Nowa jakość licealisty

Przez wiele lat dobre licea mogły przebierać w uczniach jak w ulęgałkach. Progi były ustawione tak wysoko, że pewni przyjęcia mogli być tylko prymusi oraz olimpijczycy. Reszta całowała klamkę i odchodziła z kwitkiem. Nauczyciele w tych szkołach przyzwyczaili się, że uczą elitę polskiej młodzieży. Teraz z powodu niżu bardzo dobre licea biorą także średniaków, a pozostałe, jak leci. Na stronie „Głosu Nauczycielskiego” przeczytałem, że nauczyciele są załamani, ponieważ będą musieli uczyć dzieci, które powinny trafić do zawodówek, gdyż na przyswojenie wiedzy serwowanej przez licea nie mają żadnej szansy (zobacz tekst).

Wydaje mi się, że prawdziwy problem będą mieć nie nauczyciele, lecz zdolniejsi uczniowie. Uczyć się w klasie, gdzie koledzy nie radzą sobie z myśleniem, nudzą się i przeszkadzają, to prawdziwa męka. Nie po to zdolny młody człowiek wybiera szkołę o wysokim poziomie nauczania, powiedzmy kuźnię olimpijczyków i stajnię przyszłych gwiazd najbardziej prestiżowych kierunków studiów, aby trafić do jednej klasy z ludźmi inteligentnymi inaczej, czyli – używając młodzieżowego słownictwa – debilami. Niestety, właśnie na coś takiego młody zdolny musi być przygotowany. Do tej pory gimnazjum było ostatnim etapem, kiedy to zdolni i ambitni uczyli się wespół z niezdolnymi i nieambitnymi. Teraz ta koedukacja przenosi się nawet do dobrych liceów.

Nie jestem przerażony, gdy do zdolnej klasy trafiają uczniowie, którzy – nazwijmy to delikatnie – odbiegają od reszty poziomem. Taka sytuacja stanowi dla mnie wyzwanie. W gronie jednakowych uczniów, tak dobrych, jak i złych, nauczyciel gnuśnieje. Gdy towarzystwo jest wymieszane, mam ręce pełne roboty. Po lekcji w klasie złożonej z uczniów o nierównych możliwościach czuję, że zapracowałem na swój chleb.

Niestety, zdecydowanie gorzej czują się uczniowie. Do każdej grupy trzeba bowiem mówić innym językiem. Ze zdolnymi rozmawia się jak równy z równym, jak partner z partnerem, natomiast mniej zdolnym tłumaczy się jak krowie na granicy, tj. krótko i stanowczo. Taki styl pracy powoduje, że rodzą się konflikty między uczniami. Nieraz byłem świadkiem, jak zdolny uczeń nie wytrzymał i powiedział nierozgarniętemu koledze parę przykrych słów. Mniej zdolni też potrafią dokuczać utalentowanym kolegom. Jeśli nie chcemy konfliktów, trzeba poziom wyrównać. Niestety, zwykle w dół. Zdolni, ambitni siedzą cicho albo w ogóle nie przychodzą do szkoły, tylko uczą się w domu, a lekcja w całości przeznaczana jest dla tępych.