Co po maturze?
W piątek ogłoszono wyniki egzaminu maturalnego. Absolwenci dowiedzieli się, ile są warci. Maturę zdali ci, co mieli zdać, czyli zakładane przez MEN 80 proc. Edukacyjny cel został zatem osiągnięty. Dla wszystkich są miejsca na studiach, wystarczy wybrać. Do wielu absolwentów będą dzwonić osoby z działu rekrutacji i przekonywać, że warto podjąć studia właśnie u nich. Niejeden maturzysta otrzyma też list z zaproszeniem od dziekana. Po prostu żyć, nie umierać. Studia to przyjemność, wszędzie jest się mile widzianym. Trzeba tylko połknąć jakiś haczyk, czymś się zachwycić.
Mimo że studia podejmują ludzie dorośli, rzadko połykają ten haczyk z apetytem, nie bardzo bowiem wiedzą, co chcą studiować. Często jest to wybór na chybił trafił. Może to, a może jednak coś innego. Kilkanaście dni temu udzielałem porady osobie, która nie może się zdecydować między aktorstwem a medycyną. Często więcej pewności mają dzieci w przedszkolu. Potem jednak gdzieś ta pewność ginie, a zaczyna się ruletka. Gdy spaceruję ulicą Piotrkowską, często spotykam absolwentów z lat poprzednich, którzy nie są zadowoleni z dokonanego wyboru. Teraz z chęcią by zmienili, ale to kosztuje, więc może jednak warto skończyć, co się zaczęło?
Zachwyca czy nie zachwyca, studiować trzeba. Studia coraz bardziej przypominają czytanie lektur. Są obowiązkowe, ale przecież nikt nie będzie studiował naprawdę, tak jak nikt nie czyta naprawdę szkolnych lektur. Są przecież opracowania, ściągi i gotowce. Nieliczni czytają, nieliczni studiują na serio, ale większość chce iść na łatwiznę. Przecież studia też musi ukończyć zakładane przez władze uczelni 80 procent, inaczej studenci przeszliby do konkurencji, a dla wykładowców zabrakłoby godzin. Więc w czym problem?
Komentarze
No właśnie, a potem się okazuje, że wymagania rynku są w znacznym stopniu rozbieżne z tym czego się naucza w szkołach i uczelniach. Czy zatem o zapotrzebowaniu na poszczególnych kierunkach nie powinien decydować… rynek? Albo, konsekwentnie, niech państwo zapewni owym 80% pracę w zawodzie. 😉
Gdy dzisiejsi maturzyści będą opuszczali uczelnie – w najlepszym razie za trzy lata, czyli po licencjacie, sytuacja gospodarcza będzie … No właśnie, jaka będzie? Nikt na to pytanie nie potrafi odpowiedzieć, a co dopiero doradzić maturzyście co ma studiować. Zapewne powinien studiować to, co go interesuje. Rzecz w tym, że dla znacznej części potencjalnych studentów nie ma takiego kierunku studiów, który zaspokoił by ich zainteresowania. I to nie dlatego, że tak wysublimowane intelektualnie, lecz właściwie dokładnie odwrotnie. Gdyż aby rozwijać te zainteresowania, które obserwuję u maturzystów (przykładowo: dance, alkohole różne, sex), nie trzeba żadnych studiów.
Z drugiej strony – studia to inwestycja w siebie, i do tego z niepewną stopą zwrotu. Więc może przestańmy się domagać „sukcesu dla wszystkich”, bo w życie wpisana jest możliwość porażki. Żądania, aby każdy student miał zapewnioną dobrze płatną pracę, i do tego ciekawą i jeszcze mało absorbującą, są oczywiście koncertem (nierealnych) życzeń. A zapewne głębokim reliktem postkomunistycznego myślenia (czyżby homo sovieticus model 2.0?).
A poza tym każdy znajdzie dla siebie miejsce na uczelni. Jakieś. Gdzieś. Kiedyś.
