Co powie kurator?
Jan Kamiński, łódzki kurator oświaty, wygłosi dzisiaj wykład pt. „Przyczyny wypalenia zawodowego nauczycieli” (w ramach konferencji w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 19 w Łodzi, godz. 11.00-15.00). To tak, jakby królowa pszczół zdecydowała się wytłumaczyć swoim robotnicom, dlaczego im obrzydł miód. Wybieram się na to zebranie pszczół, ponieważ chcę wiedzieć, czemu – zdaniem kuratora – słodkie smakuje niektórym nauczycielom jak gorzkie.
Kiedy już poznamy przyczyny, trzeba będzie coś z tą wiedzą zrobić. I tu zaczynają się schody. Obawiam się, że kurator, podobnie jak królowa pszczół, zna tylko jedno rozwiązanie: trutnie won z ula, a reszta do roboty. Jak się jakiemuś nauczycielowi nie podoba szkoła, to wynocha. Reszta belfrów latać na edukacyjne pole – w tym roku do Szumilasu – i nie wydziwiać.
Kolejni ministrowie, a za nimi ich kuratorzy, stosują metodę przelatywania z kwiatka na kwiatek. Leczą wypalonych belfrów licznymi reformami. Im więcej kwiatków, tym ma być lepiej. Mam wrażenie, że w tym działaniu chodzi o ogłupianie pszczół, a nie o leczenie z wypalenia, ale może się mylę.
To dobrze, że kurator ma świadomość, iż nauczyciele się wypalają. Miło, że nie kryje tej wiedzy dla siebie. On wie, nauczyciele wiedzą, ale co dalej? Czy jest jakiś program uzdrowienia ula? Czy Jan Kamiński ma jakiś pomysł?
Komentarze
Na temat wypalenia zawodowego nauczycieli napisano kilometry książek, odbyto wiele dyskusji. I co? Dużo. bardzo dużo, aż się chce zwracać ze szczęścia. Zrobiono sporo, aby ograniczyć skalę tego zjawiska. Przykłady? Proszę bardzo: systematycznie ogranicza się liczbę potencjalnych wypaleńców w jakże skuteczny sposób, którym jest zamykanie szkół. Panie Dariuszu, proszę serdecznie podziękować panu kuratorowi za jego zbożny wkład pracy w tym zakresie.
A może pan kurator nic nie robił w tym zakresie ? Tym bardziej „zasługuje” na naszą wdzięczność.
Panie Gospodarzu!
Zasada nazwana przez Pana, zdaje się, z przekąsem, „trutnie won z ula (itd)” – funkcjonuje w bardzo licznych obszarach gospodarki i nazywa się „polityką kadrową”. Polega to na bardzo prostej zasadzie: jeżeli pracownik potrafi wykonywać swoje obowiązki (ma właściwe predyspozycje, kwalifikacje i doświadczenie) oraz jak długo to robi (czwarty warunek: chce mu się robić to, co potrafi) – ul go utrzymuje, jeżeli nie – won z ula i przychodzi nowa pszczółka. Im wyższe stanowisko (zakres kompetencji), tym zasada obowiązuje bardziej rygorystycznie, bo błąd lub nieróbstwo więcej kosztuje.
Zdradzę tajemnicę, że nie występuje tam zjawisko „wypalenia zawodowego”.
Oczywiście w oświacie AD 2012 polityka kadrowa jest niemożliwa, uniemożliwia ją całokształt prawa regulującego funkcjonowanie oświady.
Nie ma więc strachu, trutniom krzywda się nie stanie, ale jakaś rezolutna Maja może, owszem, usłuszeć „won!”
@corleone
Zjawisko wypalenia jest typowe w zawodach związanych z pomaganiem innym ludziom(a taki jest w założeniu zawód nauczyciela!), gdzie ważne jest nie tylko formalne(!) wykonywanie obowiązków, ale zaangażowanie(!) w to co się robi!!! A to czują podopieczni i wyniki (realne) pracy od tego zależą…
Formalnie nauczyciel czy lekarz może spełniać wszystkie wymogi urzędasów, nawet taki wypalony zrobi to często lepiej, ale pożytek z jego działalności będzie niewielki, jeśli nie (co się b.często zdarza!) przyniesie wręcz szkody. Akurat łódzki kurator był lata dyrektorem najlepszego w Łodzi i jednego z najlepszych w Polsce liceów (I LO) więc pewnie wie co mówi…;-)
Pszczoły należy odymiać … będą wtedy spokojniejsze 😉
Aby się wypalić najpierw trzeba się „zapalić” Ciekawe iluż to mamy „zapaleńców” w zawodzie nauczyciela i to w dodatku wypalonych. Większość na ogół się przystosowuje do najdziwaczniejszych wymagań i trudnych warunków pracy, wiedząc z doświadczenia, że nie ma rzeczy wiecznych. Jest grupa, której zależy, która naiwnie chce coś zmieniać i ci się rzeczywiście wypalają wywołując westchnienie ulgi odpowiedzialnych za edukację urzędników.
