiony honoru? Buty uczniom (czy może przedstawicielom organu prowadzącego)? Owszem, może, ale czy już tak koniecznie musi, bo jak nie to… wiadomo, wstydu nie ma.
Nie podoba mi się ten wpis. Pierwszy raz na tym blogu.
Pomysł wycierania rąk w koszulkę Platformy wydaje mi się obrzydliwy. Mam niejasne wrażenie, że w tym wycieraniu wcale nie chodzi o przydział mydła i herbaty.
W naszym profilu facebookowym (http://www.facebook.com/StopNagonceNaNauczycieli?ref=ts&fref=ts) zadaliśmy nauczycielom pytanie: ile z własnej kieszeni miesięcznie wykładają na pomoce naukowe, druki itp. Do głowy nie przyszło nam pytać o środki higieny czy herbatę (których zapewnienie jest psim obowiązkiem pracodawcy w myśl art. 233 Kodeksu Pracy oraz § 115 rozporządzenia w sprawie ogólnych przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy). Do rzeczy jednak. Jakkolwiek w ankiecie wzięło na razie udział tylko kilkunastu nauczycieli, wynika z niej, że przeciętnie wykładają 50 zł z własnej kieszeni na różnego rodzaju pomoce naukowe dla uczniów. A więc na to, co szkoła powinna zapewniać sama. 50 zł może wydawać się niewiele, jednak w skali roku mamy 600 zł. Za te pieniądze można by kupić książkę, wybrać się na jakiś kurs itd. Tymczasem nauczyciele muszą wydawać te pieniądze na wyposażenie własnego stanowiska pracy (co też należy do obowiązków pracodawcy).
Antea 28 października o godz. 22:54
To jest śmiech przez łzy.
Miliardy na Euro. Miliardy na Afganistan. A w szkole to co zwykle. Na całe szczęście paszport każdy ma w domu. Młodzi robią z tego użytek.
Hej, jest jeszcze inne wyjście! Jakby zwolnić połowę nauczycieli to mniej by tej herbaty żłopali po szkołach i przypadająca na belfra ilość filiżanek (kubków) by się od razu zwiększyła! I tak samo ze wszystkim. W USA nauczyciele też kupują pomoce szkolne za swoje pieniądze. I nie tylko. Kupują też dzieciakom ubranie, jedzenie, środki higieny osobistej i oczywiście przybory szkolne. Płacą za wycieczki dla najbiedniejszych. Za swoje, z pensji. Pełno o tym informacji. Różnica tylko jest taka, że jak robi to początkujący nauczyciel bojący się wyników EWD z testów to jest to dla niego znaczący wydatek. Jak już przejrzy na oczy, zrobi magisterium i masę kursów i zwieje z centrum na przedmieścia, to raz, że pensja mu wzrośnie a dwa że „komitet rodzicielski” składać się tam będzie z takich rodziców, których stać na kupowanie przyborów dzieciom. I nawet jak sam od czasu do czasu kupuje, to już go tak to nie boli.
z życia szkoły
28 października o godz. 11:00
Przesadzasz. W pracy zapewniamy pracownikom kawę – sypaną, rozpuszczalną i z ekspresu, herbatę – zwykłą, samakowe oraz ziółka wg życzeń 🙂 , wodę gazowaną i niegazowaną. I mleko do kawy też. i cukier. Są ręczniki papierowe, ściereczki do naczyń, mydło w dozownikach.
Z pewnością nam łatwiej, bo biuro nieduże.
I to nie jest żaden relikt z czasu zaborów, to minimum, bo człowiek w pracy powinien czuć się komfortowo i zajmować się pracą, a nie głupotami typu, że herbata się skończyła, albo mydła nie ma. Poza tym te drobiazgi to też przejaw szacunku dla drugiego człowieka. Przynajmniej ja to tak odbieram.
I podoba mi się wpis Heleny. O uczniach też tu trzeba pomyśleć.