Rynek – wcześniej lub później – rozwiąże ten problem. Nastąpi to wtedy, gdy stawka za godzinę pracy hydraulika będzie dziesięć razy wyższa niż stawka „magistra” a dwadzieścia niż „licencjata”. To zjawisko będzie powszechne na całym świecie, nie tylko w Polsce czy w Europie. A otwieranie się Europy dla młodych Polaków i młodych Polaków na Europę zwiększy wzajemną dyfuzję. Myślę, że w końcu idiotyczne granice odziedziczone po epoce plemiennych wojen zastąpią tylko granice językowe a te dla chcącego przekraczać jest łatwo. I na rynku pracy w Polsce pojawią się absolwenci z Hiszpanii czy z Czech. Jeżeli u nich inflacja stopni naukowych przebiega w takim samym stopniu to w Polsce nic to nie zmieni. Jeżeli u nich lepiej potrafiono zachować jakość nauki na poziomie wyższym i studiowanie to studiowanie a nie przedłużenie szkoły średniej to tacy ludzie zaczną wypierać polskich absolwentów z rynku pracy. Zwyczajnie.
Trafne obserwacje Gospodarza miło skomentować, tym bardziej, że takie to rara avis na blogu.
Tak, młodzi ludzie szukają i tym poszukiwaniom służą studia, w tym sensie, w jakim funkcjonują w cywilizacji. Wynikiem takiej edukacji i studiów jest zdolność ciągłego doskonalenia, wszechstronność, ciekawość świata i nieustające dążenie.
Jednak, jakkolwiek obserwacje trafne, wnioski we wpisie brzmią fałszywą (a pewnie i prowokującą – do refleksji?) nutą.
Te 80% zdawalności i ukończalności nie jest przecież „celem edukacyjnym”, i Gospodarz o tym wie świetnie.
To nie cel ale wynik – tego, że taka a nie inna kadra młodzież przez edukację prowadzi. Tak, to ich, nie młodzieży cel …ekonomiczny, bo przecież zarówno etat w szkole jak i na uczelni to smaczny kąsek inwestycyjny, niewart ryzyka rzetelności.
I tak się 80% właśnie robi. Bo przecież w podróży przez edukację, jak przez ściemę lektur poznawanych z bryku (czy metodą copy-paste), nie młodzież ustala reguły, ale ci, którzy ją tego uczą i tak wychowują.
Proszę belferstwo: zostawiać na rok drugi w liceum czy na studiach tych, co nie spełniają standardu, a biadania nad tym, że 80% kończy bez wysiłku i bez wiedzy staną się bezprzedmiotowe.
Co stoi na przeszkodzie?
No cóż, tak się młodzieży podróż zaczyna, jak prowadzą Ci, co im akurat na belferskim etacie, podróż źle kończy się.
Ten ostatni akapit wraz ze źródłowym podkładem muzycznym dedykuję …belfrom, zastanawiającym się nad tą ostatnią maturą… i być może, co ICH czeka po niej.
http://www.youtube.com/watch?v=4nXIYk7IEg8
„Często jest to wybór na chybił trafił.”
A jak może być inaczej ? Gdzie mieli się nauczyć dokonywania wyborów, podejmowania decyzji ? Przez dwanaście lat prowadziliście ich za rękę, pchaliście i ciągneliście w sobie tylko wiadomym kierunku. Kierunek był tylko jeden, nie było możliwości wyboru.
Szkolna edukacja jest jednokierunkowa i jednowymiarowa. Uczeń ćwiczy się przez 12 lat w wykonywaniu zadań i poleceń. Wszyscy muszą się uczyć tego samego w jednakowym czasie. Uczeń i nauczyciel nie mają wielu okazji do uzgadniania, poszukiwania, rezygnacji, zatrzymania się, przyspieszenia, poszerzenia – czyli do dokonywania wyborów. Edukacja kojarzy się systemem taśmowym: uczniowie przesuwają się na taśmie przy której stoją nauczyciele starający się wlać do głowy jak najwięcej, tak zwanej, wiedzy. Co jakiś czas taśma zatrzymuje się żeby uczeń mógł wyrzygać to co połknął – nazywa się to sprawdzaniem wiadomości i umiejętności. Największe rzyganie jest na końcu, czyli na maturze. Czy po takim procesie młody człowiek może być dobrze przygotowany do dokonywania wyborów ?
Pytanie kluczowe: do czego dobrze przygotowała maturzystę dzisiejsza szkoła ?
@stary
1 lipca o godz. 15:55
„Kontraktowy, nie kop ludzi dla samego kopania. Spocisz się”
@zet
1 lipca o godz. 21:55
„@kontraktowy, też znam ludzi takich jak ty, młodych i chamskich z natury, przeświadczonych o swojej wyjątkowości, nie daj bóg, żebyś pozostał w tym zawodzie. Znajdź sobie miejsce gdzieś gdzie będziesz mógł dać upust swojej frustracji, swoją drogą, los cię chyba skrzywdził kierując do belferstwa.”
