Podręczniki do wyjaśnienia
Wydawnictwa z niecierpliwością czekają, aż szkoły zatwierdzą obowiązujące w przyszłym roku podręczniki. Potem rodzice zaczną wydawać pieniądze, wydawnictwa zarabiać, a szkoły… No właśnie, co będą mieć z tego szkoły i czy w ogóle powinny?
Do dyrektorów wpływają pisma od gminy czy powiatu, aby wyjaśnili, co szkoła otrzymała od wydawców podręczników. Może złote góry? I dyrektorzy się spowiadają. Nie jest to miłe ani przyjemne, dlatego ludzie dyskutują, co wpisać, a czego nie wpisać. Czy należy ujawnić tylko sprzęt, który szkoła otrzymała oficjalnie, czy także rzeczy, które wydawcy po prostu zostawili po prezentacji? Czy dyrektorzy mają zaglądać do szkolnych pracowni i podawać, co otrzymali nauczyciele? Innymi słowy, jak rzetelnie się spowiadać, aby nie podpaść przełożonym (zob. dyskusję dyrektorów)?
Większość szkół i nauczycieli trzyma się z dala od wydawców. Łatwo bowiem o podejrzenie, że szkoła czy nawet sam nauczyciel mają korzyść za wyznaczenie określonych podręczników. Gdy chodzi o pieniądze, zawsze istnieje ryzyko, że ktoś zechce je dać lub wziąć. Sprawa jest zatem delikatna. Ale nie tylko delikatna, ale także trudna. Podręczniki są tak konstruowane, aby do ich jak najlepszego użycia potrzebny był drogi sprzęt, np. komputer z odpowiednimi programami, tablica multimedialna, rzutnik itd. Wszystko to kosztuje krocie. Podręczników, które składają się tylko z książki, już praktycznie nie ma. Wydawcy oferują, że cały potrzebny sprzęt dostarczą szkole gratis. No i mamy problem – brać czy nie brać?
Komentarze
„jak rzetelnie się spowiadać, aby nie podpaść przełożonym”
Bardzo proszę, przepis sprawdzony (dzięki uprzejmości kolegi z prokuratury):
1/ Zaprzeczać, że to wzięto
2/ Zaprzeczać, że to wziątka
3/ Jeśli wziątka, to nie łapówka
4/ Jeśli łapówka, to nie dla siebie
5/ Jeśli nie dla siebie, to dla dobra wspólnego
6/ Jeśli dla dobra wspólnego, to był imperatyw moralny
7/ Jeśli moralny, to powszechny
8/ Jeśli powszechny, to przymus
9/ Jeśli przymus to dzieci
10/ Jeśli dzieci, to pieniądze
11/ Jeśli pieniądze, to zbiórka
12/ Jeśli zbiórka, to na książki
13/ Jeśli książki to oświata
A oświata jest bezpłatna, więc, Wysoki Sądzie, o korzyści materialnej czerpanej z korupcji urzędnika państwowego na służbie i wyłudzeniu mowy być nie może.
Jeśli belfer inaczej nie może to to sąd musi orzec: umorzę!
I najczęściej tak czyni (już prokuratura), bo korupcja czy bicie dzieci to w oświacie niski stopień społecznej szkodliwości.
Panowie, można brać, jak najchętniej!
Bardzo przepraszam.
Kolega mnie opieprzył za wygłupy i kazał na poważnie wkleić co poniżej, a najlepiej, taką szkołę natychmiast zabezpieczyć kancelarią prawną.
Trudno zachować jednak powagę, gdy NAUCZYCIEL publicznie opisuje praktyki korupcyjne będące jaskrawym przestępstwem karnym i …pyta, co zrobić!
– – –
Sprzedajność i przekupstwo godzą w zasady bezstronności i jednakowego traktowania obywateli oraz w prawidłowe funkcjonowanie instytucji państwowych i samorządu terytorialnego.
Przedmiotem ochrony w obu przypadkach jest bezinteresowność osób pełniących funkcje publiczne oraz zaufanie społeczne do rzetelności działań instytucji państwowych i samorządu terytorialnego, oraz instytucji publicznych w państwach obcych i organizacjach międzynarodowych.
Art. 231 kk (nadużycie władzy)
§ 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.Przestępstwo nadużycia władzy opisane w art. 231 § 2 kk może popełnić tylko funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub niedopełniając obowiązków działa na szkodę interesu publicznego lub PRYWATNEGO, przy czym funkcjonariusz działając w określony wyżej sposób zmierza do uzyskania bezprawnej korzyści majątkowej lub osobistej.
Korzyści tej nie musi odnieść sam działający bezprawnie urzędnik, lecz INNY PODMIOT, np. podmiot na rzecz, którego wydawana jest np. korzystna decyzja
Art. 296 a kk (korupcja menedżerów)
§ 1. Kto, pełniąc funkcję kierowniczą w jednostce organizacyjnej wykonującej działalność gospodarczą lub mając, z racji zajmowanego stanowiska lub pełnionej funkcji, istotny wpływ na podejmowanie decyzji związanych z działalnością takiej jednostki, przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę w zamian za (?) czyn nieuczciwej konkurencji lub za niedopuszczalną czynność preferencyjną na rzecz nabywcy lub odbiorcy towaru, usługi lub świadczenia, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5
Art. 296 a § 1 kk (sprzedajność)
(?) Korzyść ta może być również udzielona za czyn nieuczciwej konkurencji lub faworyzowanie jednego z uczestników obrotu gospodarczego.
Za przestępstwa korupcyjne na zasadzie przepisów ustawy z dnia 28 października 2002 r.
o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych za czyny zabronione pod groźbą kary (Dz.U. z 2002 r. Nr 197, poz.1661 z póź. zm.) odpowiedzialność ponosi również PODMIOT ZBIOROWY za czyn, którym jest zachowanie osoby fizycznej działającej w imieniu lub w interesie tego podmiotu gospodarczego, jeżeli zachowanie to przyniosło lub mogło przynieść PODMIOTOWI ZBIOROWEMU KORZYŚĆ, chociażby niemajątkową.
Podmiotem zbiorowym jest również spółka handlowa z udziałem Skarbu Państwa, jednostki samorządu terytorialnego lub związku takich jednostek(?).
http://tinyurl.com/bq8o67s
Nie brac. Odbijac na ksero/skan podreczniki z lat do 1989.
A nie można odkupić używanych od poprzedniego rocznika? Czy to jest głupie pytanie…
…kiedyś kolega, Amerykanin filipińskiego pochodzenia miał wyraźne trudności ze zrozumienia moich słów kiedy opowiadałem mu, że w Polsce rodzice (i dzieci) uważają za normalną sytuację, gdy student mieszka u rodziców i jest przez czas studiów przez nich utrzymywany…
…Joel próbował pogodzić te nowo nabyte wiadomości z tym, że „u nas, jak najstarsze dziecko skończy szkołę średnią to natychmiast idzie do pracy i swoją pensję oddaje mamie, bo rozumie, że rodzicom ciężko byłoby wykształcić młodsze rodzeństwo…
…na studia mało kto idzie, bo są bardzo drogie…
…w końcu Joel palnął się dłonią w czoło i wykrzyknął:
„Przecież Polska leży w Europie, to jest bogaty kraj!”
…zapomniałem dodać, że wtedy gdy nasza konwersacja miała miejsce, „szkoła średnia” oznaczała ukończenie 10 letniej edukacji. Kończył ją 16-latek…
w czym problem?
Czy jesteś dyletantem? Cy tylko bywasz na blogu przypadkiem?
Cóż mości gospodarzu olewać dawców.
Z podręcznikami bieda, bo co roku trzeba wymieniać. W gimnazjum od 2009 (już nową podstawą najbardziej zamieszały WSiP. Najpierw puścił „świat w słowach i obrazach”, by po roku zmienić szatę graficzną, obudowę metodyczną, ergo zarobił 2 razy, stary podręcznik nie sposób odkupić przez mlodszych uczniów.
2. Mała uwaga dla uczących w liceach, technikach, proście o pokazanie wszystkich tomów podręcznika – zazwyczaj tom 3 to niezmierne badziewie i trzeba materiały samemu kombinować.
3. Co do pytań władz sie nie dziewię, skoro na prowincji zdarzają się szkoły, które pracują na jednym wydawnictwie, bo dostały projektory, a każdy pracownik po laptopie (zgodnie z nakazem dyrektorskim).
@w czym problem
„A nie można odkupić używanych od poprzedniego rocznika? Czy to jest głupie pytanie?”
No trochę jest, biorąc pod uwagę, że I klasa w liceum idzie zupełnie innym programem niż wcześniejsze. Ale i wcześniej nie było lepiej. Ja mam dwoje dzieci w wieku gimnazjalno-licealnym. Różnica roczników wynosi dwa lata. W całej ich karierze edukacyjnej tylko podręcznik do religii młodsze dziedziczyło po starszym, choć do tych samych szkół chodzili. Co więcej, może ze trzy podręczniki dało się odsprzedać młodszym rocznikom, reszta poszła na makulaturę.
I nie będzie lepiej – chyba? – wydawcy jak mogą bronią się przed e-podręcznikami. To dla nich milionowe straty. (teksty w dzisiejszej GP i GW)
Czy naprawdę są konieczne? Zwłaszcza tzw. „zeszyty ćwiczeń”, drogie, jednorazowe, ogłupiające. W wielu przypadkach można bez podręcznika, choć, przyznaję, wymaga to od nauczyciela przygotowania się do lekcji… A tak wystarczy kazać przeczytać od strony do strony, wypełnić od strony do strony, i lekcja z głowy. Takie traktowanie swojej pracy, wciąż obecne w naszych szkołach, jest większą szkodą, niż te drobne łapóweczki, brane przy okazji i od niechcenia ;)).
polonus 6 czerwca o godz. 8:27
„Czy jesteś dyletantem?”
Nie da się ukryć.
Podobnie jak przedstawiciele narodu, np. pani poseł Barbara Bartuś z PiSu czy pan poseł Mariusz Grad z PO. MEN piórem (wtedy jeszcze) sekretarz stanu pani Krystyny Szumilas odpowiedziało we wrześniu 2010 roku.
http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/368E0FC7
http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/79FEDA79
” W roku szkolnym 2010/2011 uczniowie klas I szkół podstawowych i klas I gimnazjum mają już możliwość odkupienia używanych podręczników od ubiegłorocznych pierwszoklasistów, ponieważ nauczyciele mają prawo stosować w kolejnych latach te same podręczniki. Ponadto jeżeli nauczyciel oceni, że poprzednia wersja podręcznika nie różni się istotnie od tej wpisanej na listę podręczników zgodnych z nową podstawą programową i uczniowie bez przeszkód mogliby z niej korzystać, może poinformować uczniów o możliwości korzystania również z tej wersji. Uczniowie pozostałych klas wszystkich typów szkół uczą się według dotychczasowej podstawy programowej i również mogą korzystać z używanych podręczników.
Zgodnie bowiem z art. 22a ust. 1 ustawy o systemie oświaty to nauczyciel ma prawo wyboru podręcznika spośród podręczników dopuszczonych do użytku szkolnego, a zatem decyzja, czy i z jakich podręczników korzystać na zajęciach, należy do nauczyciela, i nie ma formalnych przeszkód, aby nauczyciele wybierali w kolejnych latach te same podręczniki.
