Gdzie szkoła, tam podatki

Mamy w Polsce istne szaleństwo zamykania szkół (zob. info). Likwidacja wydaje się być najkorzystniejszym rozwiązaniem problemów finansowych gminy, jednak w dalszej perspektywie przynosi wiele problemów. Szczególnie gdy likwiduje się szkołę podstawową, a do najbliższej jest kawał drogi.

Posłużę się przykładem. Kilka lat temu zdecydowałem się zamieszkać na Zielonym Romanowie. Nie myślałem wtedy o dziecku, tylko o niższych cenach mieszkań. Dzisiaj także ceny mieszkań na Romanowie są najniższe w Łodzi. Jednak nie bez powodu. Jednym z powodów jest brak szkół. Dzieci zabiera stąd bus i wozi do podstawówki oddalonej o jakieś 6 km. To znacznie utrudnia życie rodzinom mającym dzieci. Nic więc dziwnego, że wiele osób chce się stąd wyprowadzić. Ofert sprzedaży mamy tu istne zatrzęsienie. Boisko i plac zabaw to za mało, aby chcieć tu mieszkać. Wystarczy przeprowadzić się na drugą stronę ulicy, a już jesteśmy w Aleksandrowie i mamy prawo posyłać dzieci do pięknej podstawówki i później do dobrze wyposażonego gimnazjum. Wraz z likwidowaniem szkół, szczególnie podstawowych, Łódź będzie się coraz bardziej wyludniać.

Likwidowanie szkół prowadzi nie tylko do zysków, ale także do strat. Po co mieszkać w gminie, w której nie można wykształcić swojego dziecka? Ludzie się więc wyprowadzają i płacą podatki w sąsiednich gminach. Na zamykaniu szkół budżet Łodzi zyskuje tylko z pozoru, w dalszej perspektywie traci. Dlatego przestrzegam przed pochopnym zamykaniem podstawówek. O losach szkół dla starszych dzieci można podyskutować, ale istnienie podstawówek to konieczność. Gmina, która likwiduje szkoły dla małych dzieci, kopie dla siebie grób.