Nauczyciele sprawdzają teczki
Koledzy z różnych szkół pytają, czy mam dokument potwierdzający zatrudnienie na podstawie mianowania. Taki papier to wielka rzecz. Oznacza on, że w razie zwolnienia z pracy, gdy przyczyna leży po stronie pracodawcy, przysługuje mi 6-miesięczna odprawa.
Wydaje się, że każdy belfer, który uzyskał stopień awansu nauczyciela mianowanego, powinien być zatrudniony na podstawie mianowania. Niestety, nie wszyscy dyrektorzy pamiętali o przekształceniu umowy. Mój szef akurat pamiętał, dlatego należę do tych szczęśliwców, którzy mają stosowny papier. Przeszukałem mieszkanie i znalazłem. Koledzy natomiast niczego takiego nie znaleźli, więc wpadli w panikę. Poradziłem, aby zajrzeli do swoich teczek w pracy, ale, niestety, tam też nie ma. Czy brak takiego papierka oznacza, że są oni wprawdzie nauczycielami mianowanymi, ale nie zostali zatrudnieni na podstawie mianowania? Różnica niewielka, ale skutki olbrzymie.
Nauczyciele panikują, gdyż papierek to papierek. Sporo osób uderza do swoich dyrektorów i prosi o wystawienie stosownego dokumentu. Ale dyrektorzy się wzbraniają. Niestety, nie każdy szef zna się na przepisach, więc może nie wiedzieć, iż (cytuję opinię prawnika):
„Przepis art. 10 ust. 5a KN mówi, że stosunek pracy nawiązany na podstawie umowy o pracę na czas nieokreślony przekształca się w stosunek pracy na podstawie mianowania z pierwszym dniem miesiąca kalendarzowego następującego po miesiącu, w którym nauczyciel uzyskał stopień nauczyciela mianowanego, o ile spełnione są podstawowe warunki nawiązania stosunku pracy z nauczycielem mianowanym, określone w ust. 5. Dalej – w przepisie art. 10 ust. 5b KN czytamy, że przekształcenie podstawy prawnej stosunku pracy, o którym mowa w ust. 5a, potwierdza na piśmie dyrektor szkoły”. (zob. źródło)
Oznacza to, że dyrektor musi potwierdzić na piśmie przekształcenie stosunku pracy, gdy tylko pracownik uzyskał awans na stopień nauczyciela mianowanego. Jeśli szef tego nie zrobił, to albo są ku temu powody (np. w szkole nie ma dla nauczyciela etatu), albo przełożony ma w nosie przepisy. Niestety, zdarzają się dyrektorzy, którzy mylą szkołę z prywatnym folwarkiem. Mnie na szczęście nic takiego nie spotkało. Kolegom mogę poradzić, aby próbowali naciskać szefa zbiorowo, np. przez związek zawodowy. Chociaż jak ktoś się uprze, że będzie łamał prawo, to czasem jedynym wyjściem jest sąd.
Komentarze
Dzięki za przypomnienie. Sprawdzę zaraz, jak to jest z tym u mnie. Obawiam się, że źle.
No proszę, jak własna kieszeń wzywa, to „papierkologia” nawet dla filozofa i zrozumiała, i godna wysiłku, zaangażowania a nawet porady innym.
Bo to papierek na własny interes, a nie ten wynikający z prawnie przyjętych obowiązków wobec pracodawcy i uczniów.
Tak widzi świat otaczający – filozof, etyk z kolei zauważy, że jak Kalemu papierka nie dać, albo umówionego z Kalim wymagać – to prywatny folwark i represja, jak Kali dla siebie papierka potrzebować – to słuszne roszczenie i zacny wysiłek, żadna to prywata, taka dychotomia sprawności piśmienno-sprawozdawczej.
Filozofia i etyka są coraz rzadziej lub wcale w planie lekcji nie goszczą, nie ma takiej potrzeby.
Uczniowie otrzymują te lekcje gratis i na każdym kroku, obserwując zachowania osób, opłacanych z ich pieniędzy (bo zabranych rodzicom) i to lekcja niezapomniana.
Jak donoszą, nauka nie idzie w las, coraz więcej młodych chce więc z takiej etyki skorzystać na belferskim stołku, coraz mniej rozumie, po co wierzyć w etykę, skoro wiara czyni cuda.
To zaiste bowiem cud, że do mianowania na publiczną belferską funkcję żadną, poza papierkiem dyplomu, etyką wykazać się w czynach, postawach i kompetencjach nie trzeba…nawet, a może zwłaszcza po godzinach, karcianych.
Czyż nie, Szanowni Blogerzy i Blogowicze?