Po studiach zatrudniono mnie na zastępstwo. W sumie dobre i to. Ale przedemerytalne i emerytalne sfrustrowane stare panny i przekwitłe szkolne matrony już mnie wykopały.
@zet, chyba masz trochę racji. Mimo, że uwielbiam pracę z dziećmi i młodzieżą i jestem kreatywny, chyba poszukam sobie czegoś innego.
Praca z podstarzałymi zapatrzonymi w proboszcza – katechetę, wiecznie narzekającymi pańciami na dłuższą metę jest nie do zniesienia. Wysłuchiwanie w pokoju ploteczek, często o uczniach i ich rodzinach, wymienianie się przepisami na jakieś buły, kółka wzajemne adoracji i podkładania świń – to nie zachęca do pozostania w tym kiszącym się we własnym sosie środowisku, gdzie młody nauczyciel traktowany jest jak wróg i potencjalne zagrożenie dla przyklejonych na stałe do swych nauczycielskich stołków niereformowalnych paniuś.
Panów, niestety, przynajmniej tam, gdzie pracowałem, jak na lekarstwo i tacy jakby wyciszeni…
Z sieci:
„- Od dziś będziemy liczyli na komputerach! – oznajmiła nauczycielka
– Wspaniale! Znakomicie!! – cieszą się uczniowie.
– No to kto mi powie, ile będzie pięć komputerów dodać dwadzieścia jeden komputerów?…”
http://www.eioba.pl/a/2811/nasza-szkola-cz-ii-uwagi-z-dzienniczkow-szkolnych
Wesołych wakacji życzę.
Przypomnę jeszcze jedno ‚szczególne uprawnienie’ przysługujące nauczycielom – STAN NIECZYNNY:
„Przeniesienie w stan nieczynny jest szczególnym uprawnieniem nauczyciela, z którego może skorzystać. Powodów może być wiele:
np. likwidacja szkoły filialnej (w sytuacji, gdy szkoła macierzysta, której filia jest podporządkowana, nadal ma funkcjonować), redukcja zakresu nauczania (np. likwidacji w ramach zespołu szkół gimnazjum, albo szkoły podstawowej ? gdy szkoła podstawowa jest połączona z gimnazjum w jeden zespół szkół) itp…
Zgodnie z art. 20 ust. 6 K.N. nauczycielowi przeniesionemu w stan nieczynny przysługują następujące świadczenia płacowe:
? wynagrodzenie zasadnicze,
? dodatki socjalne, o których mowa w art. 54 K.N., tj. dodatek mieszkaniowy i dodatek za pracę na wsi.
Niezależnie od nich nauczycielowi przysługują także ?inne świadczenia pracownicze?, którymi mogą być np. urlop dla poratowania zdrowia (zob. uzasadnienie wyroku SN z dnia 14 lipca 1999 r. I PKN 156/99, OSNP 2000/19/714), świadczenia rzeczowe, świadczenia z funduszu socjalnego itp.”
http://www.oswiata.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/przeniesienie-nauczyciela-w-stan-nieczynny
Oferty pracy – potrzebują specjalistów. Pytanie – jakie studia kształcą w tych zawodach?
http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20120702/REGION04/120709953
@ync, 1 lipca o godz. 23:17
„Pytanie kluczowe: do czego dobrze przygotowała maturzystę dzisiejsza szkoła ?”
Odpowiedź jest równie kluczowa co oczywista.
Ponieważ szkoła w swej postaci jest innym światem, swoistą enklawą, która reszty świata zrozumieć ani chce, ani potrafi, więc jej produkt – produkt edukacji kilkunastoletniej – jest przygotowany wyłącznie dla jej samej – w pokoleniowej zmianie warty.
„Jak w Gdańsku chcą rozliczać czas pracy nauczycieli?
Wiceprezydent Kamińska powołuje się na zapisy Karty nauczyciela, które określają wymiar zajęć przy tablicy na 18 godzin, a wskazują, że tydzień pracy nie przekracza 40 godzin. Nauczyciel może więcej pracować, jeśli tylko będzie chciał. A urząd chciałby płacić tyle samo.
– Na to naszej zgody nie będzie – zapewnia Wojciech Książek z gdańskiej oświatowej ”Solidarności”. –
Co w tym złego, żeby nauczyciel spędzał 18 godzin przy tablicy i np. 12 godzin w świetlicy, a pozostałe 10 poświęcał na przygotowanie do zajęć? – pytam Książka.