Te przepisy z art.233 przewiduja zakup herbaty dla pracownikow???????? 😯
W mojej pracy (w kraju z wieloletnim kapitalizmem i Matka Parlamentow ) pamietam zakupy z wlasnych pieniedzy:
12 drewnianych wieszakow na palta dla siebie i kolegow, bo nam nie starczalo,
czajnika elektrycznego, bo zakupiony lata wczesniej przez kogos innego tak zarosl kamieniem i brudem, ze nie dalo sie go juz odszorowac i odkamienic,
herbarty i tizanki , ktorymi czestowalam na lewo i prawo jakby jutra nie bylo , pamietajac jak sama bylam te czestowana,
herbatniki czekoladowo-pomaranczowe „Jaffa” do rzeczonej herbaty,
liczne sloiki sledzia w oleju wlasnej roboty na Xmas Parties – inni przynosili co innego, w tym znakomie serniki, ktore bede pamietala.
Zdarzalo mi sie tez kupowac wlasne olowki, notesy, podkladki pod myszke komputerowa etc.etc.
Chyba nie mielismy w kapitalizmie tak dobrego Kodeksu Pracy.
@Helena
Nie wiem, jakie jest prawo pracy w Wielkiej Brytanii w tej kwestii i niespecjalnie mnie ono obchodzi. Dopóki w Polsce nie zostanie wprowadzona stosowna zmiana, dopóty działanie opisane w notce będzie łamaniem prawa.
To jak jest z tą herbatą w ustawie?
Ile, jakiej, cukier?
Czy Earl Grey na życzenie?
Co mówi ustawa?
Zacytuj M.
M., ale ja nikomu na koszt pracodawcy herbaty nie zaluje! Niech sukinkot kupuje, by all means! Ale jak nie kupi, to chyba mozna sie zrzucic w pokoju nauczucielskim na herbate?
Wazniejsze jest zeby mlodziez miala srodki czystosci. Bo osobiscie nie znam, nie spotkalam w zyciu takiej mlodziezy, ktora sama sobie sama z siebie z domy mydlo przyniesie jesli nie bedzie jej podetkniete pod nos. A i wtedy nie masz pewnosci…
No i zadbanie o higieniczne warunki uczenia sie jest chyba zadaniem szkoly nie mniejszym niz powieszenie krzyza na scianie?
Sorry, nie musialam o tym krzyzu, ale pokusa byla zbyt wielka…. 😉
Jakoś mnie to nie zdziwiło że się wycofali 🙂
Obawiam się, że koleżanka która panu Chętkowskiemu udaremniła dostęp do „obrzydliwej szmaty” nominowanej nazwą jednej z partii demokratycznego Państwa Polskiego, w jaką wyciera sobie pan Chętkowski… no, powiedzmy – ręce, nie zyska na popularności.
Wycieranie sobie bowiem publicznie przez państwowych urzędników …rąk, Państwem, które ich zatrudnia, to element wychowania w nietolerancji dla hejterstwa.
Tak oto szlachetna kobieta kawałkiem papieru wytarła cały dęty i obłudny, nienawistny rytuał, pozwalający przeżyć z mściwą satysfakcją w pokoju gogicznym gorycz własnej niekompetencji i nieudacznictwa groniastego.
I kto mówi, że godna i regulaminowa postawa nauczyciela i urzędnika państwowego kończy się po wyjściu z pracy?
Nie, ona poraża przykładem również multimedialnie i blogosferycznie.
„A teraz dzieci, wyjmijcie przydziałowe tableciki i wytrzyjcie sobie nimi rączki” … że strawestuję kapitalny rysunek satyryczny z Polityki, mówiący o szkole więcej, niż autonienawistne wpisy urzędnika belferskiego.
Oj, niepotrzebnie chwaliłem poprzedni wpis.
Natura z lasu wilka nie wyciągnie.
Helena 29 października o godz. 15:37
„Sorry, nie musialam o tym krzyzu, ale pokusa byla zbyt wielka?.”
No problem. Dla mnie większa niż gdzie indziej szansa na takie coming outy to koszty własne pisania na blogu „Polityki”. There ain’t no such thing as a free lunch.
Przykład 1: szkoła niepubliczna na wsi, dzieci co miesiąc przynoszą do szkoły herbatę, cukier, mydło i papier toaletowy, ponieważ tego wymaga dyrektor – tłumaczy się brakiem pieniędzy.