Rozumiem, że to kolejny odcinek z cyklu: „O co walczymy, czyli co czyha w karcie”
Dziś o mianowaniu.
Na dzisiejszej lekcji nauczyłem się, że taki papier (mianujący) to wielka rzecz.
Liczę, że z rzeczowych komentarzy, dowiem się, dlaczego.
Wiem już, że pierwszą korzyścią, jest 6-miesięczna odprawa, którą musimy płacić.
Ale może są jeszcze inne korzyści.
Liczę na uzupełnienie luk edukacyjnych.
Człowiek uczy sie całe życie. 🙂 Również na blogu. 🙂 🙂 🙂
Panie Darku, zamiast bronić coś, co jest nie do obronienia, może ZNP zastanowiły się nad alternatywą?
Może jako takim wyjściem byłoby przedstawienie rządowi oferty częściowej komercjalizacji niektórych co lepszych szkół? Coś w rodzaju wprowadzenia stopniowych opłat za przyjęcie do szkoły, wydanie świadectwa ukończenia, za zaliczenie co poniektórych przedmiotów, za zajęcia dodatkowe, za opiekę itp.
Obecnie działalność związków zawodowych staje się synonimem pieniactwa i kwerulencji, a zaciekłe, histeryczne bronienie ostatniego bastionu socjalizmu jakim jest publiczna szkoła, wywołuje pogardę i irytację coraz częściej goszczącą w komentarzach do Pańskich wpisów.
Co więcej, to właśnie utrzymywanie status quo w postaci Karty Nauczyciela w obecnym kształcie zezwala na traktowanie szkół jako prywatnych folwarków, z nauczycielami parobkami na każde gwizdnięcie, regularnie chłostanymi przez opinię publiczną, wypranymi z honoru, zahukanymi i co rusz okradanymi z rzekomych przywilejów – coraz bardziej niefunkcjonalnych (i dla większości nauczycieli niepotrzebnych), lecz drażniących gawiedź .
@,,radzę naciskać szefa zbiorowo”,,,-żeby przestrzegał prawa? , ,Nauczyciele panikują, gdyż papierek to papierek”,- instynkt przeżycia, sprawia, że czasami granica między zachowaniem etycznym i nieetycznym wyraźnie się zaciera, ,,na barykady ludu roboczy”:-D
„Większa część wywiadu ( z Pawłem Huelle) koncentruje się na skutkach uprawnień nauczycielskich negatywnych dla całego społeczeństwa (które jest usługobiorcą, a zarazem płatnikiem finansującym cały system, a zatem pracodawcą) i odnosi to wszystko do dwóch słabości, którym owa sytuacja nie służy.
Są to:
– po pierwsze, słaba jakość usług świadczonych uczniom, czyli – komu? Czyli nam wszystkim, Panie i Panowie, bo uczniowie to nasi przyszli żywiciele (…);
– po drugie, słabość stanu finansów samorządów, które wkrótce zaczną pękać pod naporem niezreformowanego na czas systemu oświaty.”
http://wyborcza.pl/1,95892,11959406,Wszystkie_bledy_myslowe_Pawla_Huelle__Odpowiedz_na.html
Wywiad z R. Grobelnym – prezydentem Poznania:
„Urlopy na poratowanie zdrowia.
Dlaczego to samorząd ma płacić pedagogowi, który przez rok jest na zwolnieniu? Wszystkim innym grupom zawodowym takie świadczenia wypłaca ZUS.
Samorząd ponosi podwójnie koszty takiego urlopu, bo musi zapłacić jeszcze za zastępstwa chorego nauczyciela.
Kolejna kwestia dotyczy formy awansu zawodowego.
Wręczając dyplomy nauczycielom, którzy osiągnęli najwyższy szczebel kariery zawodowej, mam do czynienia z ludźmi przed czterdziestką. Co ma ich motywować do dalszego rozwoju zawodowego?
Nauczyciele tłumaczą, że pensum to nie wszystko, że przygotowują się do lekcji, zajmują biurokracją. W efekcie pracują 40 godzin w tygodniu albo więcej.
W przypadku wielu nauczycieli tak jest, ale na pewno nie wszystkich. Czas niedydaktycznej pracy polonisty i nauczyciela wf. różni się znacząco. Może pensum powinno zależeć od dziedziny, jaką nauczyciel się zajmuje? Nie widzę też przeszkód, by pozalekcyjne obowiązki nauczyciele wykonywali na terenie szkoły. Dzięki temu praca szkoły byłaby znacznie dłuższa, przełożyłoby się to zapewne też na jakość…”
http://www.rp.pl/artykul/10,891128-Karta-hamuje-rozwoj.html
Powiem złośliwie jeszcze i to – w mojej byłej szkole (żeby nie było, że uogólniam) zapracowane panie nauczycielki po skończeniu zajęć jak najprędzej udawały się w domowe pielesze – bo dzieciom obiad, bo wizyta u stomatologa, bo to, bo tamto…
Jak tylko nadarzyła się okazja na płatne zastępstwo, to i obiad, i stomatolog mogły poczekać. Panie do nocy gotowe siedzieć i pilnować. Dosłownie.
