Jak uczyć nowych gimnazjalistów?
Wyniki próbnego egzaminu gimnazjalnego interesują także nauczycieli liceów. Od roku 2012 nauka w szkołach średnich po raz pierwszy ma stanowić kontynuację kształcenia gimnazjalnego. Kontynuację z prawdziwego zdarzenia, a nie tylko na papierze. Matura ma bowiem obejmować wiedzę i umiejętności wyniesione z obydwu szkół, a nie – jak było do tej pory – tylko z liceum.
Kształcenie będzie przypominało bieg sztafetowy. Pierwszy ruszy nauczyciel w gimnazjum, a potem przekaże pałeczkę belfrowi z liceum. Nauczyciele z obydwu szkół będą więc stanowili nieformalny zespół. Jeśli pierwszy dobrze nauczy, drugiemu będzie łatwiej.
Do nauczycieli w liceach zaczyna docierać, że sprawa jest poważna. Reforma zakłada, że połowa materiału zostanie zrealizowana w gimnazjum (raz, ale dobrze), a druga połowa w liceum (też raz, a dobrze). Potem z całości będzie matura. A co, jeśli w gimnazjum nie zrealizuje się wszystkiego? Czyja to będzie sprawa? Nauczyciela gimnazjum? Nauczyciela liceum? A może ucznia?
W liceach trwają zażarte dyskusje, jak uczyć. Z tego, co wiem, dominują głosy, że na nauczycieli gimnazjów nie ma co liczyć. Co ich obchodzi egzamin maturalny? Ponieważ za wyniki matury odpowiedzialność spada tylko na ostatni etap edukacji, w liceum trzeba będzie realizować swój program oraz na wszelki wypadek także program gimnazjum. Żaden nauczyciel liceum nie będzie przecież ryzykował. A zatem reforma reformą, ale trzeba będzie uczyć po staremu, to znaczy dużo i po łebkach.
Komentarze
„W nowej podstawie programowej odchodzimy od udawania, że szkoły uczą dużo i dobrze, stawiamy mniejsze, ale realne wymagania.” Jest to fragment 5 tomu nowej postawy. Powinno mnie to rozgrzeszać z wypuszczania z gimnazjum półanalfabetów (bo takie są ich możliwości), ale jakoś nie czuję się z tym dobrze.
No pewnie, Może sobie władza reformę robić choćby najmądrzejszą, a my Grono Najjaśniejszej i tak zrobimy po swojemu co niniejszym Manifestem ogłaszamy.
Nasza zbiorowa ludowa mądrość nauczycielska, z ojca na syna, z matki na córkę siłą tradycji przekazywana, nakazuje materiał powtarzać co jakiś czas, bo nauka pod przymusem taki efekty daje, że się zakuje i zapomina. Będziemy stać na straży systemu w którym do pełnoletniości dziecko historii starożytnego Egiptu uczy się trzy razy o ile na historię nie pójdzie, wtedy cztery, a na historię najnowszą często brak czasu w ogóle, bo zawsze na końcu materiału.
Jak uczyć?
Wiadomo, wzmóc represje, zaostrzyć selekcję, robić szkolenia z twardości, kung fu jak pisał gospodarz.
Docisnąć śrubę, jak sugeruje @Z.O pójść brytyjską ścieżką, podobno myślą o przywróceniu kary chłosty 🙂 🙂 :)podpowiem, że irlandzka katolicka szkoła z internatem podobne efekty daje podlinkuje film jak daleko miłość bliźniego może się posunąć.
…w liceach trwają zażarte dyskusje, jak uczyć…
…na nauczycieli gimnazjów nie ma co liczyć…
Co ich obchodzi egzamin maturalny?
…trzeba będzie uczyć po staremu, dużo i po łebkach…
– – –
Gdy wczytuję się w kolejne wpisy Gospodarza, z każdym kolejnym tekstem jestem przekonywany, że mamy do czynienia z dziennikiem.
Czymś takim, jak dziennik budowy dla inwestora, tu jednak chodzi o … belferski dziennik pracowniczy.
Odsłaniający, strona po stronie, historię ewolucji postawy zawodowej i wizerunek namalowany adekwatnymi działaniami, jak ręka i pędzel mistrza prowadzi.
Nie ma przecież, wbrew tytułowi wpisu (jak uczymy), w tekście, rozważań o JAK-ości i sposobach uczenia.
Nie ma ani słowa o tym, „jak uczą” belfrzy.
Jest wyznanie belferskie: JAK PRACUJEMY.
Jest też „reason of will”, czyli odpowiedź: DLACZEGO.
Brzmi ona: bo grozi NAM matura (a komu nie grozi, pracować z pewnością nie będzie).