Należy zwrócić uwagę, że Ministerstwo Edukacji Narodowej nie ma możliwości ingerowania w podejmowane przez nauczycieli i dyrektorów szkół decyzje dotyczące wyboru podręczników. Uprzejmie informuję, że zgodnie z ustawą o systemie oświaty dyrektor szkoły podaje do publicznej wiadomości do dnia 15 czerwca zestaw podręczników, które będą obowiązywać w następnym roku szkolnym. Nauczyciele mają zatem czas na wybór podręczników, które będą obowiązy’wać od początku kolejnego roku szkolnego do czerwca danego roku. Ministerstwo Edukacji Narodowej nie przeprowadza natomiast badań dotyczących częstotliwości zmian podręczników przez nauczycieli w polskich szkołach.
Jednym ze sposobów obniżenia kosztów związanych z zakupem podręczników jest obrót używanymi podręcznikami. Dyrektor szkoły, zgodnie z art. 22b ustawy o systemie oświaty, może podejmować działania organizacyjne umożliwiające obrót używanymi podręcznikami na terenie szkoły. Także decyzje dotyczące ewentualnego przekazywania używanych podręczników z wyprawek do bibliotek szkolnych są podejmowane na poziomie szkół.”
Obie odpowiedzi są właściwie identyczne a tylko z jakiegos powodu zostały zredagowane w nieco odmienny sposób, tzn. poprzestawiano kolejnośc kilku akapitów i użyto nieco innych fraz bez zmiany treści, czyli tylko w celach kosmetycznych.
**********************************************
Generalnie jednak wychodzi na to, że warto zadawać oczywiste pytania. JA zapłaciłem za PODRĘCZNIKOWE WYMYSŁY „geniuszy od zmian” z mojej kieszeni TYLE RAZY, że mam prawo kwestionować DEBILNE ZAKŁADANIE, iz RODZIC MUSI KUPIĆ CO ROKU NOWY PODRĘCZNIK.
Dziwnie jestem pewny, że gdyby tylko podliczyć sam VAT od zakupów czynionych przez moją rodzinę w Polsce to jest całkiem możliwe, iż zapłaciłem więcej aniżeli polonus we wszystkich podatkach od swoich dochodów. I na tej podstawie mam prawo kwestionować zasadność częstych wymian podręczników w polskiej szkole.
A z odpowiedzi p. Szumilas wynika, że MEN-owskie zmiany
odpowiadają tylko za mniejszą część jakoby koniecznych zakupów.
Po pierwsze – nauczyciele muszą się dogadać sami ze sobą, co to znaczy „podręcznik” i do czego jest potrzebny:
– nauczycielom;
– uczniom.
Po drugie – warto nagłośnić, że nauczyciel NIE MUSI wybierać jakiegokolwiek podręcznika (dzięki MEN za tę zmianę – znikają fikcyjne, a obowiązkowe do niedawna zapisy w dokumentacji szkolnej).
(że co? Ze nie da się nauczać bez podręcznika? Da się. Sama to robiłam przez lata nauczając specjalistycznego przedmiotu zawodowego w technikum i to w epoce przed internetem. Żaden tradycyjny podręcznik nie jest w stanie nadążyć za rozwojem techniki).
A na koniec podrzucam pomysł, żeby wydawnictwa namówiły MEN do zaniechania dopłat do podręczników dla najuboższych uczniów, które to dopłaty wydawnictwa w całości konsumują. Niech MEN te pieniądze płaci bezpośrednio wydawnictwom, a one niech obniżą cenę swoich produktów, zwłaszcza dla ubogich uczniów. Będzie szybciej i uczciwiej, bez hipokryzji.
O tym, żeby pieniądze z dopłat MEN poświęcił na realizację rzeczywistej modernizacji materiałów dydaktycznych – nie śmiem marzyć. No przecież nie można pozwolić, żeby wydawnictwom byt się pogorszył 🙁
(rozumiem, że poparcie wątków przekupywania szkół przez wydawnictwa czy obnażanie faktu, że proponowane przez nie e-materiały nie są satysfakcjonującej jakości, bo nie wystarczy materiał tradycyjny opublikować w pdf, byłoby brutalną przesadą z mojej strony. Biedne wydawnictwa i ich interesy…)
W cywilizowanych krajach szkoła ma środki na sprzęt,więc sponsoring wydawców potrzebny nie jest(choć łapówki dla organów decydujących o zakupach – jak najbardziej!). W Polsce szkoły szukają różnych sposobów zdobycia sprzętu, który służy przecież uczniom, bo normalną drogą kasy na ten sprzęt nie dostają. Stąd patologie, ale warto o ich źródłach pamiętać…:-(
I nie opowiadajcie o biednym budżecie – Polska wywaliła na 4 stadiony-piramidy na EURO około 6 mld zł.Za te pieniądze szkoły miałyby sprzętu” po szyję”!!!
A Irak,Afganistan i F16…?;-)
Jako załącznik każdy dyrektor powinien wysłać zapotrzebowanie. Ponieważ nauczyciel jako pracownik powinien zgodnie z prawem dostać podręcznik od szkoły, nie od wydawnictwa. A sprzęt niech załatwią samorządy to problem „brania” sam się załatwi.
„A nie można odkupić używanych od poprzedniego rocznika? Czy to jest głupie pytanie?”
Nauczyciel może wybrać tylko podręcznik dopuszczony przez MEN. Jak zmienia się podstawa, zmieniają się podręczniki i poprzednie są „nielegalne”. Fajne te reformy, prawda?
Można skanować i kserować. Ale z bliżej nieokreślonych powodów niektórym wydaje się, że kserówki materializują się same. W naszej szkole nie ma do dyspozycji skanera. Ksero jest, ale nie za darmo. I za nowy podręcznik, i za ksero ktoś musi zapłacić.
Próbowałem przekonać dyrekcję, że na moich lekcjach podręczniki są niepotrzebne, że nie znajduję żadnego godnego polecenia. Nie dlatego, że jestem taki mądry, tylko po prostu nie ma sensu korzystanie z tych podręczników. Popatrzono na mnie jak na ostatniego głupka, nakazano podać zestaw podręczników i zeszytów ćwiczeń, stwierdzono, że domagają się tego władze, rodzice i dzieci i w ogóle co ja sobie wyobrażam. W klasach wyższych po cichu umawiam się z uczniami (mając świadomość, że nie jest to do końca w porządku), żeby dali sobie spokój z podręcznikami. Uczniowie klas pierwszych dostają te zestawy przed rozpoczęciem roku szkolnego, więc nabijają kabzę wydawnictwom.
I jeszcze jedno: kilka tygodni po ogłoszeniu kolejnej nowej, zreformowanej podstawy programowej, przysłano do szkoły ofertę: oto podręczniki do nowego liceum. Weźcie koniecznie, bo jednym ze współautorów jest współtwórca reformy. Jak to się nazywa: przedsiębiorczość, bezczelność? Ja myślę, że jest to przede wszystkim odpowiedź na pytanie, komu potrzebne są reformy w edukacji przeprowadzane średnio co trzy lata.
Nie trzeba było prywatyzować PWS.
Książkę MOGĘ kupić, podręczniki MUSZĘ – jest to „kura znosząca złote jajka”. Wydawawanie podręczników to biznes jak każdy inny. Nie chodzi tu o dobro ucznia, kieszenie rodziców – chodzi o to by wydawcy oraz autorzy podręczników miało źródło łatwych dochodów. Gdyby to państwo finansowało podręczniki to miałby kto dbać o koszty z tym związane. Rodzice i część nauczycieli to zbyt mała siła by to zmienić.
Rozumiem, że jakikolwiek offset to też łapówka?
,,No i mamy problem – brać czy nie brać?” – oto jest pytanie? może podpowiedź ,,być, czy mieć” ? coś wyjaśni 🙂 Za każdym razem zdumiewa zdefiniowany brak fundamentalnych wartości i zasad w życiu społecznym. Czy decyzja o przyjęciu podręczników z określonego wydawnictwa jest konsultowana z rodzicami? Nauczanie wymaga zaufania, bardzo dobrych umiejętności interpersonalnych i odpowiedzialności.Ciekawe, na którym polu poległa dyrekcja opisywanej przez Pana szkoły.,,Gdy chodzi o pieniądze, zawsze istnieje ryzyko, że ktoś zechce je dać lub wziąć. Sprawa jest zatem delikatna. Ale nie tylko delikatna, ale także trudna.” – niewiarygodne!!! Pan ma problem z kwalifikacją moralno – etyczno – prawną takiego czynu? Imperatyw moralny konsumpcjonizmu ,,więcej, coraz więcej” zawitał pod dachy szkół.
„Próbowałem przekonać dyrekcję, że na moich lekcjach podręczniki są niepotrzebne . . .nakazano podać zestaw podręczników i zeszytów ćwiczeń”
– – –
Darek prostodusznie i uczciwie zdezawuował kryjących zwykłą, ordynarną korupcję (patrz kk- kodeks karny) oraz jej rzeczywistych sprawców czyli funkcyjnych (i nie tylko ) belfrów.
Tak jest w każdej szkole publicznej, to dyrekcja i nauczyciele decydują o wydatkach rodziców i uczniów na podręczniki.
To jedyne źródło rozkwitu drukarstwa i przekupstwa, z wynikiem finansowania przez podatnika korumpujących i korumpowanych, kosztem dzieci.
Proszę się nie ośmieszać i kompromitować, usiłując niezdarnie i infantylnie zwalić własne czyny korupcyjne na reformy, meny, krasnoludki i brak ksero (swoją drogą, co za mentalność w XXI w – ksero!)
A rzeczywiście, sensownym i uczciwym oraz kompetentnym uniknięciem wplątania w korupcyjny układ belfersko-dyrekcyjny jest wykorzystanie innych metod, niż ksero czy klepanie pacierza z kartek podręcznika.
Szacunek tym, co chociaż próbują.
PS: do instrukcji,oczekiwanej przez Gospodarza jak sprytnie kryć przestępstwa, aby nie beknąć, proszę dopisać słowo „sponsoring”. Co prawda obecnie symbolizuje zupełnie inne usługi pozaszkolne (?), ale s-21 zapewne wie lepiej, dyletantem w zasiedzeniu lokali szkolnych i panujących tam obyczajach wszak nie jest 🙂
A dlaczego szkoły zarządzają, że co roku mają być nowe podręczniki, jak minister wcale nie zarządza, a mówią, że mają takie przepisy?
Praeczytałem to co napisał pan W czym problem o godzinie 10.47. I to chyba prawda, bo wkleił odpowiedź od ministra.
A u nas w szkole od początku muszą być nowe, choć od zeszłorocznych różnią się kilkoma stronami, a prawie wszystko jest to samo, tylko nowe wydanie.
Nie wiem, czy we wszystkich przypadkach jest to świadoma korupcja (w wielu jest – panienki z różnych wydawnictw szwendające się po pokoju nauczycielskim i oferujące jakieś bonusy obok podręczników; bardzo to denerwujące). W wielu – bezmyślność i przekonanie, że „ta ksiunżka” na ławce ucznia musi być, bo inaczej się nie da. Na jedno wychodzi: rodzice płacą, wydają zupełnie niepotrzebnie grube pieniądze.
@ w czym problem
podatki płacę sumiennie, choć niestety pożytku z nich nie widzę, a już na pewno nie w MENie.
Jesli chodzi o podręczniki i odpowiedź pani Szumilas, to bzdura, wystarczy przypomnieć sobie, jak wyglądało monitorowanie wprowadzenia nowej podstawy programowej w 2009, de facto (w języku polskim) zmian prawie wcale – nie uczyłem na starej, ale po podręcznikach, ćwiczeniach i lekturze starej podstawy zmian nie zauważyłem. Wizytatorzy sprawdzali wówczas stan podręczników, czy aby na pewno są nowe.
Niestety w MENie prócz lobby matematycznego, egzaminacyjnego, cyfrowego (o matko jak to brzmi) panoszy się wydawnicze. Dla nich najlepiej co roku nowa podstawa i co roku nowy podręcznik. Niestety z roku na rok podręczniki stają się coraz bardziej trywialne, pstrokate i bezużyteczne.