Bo takie zastępstwo ograniczało się w większości przypadków do zapisania podanego przez nauczyciela przedmiotu tematu i polecenia sporządzenia notatki.
Podobnie z płatnymi projektami. Zmęczeni, zapracowani, wypaleni jak tylko udało się dostać kasę na projekt, to i w soboty nie boli siedzieć i realizować.
Tylko w takim razie kiedy oni te klasówki zdążą sprawdzić???
Doba to stanowczo za mało. Wyrazy współczucia…
Wielokrotnie czytałem budujacy list polskiego pisarza, który wziął w obronę nauczycieli, przytaczając swoje doświadczenia związane z wykonywaniem zawodu belfra. Wstyd za państwo polskie, które doprowadziło do sytuacji poniżenia szerokich rzesz ludzi pracujących w szkolnictwie. Kto nas obroni, kto wyciągnie pomocną dłoń do masowo redukowanuch nauczycieli? Czy panie z urzędów pracy? Wątpię!
O tym, jak wygląda droga przez mękę zredukowanego nauczyciela dyplomowanego w wielkim mieście, opowiedział mi sam zainteresowany, mój kolega. Przeniesiony w stan nieczynny, odebrał odprawę, o której wspomina Gospodarz, miał nadzieję znalezienia oferty pracy w szkolnictwie, ufał, iż będąc dziarskim czterdziestolatkiem, dyrektorzy docenią jego doświadczenie. Mylił się, na poznańskim serwisie oswiatowym ofert pracy nie było, dziesiątki jego cefałek były bez odzewu. A żyć trzeba. Podrzuciłem jemu parę korków, ktoś załatwił koledze pracę w ochronie, za niską stawkę. W wolnych chwilach, sezon korepetycji się skończył, dorabiam razem z nim na czarno na budowie – pieniądz od ręki, można się opalić, trud fizycznej pracy pozwala zapomnieć o głupawym kierunku . w którym zmierza polska oświata. Nie tylko w Poznaniu od września ubędzie wiele szkół, wśró władz sxamorządowych dojneminują poglądy prof. Balcerowicza, do nauczycieli, zwłaszcza szkół średnich dociera widmo kompresji etatów. Najbardziej żal mi tych, którzy z racji wieku nie załapią się na świadczenia kompensacyjne, których warunki są bardzo rygorystyczne.
Co więć robić? Zabezpieczyć się, mieć swój plan awaryjny na trudne czasy. Można szukać odpowiedniego dokumentu, o czym pisze Pan Dariusz, poszukiwać dodatkowego żródła zarobku. Niż demograficzny tak szybko nie ustąpi, Chyba, że stanie się cud. Gospodarczy, w co wątpię, chociaż z natury jestem optymistą
Erato, gdyby nauczycielki były odpowiednio wynagradzane, nie brałyby dodatkowych zajęć kosztem swoich dzieci. Piszesz, ze ich działania podczas zajęć były bardzo ograniczone. A kto na to ;pozwolił? Dyrektor Twojej szkoły!!!!!!
Poprawiająć prace maturalne, wysłuchiwałem opowieści polonistek, bynajmniej nie o ich zadawalającym statusie materialnym. I one martwiły się losem swoich dzieci w te ogłupiające soboty i niedziele. Zarobione pieniądze wypłacane przez OKE nie są warte narwów zżartych podczas ślęczenia nad głupawym kluczem i częstomało czytelnymi graficznie i składniowo pracami młodzieży.
Obawiam się, Ze wycinkowość Twoich dośwoadczeń powoduje ogólnikowość sądów. Nie tylko uczniowkie na szkołę mówią buda. Większość nauczycieli chciałaby, aby ich miejsce pracy było lepsze, przyjażniejsze dla ucznkia i dla nich samych. Właśnie w takiej kolejności Pani Erato, Panowie, Gekko i Parkerze.
Droga ?Erato?, pierwsze pytanie należy do tzw. pytań retorycznych, nie oczekiwałem odpowiedzi, istotnym pytaniem jest pytanie numer dwa.
Nie będę wyciągał wniosków, poczekam na odpowiedź.
Opinia o Kryśce w dalszym ciągu aktualna.