– To nie jest praca przy tokarce, tu po pięciu lekcjach człowiek się na nogach ugina – odpowiada Książek.”
http://wyborcza.pl/1,75478,11737429,Gdansk_do_nauczycieli__dluzsza_praca_albo_zwolnienie.html
@Erato,2 lipca o godz. 11:00
Co w tym złego, żeby nauczyciel spędzał 18 godzin przy tablicy i np. 12 godzin w świetlicy, a pozostałe 10 poświęcał na przygotowanie do zajęć? ? pytam Książka.”
Spoko, Koko, ale policzmy do tego: konferencja: 4 godz, wywiadówka – 2 godz., karciane – 2 godz., konsultacje – 1 godz., dyżury na przerwach – 1,5 godz., rada szkoleniowa – 2 godz., kółko – 2 godz., papierologia – 6 godz., sprawdzanie klasówek do 1 w nocy – 5 godz., pisanie świadectw – 8 godz., telefony do krnąbrnych rodziców – 1,5 godz., przygotowanie akademii – 6 godz.
Mamy już razem prawie 80 godz., a to jeszcze nie wszystko.
A jak nauczyciel ma prawie dwa etaty po kawałku to jeszcze bieganie od szkoły do szkoły – 5 godz., okienka 8 godz., to już dawno przekroczone 168/tydzień.
Kto tyle potrafi? Tokarz? Po trzech dobach by się na swoją tokarkę nawinął.
A nauczyciel trwa.
I się nie ugnie, choćby nogi mdłe się uginały.
Nie da zgody na demontaż oświaty i ogłupienie młodzieży nieuctwem.
uważam, że warto dobrze przemyśleć wybór, ale też nie ma co rezygnować ze swoich pasji. jeśli ktoś chce iść na kierunek humanistyczny, to powinien to zrobić. mam kilku znajomych, którzy poszli na politologie, czy filozofie i nie żałują… polecam przeczytać – http://tnij.org/q9vc zgadzam się, że studiować trzeba, ale najlepiej połączyć studia i pracę jednocześnie… to teraz najlepsze rozwiązanie
To jaka i do czego przygotowuje szkoła, zależy nie tylko, od nauczycieli. Nauczyciele nie ustalają wymagań i podstaw programowych. Nauczyciele realizują lepiej lub gorzej, to co muszą i potem się z tego rozliczają z każdej godziny (karty monitoringu). I jeżeli jest założenie odgórne władz oświatowych, że 80% procent ma zdać maturę to zda, i po ptokach. Ilu z nich matura jest konieczna do życia, to już osobna sprawa, „żyć”można bez matury.
Pana Książka i jego wywody pomijam litościwym milczeniem to min on jest jednym z „ojców siewców” obecnych „żniw edukacyjnych”
Szkoła nie jest żadną enklawą w państwie i społeczeństwie, funkcjonuje w ramach państwa i jest taka jak otaczający świat. Trzeba szczególnego nasilenia złej woli żeby tak twierdzić. Ustawianie świata monochromatycznie tylko w czerniach i bielach nazywa się daltonizmem, jeżeli dodamy do tego, że to mój świat jest ten biały(lepszy) to nie ma co komentować. A tera wakacyjny bonus, dla wszystkich;
Cecylia ma wnętrze bogate
a jeszcze więcej widać
kiedy nachyli się ku mnie
od tych widoków wszystkich
można by spokojnie umrzeć
wpierw duszę diabłu zapisać
i nie żałować broń boże
żałować tylko trzeba że
Cecylia nie zawsze pochyla się
zajęta swoim wnętrzem
obmyśla jeszcze więcej
pokus by dzień minął prędzej
pod wieczór zaś Cecylia
zakwita nieprzyzwoita lilia
Corleone, optymistyuczny jest Twój końcowy wpis taki w tonacji socrealistycznej.Chciałbym,aby tak było jak napisałeś. Ale nie jest. Już jesteśmy zgięci przez władze likwidujace szkoły, wysyłające setki nauczycieli na bruk. Mają swoje ustawy urzędnicy, policjanci, tylko Karta Nauczyciela spędza sen z oczu wielu znajacym się na oświacie.