Ta enuncjacja kreśli wyraźny obraz źródła, z którego biją postawy młodzieży, nabyte w szkole. Groźba matury, egzaminu, testu – ot i cała lekcja belferska na poziomie PO(D)STAWOWYM.
Nie dowiadujemy się więc z wpisu, „jak uczą belfrzy”, dowiadujemy się dlaczego i jak pracują. W ten sposób jasnym staje się, CZEGO w istocie uczą, choć oni sami myślą (?), że literatury, chemii czy matmy…
Uczą jednak swą pracą unikania konsekwencji ignorowania rozwoju i kompetencji w dorosłym życiu.
Bo nic tak nie ubarwia piękna Pracownika Publicznego Wizerunku Własnego, jak skuteczne trwanie w punkcie poboru publicznej forsy, mimo reform, egzaminów, testów, ewaluacji czy nawet przepisów prawa.
Tego wyłącznie, właśnie w taki sposób, pod pretekstem wciskania pakietów informacyjnych (uznawanych za …wiedzę!) ?uczy? szkoła publiczna, budowana postawami takiego personelu.
Nie ma w powszechnym szkolnym dzienniku pracowniczym stron z pytaniem JAK UCZYMY, nie ma też, co nie dziwi, odpowiedzialnej i dorosłej refleksji Z JAKIM WYNIKIEM. Liczne naukowe i życiowe ewaluacje rzeczywistego wyniku szkoły, są z kart dziennika przez belfrów pracowicie usuwane i podrzucane w miejsce, gdzie gwoździem do ściany przybite, zyskują jedyną wyobrażalną belfrom, przydatność.
Ten ‚dziennik szkolny znaleziony w nocniku’ to opus magnum państwowego systemu edukacji powszechnej.
Szkoła, jako instytucja , w takie właśnie dzienniki personel wyposaża, takie – z luzackimi stronami do codziennego usuwania i nabijania na gwoździe. Bo w takie jedynie zdolności personelu szkoła wierzy i inwestuje, aby móc żonglować nim bez wysiłku, tak jak on robi to z kartami dziennika.
Nic więc dziwnego, że trudno w dzienniku belferskiej pracy znaleźć uczniom nie tylko stronę tytułową, ale nawet oznaki jej braku. Dlatego też, niezbędnych dla pożyteczności lektury kart i rozdziałów pracy brakuje.
Nie brak za to ‚na kartach’ tej publikacji biadań i narzekań, że walą belfrów własnym dziennikiem po głowie wszyscy, choć widać że okładka bez strony tytułowej: PO CO UCZYMY jest …miękka i krzywdę czyni jedynie czytającemu to społeczeństwu.
Belfer, czując swoje systemowe ‚dlaczego’, nie chce pisać rozdziału ‚jak’, bo przecież czytelnik społeczny dziennika mógłby wtedy dojrzeć, że on nie ma PO CO tracić czas na tę lekturę.
Taki to i dziennik powszechny, Gospodarzu, i trudno winić za wyrwane kartki…andropauzę 🙂
PS Olaboga, wystarczyło że wyjechałem na weekend zza biurka i już donosów i polemik na mnie multum 🙂 Licznym acz uprzejmym (haha) polemistom weekendowym postaram się dać satysfakcję w wolnych chwilach 😉
tylko jak to jest, że przed reformą nikt nie udawał, że uczy ale uczył i wymagał,
uczeń kończył podstawówkę i szedł do wybranej szkoły zdać egzamin, nie zdał to miał problem, który był jego problemem, zawsze były przecież zawodówki
Jak uczyć gimnazjalistów? Być miękkim czy twardym? A może realistą w tym temacie? Z moich doświadczeń wynika, że są,z grubsza biorąc, dwie grupy gimnazjalistów: jedni są zainteresowani zdobyciem sporej liczby punktów, gdyż w planach mają naukę w renomowanej szkole ogólnokształcącej lub technikum, inni się nie przejmują, gdyż wiedzą, iż w czasach niżu demograficznego pozostałe szkoły przyjmą ich z ochotą, więc nie martwią się egzaminami, a ;podczas prób ćwiczą zakreślanie kratek w końcowej części arkusza, nie zawracając sobie głowy, np. rozprawkami. Ich nauczyciele także mają inne teraz problemy.. Oto np, w moim wielkim mieście rządzący oświatą żonglują wieloma cyframi oznaczającymi gimnazja przeznaczone do likwidacji. A więc jak ma uczyć belfer zagrożony widmem bezrobocia? A inni? Powinni uczyć tak, by efekty zadowoliły dyrekcje, spełniły oczekiwania rodziców. Czyli konsekwencja, zamordyzm połączony z empatią. Kto ma miękkie serce, musi mieć twardą dupę. Dlaczego? Aby dzielnie znieść razy dyrekcji i rodziców oraz wydziałów oświaty, gdyby wyniki egzaminu rozmijały się z oczekiwaniami.