Rodzice za to płacą, płacą też nauczyciele.
polonus 6 czerwca o godz. 17:09
Już chciałem ci napisać, że jako nauczyciel mógłbyś zastrajkować właśnie przeciwko tej podręcznikowej głupoto-korupcji ale zaraz sobie przypomniałem rezultaty mojej dyskusji na ten temat z własną żoną i ugryzłem się w język.
Ona „nie będzie walczyła za szkołą”, ty „nie bedziesz walczył z dyrekcją” a dyrekcja „z wizytatorami”. Zapłaciłem ja.
S-21 6 czerwca o godz. 11:31
„I nie opowiadajcie o biednym budżecie ? Polska wywaliła na 4 stadiony-piramidy na EURO około 6 mld zł.Za te pieniądze szkoły miałyby sprzętu? po szyję?!!!
A Irak,Afganistan i F16??;-)”
Amen.
Obawiam się, że konkluzja jakże obiecującego wątku będzie podobna, jak w niedawnej dyskusji o „szklance wody (nie) dla maturzysty”.
Wszystkiemu winien premier Tusk!
Bo takie stworzył prawo, takich ma ministrów, takich kuratorów, wizytatorów, dyrektorów i takich… (oj, zagalopowałem się na dyrektorach się odpowiedzialność kończy).
Że prawo pozwala wybrać podręcznik? E, to takie tam. Że ministerstwo wyjaśnia, że można? E, to tak tylko mówi.
Bliższy ciału wizytator.
„Większość szkół i nauczycieli trzyma się z dala od wydawców. Łatwo bowiem o podejrzenie, że szkoła czy nawet sam nauczyciel mają korzyść za wyznaczenie określonych podręczników.”
Niestety, ale to stwierdzenie wskazuje na brak podstawowych kompetencji zawodowych „większości szkół i nauczycieli”
Aby pomóc szkolnym niedojdom – oto moja ściąga.
1. Dyrektor szkoły powołuje komitet opracowujacy zasady selekcji podręczników.
1.1 W skład komitetu wchodzi przedstawiciel gminy, dyrekcji, nauczycieli, rodziców, uczniów – do ustalenia w drodze JAWNEGO I NIE NA CHYBCIKA procesu.
2. Komitet opracowuje kryteria selekcji nowego podręcznika, na piśmie, jako część regulaminu szkoły, w których to kryteriach muszą znaleźć się m.in. odpowiedzi na takie pytania, jak:
2.1 Zmiana ilu procent zawartości podręcznika uzasadnia jego wymianę?
2.2 Jak definiujemy owe „procenty”? Czy chodzi o centymetry kwadratowe ilustracji? O ilość dat? O ilość nowych dowodów? O ilość nowych danych w tabelach statystycznych? O ilość megabajtów animacji komputerowych, filmów, dźwięku czy ćwiczeń dla ucznia na towarzyszącym nośniku elektronicznym? O ilość poprzestawianych akapitów o tej samej treści?
2.3 Lista kryteriów, jakie muszą być ocenione przez komitet podczas selekcji
2.4 Jasno zdefiniowane sposoby oceny przez członków komitetu
2.4.1 Liczba przeczytanych w całości rozdziałów, akapitów i stron
2.4.2 Liczba rozwiązanych zadań
2.4.3 Liczba obejrzanych ilustracji
2.4.4 Wzór formatu sumującego ocenę
2.5 Wagi każdego kryterium
2.6 Wagi każdego członka komitetu
2.6.1 Waga wynikajaca z funkcji
2.6.2 Waga wynikająca z wkładu pracy w ocenę – patrz punkt 2.4
2.7 Sposób obliczenia wyniku końcowego, czyli wyniku oceny
3. Końcowe obrady komitetu są jawne, dostepne dla każdego, filmowane i udostępniane na internecie
4. Nieprzekraczalne daty na skompletowanie każdego z etapów oceny
Może to się wydawać dziwne, ale kupując, opiniując czy konsultując w kilku miejscach pracy w takich sprawach jak zakup czy remont maszyny robiłem to co opisałem powyżej kilkadziesiąt razy. Za wyjątkiem filmowania i publicznego ujawniania bo firmy były prywatne i nigdy by na to nie pozwoliły. Natomiast obrady rady miejskiej mojego miasteczka są od kilku lat na internecie. Oni zarządzają podatkami, więc jest to naturalne.
Trochę mnie śmieszy, że podejrzani są nauczyciele. Przyjrzałbym się dokładnie temu co się dzieje na górze. Częste zmiany programów to raj dla wydawnictw. Komuś bardzo zależało na tym. Podejrzewam, że niejedna kieszeń została napełniona. Najlepiej oskarżyć nauczycieli, może nawet kalendarz dostali w prezencie. Zgroza.
Analogicznie sytuacja wygląda z autostradami. Trzeba tylko znaleźć winnych. Oczywiście „kozioł ofiarny” nie będzie się znajdował na szczycie piramidy.
Jeszcze nikt nie wpadł na to aby oskarżyć robotników: wszystko się wali, bo ludzie leniwi. Trzeba ich przykładnie ukarać.
No, to żeś zasadził…, w czym problemie…
Ja mogę uczyć na gazecie albo na etykiecie szamponu przeciwłupieżowego. W stodole. Podręcznik mi zbędny. Jeżeli jestem nauczycielem, porządnym rzemieślnikiem z porywami twórcy, do nauczania potrzebny jest mi mój mózg i materia: uczniowie. Reszta przyjdzie sama. Zapewniam.
@W czym problem?
W tym roku stanąłem przed dylematem: bunt wobec koleżanek uczących z podręcznika i zadowolonych wobec moim zdaniem lepszego podręcznika innego wydawnictwa. Zwyciężyła wersja stary zostaje, bo rodzice znowu nie przeżyją zmiany.
Jak myślisz, kto bardziej ucierpi? Ja, dzieci? a może rodzice będą zadowoleni? Moim zdaniem ćwiczenia do podręcznika nie są potrzebne, podobnie jak wszelkiego typu karty pracy. Dla mnie wystarczyłaby 1 książka – kompendium gramtyczno-literaturoznawcze i chwatit. Rozumiem Twoje racje, natomiast problem jest bardziej złożony.
Pytania posłów z 2010 roku traktuj jako populizm wyborczy, reforma weszła rok wcześniej, więc starsze roczniki mogły odkupywać książki, mlodsze też.
@corleone
Wszystkiemu winni idiotyczni politycy od 89 roku rządzący edukacją i mający ją daleko w ….
Komitety, selekcje, plany, punkty i podpunkty, kiedy punktów za mało,
( same brzydkie słowa) oj!, „problem…” ty to masz pomysły, że ho,ho, a nawet hoj. I jeszcze filmować, uch cza,cza, cza. Nie daj bóg, jakiegoś Oskara za dokument jeszcze.
Ludzie, a komu to wszystko potrzebne?
Ćwiczenia, skoroszyty, plany, ministerstwa. Polityka, to trzeba zlikwidować, te demokracje.
Dobry nauczyciel sam wie, co robić i mu do garnka zaglądać nie trzeba.
Wystarczy, że nauczycielom damy pełną władzę i będzie w szkole, jak w sejmie i ministerstwie, bo tam właśnie rządzą nauczyciele, co już tej szkoły i reform mają dosyć.
I będzie tak pięknie, jak w kalendarzu albo na tablicy multimedialnej, zawsze jakiś sponsor wolności nauczycielskiej się znajdzie. Tylko zlikwidujcie te demokracje i konkurencje. A my wam pokażemy, to samo, co już w szkole i sejmie dzisiaj potrafimy – będą autostrady choćby do nieba.
zet 7 czerwca o godz. 13:19
„Komitety, selekcje, plany, punkty i podpunkty (…) ty to masz pomysły”
Pochlebiasz mi. To nie moje pomysły. Ja tylko opisałem podetknięty pod nos wzór postępowania w zakładzie pracy, który dał światu kilka „pierwszych urządzeń”, w tym takie, które zmieniło też twoje życie, zet. Którego myślenie o jakości zostało powszechnie przyjete na całym świecie przez dosłownie wszystkich. Na czyjeś indorzenie się i gulgotanie móc odpowiedzieć: „Tak, znam tę metodę raczej dobrze, pracuję/pracowałem z osobą, która jest jej autorem i od niej się nauczyłem.”
Przykład (nieco przerysowany ;-).
Twój kierownik w pracy: „Poślemy pana na kurs zarządzania innowacyjnością” A ty odpowiadasz: „Tutaj ma pan/pani wizytówkę Steve Jobsa, proszę zadzwonić i zapytać o mnie”.
Jak ja mogę podpisać się pod zaleceniem kupna maszyny „A” nie jadąc do producenta i nie patrząc moimi własnymi oczami na jej pracę? Jak ja mam się upewnić czy będzie ona dobra dla mojej firmy, nie licząc ilości śrubek jakie ta maszyna wypluwa na minutę? Jeżeli mój szef chce aby wypluwała sto milionów na tydzień z jedna półgodzinną przerwą na naprawy to moim psim obowiązkiem jest mu takie coś dostarczyć. I zweryfikować zapewnienia producenta, serwisanta, itd., itp.
Ciebie nikt nie audytuje? Przed zatrudnieniem nikt nie dzwonił do twoich poprzednich miejsc pracy? Nie rozmawiał z dyrekcjami? Nie prosił o numer telefonu twoich kolegów-nauczycieli, aby i ich zapytać o opinie o tobie? Nie zapytał ciebie o osiągnięcia twoich uczniów? Nie poprosił o zademonstrowanie umiejętności na pokazowej lekcji albo o przyjście na lekcję innego nauczyciela w szkole, w której szukasz pracy i o wystapienie w roli oceniającego/wizytatora na lekcji innego nauczyciela? Muszę powiedzieć, że moja ostatnią pracę właśnie tak dostałem. Poproszono mnie o ocenę istniejącego procesu produkcyjnego a potem zatrudniono polecając ( z uśmiechem) zająć się wyrugowaniem powodów moich uwag krytycznych.
„I jeszcze filmować, uch cza,cza, cza.”
W miasteczku pojawił się biznesman, który chce zainwestować. Chce wyburzyć stary budynek i postawić nowy a w nim biznes. Daje sto milionów swoich pieniędzy ale mówi, że miasto musi dać drugie sto milionów bo inaczej on ten biznes postawi w sąsiednim miasteczku. Część członków rady miejskiej mu wierzy i chce dać mu te sto milonów. Żeby „się rozwijać”. Ani oni nie mają ani miasto nie ma żadnych stu milonów ale „przecież można” wypuścić miejskie obligacje. Które „się spłaci” w ciągu następnych trzydziestu lat. Bank da kredyt pod zastaw obligacji, bo „przecież wiadomo”, że „jak coś” to miasto podniesie mieszkańcom podatki od nieruchomości, cenę wody czy wywózki śmieci. Oni nie uciekną i zapłacą. Bank nie straci. W umowie (już prawie, prawie wynegocjowanej z biznesmanem) stoi (na razie) jak byk, że:
1/ on weźmie miejskie sto milionów
2/ on zacznie budowę
3/ miasto zobowiązuje się do wybudowania i wyremontowania drogi, parkingu, wszelkich podłączeń, całej infrastruktury
4/ on policzy zyski roczne z nowego budynku
5/ jak zyski będą mniejsze od pięciu milionów to miasto mu dopłaci do tej piątki
6/ jak mu sie znudzi to może biznes sprzedać i po odliczeniu dla siebie swoich stu milionów oddać miastu resztę, jeżeli będzie jakaś nadwyżka ponad jego stówę
7/ biznesman nie jest w żadnej wysokości odpowiedzialny za miejskie długi
Idą wybory nowej rady miasta. Nie chciałabyś dowiedzieć się z filmiku na internecie kto i jak negocjował ową umowę w imieniu twojego portfela? Czy masz zamiar jak owieczki w polskich miastach zapłacić i za fontanny i za stadiony setki milionów? Czy ty preferujesz krótką notatkę w miejscowym wydaniu Gazety napisaną przez „dziennikarza, któremu ufasz”? A szpital i szkoła sobie poradzą?