Kłócę się z żoną, bo zabieram czas rodzinie, gdyż: pracuję w domu, ostatnio wypisując świadectwa /krócej/. sprawdzając poprawność wpisów /o wiele dłużej/. dzwonię z prywatnego telefonu do rodziców itp, itd, itp.
Jak si zdaje, wakacyjny bonus na blogu belferskim, czyli „Cecylia”, to owoc całorocznej, ponadkarcianej pracy nad prawdziwe belferskim, wychowawczym zbliżeniem z młodzieżą, takim od a do …zet?
Czy tylko tęsknota do powakacyjnego powrotu na etat i jego wartościach dodanych?
Może ktoś wyjaśni, jak rozumieć tę poetycką inspirację i intencje? 😉
Byłoby łatwiej znieść tę autorską blogo-twórczość, znając podłoże…
– – –
@ corleone
Nawet nawrócony
nie mieścisz się między wrony…
🙂
Dość niesprawiedliwy obraz. Gospodarz sugeruje, że student musi łykać każdy syf. To może było niezłe, ale przed laty. Teraz trzeba selekcjonować wiadomości, wybierać te istotne. Sam tak robię ? ze studiów czerpię tylko elementy, które są praktyczne i przydają mi się w życiu, już teraz, zawodowym.
Czasy się zmieniły. Niektórzy wykładowcy, szczególnie ci starsi, pytają z niedowierzaniem, czy naprawdę tak wygląda rynek pracy. Niestety. Więc albo zdobywasz praktykę, albo po studiach idziesz zbierać szmaty w galerii handlowej. Coś za coś.
Po co ci podłoże? To jest różnica miedzy mną, a tobą ja to robię z czystej radości życia, a ty szukasz jakiś śmierdzących intencji. Szkoda mi cię.
A w zasadzie to nie, męcz się z tym, zasłużyłeś.
Jeżeli chcesz coś znosić, to najlepiej Jaja, to dobry interes, jak nie śmierdzą od zarania.
Temat „ilość godzin pracy nauczyciela” jest tematem zastępczym. Doskonale odwraca uwagę od fundamentalnego zagadnienia, jakim jest cel i sens pracy nauczyciela i ucznia. Każde edukacja wymaga jakiejś wizji, filozofii, paradygmatów. Obecna jest ich pozbawiona.
Dobre i smaczne to miejsce, na belferskim blogu, do wyrażania radości z belferskiego życia (zawodowego?) „nieprzyzwoitą lilią Cecylii”… hihi… 😉
A może to po prostu taka egzystencjalna (?) katecheza?
Tak, to czyni różnicę, szkoda że umiłowanie młodzieży takie wstydliwe, że aż tajemnicze…
Jak korupcyjne opłaty za wycieczki, podmieniane na niewinne czekoladki?
– – –
@ ync
Racja co do godzin pracy.
Edukacja jednak to nie katecheza; jak każdy zawód wymaga po prostu jasnych celów i zadań oraz standardów, określających wykonanie.
To akurat jest, choćby w podstawach programowych.
Czego brakuje – to kompetentnej a nie kumotersko i negatywnie selekcjonowanej kadry wykonawców.
Inaczej będziemy naiwnie i bezowocnie oczekiwać kapłanów tam, gdzie potrzeba fachowców.
Nie ma też u nas zdrowych, systemowych uwarunkowań umożliwiających zarządzanie wynikiem i rentownością tej inwestycji społecznej, jaką jest (w cywilizacji) powszechna edukacja.
Jak się od lat okazuje, w królestwie Ubu, czekanie na Godota może jednak być popłatną, publiczną egzystencją… 😉
Pozdrawiam.
@ync, 3 lipca o godz. 5:52
„Temat „ilość godzin pracy nauczyciela” jest tematem zastępczym. Doskonale odwraca uwagę od fundamentalnego zagadnienia, jakim jest cel i sens pracy nauczyciela i ucznia”
Muszę się zgodzić (nie tylko jako pentiti).
Rozprawy o godzinach są może nie tyle tematem zastępczym, co świadectwem chybionego poziomu i metody. A jeszcze dalej idąc: przyczyny i skutku.
Mogę udowodnić, że pracuję 24 a nawet 25 godzin na dobę, doskonale to uzasadnić, a nawet w to uwierzyć. (Zwłaszcza, gdy wiele osób wokół próbuje to samo udowodnić).
Ale po co, skoro o niczym to nie świadczy.
A zwłaszcza o tym, że ów „cel i sens” – o którym piszesz – ani tego oczekuje, ani czerpie z tego korzyść.
