Dziennik elektroniczny

Po wakacjach moja szkoła przechodzi na dziennik elektroniczny. Właśnie wróciłem ze szkolenia, które trochę mnie oszołomiło. Całe szczęście, że mam dwa miesiące na przemyślenie wszystkich procedur. Przede wszystkim trzeba będzie wymyślić, jak w razie popełnienia błędu zwalić całą winę na komputer.

Dziennik papierowy pozwala na stosowanie numerów, które nie przejdą w systemie elektronicznym. Otóż na papierze można pisać tak niewyraźnie, aby kontrola nie odczytała i nie przyczepiła się, że temat jest niezgodny z wytycznymi MEN. W ogóle zauważyłem, że wizytatorzy omijają tematy nieczytelne, a przyczepiają się do zapisów czytelnych. Kto gryzmoli, nie ma kłopotów.

Niektórzy nauczyciele tak świetnie opanowali sztukę gryzmolenia, że nie muszą nawet znać zasad ortografii, bowiem wszystkie litery zapisują podobnie. Pewne wpisy tak wyglądają, że mogą równie dobrze odnosić się do kilku przedmiotów, nawet tak odległych jak historia czy fizyka. Jak ktoś w papierowym dzienniku niechcący wpisze temat z geografii w rubryce wychowanie fizyczne, to nie musi poprawiać. Ja sam dla pewności, aby nikt mnie nie odczytał, piszę tylko spółgłoskami lub tylko samogłoskami. Nie jestem wcale wyjątkiem. Szyfrem pisze co drugi nauczyciel.

Teraz to wszystko się skończy. Przy pomocy klawiatury nie da się pisać nieczytelnie. I właśnie ten problem, czyli że trzeba będzie wpisać temat zgodny co do joty z programem nauczania, bardzo mnie niepokoi. Do tej pory było tak, że w ministerstwie wymyślano idiotyczne podstawy programowe, których potem prawie żaden nauczyciel nie realizował. Człowiek spaliłby się ze wstydu, gdyby musiał uczyć tego, co MEN każe. Te kombinacje nauczyciele ukrywali w nieczytelnie zapisanych tematach. Teraz trzeba będzie wpisać prawdę. Papier – jak wszyscy wiemy – jest cierpliwy. Czy komputery też pozwolą sobie wciskać głupotę, czas pokaże.