Zastanawiało i zdumiewało mnie i dalej zdumiewa pewne zjawisko… Jak to jest – że z jednej strony nauczyciele bronią 18 – godzinnego pensum, jak niepodległości, z drugiej zaś strony jak lwy walczą o godziny ponadwymiarowe i zastępstwa… (oczywiście, w mojej byłej szkole, w innych zapewne jest inaczej).
Jak to się ma do tej pozalekcyjnej harówki? 18 godz w tygodniu to etacik w sam raz, a z drugiej strony biadolenie: – Zostałam na gołym etacie…Jak żyć?
Coś tu chyba nie gra…
@Erato
19 czerwca o godz. 8:19
Zus na zwolnieniu płaci coś do kolo 180dni, zaś często dużo wcześniej wzywa chorego na komisję i uważa, żeby nie dać się wyrzeźbić. Mógłby nie zaakceptować leczenia naświetlaniem na truskawczanym polu made in Italy lub balneoterapii na londyńskim zmywaku.
Awans zawodowy nijak mi się nie może skojarzyć z zawodowym rozwojem.
Dla zainteresowanych polecem wycieczkę do najbliższego kuratorium i odsłuchanie sobie, co w emocjach między sobą rozmawiają sami nauczyciele, czekając pod drzwiami na rozmowę z komisją w celu dyplomowania.
„Pensum to nie wszystko.” Tak, powiedziałbym, że nawet niewiele. W sensie priorytetu.
To piąte koło u wozu, przecież za to nie płacą, jest z definicji i pozamiatane. Należy się jak psu micha. Zegar sie obróci – zaliczone.
„Może pensum powinno zależeć od dziedziny.”
Jak z pensum trudno sie dogadać, może inny instrument wymyslić, lepszy, bardziej do specyfilki pracy przystosowany?
Pozdrawiam.
@Ino
Nauczyciel to podobno POWOŁANIE (!?)
Kiedyś dziewczynki często bawiły się w szkołę, marząc o byciu panią nauczycielką.
Jeżeli ktoś świadomie trafił do zawodu, to skupia się na najważniejszym – pracy z uczniem i dla ucznia.
Jeśli ktoś znalazł się tam przypadkiem, będzie wiecznie sfrustrowany, a po paru latach „wypalony” (cokolwiek by to znaczyło).
Sądzę, iż wycinkowość moich doświadczeń rzuca odrobinę światła na wiele nieprawidłowości, do których nauczyciele (co w sumie jest zrozumiałe) nie chcą, a może nie potrafią się przyznać.
Postrzeganie problemu z zewnątrz zdecydowanie różni się od patrzenia na problem z oka cyklonu. Tam podobno jest najbezpieczniej, panuje cisza i spokój.
Zamykacie się, Państwo, w tych swoich enklawach pokojów nauczycielskich i patrzycie na problem z jednego tylko punktu widzenia.
Nie podejmujecie dyskusji, nie przyjmujecie do wiadomości rzeczowych argumentów, tylko PROTESTUJECIE, zanim ktoś usta otworzy.
Wszystko ma zostać tak, jak jest. Nie likwidować szkoły, choćby zostało w niej kilku uczniów. Jedyny argument – bo nauczyciele stracą pracę.
A czymże nauczyciele różnią się od tysięcy innych tracących pracę?
Może pojemnością żołądków?
Zaraz podniesie się rwetes, że to przecież grupa zawodowa o wysokich kwalifikacjach, a co z tym idzie – wielkim zawodowym potencjale, a ja powiem tak – to grupa zawodowa, gdzie wielu posiada wiele papierów potwierdzających ‚wysokie’ kwalifikacje, co, niestety, dość rzadko przekłada się na wyniki uczniów i osiągnięcia szkoły.
Słuchajcie nie tylko siebie, szanowni nauczyciele, ale i vox populi.
@Erato
19 czerwca o godz. 10:47
„Słuchajcie nie tylko siebie, szanowni nauczyciele, ale i vox populi.”
Droga Erato, w sferze zarządzania funkcjonuje taka postawowa zasada: customer focus. Jej wynikiem jest nie tylko zdobywanie informacji o oczekiwaniach, preferencjach klienta dzisiaj, ale spodziewanych trendach w planowanej perspektywie.
Przedsiębiorstwa wydają znaczące sumu za nabycie tej wiedzy, bo to szansa na uprzedzenie konkurencji i zdobycie rynku.
Wiedza o tym, co się klentowi podoba, czego oczekuje, a co go odrzuca – to skarb – wart każdych pieniędzy.
Klapki na uszy i okopać się w oblężonej twierdzy. I „związku, na odsiecz!” – to poziom tego „wielkiego potencjału”, o którym piszesz – na tym polu.