Przykład 2 – szkoła ponadgimnazjalna, około 1100 uczniów i około 75 nauczycieli, w toaletach uczniowskich brak papieru, mydła i ciepłej wody; nauczyciele sami przynoszą sobie herbatę, kawę i zimne napoje (dyrekcja tego nie zapewnia), często brakuje papierowych ręczników przy umywalce, o materiały biurowe każdy musi zadbać sam, uczniowie zrzucają się po 5 zł na papier do ksero.
Przykład 3 – liceum zawodowe we Francji – w toaletach mydło, ręczniki papierowe lub suszarki, papier toaletowy. W każdej szkole jest stołówka, zamożniejsi płaca sami, biednym dopłaca opieka społeczna, w szkole świetnie urządzona świetlica (tenis stołowy, bilard, piłkarzyki, d telewizory, stoliki, fotele, książki, czasopisma). Nie wiem, jak jest z kawą czy herbata dla pracowników, ale chyba ich stać, skoro nauczyciel francuski zarabia około 3500 euro. Od dziś, przez 2 tygodnie mają ferie jesienne 😉
PS. Kasjerka w markecie we Francji zarabia 800 euro i jest to bardzo niski zarobek dla Francuzów.
„…W szkole podstawowej polscy nauczyciele i nauczycielki pracują o wiele krócej niż w innych krajach. We Francji w podstawówkach nauczyciele pracują 26 godz. tygodniowo, w gimnazjum ? 18, w liceum ? 17….” http://tinyurl.com/8mjx4g8
Ale czy we Francji nauczycielem a 3500 euro może zostać nieokrzesany prostak, wolący jakiś symbol zeszmacić niż użyć papieru lub ręcznika?
Bo mu lepiej robi obrzucanie błotem pracodawcy, niż mycie rąk?
Brzydko się Pan bawi, panie Chętkowski.
Opublikował Pan mój komentarz ( Antynim
29 października o godz. 21:12) , wycinając ostatnie zdanie, w którym współczuję Panu takiego, jak opisane, towarzystwa nieokrzesanych prostaków z pokoju gogicznego, co wolą coś zeszmacić niż się umyć.
Ta wycinka zmienia sens mojej wypowiedzi na skierowaną do Pana, co w oczywisty sposób jest manipulacją, traktującą moją wypowiedź jak kolejną okazję do obsmarowania swoimi naleciałościami cudzego odzienia.
Załóżmy, że to Pana pomyłka, więc sens mojego komentarza przywróci Pan publikując ten także.
W innym przypadku, Pana manipulacja pojawi się publicznie w formie zrzutu ekranowego oryginału i obciętego przez Pana tekstu na blogu.
Jestem pewny, że uzna Pan tę erratę za okazję do sprostowania swej pomyłki.
@z życia szkoły
Sprawdź sobie w odpowiednich ustawach, dowiesz się.
@Helena
No pewnie, niech nie kupuje. Niech nie daje ręczników. Dzisiaj nie da nauczycielom, jutro uczniom albo odwrotnie. Nauczyciele z własnej kieszeni wyłożą na mydło dla dzieci i młodzieży, bo przecież nie może być tak, że będą uczyć się w niehigienicznych warunkach. A jak nauczyciele albo pracownicy Carrefoura będą chcieli iść do toalety, niech staną na czerwonej kropce, żeby szef widział. W końcu nikomu krzywda się nie stanie, prawda?
To jak, sprostowanie było czy nie było, zgubiłem się kompletnie?
Jaki był w końcu sens wypowiedzi Antynima a jaki sens ingerencji gospodarza?
Po opublikowaniu komentarza sens się nie przywrócił, nadal nie wiem czemu we Francji ręce za 3500 myją a u nas za 4500 nie myją. Może dlatego, że przy tablicy dłużej pracują i się bardziej brudzą?
I czy we Francji są prostaki, bo ja spotkałem dwóch, choć nie wiem czy nauczyciele, na ulicy ich spotkałem nie w pokoju, nie wiem jak wygląda nauczyciel we Francji, w berecie? Ci byli bez, ale prostaki jak się patrzy, mogliby uczyć.
