Ratujmy uczniów
Rodzice szkolą się w tematach edukacyjnych jeszcze bardziej niż nauczyciele. A wszystko po to, aby ratować swoje dzieci. Jak mi powiedziała prezes stowarzyszenia Rodzice w Edukacji, Elżbieta Piotrowska-Gromniak, brak dialogu z rodzicami prowadzi do takich akcji jak „Ratujmy Maluchy”. Jeśli nic się nie zmieni w podejściu szkół do rodziców (tak na poziomie władz, jak i szeregowych nauczycieli), takich akcji należy spodziewać się więcej. Być może trzeba będzie po kolei ratować wszystkich uczniów.
Wczoraj byłem gościem stowarzyszenia Rodzice w Edukacji. Spotkałem się z gronem działaczy i sympatyków tej organizacji. Bite cztery godziny rozmawialiśmy o bolączkach rodziców, a pewnie rozmawialibyśmy dłużej, ale portier chciał zamknąć budynek, a mnie wzywał ostatni pociąg do Łodzi. Spotkanie miało miejsce w Warszawie i odbyło się w ramach IX Warszawskiego Forum Rodziców i Rad Rodziców (zob. info). Oficjalnie prowadziłem warsztaty na temat: „Jaki nauczyciel może być obecnie autorytetem dla ucznia: przyjaciel, partner czy mentor?”, ale faktycznie rozmawiałem – słuchałem i odpowiadałem na pytania. Myślę, że na moim miejscu powinna być tam minister edukacji, ale nie była.
Uwag rodzice zgłosili mnóstwo, ale sprowadzają się one do jednego: nikt z rodzicami nie chce rozmawiać (ani dyrekcja, ani nauczyciele, ani decydenci oświaty), chyba że o pieniądzach. Komunikacja zawodzi na całej linii. Szczegółowych uwag była masa, np. że podczas drzwi otwartych nauczyciele przeważnie stoją jak mumie, a jeśli już coś mówią, to komunikatami. Tymczasem rodzice chcą prawdziwego dialogu. Także MEN uprawia wyłącznie pozoranctwo, nie słucha, lecz komunikuje.
W gronie rodziców byli też nauczyciele. Rodzice-nauczyciele to wybuchowa mieszanka. Są jeszcze bardziej krytyczni, jeszcze bardziej zdziwieni sposobem traktowania ich przez szkoły. Sformułowaliśmy parę wniosków: dyrektorzy, otwórzcie się na rodziców, nauczyciele, otwórzcie się na rodziców, rodzice, szanujcie nauczycieli, wtedy się otworzą. Wspólnie ratujmy uczniów.
Komentarze
To wnioski znane wszystkim. Od dawna. I co? I nic. I tak zostanie. Oby nie na wieki wiekow, amen.
„…Sformułowaliśmy parę wniosków: dyrektorzy, otwórzcie się na rodziców, nauczyciele, otwórzcie się na rodziców, rodzice, SZANUJCIE nauczycieli, WTEDY się otworzą…”
– – –
Bardzo sympatyczny ogólnie wpis Gospodarza, porusza (między innymi) jakże znaną prawdę czasu, będącą nieustanną prawdą ekranu.
Byt nadal określa świadomość (przynajmniej w oświacie publicznej).
Czytamy oto szlachetną receptę na ratunek dla dzieci, w której wszyscy uwikłani w system (z wyboru czy przymusu) otwierają się na siebie.
Dyrektorzy, nauczyciele, rodzice.
Recepta dobra, bo nie tylko tyka objawów, ale też uderza w przyczynę schorzenia.
Warunkiem otarcia się funkcjonariuszy oświatowych na rodziców jest bowiem… okazanie im przez rodziców SZACUNKU.
O wzajemności w recepcie nie ma mowy, tak, jakby podmiotem relacji w systemie byli FUNKCJONARIUSZE.
I taką też świadomość ujawnia bytujące w systemie grono.
Oczywiście, wielkim nieobecnym jest w tym dialogu – system, bo z nim przecież gadania nie ma, a otwartość systemu na jego przymusowych sponsorów byłaby dla systemu zabójcza, dla jego ‚niedoszacowanych’ beneficjentów – pachnąca głodem.
Wezwanie: „Okaż szacun! to jakże popularna u nas zachęta do dialogu, spotykana na każdym osiedlowym skwerku, a to przecież matecznik wzorców relacji społecznych.
Recepta sprawdzona, bo stara.
Zdychająca partia komunistyczna też tworzyła ‚struktury poziome’, w których system trwał, a uczestnicy dogadywali się między sobą co do zasad podziału łupów.
Przyszedł dozorca cyrku i posprzątał.
Cenne te recepty należałoby więc upowszechnić, tak ciałem stanie się belferski model edukacji społecznej.
Twórzmy okazujące należny szacun społeczne grupy wsparcia dialogu z funkcjonariuszami systemu usług publicznych:
pasażerów z konduktorami
pacjentów z rejestratorkami
adresatów z listonoszami
petentów z referentkami (…)
Pozostaje tylko w postawie funkcjonariuszy znaleźć pretekst do okazania szacunu.
Z braku laku, najczęściej urzędniczym sygnałem Pawłowa do szanowania, są dwie lewe do pracy a wyciągnięte w stronę obywatela ŁAPY.