@Anonim
7 czerwca o godz. 10:13
No jeszcze jest Ci potrzebny bardzo deficytowy produkt – czas! Oraz środki na produkcję własnych pomocy dydaktycznych…;-)
@w czym problem
1. Twoja procedura wymaga cholernie dużo czasu!!!
2.Teraz trwa wymiana (wszystkich!)podręczników w liceum w związku z „reformą” p.Hall. Tempo jest takie, że podręczniki( i to tylko część!) stała się dostępna jakiś miesiąc temu i to bez cen(egzemplarze okazowe!)! Tymczasem MEN wymaga publicznego(!) ogłoszenia wyniku wyboru już 15 czerwca!!!
2.To jednak nauczyciel powinien wybierać podręcznik(albo powinien być tylko jeden). Inaczej, co zostało opisane Amerykanie doznali szoku, że ich dzieci są na światowym matematycznym dnie, różne takie komitety dyletantów wybierają nie podręczniki najlepsze, ale najbardziej kolorowe, błyszczące, z największą ilością obrazków…
Albo, jak to ładnie opisał prof.Feynman(„Pan raczy żartować…”), są korumpowane przez wydawców…;-)
corleone
6 czerwca o godz. 21:19
>Że prawo pozwala wybrać podręcznik? E, to takie tam. Że ministerstwo wyjaśnia, że można? E, to tak tylko mówi.
Bliższy ciału wizytator.<
1.Owszem, wizytator!!!Bo słowo ministra z telewizora ani nawet strony internetowej MEN żadnej mocy nie ma…Polecam program "Państwo w państwie" 😉
2. Interpretacje p.Szumilas to typowa ostatnio praktyka MEN krzyczenia "Łapaj złodzieja". Najpierw cały, podległy MEN aparat, głosi, że podręczniki muszą odpowiadać nowej podstawie, mieć aktualne(!!!)dopuszczenie MEN, czyli te sprzed niej oczywiście nie są odpowiednie.Wszyscy kupują nowe podręczniki, a wtedy p.Szumilas ogłasza coś takiego…;-)
Podobnie było z procedurami związanymi z uczniami o szczególnych potrzebach. Najpierw wydano księżycowe i skrajnie nierealistyczne rozporządzenie. Szkolenia, wyjaśnienia stanowcze deklaracje aparatu urzędniczego, że oczywiście mają być, zamiasat pomocy takim uczniom, te liczne protokoły, teczki, podpisy itp.itd. Gdy księżycowość rozporządzenia wyszła ewidentnie na wierzch i zrobił się szum, MEN ogłosił na swojej stronie(jeszcze chyba tam wisi!), że rozporządzenie zostało … źle zrozumiane przez nadgorliwych dyrektorów.Ale, uwaga(!!!) rozporządzenie zostanie tak zmienione by je rozumiano właściwie…;-)))))
@Anonim
7 czerwca o godz. 16:43
W Sejmie, rządzie itp.instytucjach, o których piszesz, są byli(!!!!!!) nauczyciele – tacy, którzy się w tej roli nie sprawdzili i uciekli do polityki. Taka była min.Hall i taka jest min.Szumilas m.in, ale też masa posłów, senatorów i wyżej…;-)
„MEN ogłosił na swojej stronie(jeszcze chyba tam wisi!), że rozporządzenie zostało ? źle zrozumiane przez nadgorliwych dyrektorów.Ale, uwaga(!!!) rozporządzenie zostanie tak zmienione by je rozumiano właściwie?;-)))))”
– – –
Żadne ogłoszenie, że nauczyciele i dyrektorzy źle rozumieją (hłe hłe) i źle wykonują swoje obowiązki, nie ma mocy obowiązującej, ponieważ u nas w sektorze publicznym obowiązuje wyłącznie prawo z w y c z a j o w e.
Ma tylko jeden artykuł i jeden paragraf o treści:
„No i możecie nam zwyczajnie skoczyć!”
Niestety, ktoś tak głupi w ministerstwie, jak jeszcze nigdy dotąd, nie doczytał i odpowiedział ostatnio:
„No i z Wami skończymy, wedle życzenia”.
Najzabawniejsze jest to, że ci, co najbardziej domagali się skoku, wierzą że na bruk wyskoczeni zostaną inni.
Oni sami myślą, że polegną z honorem na zielonej trawce.
A ja się już cieszę na te telefony i civiki o robotę – szykuję już dla nowych kadr pomoce naukowe w postaci szpadla i miotełki na psie kupy, z powitalnego budżetu reprezentacyjnego, oczywiście.
No chyba, że nauczyciel to znaczy coś innego niż np. autoportret malowany przez takich s-21. Jakoś jednak wszystkim ten konterfekt w pokoju n. odpowiada?
S-21 7 czerwca o godz. 22:00
„Twoja procedura wymaga cholernie dużo czasu!!!”
Każda działalność w firmie musi być m.in. mierzalna. W metodzie DMAIC „M” to jest właśnie „mierzyć”.
-Dla mnie podręcznik „A” jest lepszy od prdręcznika „B”!
A od „C”?
Od „D”?
Jak porownać i wybrać spośród czterech poręczników najlepszy?
Jeden ma najsensowniejszy zbiór zadań.
Drugi ładniejszą czcionkę, wyraźniejszy druk, bielszy papier.
Trzeci jest napisany naładniejszą polszczyzną, dowcipnie, wciągającym językiem.
Czwarty ma dużo praktycznych przykładów i przemyślane ilustracje. Piąty jest najtańszy.
Szósty najlżejszy.
Siódmy zszyty a nie sklejony,- będzie dla drugiego dziecka w rodzinie. Itd.
Jak nie ustalisz – przed przystapieniem do oceniania – listy ważnych cech i ich wag to potem szybko pogubisz się w ocenach konkretnego podręcznika. I wyjdzie na to, że pani Kasi najbardziej odpowiada podręcznik „C” bo tak! A panu Zdzisiowi „B” bo też tak.
Czasu tylko wtedy szkoda, gdy został zmarnowany. Logiczna i w miarę możliwości obiektywna metoda minimalizuje szansę „botakiwania” i obrażania się na siebie, gdyż wybór kryteriów i ich wag jest oddzielony od wyboru konkretnego podręcznika.
„Tempo jest takie (…) już 15 czerwca!!!”
A myślisz, że to, co napisałem w punkcie 4 wziąłem z powietrza 6 czerwca 2012 roku?
„Nieprzekraczalne daty na skompletowanie każdego z etapów oceny” są konieczne, gdyż inaczej będziesz miał polnische Wirtschaft.
„nauczyciel powinien wybierać podręcznik (…) Inaczej (…) różne takie komitety dyletantów wybierają nie podręczniki najlepsze, ale najbardziej kolorowe, błyszczące, z największą ilością obrazków?”
S-21, a co ja napisałem? Podważasz moje przekonanie, że umiesz czytać ze zrozumieniem. Postuluję listę kryteriów? Jak komitet będzie miał w swoim składzie choćby jednego nie-idiotę, nauczyciela lub rodzica, to „stopień błyszczenia” nie znajdzie się na liście. Jak wszyscy będą idiotami, to i w twoim systemie, gdzie wybiera samodzielnie nauczuciel, rezultat będzie ten sam. Nauczyciel-idiota też wybierze najbardziej błyszczący.
Jeżeli we wzorze końcowym (o którym wyraźnie pisałem) będziesz miał „zero” jako mnożnik dla wagi dla osoby oceniającej, która nie rozwiązała ani jednego zadania z nowego podręcznika matematyki, to cała opinia tejże osoby w ogóle nie będzie się liczyć. Jakby jej nie było w komitecie. Czy to jest takie trudne do zrozumienia? Jak inżyniera Adasia nie było na teście numer 3 nowej maszyny to jego waga w ocenie przydatności tejże maszyny jest zmniejszona o punkty z testu numer 3. Koniec kropka. Jak sobie ustalisz, że waga „błyszczenia” to 70% oceny nowego podręcznika a „jakość zadań” to 30% tak będziesz miał. Oceniający mogą sobie dostawać zero punktów za rozwiązanie zadania a i tak błyszczący podręcznik przepchną. Konia można przyprowadzić do rzeki, ale zmusić do picia już nie można.
Kilkukrotnie ja i moja żona spotykaliśmy się z nauczycielami przedmiotów ścisłych, którym nie chciałbym powierzyć wyboru podręcznika. I niestety wyglądało na to, że właśnie oni najbardziej potrzebowali dobrego. Także nie skreślałbym z góry rodzica jako dyletanta, tym bardziej, że to on płaci. Może się okazać, że tylko on przeczyta cały podręcznik i jego waga razy punkty zapewanią mu decydujący głos. A dyrektor szkoły tylko będzie mógł mruknąć, że „przekartkował uważnie”. I nie będzie miał żadnych konkretów. A więc na końcu „dyrektorska waga równa 10” pomnożona przez zero będzie mniej ważyła niż „rodzielska waga równa 5” pomnożona przez cos większego od zera.
System, który proponuję jest przejrzysty, logiczny, konsekwntny i tak obiektywny jak to tylko jest po ludzku możliwe.
Inaczej zawsze będziemy „podejrzewali, że szkoła czy nawet sam nauczyciel mają korzyść za wyznaczenie określonych podręczników.”
@S-21
7 czerwca o godz. 22:38
„Owszem, wizytator!!!Bo słowo ministra z telewizora ani nawet strony internetowej MEN żadnej mocy nie ma…”
Zapomniałeś dodać, że ustawa też pikuś, nie mówiąc już o rozporządzeniach, (dobrze, że wyjaśniłeś na końcu, że nie warto ich czytać, bo przeczytać ze zrozumieniem taki trudny tekst – niepodobna.)
Oczywiście dla Ciebie podstawowymi wytycznymi jest szemrana plotka, co wolno, a co trzeba.
Gdyby „jedna szkoła drugiej szkole” gdzieś na ucho donosła, że uczniowie powinni na Twoich oczach zjeść stary podręcznik, to pewnie byś wciskał do gardła po kartce i wyjaśniał, że „tak kazały urzędasy z ministrem na czele”. A gdzie i kiedy? Nie wiadomo, ale wszyscy wiedzą, że tak (na wszelki wypadek).
Dokładnie jak ze szklanką wody.
Przepisy, nie zabraniają, CKE nie zabrania, ale na wszelki wypadek nie wolno.
Wyobraź sobie, że w świecie, w którym żyję w wątpliwych przypadkach (np. dotyczących finansów – oczywiście nie tylko) bada się zasadność jakiegoś rozwiązania najpierw w przepisach w randze ustawy, następnie resortowych, wyrokach SN itd, a jeśli klient, urząd, czy przełożony kwestionuje jakąś praktykę, księgowy przesyła wyjaśnienie z powołaniem na przepis, jeśli to nie wystarcza, opinie prawną, w ostateczności do rozstrzygnięcia przez sąd.
W 99% pierwszy sposób jest wystarczający. Księgowy do dziś żyje, nikt go na pal nie nadział ani na rozszarpanie dzikiemu zwierzowi nie rzucił.
