Co po maturze?

W piątek ogłoszono wyniki egzaminu maturalnego. Absolwenci dowiedzieli się, ile są warci. Maturę zdali ci, co mieli zdać, czyli zakładane przez MEN 80 proc. Edukacyjny cel został zatem osiągnięty. Dla wszystkich są miejsca na studiach, wystarczy wybrać. Do wielu absolwentów będą dzwonić osoby z działu rekrutacji i przekonywać, że warto podjąć studia właśnie u nich. Niejeden maturzysta otrzyma też list z zaproszeniem od dziekana. Po prostu żyć, nie umierać. Studia to przyjemność, wszędzie jest się mile widzianym. Trzeba tylko połknąć jakiś haczyk, czymś się zachwycić.

Mimo że studia podejmują ludzie dorośli, rzadko połykają ten haczyk z apetytem, nie bardzo bowiem wiedzą, co chcą studiować. Często jest to wybór na chybił trafił. Może to, a może jednak coś innego. Kilkanaście dni temu udzielałem porady osobie, która nie może się zdecydować między aktorstwem a medycyną. Często więcej pewności mają dzieci w przedszkolu. Potem jednak gdzieś ta pewność ginie, a zaczyna się ruletka. Gdy spaceruję ulicą Piotrkowską, często spotykam absolwentów z lat poprzednich, którzy nie są zadowoleni z dokonanego wyboru. Teraz z chęcią by zmienili, ale to kosztuje, więc może jednak warto skończyć, co się zaczęło?

Zachwyca czy nie zachwyca, studiować trzeba. Studia coraz bardziej przypominają czytanie lektur. Są obowiązkowe, ale przecież nikt nie będzie studiował naprawdę, tak jak nikt nie czyta naprawdę szkolnych lektur. Są przecież opracowania, ściągi i gotowce. Nieliczni czytają, nieliczni studiują na serio, ale większość chce iść na łatwiznę. Przecież studia też musi ukończyć zakładane przez władze uczelni 80 procent, inaczej studenci przeszliby do konkurencji, a dla wykładowców zabrakłoby godzin. Więc w czym problem?