Logo Platformy na papierowych gadzetach w toalecie to świetny pomysł na biznes. Podopieczni ministra oświaty zarobiliby na swoje utrzymanie produkując tylko papier toaletowy.
Gospodarz puścił wpis MB a nie puścił mojego komentarza/rady dla Gekko. Uważa Gospodarz, że mój komentarz był ostrzejszy aniżeli MB?
Tylko się dziwię.
Specjalistą wysoko edukowanym od manipulacji i częściowych prawd ( inaczej kłamstewek) jesteś ty Antynimie, że nie wspomnę już o nieodpartym uroku twoich wyzwisk (nieokrzesany prostak, małpa z brzytwą, to już z przeszłości jakże nieodległej…) . Utożsamianie symbolu jakiejkolwiek partii z państwem jest nadużyciem kojarzącym się bardzo brzydko. Na całe szczęście to się już „ne vrati”.
Na temat socjalnego zaopatrzenia szkół mam takie samo zdanie jak reszta komentatorów znających zagadnienie, żenada.
Ad rem:
1/ Pracodawca w świetle prawa NIE MA obowiązku dostarczania papieru toaletowego i herbaty nauczycielom, to ekskluzywna interpretacja p. Chętkowskiego.
2/ Wydział Edukacji (czyli władza państwowa zatrudniająca p. Chętkowskiego), wbrew temu, co pisze rzekoma ofiara represji, NIE JEST odpowiedzialna za to, że w renomowanej szkole „zrobiło się niehigienicznie” i za „wycieranie rąk w spodnie” czy też rajstopy, przez równie renomowane belferstwo.
3/ Za stan higieniczny miejsca pracy i przysługujące świadczenia pracownicze JEST odpowiedzialny w zakresie swoich obowiązków kierownik placówki, czyli funkcyjny kumpel po fachu pp. belferstwa, pławiący się w blasku władzy.
4/ Za „zeszmacanie” brudem z własnych rąk symboli legalnie w państwie demokratycznym działających struktur czy organizacji przez urzędnika państwowego na stanowisku, odpowiedzialnego m.in. za wychowanie młodzieży – i chwalenie się tym czynem publicznie, odpowiada sam zainteresowany et consortes.
Tym bardziej, że pojęcia etyki jest dyplomowanie świadom.
5/ Reszta kłamliwego brudu, jakim urzędnicy tego Państwa kalają własną godność i postawę zawodową oraz obywatelską, dostępna w stałej dostawie komentatorów belferbloga.
Dostępna również młodzieży, za którą są odpowiedzialni.
Nieświadomość zdeprawowanego prostactwa nie zwalnia ze skutków jego widoczności, jeśli chce się nim grać na publiczne współczucie.
PS Na wolnym rynku demokratycznej gospodarki, za taką jak we wpisie postawę wobec obowiązków i reprezentowania zatrudniającej go firmy, pracownika zwalnia się dyscyplinarnie.
I to wyjaśnia, do czego i komu służy oraz przed czym broni KN.
Co to ma wspólnego z edukacją i fachem nauczycielskim, to już tylko na Białorusi czy na Kubie można by uzasadnić…siłą wyższą i kondycją kulturową.
„4/ Za ?zeszmacanie? brudem z własnych rąk symboli legalnie w państwie demokratycznym działających struktur czy organizacji przez urzędnika państwowego na stanowisku, odpowiedzialnego m.in. za wychowanie młodzieży ? i chwalenie się tym czynem publicznie, odpowiada sam zainteresowany et consortes.”
Nie pochwalam i nie stosuje. Nie spotkałem się również z podobnymi zachowaniami w moim najbliższym otoczeniu.
W związku z powyższym nie interesuję się za bardzo prawnym aspektem tych zagadnień, w końcu podobno prawo najlepiej znają przestępcy. Niemniej w kontekście wypowiedzi niektórych polityków, „obrazy uczuć religijnych” i ewentualnie uczuć partyjnych, palenia kukieł, oskarżeń o szpiegostwo, mord itd. itp. czuję się kompletnie zagubiony i bezradny. Nie wątpię, że Szanowny Antynim oświeci mnie w tym względzie, wzbogacając wykładnie prawną przykładami stosownych precedensów z obszernym i wnikliwym komentarzem. Czekam z utęsknieniem.