A także samo w przypadku przepisów dotyczących BHP, ochrony środowiska, kadrowych, statystyki, prawa budowlanego i długo by jeszcze wymieniać.
@ corleone, 8 czerwca o godz. 8:00
„w świecie, w którym żyję w wątpliwych przypadkach … bada się zasadność jakiegoś rozwiązania najpierw w przepisach…”
– – –
Oj naiwny, naiwny… (cyt. ze studio 202)
Drogi Donie, chyba nie zdajesz sobie sprawy ze sklepienia mikrokosmosu uwłaszczonych na publicznym groszu…
Otóż, w kwestii przepisów i sprawdzania, na ten przykład Pan Broniarz z ZNP opłacił sobie (i potomności) ekspertyzę kancelarii prawnej, „dowodzącą” rzeszom pieczeniarzy że…
…wprowadzenie jakiegokolwiek kodeksu etyki nauczyciela jest niezgodne z…przepisami!
Dzielni prawnicy uzasadniają, dlaczego:
a/ bo nie można etycznych zachowań ująć w normy prawne (sic!!!)
b/ bo etyka w praktyce naszego ustroju prawnego dotyczy wyłącznie …zawodów wolnych (!), którym oczywiście belfer z ZNP, de iure, być nie może… (pogratulować intelektu).
Jak widzisz, instrumentalne do absurdu traktowanie i manipulowanie pojęciem „przepisów” to gra, w której konsumenci i dysponenci zawłaszczonych podatków osiągają szczyty cynizmu i deprawacji.
Oczywiście to gra podatnikiem jak piłką, w której każda ze stron wy(g)rywa (takie polskie ‚win-win’ 🙂 ) z cudzej kieszeni ile wlezie.
Czy można się dziwić, że w tej kondycji, najczęstszą taktyką aprecjacyjną belfra, celem ukrycia swoich „win” jest „łapaj zodzieja”?
Nawet przecież Prezes, genialny strateg, dobrze wyczuł ludowy ten rytuał, zyskując punkty analogicznie, „winami Tuska”.
Przepisy przepisami, a słodkie wina z owoców grabieży się należą. Chyba taki jeden gatunek jakoś miał nazwę i smaczek typu j-23, czy b-52? czy jakoś tak znajomo z bloga 🙂
@ w czym problem?, 8 czerwca o godz. 2:2
– – –
W tej dyskusji, problem Twój polega na tym, że będąc zapalonym amatorem (!) szachów, z uporem stawiasz figurki na stole, w którym belfrzy grają znaczonymi kartami w durnia.
Jak się zdaje, mają niezły ubaw i tyle, a problem pozostaje po Twojej stronie.
Przesyłam wyrazy życzliwego współczucia.
@corleone
Nie wiem w jakim świecie żyjesz, ja w IIIRP…;-)
W kraju, w którym rządzący cierpią na biegunkę prawną, a prawo jakie produkują jest b.marnej jakości.I to co chwila wyłazi…
Dyrektor szkoły nie pójdzie z wizytatorem(czytaj kuratorium i resztą szkolnej administracji z MEN włącznie!) na udry, bo zaraz mu znajdą 101 uchybień itp.itd. Odwołać się nie bardzo ma o kogo, a do sądu raczej nie pójdzie bo a) sąd nie uzna się za odpowiedni do sądzenia tej akurat sprawy b) sprawy w polskich sądach trwają latami c) w budżecie szkoły nie ma na dodatek na adwokata…;-)
Więc zamiast obrażać innych w swojej nieświadomości, spróbuj o realiach III RP pomyśleć, posłuchać i poczytać!!! Ja akurat nie potrzebuję podręcznika, ale jakiś wskazać muszę, a szkoda mi czasu i energii na toczenie wojen prawnych z administracją oświatową. I tyle…
@w czym problem
W USA pragmatyczni Amerykanie kwestie organizacyjne traktują serio, niezależnie od całej reszty…
W Polsce, czego chyba nie zrozumiałeś, pomiędzy ukazaniem się okazowych egzemplarzy najwcześniej(!!!) wydanych licealnych „zreformowanych” podręczników, a obowiązkowym wyborem takowego jest aż [;-)] 6 tygodni. Przedmiotów jest kilkanaście, na każdy wypada min.3 propozycje wydawnicze.To kiedyż Twoja komisja się choćby z tymi podręcznikami zapozna, nie mówiąc już o przeprowadzeniu całej takiej procedury ???
@Gekko
8 czerwca o godz. 11:06
Jaki tam ubaw. Oni wierza, że takiej gry jak szachy nie ma i nigdy nie było, to szyta grubymi nićmi mistyfikacja uknuta przez kilku najemników grupy G-7 (tzw. Grupa Gekkona).
@S-21
7 czerwca o godz. 23:11
Wyżej posłów i senatorów to jest już chyba tylko Cupola.
Ale tam nawet byłych nie zauważyłem.
@corleone
>Wyżej posłów i senatorów to jest już chyba tylko Cupola.<
Teoretyk z ciebie. Teoretycznie, owszem, Sejm jest najwyższą władzą. Praktycznie robią praktycznie wszystko co im każe aktualny premier…
Prezydent też jest od Sejmu praktycznie(!!!) bardziej suwerenny!!!
@S-21
8 czerwca o godz. 13:48
Jeżeli w stosunkach służbowych potrafisz funkcjonować jedynie na zasadach:
1.”pójście na udry, czyli wojna prawna”
lub
2. uległe i uprzedzające wręcz wykonywanie każdego najgłupszego polecenia,
to współczuje zarówno przełożonemu jak i osobom zależnym od Ciebie.
Wyobraź sobie, że ani jedno, ani drugie nie funkcjonuje w zdrowej organizacji.
Ani w trzeciej ani w 21 RP na takich postawach nie zbudujesz nic.
Z uwagą śledzę dyskusję, której uczestnicy – wymieniając soczyste poglądy (?) – nie otarli się nawet o wątek, który mnie interesuje najbardziej. Otóż proponuję zainteresować się możliwością napisania sobie programów autorskich. Tworzę je (dla zajęć technicznych) od trzech lat – zmobilizowały mnie do tego rezultaty wnikliwej analizy nowej podstawy programowej i programów proponowanych przez MEN. Zacząłem od rozmów z dyrektorem szkoły i szkolną księgową,do których moje argumenty co do konieczności zainwestowania w wyposażenie pracowni (uczę – będąc od 2006 emerytem – zajęć technicznych) trafiły bez większych problemów. Baza rośnie z roku na rok, a współtworzą ją gimnazjaliści, którzy wiedzą, że przygotowane przez nich np. prezentacje są wykorzystywane w następnych latach. O wychowawczych efektach tegoż nie muszę tu chyba wspominać. Są dumni. Z siebie. Ale do rzeczy – nie korzystam, mając dobry, przeewaluowany 🙂 program, z podręczników. I dylematy natury etyczno – moralnej wałkowane rok w rok na belferskich blogach, osobliwie w maju i czerwcu, są mi obce. Co nie znaczy, że nie mam zdania w tych kwestiach.
Pozdrawiam.
„Sejm jest najwyższą władzą. Praktycznie robią praktycznie wszystko co im każe aktualny premier?”
– – –
Czyli belfrzy (71%) sterują belfrem (historyk…) …
Grupa Laookona?
🙂
A świst-21 zawija… 🙂 🙂 🙂
S-21 8 czerwca o godz. 13:56
„W USA pragmatyczni Amerykanie kwestie organizacyjne traktują serio, niezależnie od całej reszty?”
Zgadza się, moja konkluzja jest taka sama, „niezależnie od całej reszty”. Mówimy tutaj o łopatologii. Amerykanin patrzący na „konieczność wyboru podręcznika” najpierw zapyta, ilu uczniów przez ile godzin w tygodniu i przez ile lat ma się z tego nowego podręcznika uczyć? I co jest złego z tym starym, że trzeba zmieniać? I jak mu powiedzą, że z jednego 10 godzin tygodniowo wszyscy uczniowie w danej szkole przez 3 lata a z drugiego 1 godzinę 5% uczniów przez rok, bo. np. „wchodzi zmiana programowa” to całkiem inaczej podejdzie do ilości czasu poświęcanaego na selekcję drugiego podręcznika.
Jak to mówią neurochirurdzy w USA: „This ain’t rocket science!”
I jak wtórują im pracownicy NASA: „This ain’t brain surgery!”
„W Polsce (…) jest aż [;-)] 6 tygodni.”
Znowu, na selekcję tego drugiego podręcznika z mojego przykładu pewnie starczy, bo i szkoda mała gdyż przedmiot jest „michałkiem”. Ale na wybranie podręcznika do polskiego, niemieckiego czy angielskiego lub przedmiotów przyrodniczych to za mało. Smutne, bo dużo uczniów będzie się przez kilka lat uczyło z trochę przypadkowo wybranych źródeł.
paw 8 czerwca o godz. 16:09
Czy mógłbym prosić cię o przeczytanie poniższego wpisu i o krytykę mojego pomysłu?
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2012/05/31/dzien-dziecka-w-szkole/#comment-100152
@corleone
>Wyobraź sobie, że ani jedno, ani drugie nie funkcjonuje w zdrowej organizacji.<
1.Czy ja gdzieś twierdziłem, że organizacja kierowania oświatą w Polsce i nadzoru nad nią jest zdrowa???;-)
2.Niestety prawie wszystkie dziedziny życia w Polsce zostały opanowane przez biurokratycznego molocha (ilość urzędasów w Polsce wzrosła od 1989 roku ponad trzykrotnie, przy czym w PRL również gospodarka była kierowana administracyjnie!). Te urzędasy muszą jakąś aktywność rozwijać, w tym prawotwórczą". Niestety również rządzący nie wykazują żadnej ochoty by to zmienić.
W tej sytuacji III RP jest tylko atrapą państwa prawa, ale to już nie moja wina…;-)
3. Przepisy w zakresie podręczników (i nie tylko!) kuratorium interpretuje dyrektorom szkół. Jakoś mu się nie "stawiają". Rozumiem, że dla ciebie to idioci, ale może oni po prostu wiedzą z kim i w co grają. Ci, którzy się stawiali czy to urzędnikom kuratorium czy organów prowadzących już po prostu nie są dyrektorami. Nie są też nimi ci, którzy po prostu swoje zdanie wyrażali w mediach(tzw.w kręgach urzędniczych "medialni dyrektorzy".)Byli tacy w latach 1989 – 2002(mniej więcej), a potem czegoś znikli…;-)
@corleone
I jeszcze raz polecam program „Państwo w państwie” na Polsacie!
Tam jest o losach tych, którzy urzędniczej mafii weszli w drogę …
M.in. o multimilionerze Klusce (twórca Optimusa i Onetu), który trafił na miesiące do aresztu (mimo,że stać go było na najlepszych adwokatów, wsparcie medialne). Trafił, bo zawarł z MEN wielomilionową umowę na dostawę komputerów do szkół, tak by były możliwie tanie. Skarbówce[?;-)] to się nie spodobało…;-)
„Problem” dziękuję za odpowiedź. Tylko kochany widzisz ja znam realia które tak dokładnie naświetlił S-21. Osobiście nie zmuszam nikogo z uczniów do posiadania jakiejkolwiek książki z przedmiotów, które prowadzę (technika, plastyka, wiedza o kulturze) od tego jestem ja.
„S-21” na próżno tłumaczysz „Gekkonowi” i „corleone” rzeczywistość polskiej edukacji, im się wszystko kojarzy z przysłowiową „Dupą Maryny” , w koło powtarzają, jesteś winny belfegorze jesteś winny, po trzykroć jesteś winny. To taka zabawa, ty im tłumaczysz, a oni swoje mantry, trzym się, pozdrawiam.