P.S. Znajomy opowiadał mi wczoraj (historyjkę? dowcip?) o projekcie MEN badania czasu pracy z 2011roku. Wyniki nie zostaną ogłoszone bo z ankiet wynikało, że większość pracuje 30 godzin/dobę 9 dni w tygodniu i 15 miesięcy w roku i system do opracowania wyników danych nie łyknął. Uśmiał sie przy tym.
Aha, zapomniałem napisać, że znajomy jest jeszcze niemianowany i z ledwie kilkuletnim stażem i jeszcze jak ma dzień wolny i jest w świecie normalnym, funkcjonuje normalnie. Ale jak wychodzi z pokoju n. zaczyna nadawać w związkowej tonacji. Jak ochłonie, jeszcze mu przechodzi.
@Gekko, 2 lipca o godz. 19:41
„Nawet nawrócony
nie mieścisz się między wrony…”
Bracie @Gekko, przyznaję, błądziłem przez wiele miesięcy, przemierzając niegodnie dróżki i bezdroża belferbloga.
Ale jako niecny najmita obracam się w tę stronę, gdzie się większych bonusów spodziewam. Jest ponoć szansa do karty się wcisnąć. Więc rozumiesz. Bussines is bussines.
Będę mógł w wolnych chwilach pisać niepragmatyczne teksty, np: odę: „O, Cecylio, muzo ma” albo poemat dygresyjny: „Omdlałe członki maturzystki” względnie teksty piosenek: „Nie ma, nie ma wody na maturze”.
Pozdrawiam.
Don pentiti Corleone
Erato
2 lipca o godz. 11:00
?Jak w Gdańsku chcą rozliczać czas pracy nauczycieli?”
A o ma wspólnego sposób rozliczania czasu pracy nauczycieli z tematem: „Co po maturze?”
Chyba jedynie tyle, by ostrzec absolwentów, którzy chcieliby ewentualnie studiować kierunki pedagogiczne i wiązali swoja przyszłość ze szkołą, aby tego nie robili.
ync
3 lipca o godz. 5:52
„Temat ?ilość godzin pracy nauczyciela? jest tematem zastępczym. Doskonale odwraca uwagę od fundamentalnego zagadnienia, jakim jest cel i sens pracy nauczyciela i ucznia. Każde edukacja wymaga jakiejś wizji, filozofii, paradygmatów. Obecna jest ich pozbawiona.”
Całkowicie się z Tobą zgadzam.
Od dłuższego czasu w mediach – przoduje w tym zwłaszcza „gazeta wyborcza” – tuba obecnego rządu – trwa „nagonka” na nauczycieli. Dziennikarze, działając na zlecenie swoich pracodawców, „podjudzają” społeczeństwo kłamstwami typu: „polscy nauczyciele pracują najkrócej w Europie”.
Przedstawiają wiele kłamliwych, niemożliwych do zweryfikowania kłamstw, po to tylko by zdeprecjonować ten zawód w oczach naiwnego społeczeństwa i ukryć nieudolność rządu w „reformowaniu” polskiej oświaty, które ostatnio ogranicza się z jednej strony do „romansu” z lobby wydawniczym (ciągłe zmiany w programach i wymuszanie zmian podręczników), z drugiej do likwidacji szkół i zwalnianiu tysięcy nauczycieli.
Wszystko ma na celu odwrócenie uwagi od mającego wkrótce nastąpić ( na skutek likwidacji wielu placówek) utrudnionego dostępu do bezpłatnego szkolnictwa publicznego i wzmacniania tym samym pozycji płatnego szkolnictwa niepublicznego.
Wszystko po to, by pozbyć się zbędnego balastu dla władz (przede wszystkim samorządowych) w postaci bezpłatnego i nieograniczonego dostępu do oświaty.
Niestety społeczeństwo polskie jest bardzo naiwne i łatwo daje sobą manipulować. Łatwo zgrać tu na negatywnych emocjach – Polacy zaczynają chorować z nienawiści, tracąc przy tym zdolność racjonalnego myślenia, jeśli tylko przypuszczają, że komuś może się lepiej powodzić niż im. Ta chorobliwa zazdrość i nieustanna chęć „kontrolowania cudzego ogródka” – (byleby tylko komuś nie rosło lepiej niż mi), to jakaś nasza choroba narodowa.
Wystarczy zatem wzbudzić niechęć, wręcz nienawiść do jakiejś grupy zawodowej wskazując, że niby ma ona jakieś nienależne jej przywileje.