AdamieJ, odpowiem oczywiście złośliwie, równie jak Ty.
A mianowicie, tylko przestępcy wyzuci z moralności i etyki osobistej, nie mówiąc o zawodowej (nawet kieszonkowcy ją mają), kojarzą słowo „odpowiedzialność” jedynie z paragrafem.
A skoro tylko tak jesteś w stanie to pojąć, to odpowiedzialność za swą postawę urzędnika państwowego, a nawet nauczyciela, zawarta jest w …Karcie Nauczyciela.
W cywilizowanym świecie, urzędnik (albo pracownik) publicznie deprecjonujący swoje Państwo (jeśli państwowy) pracodawcę i urządzający demonstracje polityczne w miejscu pracy na stanowisku publicznym (a także w korporacji), chwalący się tym (lub upowszechniający to) w internecie, jest zwalniany dyscyplinarnie.
Również i w państwowej publicznej oświacie w Polsce jest to nie tylko prawnie możliwe, ale pożądane (patrz KN).
O wyczuciu etycznym i profesjonalnym nauczyciela w tym temacie, nie ma co wspominać – bo nie ma do kogo na tym blogu.
Pomimo dyplomy z szuflady.
Niech więc zadowolą Cię paragrafy, z braku innej płaszczyzny porozumienia.
Ku oświacie i uldze w utęsknieniu:
KN Art.6 p. 4 i 5; Art. 75 p.1
http://tinyurl.com/crqaw9p
PO to jednak nie Polska. PO również nie jest moim pracodawcą. Wiem, wiem… Tęsknota za starymi dobrymi czasami. Obawiam się jednak, że w demokratycznym kraju wolno więcej, znacznie więcej. Krytyka, nawet ostra i niesmaczna, jak moim zdaniem w tym przypadku, jest dozwolona. Dlatego prosiłem o wskazanie precedensów. Ciekawi mnie też, jakie jest Twoje stanowisko w sprawie np. wspomnianej przeze mnie obrazy uczuć. Twoją interpretacje wskazywanych przepisów również uważam za zbyt dalece idącą. To ewentualnie sąd zdecyduje, czy złamane zostało prawo. Proponuję zawiadomić stosowne organy o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Świadomie oczekuję wykładni prawnej, a nie oceny moralnej, gdyż w tym drugim przypadku możemy dyskutować do śmierci.
Drogi AdmieJ, nadal nie pojmujesz różnicy pomiędzy odpowiedzialnością karną, prawną w ogóle – a etyczną czy zawodową, inaczej: profesjonalną.
Jest też ta pracownicza, regulowana KN, której też nie pojmujesz, że nie jest Magną Cartą Przywilejów, ale wzajemnie wiążącym zobowiązaniem w świetle prawa pracy chociażby.
Ale w ogóle już nie mamy wspólnej platformy pojęciowej i horyzontalnej w kwestii etyki, dajmy na to, tej zawodowej.
To jest dzieląca nauczycieli publicznych od świata różnica cywilizacyjna i taka właśnie przyczynę ma kondycja szkół publicznych, Państwa Polskiego oraz poziom tej dyskusji.
Belferstwo na etacie, również z tego tytułu dyskontowane na blogu, to naprawdę nie jest w cywilizacji jakaś misja (o)błędnych siłaczych konopielek, ale konkretne zachowania zawodowe i postawy etyczne profesjonalisty.
Zwłaszcza jeśli takiż zgrywa się na blogozwiązkowca propagandystę i robociarza socjalnego, a nie nauczyciela, co fajne książki pisze i coś w zawodzie (a nie na etacie) osiąga.
Chce p. Chętkowski bawić się konwencjami – idźmy tą drogą i wyobraźmy sobie, że cywilizacja, pomimo edukacji szkolnej do Polski dociera 😉