Jak to z podręcznikami było naprawdę i jaka była w tym „reformatorskim” szaleństwie metoda urzędasów z MEN, w tym, należy sądzić, „ministr” Hall oraz Szumilas:
http://www.ksiazka.net.pl/index.php?id=28&tx_ttnews%5Btt_news%5D=12708
Miłej lektury…;-)
@zet
Ja z najmitą Gekko [i jego innymi obliczami;-)] nie polemizuję zgodnie z wyłożoną tu już zasadą >Nie dyskutuj z chamami i idiotami bo sprowadzą cię do swojego poziomu i pokonają doświadczeniem!<
Tego bloga czytają jednak i inni, np.Ty…;-)
Ten link (z blogu prof.Śliwerskiego) chyba nie prowadzi tam dokąd powinien, może to da lepszy wynik:
http://www.ksiazka.net.pl/index.php?id=28&tx_ttnews%5Btt_news%5D=12708
Nie udało się, więc po prostu wklejam stosowny tekst:Prezentujemy treść artykułu: „Jak wydawnictwo Nowa Era zdobyło dominującą pozycję na rynku podręczników szkolnych w gimnazjach w 2009 roku i co z tego wynika” oraz odpowiedź Kuratorium Oświaty w Katowicach i notatkę służbową na tę okoliczność.
Przed 2008 rokiem istniało w Polsce kilkadziesiąt wydawnictw szkolnych z różnym udziałem w rynku. Oto niektóre z nich:
1. Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne w Warszawie, nazywane w skrócie WSiP
2. Wydawnictwo Nowa Era, spółka z o.o. w Warszawie
(w skrócie Nowa Era)
3. Wydawnictwo Szkolne PWN spółka z o.o. w Warszawie
4. Wydawnictwo Pedagogiczne Operon, spółka z o. o w Gdyni
5. Wydawnictwo Edukacyjne Wiking spółka jawna we Wrocławiu
6. Wydawnictwo LektorKlett spółka z o.o. w Poznaniu
Szkoły w Polsce podzielone są na szkoły trzyletnie :
1. Szkoły podstawowe (I) (nauczanie początkowe), klasy I ?III
2. Szkoły podstawowe (II) ? klasy IV ? VI
3. Gimnazja, trzy klasy
4. Licea, trzy klasy
Uproszczony wyżej podział nie wyszczególnia działających szkół zawodowych, czy liceów profilowanych, czy tak zwanych zerówek.
Wydawnictwa przygotowują podręczniki, które następnie podlegają procedurze rejestracji przez Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN). Gdy taką procedurę pomyślnie przejdą, zostają wpisane na listę podręczników zatwierdzonych przez MEN. Procedura ta polega na zrecenzowaniu materiałów przez wybranych przez MEN rzeczoznawców, których pracę opłacają wydawnictwa. Prawo stanowi, że jedynie pozytywnie zrecenzowane podręczniki (i wpisane na listę MEN) może wybrać nauczyciel, czy dyrektor szkoły jako podręcznik obowiązujący w szkole. Podręczniki wybiera się na co najmniej trzy lata (tyle bowiem trwa cykl nauczania przedmiotu w szkole).
Duże wydawnictwa wydają podręczniki i materiały dydaktyczne dla nauczycieli do praktycznie wszystkich typów szkół. Małe wydawnictwa wydają podręczniki do kilku,
a niekiedy do tylko jednego przedmiotu do jednego tylko typu szkół.
W czasach przed reformą szkolną (do 2008 r.) na rynku podręczników istniała swoista równowaga w udziale konkretnych wydawnictw ? duże wydawnictwa posiadały w nim znaczny udział, a mniejsze mały, ale na tyle solidny by móc działać na rynku i próbować go zmieniać. Konkurencyjność kształtowana była przez co raz lepsze podręczniki przygotowywane niejednokrotnie przez wydawnictwa przez kilka lat. W tym miejscu trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie, że zysk wydawnictw szkolnych generują prawie w całości przychody ze sprzedaży podręczników i zeszytów ćwiczeń. Wszelkie publikacje, zwane potocznie pomocami dydaktycznymi (programy, przewodniki metodyczne, etc.) nie przynoszą zysku. Wręcz odwrotnie, generują one koszty, gdyż najczęściej są one rozdawane nauczycielom za darmo jako materiały pomocnicze w korzystaniu z podręczników.
Na rynku podręczników panowała niepisana gentelmeńska umowa, która sprowadzała się do prostej reguły: duże wydawnictwa liczyły się z mniejszymi, o ile wydawały one wartościowe merytorycznie podręczniki, natomiast małe szanowały pozycję kilku dużych wydawnictw. Sądzono powszechnie, że wartościowe podręczniki wcześniej, czy później i tak zajmą przynależną im pozycję na rynku. Ten swoisty kodeks wyznawali zarówno nauczyciele, dyrektorzy szkół (stale poszukujący coraz lepszych podręczników) jak i sami wydawcy. Oczywiście obraz nie był tak sielankowy jak go opisujemy, można jednak uznać że był poprawny z punktu widzenia zarówno etyki jak i pragmatyki (czyli sprzedaży podręczników, nastawionej na zysk).
Zasadnicze zmiany nastąpiły na rynku wraz z wejściem w życie reformy szkolnej, podpisanej przez Panią minister Katarzynę Hall tuż przed Świętami Bożego Narodzenia 2008 roku, która w szkołach weszła w życie we wrześniu 2009 roku.
Z punktu widzenia rynku podręczników szkolnych oznaczało to, że od 1 września 2009 roku uczniowie zarówno I kl. szkół podstawowych (I) jak i I kl. gimnazjów mieli uczyć się z nowych podręczników. W następnych latach miała reforma obejmować kolejne klasy
(w 2010, klasy II szkół podstawowych i gimnazjów, itd.). W 2015 roku reforma ma być już zakończona ? do tego czasu muszą zostać wymienione ostatnie podręczniki.
Lata reformowania w różnych typach szkół to:
1 Szkoły podstawowe (I) ……. reforma lata 2009 -2012
2 Szkoły podstawowe (II) …… reforma lata 2012 -2015
3 Gimnazja ……………………….. reforma lata 2009 -2012
4 Licea ………………………………. reforma lata 2012 -2015
Wprowadzenie reformy szkolnej stanowiło dużą szansę dla małych wydawnictw, które mogły w niej upatrywać szans na wzmocnienie swojej pozycji na rynku. Reforma dawała także szansę dużym wydawnictwom, by potwierdzić ich pozycję na rynku. Wydawało się, że wartościowe podręczniki zdobędą określoną, solidną liczbę zwolenników. Wierzono, że rynek podręczników kieruje się określoną racjonalnością, a zabiegi marketingowe mogą jedynie skorygować go nieznacznie, na korzyść jednego lub drugiego wydawnictwa.
Jak rejestrowano podręczniki do gimnazjum? Pierwsze kłody pod nogi małych wydawców rzuciło MEN. Podręczniki do recenzji zaczęło Ministerstwo przyjmować od 25 stycznia 2009 roku. Jednocześnie polecono nauczycielom i dyrektorom szkół wybranie podręczników dla uczniów (tylko z listy MEN-u) do 15 czerwca 2009 roku. Wybór książek po tym terminie Ministerstwo uważało za niezgodny z prawem. Te szalone terminy (cztery i pół miesiąca na napisanie, zrecenzowanie, wydrukowanie, rozreklamowanie) mogły być dotrzymane, jedynie przez tych wydawców, którzy albo mieli podręczniki już napisane, albo stare starali się zarejestrować jako nowe. Kilkunastu wydawcom udało się zmieścić
w terminie. Oto lista przedmiotów do których powinny istnieć nowe podręczniki do gimnazjum. Jest ich 14:
1. matematyka,
2. język polski
3. biologia
4. chemia
5. fizyka
6. geografia
7. historia
8. zajęcia techniczne
9. wiedza o społeczeństwie
10. muzyka
11. informatyka
12. edukacja dla bezpieczeństwa
13. wychowanie do życia w rodzinie
14. plastyka
Najwięcej podręczników do gimnazjum zarejestrowała Nowa Era, spółka z o.o. Oto przedmioty do których Nowa Era posiadała podręczniki wpisane na listę MEN-u przed
15 czerwca 2009 roku:
1. matematyka …………………………………..(9)
2. język polski …………………………………..(11)
3. biologia ………………………………………. (6)
4. chemia ………………………………………….(8)
5. fizyka ……………………………………………(7)
6. geografia ……………………………………….(9)
7. historia…………………………………………..(8)
8. zajęcia techniczne …………………………..(3)
9. wiedza o społeczeństwie ………………….(4)
10. muzyka ………………………………………….(9)
11. informatyka ……………………………………(5)
12. edukacja dla bezpieczeństwa…………….(7)
W nawiasach podano liczbę wszystkich podręczników (włączając podręczniki Nowej Ery), które przed 15 czerwca 2009 roku zostały wpisane na listę MEN-u, spośród których to, nauczyciel, czy dyrektor mógł wybierać jako podręczniki obowiązujące w nowym zreformowanym gimnazjum od 1 września 2009 roku. (Żródło: strona internetowa MEN-u, http://www.men.gov/pl next nowe podręczniki next wnioski o dopuszczenie next gimnazjum next WYBRANY PRZEDMIOT (np. fizyka)).
Choć wydaje się to nieprawdopodobne, wydawnictwa potrafiły w krótkim czasie zmobilizować się do tego stopnia by je przygotować. Prym wiodły oczywiście duże wydawnictwa, a wśród nich liderem była Nowa Era. Dokładna analiza tempa rejestracji podręczników w podanym powyżej źródle jedynie sugeruje, że Nowa Era była łaskawiej traktowana przez recenzentów i pracowników ministerstwa niż inne wydawnictwa.
Od lutego do czerwca, a nawet i po tej dacie wydawnictwa zaczęły aktywnie promować swoje podręczniki. Jeśli na liście podręczników, będących do wyboru nauczyciela znajdowało się kilka podręczników było prawdopodobne, że nauczycie wybiorą podręczniki różnych wydawnictw, kierując się głównie ich zawartością merytoryczną. Ponieważ nauczyciele wybierają spośród podręczników zrecenzowanych przez specjalistów (wpisanych na listę MEN-u), wszystkie one spełniają te same kryteria ? każdy może pełnić swoją funkcję edukacyjną w szkole. Na przykład spośród książek do języka polskiego, mógł nauczyciel wybierać spośród aż 11 podręczników. Wedle istniejących reguł wydawało się normalne, że wiele wydawców sprzeda swoje podręczniki ? duże sprzedadzą więcej niż małe; dodatkowo będą premiowane podręczniki lepsze, ale też i podręczniki tego wydawnictwa, które zastosuje lepszy sposób marketingu i sprzedaży. Tak się wszystkim wydawało.
Pierwsze sygnały zaczęły docierać do wydawców z hurtowni książek w lipcu i sierpniu 2009 roku. Stwierdzono tam coś, co się nigdy nie zdarzyło do tej pory na rynku. Otóż okazało się, że gimnazja zamawiają jedynie książki wydawnictwa Nowa Era. Skala zamówień przerosła czyjekolwiek przypuszczenia ? zamówienia na książki Nowej Ery stanowiły ok. 80 % zamówień na wszystkie książki wymagane w ramach reformy szkolnej. Te pierwsze sygnały pochodzące w większości z sierpnia 2009 roku sugerowały, że na rynku książki wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
Najprostszym sposobem sprawdzenia jaka jest pozycja wydawnictwa na rynku jest odczytanie list podręczników proponowanych uczniom przez szkoły,publikowane w Internecie. W istocie w Internecie swoje strony posiadają największe gimnazja, ale także i szkoły mniejsze (choć nie wszystkie gimnazja miały wówczas strony internetowe).