Jak uczyć gimnazjalistów? Najlepiej wiedzą korepetytorzy. Biorę zeszyt delikwenta, przeglądam… i wiem wszystko!
A to się Gospodarz wygłupił. Czyżby nauczyciele szkół średnich mieli podkręcone ego? Czyżby myśleli, że ONi uczą a reszta tylko markuje robotę?
Kiedyś nauczycielka nauczania zintegrowanego, na moje utyskiwania, powiedziała: „Takiś dobry? – sam naucz”. Miała rację.
Na każdym poziomie nauczania nauczyciele „dostają w spadku” uczniów mających braki w wykształceniu. Tylko w szkołach ponadgimnazjalnych mają wybór – przyjąć lub nie. Niech korzystają z tej możliwości.
Praktycznie uczyłem już na każdym etapie. Doszedłem do wniosku, że każdy powinien taką drogę przejść. Może wówczas niektórym oczęta by się otworzyły.
Nie mogę wyjść z podziwu dla typowej filozofii Kalego: dobrych myśmy wyedukowali, słabych – niedoszlifowali inni.
Ino
12 grudnia o godz. 14:39
„Jak uczyć gimnazjalistów? Najlepiej wiedzą korepetytorzy. Biorę zeszyt delikwenta, przeglądam? i wiem wszystko!”
– – –
Ano właśnie!
Potrafisz wskazać, jak często ‚rynkowymi’ korepetytorami są belfrowie szkół publicznych?
Jak często są to płatne korepetycje, po godzinach w dysfunkcjonalnej przez postawę belfrów szkole, które serwują belfrowie swoim lub znajomych uczniom tych samych szkół?
Tak, to jest ważny mechanizm trwania patologicznego systemu publicznej oświaty.
Belfer chętnie* dorobi „w łapę”, zwłaszcza, że przecież o żadnej sprzedajności urzędniczej nie wie, nie rozumie i bezwstydnie żąda od uczniów (za oficjalną pracę) dodatkowych opłat, bez wstydu.
A i sumienie tej samozwańczej ‚ofiary spisku społecznego’ czyste, bo nieużywane.
*
Trawestując Cię, Ino – badam rynek pracy edukacyjnej…i wiem wszystko! (wężykiem).
A jako rodzic w 2 na 3 poznanych szkołach spotkałem się z takimi ‚korkami pro domo sua’.
A Wy, czytelnicy?
Jakiś kontekścik, nadający wiarygodności belfrom „oburzonym”? 🙂
PS Zapewniam wszystkich uczciwych oraz(!) pracowitych belfrów, że nie ma znaczenia, w mechanizmach społecznych, ile łyżek miodu utopicie w beczce dziegciu, dopóki solidarnie korzystacie ze wspólnych owoców zgor…yczenia. 🙂
Gospodarz: „W liceach trwają zażarte dyskusje, jak uczyć”
Moze uczyc DOBRZE?…
Dodam, że jeszcze bardziej podkręcone ego mają nauczyciele akademiccy. Generalnie wszyscy na wszystkich narzekają i zapominają o najważniejszym etapie rozwoju człowieka – jego dzieciństwie – całkowicie zmarnowanym przez większość rodziców. O latach małych dzieci zmarnowanych bezpowrotnie przed telewizorem i komputerem. (A z próżnego to i Salomon nie naleje )
Otóż zapewniam idą coraz bardziej infantylne i ograniczone „roczniki”….
A ponadto reforma nie zaleca rozwijać, reforma każe trafić w klucz, a jeżeli tak to czym się martwicie.
Wszystko niech będzie dziełem przypadku.
wiesia, kasia,
To gdzie wy uczycie, że nie macie kogo uczyć? Widać marne z was nauczycielki, że was do dobrej szkoły nie przyjęli. Popatrzcie na naszego gospodarza, umie uczyć, ma sukcesy, to ma uczniów zdolnych w nagrodę.
Macie takich uczniów na jakich zasługujecie. Ja bym im tylko broń rozdał, żeby mogli się przed wami bronić 🙂 🙂 🙂
wiesia
12 grudnia o godz. 20:23
„Generalnie wszyscy na wszystkich narzekają i zapominają o najważniejszym etapie rozwoju człowieka ? jego dzieciństwie ? całkowicie zmarnowanym przez większość rodziców.
A z próżnego to i Salomon nie naleje…”
– – –
Wszystkie dzieci powinny być odbierane rodzicom, najlepiej już w życiu płodowym i przekazywane wiesi.
A ona już im naleje.
Sposobem Salomona, który z problemami dziecięcymi i kłótliwymi rodzicami dawał sobie ostateczną radę, niczym, zapewne, wiesia.
Rodzice, nie wychowujcie obwiesi,
powierzajcie je opiece.
Wiesi.