(ale w systemie zabarykadowanym kartą nie zrobimy ani kroku do przodu)
@corleone
Nie znam się na ekonomii i zarządzaniu, ale pewne rzeczy są ‚oczywistą oczywistością’ i udawanie, że się tego nie widzi nie załatwi sprawy.
Niestety, głosy nauczycieli to przeważnie popularne hasła odmieniane przez przypadki i nieznośny dydaktyzm w stosunku di interlokutorów.
Pozdrawiam.
„Bo to papierek na własny interes, a nie ten wynikający z prawnie przyjętych obowiązków wobec pracodawcy i uczniów.”
Nie rozumiem, co nieetycznego jest w tym, że ktoś, kto nie sobie nic do zarzucenia w kwestii wypełniania obowiązków, czyta swoją umowę? Skąd wypowiadający się tutaj biora pewność, że zwalaniany nauczyciel nie wypełnił swoich obowiązków? Jakież to obowiązki wobec ludzkości pominął? Oczywiście wyciągać umowę i egzekwować sumy zagwarantowane kontraktem ma prawo tylko przedsiębiorca, chociaż oddał inwestycję spóźnioną i z niedoróbkami. Nauczyciel powinien pracowac bez umowy najlepiej, bo oczywiście gdzieś istnieje inny nauczyciel, który sobie swoje obowiązki olewa. Czy pracodawca zwalniający nauczyciela jest zainteresowany jego wynikami? Nie. Zwalnia tych, którzy nie mają odpowiedniego papierka. Co się dziwić nauczycielom, że zaczynają czytać papierki, które podpisują? Oczywiście nikt tutaj z wypowiadających się nie czyta swoich umów. I na pewno nie egzekwowałby przysługującej mu odprawy, nawet jeśli firma z niego zrezygnowała, z jakiegokolwiek powodu. Śmieszni jesteście ze swoją pokręconą etyką.
Na marginesie powyższej dyskusji.
Karta (w aspekcie pensumów) jest wyłącznie destruktywnym instrumentem czerpania nienależnych korzyści z konfliktu interesów. To systemowo demoralizujące narzędzie, czego objawy, już organiczne, widać w głosach wielu belfrów.
Otóż, limitując płatne i mierzalne obowiązki urzędnika państwowego do drastycznie niskiej ilości godzin, sprawia, że taki urzędnik jest wręcz zachęcany do wykorzystywania reszty normatywnego etatu na zajęcia albo wprost sprzeczne z interesem pracodawcy (np. korki dla własnych czy wzajemnie świadczonych uczniów szkół publicznych, projekty płacące dodatkowo za to, co jest obowiązkiem, etc) lub sprzeczne pośrednio, czyli wtedy, kiedy dorabiający gdzie indziej belfer odpoczywa wskutek tego w miejscu i czasie pracy (nie na leżaku, ale markując i sabotując obowiązki).
Pisze o tym w praktyce Erato i wie to każdy, kto miał do czynienia w jakikolwiek sposób ze szkołą publiczną, ponieważ to widać jak na dłoni (jeśli się żyje w normalnym świecie gospodarczym).
Tylko belfrzy publiczni myślą, że te zdegenerowane zawodowo fuchy i fochy są uprawnione i typowe, więc niedostrzegalne.
W normalnej (tzn. cywilizowanej) firmie takie „fuchy” są niemożliwe z mocy kontraktu. W naszym sektorze publicznym natomiast – demoralizująco umocowane przywilejami, opłacanymi z przymusu podatkowego.
Abstrahując od sensu rozliczania pracy godzinami (to jeszcze inna sprawa) i innych chorych umocowań karcianych (np. wadliwa konstrukcja i egzekucja ścieżki rozwoju), samo to, jak karta demoralizuje postawę pracownika, odpowiedzialnego za kształtowanie postaw młodych ludzi, skazuje ją na śmietnik cywilizacji.
Nic tu nie pomogą śpiewy artystów czy deklamacje innych pięknoduchów, ponieważ prawa fizyki i socjologii można naginać i oszukiwać, ale tylko do czasu.
Bania dętego finansowania edukacji publicznej pęka, jak wszystkie, nawet największe banie dęte przez cwaniaków, dopóki i tam gdzie są wolni ludzie i społeczeństwa.
A nawet nasz kraj, niestety dla publicznych dino-belfrów, autarkią umysłową i gospodarczą już nie będzie, czy na dobre czy złe.
Smutne, ale miłujący uczniów i edukację belfrzy, w konfrontacji z wolnością, zatrudniają się w ochronie czy na budowie, co wyznacza limit ich własnych sukcesów edukacyjnych i tego, czego właściwie potrafią uczyć innych.