Z publikowanych tam informacji wynika, że wydawnictwo Nowa Era przejęła ponad 80 % całego rynku podręczników szkolnych w gimnazjach. (Źródło: strony internetowe szkół gimnazjalnych i ich analiza przy pomocy statystyki matematycznej. Koszt przeprowadzenia takiego badania waha się od 100 zł do 1000 zł. Błąd w badaniu za 1000zł (polegającym na zliczaniu informacji ze stron przez ok. 40 godzin) nie przekracza 2%. Statystyka matematyczna wyklucza taki podział rynku przy istnieniu porównywalnych (co do poszczególnych tytułów) wydawnictw. Na przykład PKO BP ma jedynie 20% udział w rynku kredytów hipotecznych w Polsce, którego jest liderem. Taka przewaga jaką osiągnęła Nowa Era jest charakterystyczna dla rynku narkotyków, czy rynków różnorakich dóbr w krajach arabskich czy afrykańskich w których rządzą gospodarcze systemy autorytarne. A więc mamy do czynienia z tym niepojętym faktem, że w Polsce nie ma innego wydawcy szkolnego, który byłby liderem w sprzedaży podręczników do bodaj jednego z przedmiotów gimnazjalnych, które zarejestrowała Nowa Era.)
Takiej pozycji w tak istotnym sektorze rynku nie można zdobyć zgodnie z prawem. To jedynie zuchwałość, bezkarność, brak wszelkich hamulców i działalność nastawiona wyłącznie na zysk mogła być źródłem takiego ?sukcesu?. Wydawnictwa powinny się samoograniczać w działaniu, inaczej wyrastają na godnych potępienia monopolistów.
Co to znaczy, że Nowa Era przejęła 80% całego rynku podręczników w gimnazjach? Znaczy to, że wydawnictwo Nowa Era sprzedaje najwięcej podręczników do wszystkich przedmiotów, do których udało im się je zarejestrować. Dzieci w gimnazjach w Polsce uczą się więc głównie z książek Nowej Ery, tak jakby nie istniały inne wydawnictwa szkolne. Oznacza to także, że na pozostałe wydawnictwa przypada reszta – 20%. Czy ktoś zgodziłby się, aby rynek insuliny w Polsce był zdominowany przez jednego wytwórcę?
By osiągnąć swój cel Nowa Era nie przebierała w środkach. Będąc częścią fińskiego koncernu, starannie ukrywała fakt swojego zagranicznego pochodzenia, obawiając się, że ujawnienie go może powstrzymywać nauczycieli przed wyborem ich książek. Dystrybutorzy Nowej Ery byli bezlitośni wobec konkurencji. Nie chodziło im o zwalczanie konkurencji, ale o jej zniszczenie, a więc wyeliminowanie. Trwały brak zasad etyki, nachalność, realizowanie za wszelką cenę określonego celu były zjawiskiem tyleż powszechnym co i charakterystycznym jej przedstawicieli. Jednocześnie Nowa Era korzystała z potężnego zaplecza finansowego koncernu, jakiego jest częścią.
Czy dystrybutorzy Nowej Ery wręczali nauczycielom, czy dyrektorom prezenty w zamian za wybór ich podręczników? Czy podpisywali umowy ze szkołami na wieloletnie dostarczanie podręczników w zamian za szkolne pomoce i usługi? Czy Nowa Era fundowała plenerowe wyjazdy dla zainteresowanych, czy wynajmowała sale kinowe i hotele, gdzie raczono nauczycieli poczęstunkami? Niech zainteresowani odpowiedzą sobie na te pytania.
Jeśli w 2012 roku Nowa Era przejmie 80% rynku podręczników w szkołach podstawowych (kl. IV ?VI) w trzy lata stanie się nieskrępowanym monopolistą książek szkolnych, dla dzieci w wieku 9-15 lat. Zapewne Nowa Era będzie też miała solidny udział
w podręcznikach do nauczania początkowego i w liceach. Jedno jest pewne, że gdy Nowa Era już go przejmie to będzie dyktowała nie tylko ceny książek, lecz także będzie miała nieograniczony wpływ na umysły już nie tylko gimnazjalistów, ale wszystkich młodych Polaków.
Wnosimy o ograniczenie ekspansji Nowej Ery i stworzenie metod samopowstrzymywania się wydawnictw w uzyskiwaniu znaczącej przewagi. Książki szkolne, choć podobne powinny być różnorodne i wybierane przez nauczycieli z pełną świadomością, a nie pod dyktando potrzeb doraźnych szkoły czy jej dyrektora. W procesie tym uczestniczyć powinno także Ministerstwo Edukacji Narodowej.
Kilka pytań:
Dlaczego MEN wiedząc o monopolistycznej pozycji nie poinformowała o tym fakcie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta? Jeśli MEN tego nie zrobiło, to oznacza, że dominującą pozycję Nowej Ery na rynku akceptowała. Jeśli tak, to czy ma zamiar tak czynić dalej. Czy w kolejnej fazie realizacji reformy szkolnej w szkołach podstawowych (kl. IV ?VI) Nowa Era dostanie każdą pomoc płynącą z Ministerstwa, Kuratoriów i Samorządów?
Czy MEN miało obowiązek poinformować opinię społeczną o zaistniałym fakcie? Czy MEN powinno wszcząć ogólnonarodową dyskusję na temat sposobów sprzedaży podręczników szkolnych i stworzenie metod które nie pozwolą zdominować ten rynek przez jedno wydawnictwo.
Jeśli odpowiedź na powyższe pytanie jest negatywna, to prowadzenie przez MEN listy podręczników dopuszczonych do użytku szkolnego jest fikcją. Niepotrzebny jest bowiem wysiłek intelektualny wydawców – nie będą oni w stanie swoich dobrych podręczników sprzedać polskim dzieciom. Chyba, że założymy, że Nowa Era ma podręczniki najlepsze.
Czy Komisje przygotowujące testy kwalifikacyjne w III klasie gimnazjum, opierają się na wiedzy i umiejętnościach, jakie przedstawia się uczniom korzystającym jedynie z podręczników Nowej Ery, czy także wszystkich wydawców. Jeśli wszystkich, to po co. Jeśli tylko Nowej Ery, to znaczy, podobnie jak i większość nauczycieli w Polsce uważa się je za jedyny godny nośnik wiedzy gimnazjalisty. Tak jakby nie istniało w Polsce zaplecze intelektualne mogące nie tylko rozumieć, ale i oceniać procesy edukacyjne na tym poziomie. Czy chcemy to środowisko na trwale wyeliminować z naszego życia społecznego, na rzecz przypadkowo wybranych przez Nową Erą osób.
Konkludując:
po co w ogóle angażować inne wydawnictwa w pisanie i rejestrowanie podręczników szkolnych, kiedy jedynym i niepodważalnym ich dostawcą jest Nowa Era.
P.S.
Zwykle wydawnictwa obserwują postęp rejestrowania (uzyskiwania wpisu na listę
i nadania mu określonego numeru) podręczników na stronach internetowych MEN-u.
W końcowej fazie tego procesu możemy dokładnie poznać dzień i miesiąc, kiedy dana książka uzyskała wszystkie pozytywne recenzje. Dzień ten wydawnictwa zapewne świętują jako swoje zwycięstwo. Procedura przewiduje, że dopiero po tym dniu wydawca formalnie występuje z pismem do MEN-u i po dwóch, trzech tygodniach, niekiedy po telefonicznej interwencji numer podręcznikowi zostaje nadany.
Oto wyjątek od tej reguły:
1. Dnia 13.12.2011 roku na stronach MEN-u ukazuje po raz pierwszy komplet pozytywnych recenzji do podręcznika PRZYRODA wydawnictwa Nowa Era.
2. Dnia 15.12.2011 roku podręcznik, o którym mowa wyżej otrzymuje numer i zostaje wpisany na listę podręczników.
Chcielibyśmy wiedzieć, kto z imienia i nazwiska zastosował tak niezwykle szybką ścieżkę rejestrowania podręcznika. Kto podsunął minister do podpisu stosowny dokument. Jakie siły w ministerstwie grają na korzyść Nowej Ery? Czy ostatecznym celem ministerstwa jest wyeliminowanie innych niż Nowa Era wydawnictw.
Zwracamy się do MEN-u o rozważenie poniższych zasad mających regulować rynek książki szkolnej.
Podstawowe zasady, którymi powinny się kierować wydawnictwa, szkoły, Samorządy i MEN to:
1. Stosować się do zasad uczciwej konkurencji, a to oznacza, że udział w rynku podręczników do jednej klasy nie powinien przekraczać 40%.
2. Nie powinny uzależniać wyboru podręcznika od wręczanych nauczycielom prezentów, czy proponowanych szkołom usług.
3. Zabronione powinno być podpisywanie umów ze szkołami, czy przedstawicielami samorządów na dostawy podręczników.
4. Szkoły nie powinny, tak jak to często czynią obecnie zamawiać pakietów książek jednego wydawnictwa.
5. O wyborze podręczników powinni także decydować rodzice, którzy powinni mieć możliwość przeglądnięcia podręczników konkurencyjnych.
6. Wydawnictwa powinny się powstrzymywać od wydawania kilku różnych podręczników do jednego przedmiotu. W innym bowiem razie jedno wydawnictwo może zmonopolizować rynek zupełnie.
7. Wydawnictwa powinny szanować dorobek konkurencji. Nie dopuszczalne jest by celem działania wydawnictwa było eliminowanie innych uczestników rynku.
8. Musi istnieć obiektywne ciało oceniające podręczniki, bądź jawne powinny być recenzje podręczników, które pozwalają je umieszczać na liście MEN-u.
9. MEN powinien mieć kompetencje kontrolne w stosunku do wydawnictw i ich sposobów zachowania się na rynku.
10. MEN powinien prowadzić aktywną politykę informacyjną, upatrując słusznie
w opinii publicznej jednego z moderatorów prawidłowego działania rynku.
11. MEN powinien okresowo organizować spotkania wydawców, by nie dochodziło do drastycznych konfliktów, jak ten opisywany tutaj.
12. Każde działanie niezgodne z prawem powinno być ścigane. Brak chęci podejmowania odpowiednich decyzji utrwala przekonanie, że wszystko wolno. A przecież nie wszystko wolno.
Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością
Al. Jerozolimskie 136, 02-305 Warszawa
Wydawnictwo Szkolne PWN Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością
ul. Świętojerska 5/7, 00-236 Warszawa
Wydawnictwo Pedagogiczne Operon Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością
ul. Hutnicza 3, 81-212 Gdynia
Wydawnictwo Edukacyjne Wiking Spółka jawna
ul. Oksywska 27 a, 53-152 Wrocław
Wydawnictwo Letor Klett Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością
ul. Polska114, 60-401 Poznań
Inni adresaci tego pisma: wydawnictwa edukacyjne, komisje egzaminacyjne, ludzie nauki zajmujący się nauczaniem na poziomie gimnazjum i szkoły podstawowej, PAN, MEN, zainteresowani posłowie, UOKiK, politycy, organa ścigania, gazety codzienne, tygodniki, dyrektorzy szkół, nauczyciele, samorządowcy.
Źródło: http://www.45minut.pl/forum/topics9/jak-wydawnictwo-nowa-era-zdobylo-dominujaca-pozycje-na-rynku-vt9979.htm
NOTATKA
ODPOWIEDŹ KURATORIUM OŚWIATY W KATOWICACH
P.B.
Nowa era, podręczniki szkolne, rynek podręczników, rynek książki
Zobacz ostatnio dodane
Nowość Zeszytów Literackich: ?Cyprysy i topole?