To łatwa gra na nastrojach społecznych – ostatnio do odstrzału byli nauczyciele – obecnie zaczynają być znowu lekarze, bo śmieli się zbuntować przeciwko działaniom rządu zmierzającym do obarczenia ich obowiązkami, które leżeć powinny w gestii armii suto opłacanych z kieszeni podatników urzędników NFZ.
Jak tak prześledzić wpisy na tym „niby” oświatowym blogu, to większość wypowiadających się tu „znawców” oświaty to ludzie, którzy tak naprawdę nie mają z nią od strony zawodowej nic wspólnego.
Co więcej tendencyjność, jednostronność i przede wszystkim nasilenie ( agresywny, zmasowany atak wręcz na „belferstwo publiczne”) wypowiadających się tu użytkowników typu: @Gekko, @corleone, @urzędniczka, ostatnio @Erata wskazują, że ci ludzie nie znaleźli się na tym blogu przypadkowo.
Coraz bardziej jestem przekonana, że przynajmniej niektórzy – ci najbardziej aktywni i agresywni (można prześledzić ilość i „jakość” ich wpisów )- działają na wyraźne zlecenie. Któż bowiem „normalny”, pracujący zawodowo. posiadający rodzinę i jakieś „poza -blogowe” zainteresowania miałby tyle czasu, by przebywać na tym blogu dzień i noc prawie?
Jako nauczyciele nie jesteśmy niestety jednomyślni co do form protestu wobec narzucanych nam odgórnie, często nie tylko zupełnie nieprzemyślanych lecz czasem absurdalnych wręcz zmian i „reform”.
Jedno wiem na pewno – w ostatnich wyborach głosowałam na obecnie rządzącą PO, tak jak i wszyscy moi znajomi, licząc na mądre działania w kierunku uzdrowienia polskiej oświaty. Obecnie jestem mocno rozczarowana działaniami rządu w tym zakresie.
Zwłaszcza, jak obserwuję działanie PO w moim najbliższym otoczeniu, to jestem wręcz zszokowana bezkompromisowością, butą, arogancją wobec obowiązującego prawa, bezczelnością wręcz w tym zakresie wykazywaną przez lokalnych przedstawicieli PO.
Ostatnio doszło nawet do próby unieważnienia prawidłowo, zgodnie z prawem przeprowadzonego konkursu na dyrektora jednej ze szkół, tylko dlatego, że nie wygrał kandydat mocno osadzony w strukturach politycznych PO.
Na szczęście w porę powiadomiona prasa i opinia publiczna przeszkodziła w tej próbie niezgodnego z prawem działania.
Jeśli do takich przekrętów dochodzi na dole – strach pomyśleć co się dzieje na górze tej drabinki.
Jeśli polityka zaczyna się już siłą wciskać do szkół (nie mówiąc o ministerstwie i podległych mu kuratoriach – bo tu już karty dawno zostały rozdane), to zaczyna to przypominać zamierzchłe czasy, kiedy o możliwości pełnienia stanowiska dyrektora czy wykonywania zawodu nauczyciela decydowała w znacznym stopniu przynależność partyjna.
Jako nauczyciele rozczarowani upolitycznieniem oświaty, przedmiotowym i przede wszystkim pogardliwym traktowaniem przez obecny rząd możemy dać wyraz swojemu niezadowoleniu po prostu nie głosując na przedstawicieli obecnie rządzącej koalicji w następnych wyborach.
@hilda, 3 lipca o godz. 10:55
Uff, tyle wątków, że nie wiem skąd wziąć czas w natłoku zajęć, żeby nadążyć.
Więc w telegraficznym skrócie.
„A co ma wspólnego sposób rozliczania czasu pracy nauczycieli z tematem: „Co po maturze?””
Tyle mniej więcej, co trzy akapity wynurzeń nt. PO w świetle wyborów. Abstrahuję od treści, bo telegraficznie.
„Przedstawiają wiele kłamliwych, niemożliwych do zweryfikowania kłamstw, po to tylko by zdeprecjonować ten zawód w oczach naiwnego społeczeństwa i ukryć nieudolność rządu w „reformowaniu” polskiej oświaty,”
Nie, Szanowna Pani, zawód jest szlachetny, bardzo ważny społecznie, właśnie dlatego tyle uwagi skupia, dlatego tak ważne jest by zaistniały warunki i osoby realizujące go w sposób godny i profesjonalny.