Tymczasem zastanawia, dlaczego nasi kochający uczniów nauczyciele nie umieją sami zorganizować sobie pracy w przejętych na własny rozrachunek szkołach. Aż się prosi – dla tych uczniów i satysfakcji własnej…
I tak oto pryska w działaniu kolejna bania obłudy, ponieważ na etacie publicznym można chcieć, marzyć, umieć i uczyć jedynie leserstwa i ustawiania się bokiem do roboty na cudzy koszt i ryzyko.
Dopóki tak jest i będzie, biadania belfrów publicznych nad krzywdami karcianymi są na poziomie żenującego kabaretonu (też, jak Sejm i samorządy zdominowanego, ciekawe, przez belfrów, hihi).
@Erato
„Zastanawiało i zdumiewało mnie i dalej zdumiewa pewne zjawisko? Jak to jest ? że z jednej strony nauczyciele bronią 18 ? godzinnego pensum, jak niepodległości, z drugiej zaś strony jak lwy walczą o godziny ponadwymiarowe i zastępstwa”
Odpowiedź jest prosta. Na tej samej zasadzie co praca elektryka po godzinach. Jeżeli może po dniówce pójść na fuchę czterogodzinną, to wg ciebie powinno mu się wydłużyć dzień pracy do 12 godzin.
Wielce Szanowni Państwo!
Rozumiem, że każdy spotkany przez gdziekolwiek nauczyciel, o przepraszam, belfer, daje korepetycje swoim uczniom. Albo przynajmniej niektórzy (gekko napisał „na przykład”, przyznaję). Na pewno żaden z nich nie rejestruje swojej działalności i nie odprowadza podatków, jeśli udziela jakichkolwiek korepetycji. Jeśli o tym piszecie, a nie śmiem wątpić, że macie na to niezbite dowody i że jesteście uczciwymi, w przeciwieństwie do tych przestępców, złodziei, darmozjadów, nierobów, chamów będących wrzodem na zdrowej tkance (i duszy) narodu, no, jednym słowem, nauczycieli (żaden z nich nie zasługuje na miano człowieka), jeśli o tym wiecie i jesteście tego świadkami, powtarzam, to rozumiem, że prokuratury i urzędy skarbowe pełne są Waszych doniesień o popełnieniu przez tych morderców polskiej młodzieży przestępstwa. Bo jeśli nie, to stajecie się – jakoś tak to jest w kodeksie karnym i cywilnym, zdaje się, a nawet jeśli nie jest tak, to powinna Wami kierować obywatelska troska – stajecie się współodpowiedzialni, nieprawdaż?
A, to, o czym napisałem, jest – oczywiście – przykładem typowego dla belfra zrzucania odpowiedzialności i tchórzostwa.
Mam nadzieje, ze przynajmniej bez obludy jestescie w stanie ukazac uczniom postaci Silaczki i dr. Judyma jako durniow i frajerow. Moze juz zniknely z kanonu lektur szkolnych.
czegoś tu nie rozumiem art 10 ust.5 pkt 6 KN brzmi: „istnieją warunki do zatrudnienia nauczyciela w szkole w pełnym wymiarze zajęć na czas nieokreślony”, a autor twierdzi że „co najmniej połowa etatu”…proszę autora o wyjaśnienie lub sprostowanie wpisu. MK
Erato, rozumiem, że praca w Twojej szkole była dla Ciebie traumą, ale zwyczajnie nie powinnaś uogólniać swoich refleksji na temat nauczycieli. Współczuję Ci, że tak zostałaś doświadczona przez los, ale powinnaś się troszkę zdystansować ? nie gadamy tutaj o Twojej szkole, Twoich nauczycielach itd. itp. Wierz mi, bywają różni nauczyciele i różne sekretarki?
MK,
chyba rzeczywiście się pomyliłem. Nie pół etatu, lecz cały – wtedy na podstawie mianowania. Dziękuję za zwrócenie uwagi. Poprawiłem.
Pozdrawiam
DCH
@Henri
Oczywiście, że ci wierzę.
@Darek
Sprawa legalizacji korepetycji jest aż nazbyt oczywista. Więc po co wywołujesz wilka z lasu?
Nie będę podawać szczegółów, bo znów padną zarzuty o wycinkowe postrzeganie przeze mnie problemu.
@ Albert, 19 czerwca o godz. 13:56
– – –
Albert, skoro mnie cytujesz, ale nie zrozumiałeś o czym piszę, chętnie wyjaśnię.