Trzeci tom „Dzieł Wszystkich” Leśmiana w PIW-ie
Na szlaku z Janem Pawłem II
Nowości Wydawnictwa Dwie Siostry – „Detektyw na pustyni” ?ke Holmberga
„W co wierzą sławni ludzie?”
Komentarze
01.06.12 14:31
/
też k.
No to mamy nowy rozdział w nowelce Podręczniczki-Łapowniczki.
JAK WSZYSCY DAWALIŚMY po tyle samo to było bardzo pięknie na tym ryneczku.Tu laptopik,tam imprezka itd.,aż tu nagle ta niedobra nowae…dołożyła coś jeszcze na boczku z jakiejś finskiej kieszonki.Jacy oni źli.
To już naprawdę ostatni dzwonek żeby ratować rynek książki w Polsce.zaraz wejdzie wielki AM…i pozamiata resztki
A przy okazji ktoś kto sprzedaje boxy na -18% w sieci to ma widocznie za duży rabat.Warto się przyjrzeć takim TYPOM
Z trudem się przebija do świadomości ludzi, że podręcznik nie jest obowiązkowy, ale się przebija, przynajmniej na blogu.
Ale nieobowiązkowy, nie znaczy zbędny w niektórych przedmiotach.
Zresztą patrząc na poziom niektórych nauczycieli, lepiej żeby oni poza podręcznik nosa nie wyściubiali, nawet ten najgorszy.
Problemem zasadniczym nie jest kto ile zapłaci i ile kto inny zarobi, tylko problemem jest jakość podręczników. Te z których korzystają moje dzieci są na beznadziejnie niskim poziomie, roi się w nich od błędów, nauczane są zbędne, często nieaktualne treści.
Wspominałem na tym blogu ale się powtórzę.
Komisja podręcznikowa powinna zostać powołana i konkurs powinna ogłosić na podręczniki wśród zespołów autorów, pracę opłacić, prawa autorskie upublicznić i wtedy poddać konkurencji wydawców, niech kto najtaniej wydrukuje albo najładniej sprzedaje. Podręczniki powinny być dostępne online, do ściągnięcia, za darmo. Powinny być obudowane multimediami dostępnymi w internecie.
I tak będzie, jeżeli chcemy aby szkoła korzystała z nowoczesnych technologii, nikt nie upilnuje praw autorskich w środowisku młodzieży szkolnej więc albo państwo opłaci i upubliczni prawa autorskie albo podręczniki znikną, bo nie będzie się nikomu opłacało nad nimi pracować.
To zamiast czekać aż życie przymusi trzeba nad tym pracować. To nie za sto lat nastąpi tylko już za chwilę.
A jakość takich podręczników które powstałyby dzięki pracy najlepszych fachowców byłaby o niebo na wyższym poziomie niż teraz w konkurencji na koszty między wydawcami.
Wszyscy byśmy na tym zyskali, merytorycznie i finansowo.
Parker, mylisz się niestety całkowicie co do tego, jak osiągnąć pożądany (racja) wynik; chociaż szlachetnie, to dyletancko.
System-inwestor, który zasadza się na fałszywych, skorumpowanych mechanizmach, oczywiście jest karykaturą konkurencji i sam ją wykoślawia.
Tak w przypadku podręczników jak i np. przetargów publicznych. Tam też (w przetargach) nie ma żadnego warunku, aby cena była 100% wagą; takie warunki wbrew przepisom, ustalają funkcjonariusze systemu, nagradzani za bierność i nie karani za partactwo.
Tak samo w podręcznikach, konkurencja jest zawsze lepsza od decyzji „komitetu”, tyle że karykaturalny, skorumpowany system i jego funkcjonariusze-belfrzy nie biorą w kryteriach pod uwagę jakości i efektywności produktu, bo to im do niczego niepotrzebne, nie są z tego rozliczani. Stąd w ofercie króluje fałszywy pieniądz, sprzedawany w dodatku w korupcyjnym trybie, obwieszczonym ignorancko, choć skądinąd udatnie, przez Gospodarza.
Dopiero zmiana tych warunków systemowych spowoduje, że powstanie wynik, jakiego słusznie zresztą i trafnie, oczekujesz.
Niestety, nie ma tu co wymyślać, ponieważ prawa funkcjonowania systemów i ludzi w nich zostały dawno wynalezione i sprawdzone.
Pozdrawiam.
Gekko
I dawno wynaleziono konkurs.
Oczywiście każdą ideę można wypaczyć i przerobić na własna karykaturę, niemniej wydaje mi się, że konkursy mają sens.
Celem konkursu jest wybranie najlepszego przy jawnej kurtynie i kryteriach.
W przypadku konkursu cena nie ma znaczenia, bo nagroda w konkursie jest ustalona z góry.
Wszyscy startujący wiedza o ile grają i co można przegrać. Czyste reguły i tanie dla zamawiającego, dużo tańsze jeśli za zamawiającego uznać społeczeństwo które za podręczniki płaci, w tym wypadku płaciłoby w podatkach, ale za to produkt za frico, to oszczędności idące w setki milionów rocznie dla wszystkich rodziców, jest z czego wynagradzać autorów. Myślę, że zagraniczni mogliby startować:) to bardzo opłacalne przy wysokiej stawce dla startujących, jak wygrają a to wpływa na staranie się, ja nic nie wymyślam. Trzy podręczniki w każdej kategorii nagradzać. Niech nauczyciele maja wybór. Stać nas.
Ale oczywiście że taki konkurs ma sens.
Ja pisałem dokładnie o tym – dlaczego żaden uczciwy konkurs czy przetarg, narzędzia sensowne i przydatne w cywilizacji, nie sprawdzą się z tym systemem, jako inwestorem.
I dlatego właśnie ich nie ma.
Pozdrawiam.
parker 9 czerwca o godz. 8:39
„Komisja podręcznikowa powinna zostać powołana”
W niktórych miejscach to nawet ludziska własnym groszem zapłacą za taką komisję. Zupełnie prywatnie się zbiorą i ocenią. Nie tylko podręczniki.
Fundacje założą i sami do roboty się zabiorą. Jak w Thomas B. Fordham Institute:
http://www.edexcellence.net/
który opublikuje swoje oceny podręczników do historii:
http://www.eric.ed.gov/PDFS/ED485529.pdf
S-21 9 czerwca o godz. 7:35
Ja rozumiem, że wydawnictwo Nowa Era to kapitalistyczne monstrum, które pożre nas wszystkich i tak jak zmonopolizowało polski rynek podręczników tak za chwilę zrobi to samo z czajnikami, potem z majtkami, pastą do zębów i produkcją samolotów. Ale może są i plusy? Samolotów do tej pory produkowaliśmy mało…No i PiS zamiast Springerem będzie musiał straszyć fińskimi autorami książek dla lnianowłosych Piastów. Polskojęzycznymi oczywiście. Mało kto będzie się tego fińskiego smoka bał, IMHO.
Podstawowe zasady, którymi powinny się kierować wydawnictwa, szkoły, Samorządy i MEN to:
1. Stosować się do zasad uczciwej konkurencji, a to oznacza, że udział w rynku podręczników do jednej klasy nie powinien przekraczać 40%.
Rozczulające. Nie ważne czy dobry czy marny, byle nie więcej niż 40%.
Autorzy tego postulatu z pewnością kupują ser i pieczywo według tej samej zasady.
2. Nie powinny uzależniać wyboru podręcznika od wręczanych nauczycielom prezentów, czy proponowanych szkołom usług.
To jest elementarz. Każda porządna firma ma to jasno wypisane w swoim „manualu etycznym”. Zdarzają się oczywiście przypadki korupcji (Boeing, Siemens, itd.) ale są ścigane i winni tracą pracę.
3. Zabronione powinno być podpisywanie umów ze szkołami, czy przedstawicielami samorządów na dostawy podręczników.
A to ciekawostka! Najlepiej, żeby Szymon z Walętowic wozem przywieźli. Zaraz po wykopkach. I sprzedawali na ulicy przed szkołą, z tego woza.
4. Szkoły nie powinny, tak jak to często czynią obecnie zamawiać pakietów książek jednego wydawnictwa.
Wiemy, wiemy! Od Szymona wolno tylko cztery worki kupić!
5. O wyborze podręczników powinni także decydować rodzice, którzy powinni mieć możliwość przeglądnięcia podręczników konkurencyjnych.
A z tym akurat się zgadzam.
6. Wydawnictwa powinny się powstrzymywać od wydawania kilku różnych podręczników do jednego przedmiotu. W innym bowiem razie jedno wydawnictwo może zmonopolizować rynek zupełnie.
I wszyscy jedlibyśmy najsmaczniejsze i najzdrowsze kartofle! Do tego nie można dopuścić za żadną cenę. Szymon powinien się przed szkołą powstrzymać. A popuścić jak znajdzie się przed wejściem do któregoś z protestujących P.T. Wydawnictw.
7. Wydawnictwa powinny szanować dorobek konkurencji. Nie dopuszczalne jest by celem działania wydawnictwa było eliminowanie innych uczestników rynku.
Zaraz się posiusiam ze śmiechu. Wydawnictwo, które jest przedsiębiorstwem, które np. sprzedało akcje i jest na giełdzie, powinno powiedzieć nabywcom owych akcji, że „wy dajcie nam swoje pieniążki, a my je wam pomnożymy, ale nie tak bardzo, jak moglibyśmy. Rozumicie, za jedną złotówkę, którą w nas zainwestowaliście moglibyśmy dać wam 5 zł ale faktycznie damy tylko 2 zł bo się ograniczamy i szanujemy dorobek konkurencji.”
8. Musi istnieć obiektywne ciało oceniające podręczniki, bądź jawne powinny być recenzje podręczników, które pozwalają je umieszczać na liście MEN-u.
Musi nie musi, ale z pewnością przydałoby się. Popieram ten postulat.
9. MEN powinien mieć kompetencje kontrolne w stosunku do wydawnictw i ich sposobów zachowania się na rynku.
Rekomendacyjne nie wystarczą? Kontrola pachnie wyrokami śmierci za handel mięsem. To już było.
10. MEN powinien prowadzić aktywną politykę informacyjną, upatrując słusznie w opinii publicznej jednego z moderatorów prawidłowego działania rynku.
Nie tylko MEN. A rodzice czy inni świadomi obywatele nie łaska? Założyć prywatnej fundacji nie można? Zapłacić za jej działalność z naszej kieszeni nie można?
11. MEN powinien okresowo organizować spotkania wydawców, by nie dochodziło do drastycznych konfliktów, jak ten opisywany tutaj.
Robią mi się zajady ze smiechu. Przestańcie!
12. Każde działanie niezgodne z prawem powinno być ścigane. Brak chęci podejmowania odpowiednich decyzji utrwala przekonanie, że wszystko wolno. A przecież nie wszystko wolno.
Uff, nareszcie jakaś oryginalna myśl. A już myślałem, że wolno wszystko.
@W czym problem
To nie ja pisałem ten tekst tylko go zacytowałem – coś on mówi o mechanizmach rynku podręczników i roli MEN na tym rynku…Mówi też coś o autorach – czołowych(w sensie udziału w rynku) polskich wydawców…
Wydawnictwo Nowa Era jest takie sobie przynajmniej w dziedzinach, na których się znam…;-) W każdym razie rynku nie opanowało raczej jakością swoich wyrobów…;-)
Zwykle szkoły w których byłem miały dobre zestawy książek które zawsze można było dostać taniej lub starali sie je taniej załatwić. (poza językowymi angielski potrafił kosztować powyżej 100 zł) Najgorzej jak nauczyciel uparł sie na podręcznik którego już sie nie da dostać bo go nie produkują od paru lat