Ja czuję że korepetycję ze wpisu przyswoiłem, ale koperty ‚z szacunem’ będę wysyłał adekwatnie do jej wartości – puste.
Taki sformułowałem widoczny we wpisie wniosek.
Komunikacja na linii nauczyciel – rodzic – uczeń z zasady nie powinna zawodzić, bo jest tylko przekazywaniem informacji.
Musi więc być na czas, obiektywna i rzetelna, bez ocen budzących emocje i niepotrzebne porównania.
Pracuję w szkole grubo ponad 20 lat lat i odradzam zbytnie spoufalanie się z rodzicami.
Rozmawiać – tak, jak najbardziej.
Tylko uwaga – na terenie szkoły nauczyciel w kontaktach z uczniami jak również z rodzicami powinien przyjąć postawę ŻYCZLIWEGO AUTOKRATY.
Wtedy jest dobrze.
W Polsce już nikt nie uratuje maluchów. Maluchy jak dorosną pozbędą się nas staruchów, bo będą potrzebować przestrzeni i ładnych widoków.
Rodzice muszą się najpierw wyciszyć, żeby rozsądnie zacząć rozmawiać. Nauczyciele muszą przestać ukrywać, że większość ich pracy to papierki a nie żadna misja, a nad głową wisi im dziesiątek realnych hien i sępów (nie tylko wirtualnych gekkonów) czyhających na każde potknięcie. Dyrektorzy muszą się jawnie zacząć leczyć z nerwicy, depresji czy paranoi.
A najlepiej byłoby, gdyby nie musieli, a chcieli …
@Gospodarz
Przy obecnej centralizacji(czy likwidacji autonomii szkoły i nauczyciela) nauczyciele i dyrektorzy najczęściej nie bardzo mogą podjąć z rodzicami dialog – sprowadziłby się on bowiem do krytyki decyzji czy to władz oświatowych czy organu prowadzącego. Na te decyzje oni nie mają wpływu, za to (jawna i publiczna!) krytyka mogłaby ich narazić na retorsje pracodawcy!!!Do dialogu potrzebne są dwie(!) strony o jakiej takiej autonomii! Z drugiej strony mało komu chce się bronić decyzji, które uważa za błędne i niesłuszne…;-)
Bez szerszych zmian wszelkie nawoływania do dialogu są tylko tworzeniem pozorów…;-)
Tak, to sprytny apel.
Pomóżcie nam złupić swoje portmonetki.
A spadajcie, mieliście sobie sami dzieci narobić i co znudziło się?
Najpierw zjednoczmy siły, bo wszak cel mamy wspólny, dobro waszych dzieci. Ale i naszych, bo my też jesteśmy rodzicami. Nauczyciel może być rodzicem i odwrotnie, rodzic nauczycielem.
Czyli my rodzice i nauczyciele jednoczmy się z nauczycielami i rodzicami we wspólnej walce o nielikwidowanie etatów bo to jest gwarantem jakości edukacji czyli edukacyjnego status quo.
Zapomniałem o dyrekcji, ta też powinna się zjednoczyć na płaszczyźnie szacunek ze wszystkimi, bo wszyscy jesteśmy Polakami i dobro Najjaśniejszej nam przyświeca.
Brawo Gekko, szacun ci się należy.
W Anglii, Walii i Irlandii Polnbocnej wspoludzial rodzicow, nauczycueli, kuratorium oraz przedstawicieli spoecznych w zyciu szkoly i kluczowch decyzjach zostal sformalizowany juz wiele lat temu. Absolutni kazda szkola ma Governing Body:
http://en.wikipedia.org/wiki/School_governor
Stach
7 marca o godz. 21:43
– – –
Stach, tak jest wszędzie w cywilizacji.
Również w Polsce.
Wyobraź sobie, że u prywatnego stomatologa recepcjonistka „otworzy się na dialog” z Tobą, jako pacjentem, pod warunkiem, że „okażesz jej szacun”.
No, chyba, że cofniemy się o 30 lat wstecz, do czasów w których zatrzymała się mentalność osób, okupujących publiczne etaty.
– – –
@ parker –
z kiciorem 🙂
(tzn.: wzajemność w szacunie, za wykazanie cochones; niezbędny na blogu słowo – klucz z gwary knajackiej, na wypadek, gdyby groziła mi wycinka tekstu na egzaminie z niezbędnej tu kultury ‚zza rynsztokowej’)
To prawda, że władze oświatowe tylko komunikują, od wielu lat. Rozmowa, dyskusja, debata pojęcia z przeszłości. A miało byc tak pięknie po wprowadzeniu reform.
Na jakich fundamentach powinna być oparta edukacja powszechna:
1. na poznawaniu i zdobywaniu wiedzy (z matematyki, biologii, historii, polaka, … ) plus wychowaniu, rozumianym jako budowanie właściwych relacji* ?
czy odwrotnie
2. na budowaniu właściwych relacji*, a w oparciu o nie, poznawaniu i rozwijaniu wiedzy?
Który z wymienionych porządków jest fundamentem sukcesu jednostki i zbiorowości?
* Czy bez właściwych relacji:
– z sobą
– z drugim człowiekiem
– ze zbiorowością
– z kulturą
– z przyrodą
jesteśmy skazani na porażki – my, jednostki oraz my, zbiorowości (poczynając od pary)?