Nie tylko nie ma nic złego w dbaniu przez pracownika o realizację umowy z pracodawcą, w tym dbaniu przez belfra o wypełnianie papierów, ale jest to oczywiście i prawo pracownika i obowiązek pracodawcy.
Sam pisałem tu i namawiałem nauczycieli do egzekwowania obowiązków od pracodawcy a nie zwalania tego na rodziców (np. wyposażenie klas i pomoce dydaktyczne a także przestrzeganie czasu pracy).
Problem w tym, że jednocześnie, jeśli wypełnienia papieru przez nauczyciela wymaga nie własna korzyść, ale obowiązek wynikający z umowy o pracę, wtedy zgodnie i chórem nauczyciele protestują przed zawalaniem ich „papierkologią”, na którą czasu ani umiejętności nie mają.
I to właśnie, taka relatywizacja podejścia do korzyści vs obowiązków, jest zarówno niemoralne jak i nieetyczne, zwłaszcza w tym zawodzie.
Przypomnę, że jest to zawód i zatrudnienie wybierane dobrowolnie, na znanych sobie warunkach, w przeciwieństwie do sytuacji uczniów i rodziców, którzy ze względu na prawny przymus, wyboru jakości usług oświatowych świadczonych publicznie w zasadzie nie mają.
To nadaje wymaganiom wobec postawy belfrów publicznych szczególny charakter, zwany w prawie „zaufaniem do funkcjonariusza publicznego”. Trudno o zaufanie, jeśli tenże raz czegoś nie umie, gdy to służy obowiązkom publicznym, a potrafi i chce, gdy służy to jego prywatnym korzyściom.
Pozdrawiam.
– – –
@ Henri, 19 czerwca o godz. 16:16
Powtarzasz swój post, co jasno dowodzi, że jest w czystej formie świadomą, manipulatywną insynuacją wobec Erato i jej wypowiedzi.
Jest dokładnie przeciwnie niż piszesz, i dobrze o tym wiesz.
Co mówi na temat takich jak Twoja manipulacji nauka o utraconym zdrowiu, napisałem tu:
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2012/06/15/rzad-i-nauczyciele-probuja-sie-dogadac/#comment-100497
@ Erato, 19 czerwca o godz. 16:48
– – –
Twoje „szczegóły” Erato, są bardzo wymowne i analogiczne do doświadczenia każdego zaplątanego w szkoły publiczne, więc pisz o konkretach, nie masz powodu się bać, że zostaniesz zmanipulowana i oczerniona przez namolne usiłowania toksycznego insynuanta, typu powielane posty Henri.
(Swoją drogą, gratuluję riposty).
Blog to nie szkolny beztlenowy bunkier, każdy ma prawo do wypowiedzi (o czym decyduje Gospodarz i prawo).
O lewych korepetycjach pisałem i ja i sami belfrzy na tym blogu (nie zdając sobie nawet sprawy, że się demoralizacyjnie obnażają), podobnie chwalili się nienależnym przyjmowaniem (i wyłudzaniem) sponsorowanych opłat za wycieczki, czy wziątek od dostawców usług oświatowych – co jest jawną korupcją.
Mnożenie przykładów takich praktyk poznawczo nie jest konieczne, ale jako argument w konkretnej sprawie – owszem.
A propos, ostatnio znajoma mi wspomniała, że jej dziecko otrzymało w szkole propozycję nabycia wakacyjnych korepetycji.
Zobaczymy (dosłownie), jak będzie wyglądał rachunek i czy tym razem zwycięży belferska miłość do ucznia czy wstręt do papierkologii.
Pozdrawiam.
Gekko, celowo powtarzam, bo tamtego postu – zdaje się – nie zauważyła.
