Twardziele i mięczaki

Uczniom podoba się twardy nauczyciel przedmiotów maturalnych i mięczak, który uczy michałków. Niestety, bywa czasem odwrotnie, np. mięczak uczący matematyki czy polskiego (przedmioty obowiązkowe na maturze) oraz twardziel zajmujący się geografią czy biologią, których akurat nikt nie zdaje.

Dyrekcja dobrze wie, którzy nauczyciele są twardzi, a którzy miękcy. Wykorzystuje tę wiedzę do obsadzania klas. Na przykład twardych matematyków daje do klas matematycznych (razem z miękkim historykiem, aby uczniowie mogli odreagować stres). Niestety, nie zawsze ma wybór, nieraz jakiś przedmiot reprezentują tylko miękcy nauczyciele. Tymczasem wymagania są takie, aby byli twardzi.

Piszę o tym, ponieważ zauważyłem, że w kontaktach z uczniami robię się miękki. Powinienem niektóre klasy, szczególnie humanistyczne, trzymać krótko, traktować ostro i nie dawać im ani chwili wytchnienia, tymczasem coraz częściej odpuszczam. Podobnie zachowują się inni nauczyciele w mojej szkole. Twardych zdecydowanie ubywa. Wśród anglistów, germanistów i polonistów nie ma ani jednego twardziela (zdarzają się próby twardości, ale przy pierwszym konflikcie nauczyciele miękną). Rozmawiałem o tym z kolegami i stwierdziliśmy, że to z powodu spadku testosteronu. Niestety, zapowiada się, że spadek będzie postępował, czyli będziemy bardziej miękcy.

Jakiś czas temu szkoła oferowała nauczycielom kurs samoobrony i sztuk walki. Zbyt pochopnie zrezygnowałem ze szkolenia. Miałem wtedy ciężką rękę i byłem na tyle twardy, że nie wyobrażałem sobie, aby jakiś uczeń ośmielił mi się podskoczyć. Co innego teraz. Przydałoby mi się szkolenie z tego, jak jednym spojrzeniem wybić uczniowi z głowy wszelką ochotę do sprzeciwu, jak wydawać polecenia, aby były natychmiast wykonywane, i jak marszczyć brwi, aby nikt nie ściągał. Kiedyś robiłem takie rzeczy z natury, a teraz kompletnie mi nie wychodzi. Ostatnio podczas omawiania lektury, zamiast zrobić pogrom ze znajomości dzieła, wzruszyłem się – czyli absolutna kompromitacja.