PS Byłoby to nawet śmieszne co wiesia pisze, gdyby nie było takie strasznie (!) powszechne w szkole. To zadufanie w sobie i pogarda dla małego człowieka i jego rodziców a przymusowych chlebodawców tej…wiesi.
Barbares ante familiae portas, zgroza. :((
tylko, że wiesia prawdopodobnie robi co może aby wyszli na ludzi ci, których rodzice to zera.
Może zmienisz zdanie gdy kiedyś oberwiesz po łbie wysiadając z samochodu od jakiegoś gimnazjalisty, który przejął od rodziców przekonania, że szkoła jest g… warta i nie ma sensu do niej chodzić. Bo pieniądze przecież leżą (chodzą) na ulicy.
nn
12 grudnia o godz. 23:45
– – –
Jakby Cię rodzice lepiej wychowali, to też byś wyszedł na ludzi i nie trzeba by było Ci dawać „po łbie”.
Podobają Ci się takie argumenty, tyle że zwrócone w przeciwną stronę?
A właśnie tak usiłujesz swoim wpisem ‚wychowywać’ innych.
Mylisz szkołę z zakładem penitencjarnym a belfra z klawiszem.
Barbares ante portas, atque sub vehiculum … 😉
Nb. są inne, prostsze fora i blogi na takie komentarze jak wiesi czy Twój. Prostactwem krzywdzicie porządnych belfrów.
Wydaje mi się i nie tylko mnie, że jetem dobrze wychowany więc twoja uwaga jest nie na miejscu. Nie znasz mnie więc nie oceniaj.
Niestety jak widać i tutaj trzeba obracać się między chamstwem, czego jesteś przykładem, Gekko. Do oceny twojej osoby uprawniają twoje wypowiedzi, które śledzę od dłuższego czasu. I wiesz co, dobrze by było gdybyś sobie poszukał innego miejsca w internecie.
„Mylisz szkołę z zakładem penitencjarnym a belfra z klawiszem.”
Gdzie coś takiego napisałem? Z jakiej części mojej wypowiedzi to wynika. Proszę cię o nie przypisywanie mi niczego czego nie napisałem.
nn
13 grudnia o godz. 9:21
– – –
Mnie ‚się wydaje’, że Twoje prostackie wypowiedzi, argumentujące „dawaniem po łbie” w celu zmiany zdania, są dostatecznym dowodem braku kwalifikacji intelektualnych i moralnych do pełnienia funkcji wychowawczych.
Nawet na blogu.
Nawet, jeśli dotąd nie znalazłeś się wśród osób, które takimi kwalifikacjami dysponują i mogą Ci pomóc dokonać samooceny.
Ale to, jak i niestosowny (trudne słowo) związek przemocy fizycznej, jako argumentu, z wypowiedzią belfra (a zupełnie pasujący do klawisza), jaką tu wysmażyłeś, ktoś zapewne lepiej powinien Ci wyjaśnić, językiem zrozumiałym dla Ciebie ( i pewnie taką próbę opisałeś).
Ja z kolei protestuję aby indywidua, wypisujące tak prostackie i prymitywne poglądy ‚wychowawcze’, jakie Ty demonstrujesz, robiły to podszywając się pod zawód nauczyciela (domyślnie, jak rozumiem) i zbliżały się do jakichkolwiek dzieci za publiczne pieniądze.
Nie próbuj nawet mi odpowiadać, bo się jeszcze bardziej pochlastasz własnym językiem.
A ja bym ci gekkonie jeden zarozumiały dała prostacko i prymitywnie nie tylko po łbie.
Zuza
13 grudnia o godz. 19:58
A ja bym ci gekkonie jeden zarozumiały dała prostacko i prymitywnie nie tylko po łbie.
– – –
🙂 🙂 🙂
Ależ proszę bardzo, psę pani.
Do której szkoły mam się stawić?
Takich lekcji belferskiego BDSM nie można tak tylko w e-lerningu 2.0 internetowym…
Wziąć mam pejczyk?
@nn: ‚który przejął od rodziców przekonania, że szkoła jest g? warta i nie ma sensu do niej chodzić’
Sorry, nn, pewnie jako przedstawiciel jedynie światłej grupy społecznej nie uwierzysz, że rzeczywistośc widziana spoza katedry wygląda nieco inaczej. Twój gimnazjalista niczego nie ‚przejmuje’, on się naocznie przekonuje, często wbrew woli, wysiłkom i argumentacji rodziców, dzień po dniu spędzonym w szkole, klasa po klasie i kończąc gimnazjum najczęściej już trudno oczekiwac od niego takiej naiwności, aby uwierzył, że szkoła chce mu coś zaoferować. I im bardziej jest inteligentny i wrażliwy, tym szybciej do tego przekonania dochodzi. W szkole średniej już jest o wiele za późno.