Erato przytoczyła interesującą wypowiedz prezydenta Poznania – interesującą o tyle, że zawierają się w niej propozycje podobne do tych formułowanych przez nauczycieli (np: zróżnicowanie pensum). Co do konstrukcji awansu zawodowego – o ile wiem, stopień zdawalności egzaminu na stopień nauczyciela mianowanego jest zróżnicowany i zależny od rejonu kraju (słyszałem, że w Krakowie egzamin zdaje 60% podchodzących – zaznaczam, że nie wiem, czy to prawda). Oczywiście, że można wydłużyć ścieżkę awansu, ale jeśli ma to być sztuczne wydłużenie czegoś, co i tak nie zdaje egzaminu (sic!), to pytanie: po co to robić? czy to wpłynie na podniesienie jakości edukacji? itd. itp. Prezydent mówi, że nie ma jak motywować dobrych nauczycieli – ależ ma takie możliwości, to tzw. dodatek motywacyjny, który przyznawany jest wyróżniającym się w pracy nauczycielom (pulę pieniędzy przyznaje ostatecznie organ prowadzący, dyrektor szkoły „dzieli i rządzi”). Wracamy w tym wypadku do punktu wyjścia – na ile opinia dyrektora jest obiektywna, a na ile oparta na „widzi mi się”? (zdaje się, że Erato pracowała w szkole, gdzie system „widzi mi się” dominował w relacjach między pracownikami). Korepetycje – temat rzeka (swoją drogą dziwaczne sformułowanie „lewe korepetycje”, są „prawe”?!). Znam takich, którzy oficjalnie mają zarejestrowaną działalność i pracują w oparciu o obowiązujące przepisy itd. – zatem i w tym wypadku (jak zawsze) sprawa nie jest taka jednoznaczna. „Dorabianie” jest zjawiskiem powszechnym w Polsce i jakoś nie widzę powodu, żeby było uznane za specyfikę nauczycieli. Gekko, i jeszcze jedna sprawa. Dyskusja na poziomie „powiedziała mi jedna pani, że…” jest na poziomie bazarowym, mniej słownej ipsacji – więcej rzeczowości.
@Henri
19 czerwca o godz. 19:56
W wypowiedzi prezydenta Poznania jest jeszcze wiele innych ciekawych stwierdzeń. Zresztą oczywiestych od dawna. Dobrze, że mówi się o nich jawnie i głośno.
(@Erato podaje jeszcze jeden ciekawy link: odpowiedź na tekst pana Huelle – Erato
19 czerwca o godz. 8:04)
„Korepetycje ? temat rzeka (swoją drogą dziwaczne sformułowanie ?lewe korepetycje?, są ?prawe??!). Znam takich, którzy oficjalnie mają zarejestrowaną działalność i pracują w oparciu o obowiązujące przepisy itd. ? zatem i w tym wypadku (jak zawsze) sprawa nie jest taka jednoznaczna.”
O korepetycjach była kiedyś obszerna dyskusja, gdzie powiedziano chyba wszystko, co było możliwe do powiedzenia na ten temat, ale zacytowany fragment to istny majstersztyk.
Tak. są lewe i prawe.
I jest to jednoznaczne.
Jeśli np Pan Gekko posiada NIP i wykonuje wolny zawód: najemnik i za każdy tekst wystawia fvat, to jest prawe.
A jak taki corleone, jak tylko wysmaży paszkwil na BB, wysyła swojego consigliere po kopertę z niedopranymi banknotami, to jest lewe.
I stąd, uwaga, wniosek, w sumie corleone jest taki na wpół prawy, a wszystko jest niewiadomojakie. A jak niewiadomojakie, to ocochodzi?
A teraz przykład trudniejszy:
Jeżeli pod moją bramę podjeżdża wóz Odbieracza Odpadów (opłaconego przez gminę z moich podatków), pracownik komunalny wjeżdża w oczekujące worki, następnie podnosząc je rozdziera do szczętu tworząc górę śmieci przed bramą, po czym oświadcza z szerokim usmiechem: „Nie mam tego jak zabrać, ale po godzinach mogę prywatnie za kasę” – to jest również lewe.
(O wyjasnienie przypowieści proszę się zwrócić do kogoś innego)
corleone 20 czerwca o godz. 13:57
„pracownik komunalny wjeżdża w oczekujące worki, następnie podnosząc je rozdziera do szczętu tworząc górę śmieci przed bramą,”
Zakładasz tutaj, iż uczniowie przed pójściem do szkoły byli już porządnie wychowani i wszystkiego nauczeni. Gotowi do zabrania w świat. Gratuluję optymizmu. Oczywiście może taka opinia odpowiadać prawdzie jeśli chodzi o twoje własne dzieci, ale w takim razie pocoś je do szkoły posyłał? Skoro były już zapakowane dla swiata trzeba było je w ten świat wysłać.
A tak nauczyciel podarł ci te doskonałe dzieci…z premedytacją tak zrobiłeś? Rozwodzicie się? Z żoną się o dzieci kłócisz i na złość żonie postanowiłeś, że skoro sąd i tak i tak żonie te dzieci przyzna to tyle twego, że je chociaż (tej żonie ma się rozumieć) przez posłanie do szkoły popsujesz?
w czym problem?
20 czerwca o godz. 19:16
No, cóż, z rozczarowaniem muszę stwierdzić, że trudniejszego przykładu nie zrozumiałeś w ząb.
A jak pierwszy przykład?
Informacja pomocnicza: mowa o korepetycjach: „lewych” i „prawych”.
Spróbuj przeczytać @Henri’ego a potem obydwa przykłady. Powinno stac sie jasne.
Pozdrawiam. 🙂