„Wszystko po to, by pozbyć się zbędnego balastu dla władz (przede wszystkim samorządowych) w postaci bezpłatnego i nieograniczonego dostępu do oświaty.”
Balastem nie jest bezpłatny dostęp do oświaty; jest nim niewydolny system zarządzania generujący niepotrzebna koszty, tam, gdzie są one doskonale marnowane. Zaś nieszczęściem społecznym jest, że system ten jest broniony z zapałem godnym lepszej sprawy.
„Polacy zaczynają chorować z nienawiści, tracąc przy tym zdolność racjonalnego myślenia, jeśli tylko przypuszczają, że komuś może się lepiej powodzić niż im. Ta chorobliwa zazdrość i nieustanna chęć „kontrolowania cudzego ogródka”
Jeżeli tak ważna społecznie dziedzina, jak oświata, dotycząca bezpośrednio większości, jeśli nie wszystkich obywateli, dodatkowo mająca znakomite znaczenie dla przyszłości ekonomicznej i gospodarki Państwa jest czyimś własnym ogródkiem (czyim? ZNP, społeczności nauczycielskiej?) to tylko można pogratulować… tupetu.
„Wystarczy zatem wzbudzić niechęć, wręcz nienawiść do jakiejś grupy zawodowej wskazując, że niby ma ona jakieś nienależne jej przywileje.”
Rozumiem, że przywileje są, ale należne. Dotąd od nauczycieli słyszałem najczęściej, że żadnych przywilejów nie ma.
„to większość wypowiadających się tu „znawców” oświaty to ludzie, którzy tak naprawdę nie mają z nią od strony zawodowej nic wspólnego.”
Większość wypowiedzi, zwłaszcza radykalnych nie dotyczy zagadnień edukacyjnych ale sfery zarządzania oświatą. Wymagają one więc wiedzy i umiejętności (oraz doświadczenia) nie z dziedziny edukacji, ale organizacji i zarządzania systemami (w skrócie).
Przytoczyłem kiedyś bliżej przykład sieci przychodni z mojego otoczenia.
Jej sukces powstał (i postępuje) wyłącznie na bazie zarządzania.
Pracują w niej lekarze z okolicy a nie z Marsa, obowiązuje prawo takie jak w pozostałej części RP, pacjenci też nie są dowożeni z Bangladeszu.
Zarządzający menadżer nie jest lekarzem, ale jest fachowcem od zarządzania, a lekarze, którzy są fachowcami w leczeniu ? leczą.
Jeszcze drobiazg, informacja zwrotna od klienta to skarb dla menadżera; z pozoru najgłupszą się analizuje (to z elementarza zarządzania).
(Pozwoliłem sobie w tym punkcie ździebko więcej, bo ten fragment był adresowany m.in. do mnie.)
@hilda
3 lipca o godz. 10:55
„Dziennikarze, działając na zlecenie swoich pracodawców, ?podjudzają? społeczeństwo kłamstwami typu: ?polscy nauczyciele pracują najkrócej w Europie?.
Przedstawiają wiele kłamliwych, niemożliwych do zweryfikowania kłamstw, po to tylko by zdeprecjonować ten zawód w oczach naiwnego społeczeństwa i ukryć nieudolność rządu w ?reformowaniu? polskiej oświaty.
(…) Niestety społeczeństwo polskie jest bardzo naiwne i łatwo daje sobą manipulować.”
Chyba to społeczeństwo nie jest już takie naiwne, jakby pewna grupa zawodowa sobie tego życzyła. Społeczeństwo ma oczy i uszy, umie czytać, pisać i wyciągać wnioski.
A poza tym – czy aby ta wspaniała kadra wolnopróżniacza nie była częścią pogardzanego społeczeństwa?
hilda, 3 lipca o godz. 10:55
Jeszcze przy okazji: ” wypowiadających się tu użytkowników typu: @Gekko, @corleone, @urzędniczka, ostatnio @Erata wskazują, że ci ludzie nie znaleźli się na tym blogu przypadkowo.”
Przypadkowo nie znaleźli się (pewnie) ale to nie powód by wkładać ich do jednego worka.
Ja tam na ten przykład mogę pisać nawet dla PZPN-u.
A Erato to taka muza, więc jednak przez „o”.
A ja się wybieram na polonistykę! Bycie nauczycielem języka polskiego, to jedno z moich marzeń!