Należę to tych zapaleńców, jestem starej daty nauczycielem, moze dlatego. Jednak coraz częściej myślę o wycofaniu się z aktywności zawodowej. Lubię uczyć, umiem to robić, to chciałam robić, ale dzis trudno uczyć!! Sterta papierów, biurokracji zabiera czas dzieciom. Zamiast wypełniać KIPU, IPET ( co i tak robiliśmy od lat bez papierów), wolałabym poświęcić ten czas na zajęcia rozwijające/wyrównujące braki. Czasem myśłę,że naprawdę MEN…szkoda słów…zainteresowani wiedzą…
należę, a może już należałem, do zapaleńców, chyba jeszcze się nie wypaliłem, ale zacząłem już dostrzegać bezsens bycia zapaleńcem, przez nikogo jest to niedostrzegane jeśli chodzi o docenienie przez pracodawcę, a wielu odbiera wręcz to negatywnie, więc po co się stresować i przemęczać? Moja własna satysfakcja jest chyba jednak większa gdy się wysypiam w nocy niż stresują i zapracowuję nadaremno.
@S-21
Zadziwiające, że w wielu punktach się z Tobą zgodzę.
Rzeczywiście zawód nauczyciela taki (jak piszesz) jest jedynie z założenia. Nie bardzo tylko rozumiem, jak Twoim zdaniem przyczyna istniejąca tylko z założenia powoduje skutek realny, bo wygląda na to, że „wypalenie” postrzegasz realnie.
„gdzie ważne jest nie tylko formalne(!) wykonywanie obowiązków, ale zaangażowanie(!) w to co się robi!!! A to czują podopieczni i wyniki (realne) pracy od tego zależą?”
Zacytowałem ten fragment, bo się z nim zgadzam, zaś dotąd słyszałem z ust nauczycieli prawie wyłącznie opinie, że wykonują doskonale swoje obowiązki, bo w dzienniku jest zrealizowany program (cóż z tego, że uczniowie nie słyszeli wcale o trzeciej części materiału?), że przeprowadzenie wszystkich lekcji zostało potwierdzone (cóż z tego, że co czwarta się nie odbyła, co szósta była skrócona a co piąta polegała na funkcji ochroniarz, „by się towarzystwo nie pozabijało” a jeszcze inne zostały wykorzystane na „pracę własną” belfra. Dalej, zawsze słyszałem, że nie ma belfrów lepszych i gorszych, a jeśli by nawet byli, nie wolno o tym głośno mówić. Że istnieją jakieś „realne wyniki” inne niż zatwierdzone szerokim uśmiechem wizytatora również cicho sza.
Lekarzy nie mieszałbym tutaj, bo to zupełnie odrębna bajka.
Tzw. „wypalenie zawodowe” to w moim odczuciu ani wypalenie a już zupełnie nie zawodowe. To raczej wyraz frustracji spowodowanej podświadomą chęcią pracy jako nauczyciel, wobec organizacyjnej i strukturalnej niemocy (nikła i stale zmniejszająca się „zawartość nauczyciela w nauczycielu” w sensie wykonywanych obowiązków) – z jednej strony, zaś lęk rozwojowy przed radykalnymi zmianami, jakie musiałyby towarzyszyć uzdrowieniu tej sytuacji – z drugiej, wreszcie marzenia o jakimś utopijnym systemie sprzecznych oczekiwań – z trzeciej.
Rozumiem, że termin zyskał należną mu popularność jako świetne narzędzie do usprawiedliwienia w systemie edukacji tego, czego nie można usprawiedliwić nieuctwem roszczeniowych rodziców oraz „czasami i obyczajami”.
A po co nam kuratoria?
Ciekawe ile one zjadają pieniędzy /na edukację/?
Czy można by ten temat pociągnąć?
Ilu jest kuratoriów, kuratorów i ile kosztują?
Ile zarabia kurator?
@corleone
>Rzeczywiście zawód nauczyciela taki (jak piszesz) jest jedynie z założenia. Nie bardzo tylko rozumiem, jak Twoim zdaniem przyczyna istniejąca tylko z założenia powoduje skutek realny, bo wygląda na to, że ?wypalenie? postrzegasz realnie. <
Wypalenie zawodowe nauczycieli w szkole nie jest polskim wymysłem – wypalają się nauczyciele np. w Niemczech mimo o niebo lepszych pod każdym względem warunków pracy. I żyją pracą również!W Niemczech dominują akurat szkoły publiczne, wbrew ideologii i jedynemu skutecznemu rozwiązaniu, które próbujesz na tym forum przemycić…;-)
To,że polskie urzędasy&politycy doprowadzili razem polską szkołę do takiego stanu, w którym nauczyciel mający potrzebę (!) wewnętrzną robienia czegoś dla swoich wychowanków (a nie tylko spełniania dla spokoju przełożonych pewnych formalnych serwitutów!) jest w 90% placówek niemile widziany, to nasza polska patologia, z której daleko idących wniosków wyciągnąć się nie da…Skądinąd znam sporo nauczycieli, którym (jeszcze!?) się chce, sam też takich miałem…
@S-21
Wypalenie (nie tylko nauczycieli) nie jest wymysłem. Jednakże w naszych realiach oświatowych stanowi rozległą zasłonę dymną dla tych, którzy wypalić się nie mogli, bo nigdy się nie zapalili. (Jak to przytacza Pan Gospodarz w nastepnym odcinku seralu).
Nie wiem, co miałbym przemycać na forum? To, co piszę, piszę jawnie.
Szkoła publiczna może funkcjonować na zdrowych zasadach. Nasza funkcjonuje na chorych. Ty również wspominasz o objawach. Czy twoim zdaniem wynikają „ze złego powietrza” albo z „układu gwaizd”? A może myślisz, że jak się wszyscy zaweźmiemy, napniemy, skupimy… to wszystko obróci się o 180 stopni?